więcKemal pisze: najlepiej podejść bezpośrednio
aleKemal pisze:stwierdziła, że "się we mnie zakochała" (w obecności jakiś 10 osób)
boKemal pisze:nie wysyłając sprzecznych sygnałów
Kemal pisze:za jakieś 15 minut miziała się z innym
więcKemal pisze: najlepiej podejść bezpośrednio
aleKemal pisze:stwierdziła, że "się we mnie zakochała" (w obecności jakiś 10 osób)
boKemal pisze:nie wysyłając sprzecznych sygnałów
Kemal pisze:za jakieś 15 minut miziała się z innym
Ja się mogę właściwie podpisać pod tym, co napisala Rinn. Nie ma w tym dla mnie niczego niezrozumiałegoeh wy szóstki jak was rozgryżć? z ktorej strony ugryzc..?
Nie chodzi o to, że nie jest to najpierw zauroczeniem, zakochaniem - jak zwał tak zwał. Chodzi o to, że aby chcieć w to wejść musimy lepiej poznać tę osobę od "wow!" i dopiero jak jej zaufamy, dodatkowo zaprzyjaźnimy się to chcemy się w to rzucić.totalnie tego nie rozumiem, takie cos bylo dla mnie zawsze wyprane z romantyczności. milosc zrodzona z przyjazni? nie!
Bywa i tak, że najpierw kogoś poznajemy i widzimy w nim przyjaciela, dopiero później ta fascynacja wchodzi na level "chyba czuję tutaj coś więcej", ale w moim przypadku nie zawsze. Ja często miewam tak, że spodoba mi się ktoś- zauroczy mnie sobą, że pomyślę "Cholera, chyba myślę o tej osobie i jeszcze na dodatek na tę myśl się uśmiecham. Coś jest na rzeczy.". Jednakże nie jestem typem rzucającym się w "przepaść miłości". Ja chcę najpierw sprawdzić czy łączy nas coś więcej, czy mamy o czym rozmawiać, czy się rozumiemy... Co tak naprawdę nas łączy? Nie interesuje mnie cielesność... Nie wydaje mi się, iż jest to wyprane z romantyzmu, ale to tylko moje zdanie."Moje związki zazwyczaj rozwijały się z przyjaźni, nie potrafiłę nawiązać od razu "romantycznej" relacji z facetem poznanym gdzieś "na ulicy". Pierwsze kontakty muszą być neutralne, najpierw potrzebuję kogoś poznać po prostu jako człowieka, i tak samo zależy mi, żeby ktoś we mnie widział człowieka, a nie obiekt seksualny. "
aaaa ok juz rozumiem.Prowokacja pisze: Bywa i tak, że najpierw kogoś poznajemy i widzimy w nim przyjaciela, dopiero później ta fascynacja wchodzi na level "chyba czuję tutaj coś więcej", ale w moim przypadku nie zawsze. Ja często miewam tak, że spodoba mi się ktoś- zauroczy mnie sobą, że pomyślę "Cholera, chyba myślę o tej osobie i jeszcze na dodatek na tę myśl się uśmiecham. Coś jest na rzeczy.". Jednakże nie jestem typem rzucającym się w "przepaść miłości". Ja chcę najpierw sprawdzić czy łączy nas coś więcej, czy mamy o czym rozmawiać, czy się rozumiemy... Co tak naprawdę nas łączy? Nie interesuje mnie cielesność... Nie wydaje mi się, iż jest to wyprane z romantyzmu, ale to tylko moje zdanie.
Wg mnie jest to trochę do dupy. Jeżeli facet zabiera się do kobiety jak pies do jeża, próbuje się zaprzyjaźniać, to często wynika z tego koleżeństwo a nie partnerstwo. Ja przynajmniej biore takich facetów za dupy wołowe które trzeba prowadzić za rączkę bo nie wykazują żadnej inicjatywy, i zazwyczaj daje sobie spokój.Prowokacja pisze: Nie wiem czy jest czego zazdrościć, bo większość ludzi, na których trafiam chce od razu "związkowo", nie interesuje ich zaprzyjaźnianie się i powolne poznawania bez nadmiernego okazywania czułości fizycznej...
Takie zachowanie może conajwyżej łechtać ego. Pewna zabiegająca o mnie (bez wzajemności) 4 zachowywała się identycznie wobec mnie i przez to była dla mnie nudna (bo na każdy pstryk-zawołanie). Budujące ale irytujące i męczące zarazem.ale dla mnie on jest jak partner i
nie mam zamiaru sie z kim innym w tym czasie
spotykac, plan dnia ustalam pod niego, wogle
wszystko robie pod niego. on bynajmniej chyba
nie bardzo.
A gdzie ja tam pisałam o miesiącach? Ci faceci nie mogą wytrzymać nawet tygodnia czy dwóch. A poza tym kontakt fizyczny może być rożnyduplo pisze:Wg mnie jest to trochę do dupy. Jeżeli facet zabiera się do kobiety jak pies do jeża, próbuje się zaprzyjaźniać, to często wynika z tego koleżeństwo a nie partnerstwo. Ja przynajmniej biore takich facetów za dupy wołowe które trzeba prowadzić za rączkę bo nie wykazują żadnej inicjatywy, i zazwyczaj daje sobie spokój.
Rozumiem poznawać się stopniowo i na neutralnym gruncie przez dajmy na to - miesiąc, góra dwa, ale jeżeli w tym czasie nie nastąpi kontakt fizyczny to zacznę traktować gościa jak przyjaciela-geja, i w trzecim miesiącu spotkań będę zwierzać mu się z bieżących randek.
O wow, ja takich nie znam. I ja na pewno nie wiem po tygodniu czy chcę czegoś więcej niż przyjaźń.Zresztą wydaje mi się, że kobieta w pierwszym tygodniu znajomości jest w stanie ocenić czy chce się z facetem przyjaźnić, przespać czy zrobić z niego ojca swoich dzieci, więc po co bawić się w podchody.
no ok moze bym tak umiala gdyby mi dawal jednoznaczne sygnaly. sam mi robi sieczke w glowie wiec nie potrafie czuc sie pewna i silna.duplo pisze: Dla mnie harmonią jest, gdy partner ma swoje życie, pasje, znajomych (wtedy bardziej go pożądam) ale jednocześnie jest silny i godny zaufania. Nie miewa huśtawek, kiedy mówi że mnie chce to postępuje tak że mu wierzę i nie muszę zgadywać co się aktualnie dzieje między nami.