Skuteczne sposoby zmotywowania się
czasem malymi kroczkami. skrupulatnym notowaniem rzeczy do zrobienia, by je dla satysfakcji po ukonczonej skreslic z listy. czasem po ukonczeniu jakiejs pracy, ktorej nie bylo na liscie,lubie ja dopisac po to, by moc ja skreslic. ale tak naprawde najbardziej motywuje mnie poczucie spelnionego obowiazku. gdy jestem do tylu czuje niepokoj, czuje sie winna, marnotrawiaca. gdy skresle z listy obowiazki, sprawy pilne, czuje spelnienie i spokoj ducha
też mam egzamin we wtorek i z góry postanowiłam go chyba nie zdać a żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że nic nie robię, zaprosiłam kumpelę i się obie obijamy Jutro pewnie zacznę się wkurzać (tak po południu), a w dniu egzaminu będę zła na innych, że się nauczyliShane pisze:A ja nawet tej motywacji nie mam... siedzę sobie nad notatkami do egzaminu wtorkowego i nie mogę nic z siebie wykrzesać. Lenistwo na całego A jutro będzie lament i zgrzytanie zębami..., że się wcześniej za to nie wzięłam.
a Motywacja Na Wakacje to właśnie motywacja do jeszcze większej olewki niż zwykle i nawet nie mam ochoty kiwnąć palcem
ech, w ogóle ludzie to świnie - uczą się, poprawka - ryją, żeby potem tacy jak my wypadli na ich tle, jak głąby
Letnia sesja... Upał i strach daje w kość, człowiek się poci i przeklina własną głupotę. Moje "zarywanie" przed egzaminami polegało na bezmyślnym i długotrwałym wpatrywaniu się w okno/ścianę, sporadycznie przerywanym 5-10 minutowymi atakami panicznego wertowania sterty materiałów, po czym następowało kolejne odrętwienie i powrót do przerwanej czynności gapienia się w ścianę. Ten system "nauki" (nie wiedzieć jakim cudem) zdawał egzamin.
Czytając posty w moim ulubionym temacie Siódemek obserwuję z podziwem, że w tym jakże trudnym dla mózgu okresie nie obciążacie go dodatkowym (niepotrzebnym) stresem wykraczającym ponad minimum konieczne.vodka :) pisze:też mam egzamin we wtorek i z góry postanowiłam go chyba nie zdać a żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że nic nie robię, zaprosiłam kumpelę i się obie obijamy
5w6
Ewutek, ja też tak mam! To pierwsza moja letnia sesja, ale identycznie jest.
Siedzę i gapię się w ściany, czasem w notatki. O dziwo pół materiału do tego egzaminu mam już wkute w ten sposób (zabrałam się za to tydzień wcześniej i siedziałam 4 dni), bo gdy ktoś coś z niego mówi to od razu mi się włącza ciąg skojarzeniowy i okazuje się, że jednak coś w głowie zostało.
Ale to nawet nie chodzi o to, czy umiem czy nie umiem. (Tej drugiej połowy to prawie w ogóle, a pierwszej na pewno nie umiem perfekcyjnie). Tylko to jaki sposób myślenia reprezentuje egzaminator. Totalnie chaotyczny. Ostatnio u tej babki odpowiadałam. Udzieliłam odpowiedzi po czym ona stwierdziła "źle" i powiedziała to samo tylko w trochę innym ujęciu słownym :/
I jak tu mieć motywację? Jak i tak nie wiadomo, czy te godziny spędzone nad notatkami (i ścianą) się na coś zdadzą?
Siedzę i gapię się w ściany, czasem w notatki. O dziwo pół materiału do tego egzaminu mam już wkute w ten sposób (zabrałam się za to tydzień wcześniej i siedziałam 4 dni), bo gdy ktoś coś z niego mówi to od razu mi się włącza ciąg skojarzeniowy i okazuje się, że jednak coś w głowie zostało.
Ale to nawet nie chodzi o to, czy umiem czy nie umiem. (Tej drugiej połowy to prawie w ogóle, a pierwszej na pewno nie umiem perfekcyjnie). Tylko to jaki sposób myślenia reprezentuje egzaminator. Totalnie chaotyczny. Ostatnio u tej babki odpowiadałam. Udzieliłam odpowiedzi po czym ona stwierdziła "źle" i powiedziała to samo tylko w trochę innym ujęciu słownym :/
I jak tu mieć motywację? Jak i tak nie wiadomo, czy te godziny spędzone nad notatkami (i ścianą) się na coś zdadzą?
właśnie takiego towarzystwa potrzebowałabym do nauki - to też bym sobie leżała i gapiła się w kartki, a nie...ewutek pisze:Letnia sesja... Upał i strach daje w kość, człowiek się poci i przeklina własną głupotę. Moje "zarywanie" przed egzaminami polegało na bezmyślnym i długotrwałym wpatrywaniu się w okno/ścianę, sporadycznie przerywanym 5-10 minutowymi atakami panicznego wertowania sterty materiałów, po czym następowało kolejne odrętwienie i powrót do przerwanej czynności gapienia się w ścianę. Ten system "nauki" (nie wiedzieć jakim cudem) zdawał egzamin.
z sesji na sesję jest coraz gorzej - boję się dotknąć notatek, ich jest tak dużo, a ja tylko jedna - to nie fair trzeba uciekać...
-
- Posty: 657
- Rejestracja: poniedziałek, 6 listopada 2006, 13:44
Tak czytam Shane i vodke...i cos sobie mysle ze 7w8 chyba tego nie majasilver_bullet pisze:Nie chodzi mi o złość jako takie rasowe wqr^.^nie ale złość jako agresję, wewnętrzne spięcie, niepokój, frustrację... Coś takiego jak jedynki mają w sobie... Da się to bardzo skutecznie wykorzystać. Jeśli muszę coś zrobić dobrym sposobem na umotywowanie się (przynajmniej dla mnie) jest zdenerwowanie się na to. Wtedy rzucam się na robotę jakbym chciał ją rozszarpać Znika w podobnym tempie...vodka :) pisze:a na co się złościsz? bo ja nie mam aktulanie ochoty na złoszczenie się na cokolwiek... jestem w nastroju: "relax, take it easy"silver_bullet pisze:Najlepszym sposobem na zmotywowanie się jaki udało mi się w sobie znaleźć to chyba złość...
Osobisty nastrój nie ma tu nic do rzeczy.
Osobiscie to prawie, ze sie nie wqr..am, a juz na robote to zupelnie nie potrafie...
Jedyne co działa to nóż na gardle...
Co ciekawe, życie intesywnie mnie oducza systematycznosci,
w 90% przypadków okazuje się, że gdybym coś zrobił
wczesniej narobił bym się na darmo....
Co do jakim cudem...u siebie zaobserwowałem "podbramkowe szczescie", w naprawde drastycznych sytuacjach laduje na conajmniej 3 łapy
Troche Was zmartwie...w moim starczym wieku już noż na gardle
powoli przestaje działać...tylko koniecznośc utrzymania rodziny,
jakos mnie popycha w strone pracy
7w8 sx/so/sp ENFP sangwinik
produkt vodko :)podobny
produkt vodko :)podobny
Hmm... kilka razy robiłam test i wyszło mi 7w8. Myślę więc, że dużo z niej mam, niekoniecznie wszystko. Po za tym dobrze jest walczyć z tymi niezbyt pozytywnymi cechami Ja ostatnio zauważyłam, że idę w stronę jedynki.kidziorek pisze: Tak czytam Shane i vodke...i cos sobie mysle ze 7w8 chyba tego nie maja
Osobiscie to prawie, ze sie nie wqr..am, a juz na robote to zupelnie nie potrafie...
Coraz rzadziej mi się tak zdarza, gdyż coraz większe wyzwania przede mną stają, ale też miałam takie sytuacje. Zresztą nigdy nie narobisz się na darmo - bo jeśli się narobisz, to paradoksalnie i tak zdobędziesz jakieś doświadczenie i na przyszłość będziesz lepiej wiedział ile zrobić, żeby było optymalnie - jak najlepiej i jak najszybciejkidziorek pisze: Jedyne co działa to nóż na gardle...
Co ciekawe, życie intesywnie mnie oducza systematycznosci,
w 90% przypadków okazuje się, że gdybym coś zrobił
wczesniej narobił bym się na darmo....
A to to akurat też często mi się zdarza, ale chyba nie warto zawsze liczyć na to szczęście - dobrze je wspomagać.kidziorek pisze: Co do jakim cudem...u siebie zaobserwowałem "podbramkowe szczescie", w naprawde drastycznych sytuacjach laduje na conajmniej 3 łapy
W moim młodym wieku też nóż na gardle przestaje działać. To co obecnie najsilniej mnie motywuje to to, czy rzecz, która wymaga pracy mnie interesuje i czy chcę się w tym kierunku rozwijać. Czasem nadchodzą chwilę zwątpienia, bo jestem strasznie leniwa, ale wtedy mówię sobie, że działam "dla dobra sprawy". Tak jest w przypadku studiów, które w połowie są nudne i cholernie nieciekawe, a mimo wszystko zmierzają do tego, że w przyszłości mam większe szanse na pracę w zawodzie, który będzie związany z moimi zainteresowaniami. Do pracy też motywuje mnie wyznaczanie sobie małych celów, które od razu bądź na którymś tam etapie służą realizacji moich marzeń. Gdy marzenie się spełni - Oj, jaka ta motywacja! Grunt to nie poprzestawać marzyćkidziorek pisze: Troche Was zmartwie...w moim starczym wieku już noż na gardle
powoli przestaje działać...tylko koniecznośc utrzymania rodziny,
jakos mnie popycha w strone pracy
Miałem na myśli zmianę założeń o 180% i cała praca na marne a doswiadcznie,przynajmniej w najblizszej przyszłości nieprzydatne..Shane pisze: Coraz rzadziej mi się tak zdarza, gdyż coraz większe wyzwania przede mną stają, ale też miałam takie sytuacje. Zresztą nigdy nie narobisz się na darmo - bo jeśli się narobisz, to paradoksalnie i tak zdobędziesz jakieś doświadczenie i na przyszłość będziesz lepiej wiedział ile zrobić, żeby było optymalnie - jak najlepiej i jak najszybciej
Bez wspomagania to sie chyba nie daShane pisze:A to to akurat też często mi się zdarza, ale chyba nie warto zawsze liczyć na to szczęście - dobrze je wspomagać.kidziorek pisze: Co do jakim cudem...u siebie zaobserwowałem "podbramkowe szczescie", w naprawde drastycznych sytuacjach laduje na conajmniej 3 łapy
No jak cos mnie interesuje to mi sie zupelnie zwyczajnie(?) CHCE, wiec jakby problem znika...ale niestety przy kazdej interesujacej rzeczy, jest jeszcze "czarna" robota do wykonaniaShane pisze:kidziorek pisze: Troche Was zmartwie...w moim starczym wieku już noż na gardle
powoli przestaje działać...tylko koniecznośc utrzymania rodziny,
jakos mnie popycha w strone pracyShane pisze:W moim młodym wieku też nóż na gardle przestaje działać. To co obecnie najsilniej mnie motywuje to to, czy rzecz, która wymaga pracy mnie interesuje i czy chcę się w tym kierunku rozwijać. Czasem nadchodzą chwilę zwątpienia, bo jestem strasznie leniwa, ale wtedy mówię sobie, że działam "dla dobra sprawy". Tak jest w przypadku studiów, które w połowie są nudne i cholernie nieciekawe, a mimo wszystko zmierzają do tego, że w przyszłości mam większe szanse na pracę w zawodzie, który będzie związany z moimi zainteresowaniami. Do pracy też motywuje mnie wyznaczanie sobie małych celów, które od razu bądź na którymś tam etapie służą realizacji moich marzeń. Gdy marzenie się spełni - Oj, jaka ta motywacja! Grunt to nie poprzestawać marzyć
Tu sie chyba moj kiepski poziom zdrowia odzywa....
Ale jak sie cos juz spelnia nieubłganie następuje "smutek spełnionej baśni", nijak nie potrafie sie czyms dlugo cieszyc....
7w8 sx/so/sp ENFP sangwinik
produkt vodko :)podobny
produkt vodko :)podobny
-
- Posty: 657
- Rejestracja: poniedziałek, 6 listopada 2006, 13:44
masz po prostu takie podejscie, znam ludzi ktorzy ciesza sie bez wzgledu na to czy wlasnie zabrali sie do roboty czy w pocie czola mozolnie probuja dokonczyc rozpoczeta prace. niektorzy po prostu to lubia, a siodemki nie, my mozemy planowac, koordynowac ale nie wykonywac bo szybko zabije nas nuda.No jak cos mnie interesuje to mi sie zupelnie zwyczajnie(?) CHCE, wiec jakby problem znika...ale niestety przy kazdej interesujacej rzeczy, jest jeszcze "czarna" robota do wykonania
ja tez. wlasciwie im dluzej na cos czekam tym bardziej sie niecierpliwie i w pewnym momencie przestaje mnie cieszyc to na co czekam.Ale jak sie cos juz spelnia nieubłganie następuje "smutek spełnionej baśni", nijak nie potrafie sie czyms dlugo cieszyc....
generalnie nie jestesmy pracoholikami choc musze przyznac ze ja pracowac lubie i rzadko bedac w pracy robie cos na odwal sie, co innego bylo w szkole