Przykładowo czytałem książkę o toksycznych ludziach oraz książkę o walce z agresywnymi postawami. W pierwszej były wymienione przykłady owych toksycznych osób, których należy unikać jak ognia, a w drugiej było napisane by unikać negatywnych określeń i wartościowań, bo to prowadzi do przemocy. Nazwanie kogoś toksycznym raczej zbyt miłe nie jest Zresztą nie trzeba nazywać, wystarczy że się kogoś za toksycznego uważa i wtedy już nie traktuje się go po ludzku.
Gdyby wszyscy ludzie podchodzili do życia według tej drugiej książki, to ilość toksycznych ludzi by zmalała, bo nikt nie czułby się odrzucony. A pierwsza książka poprzez dzielenie ludzi na toksycznych i nietoksycznych skutecznie temu przeciwdziała.
Mając dziewczynę z borderline można ją odrzucić stosując się do rady w pierwszej książce, bo jest według tej książki przykładem toksycznej osoby. Można też wziąć przykład z drugiej książki i uznać ją za równą sobie, tylko z problemem i pomóc rozwiązać problem, nie uznając jej za toksyczną.
Ok to co piszesz ma sens. Ważne by nie popadać w skrajność z niemyśleniem o niczym i życiem chwilą, ani też nie myśleć ciągle o przyszłości, która jest niepewna. W takim razie najlepiej trochę cieszyć się chwilą, a trochę planować przyszłość. Tylko tamte książki skupiają się na wybranej postawie i ją nieco idealizują. W jednej jest sugestia by głównie nie myśleć i znajdować się tu i teraz, a sporadycznie tylko myśleć o przyszłości, a w drugiej odwrotnie.Zielona pisze:Żyć „Tu i teraz” oznacza zrozumienie, że do dyspozycji mamy tylko tę obecną chwilę, więc jeśli chcemy cokolwiek zrobić to da się wyłącznie tu i teraz. Np. pisać ten post mogę tylko teraz, muszę być także tu, przy komputerze, a nie w sklepie czy gdziekolwiek indziej. Nie mogę go napisać wczoraj ani jutro. Myśleć i czuć też mogę tylko teraz, reagować też. Wczoraj już mięło, jutro jeszcze nie nadeszło. W konsekwencji nie ma sensu przeżywać wczorajszych emocji ani martwić się jutrem , bo będą niszczyć moje teraz. Jutro mogę jedynie planować i nierobienie tego wydaje mi się nierozsądne, żeby nie powiedzieć głupie, a „Sekret” odnosi się do tej planowanej przyszłości. Teraz i jutro nie stoją w sprzeczności, a są ze sobą powiązane. Żeby cokolwiek wydarzyło się w przyszłości muszę działać dziś. Ta postawa nie ma w sobie nic z beztroskiego życia chwilą i udawania, że jutro jakoś to będzie, za to ma wiele z umiejętności nie psucia sobie dziś tym co było lub będzie. Jutra mogę nie dożyć, nie warto martwić się na zapas, a warto cieszyć tym co dziś.
Obie te książki mają sens, bo zwracają uwagę na różne problemy. Pierwsza służy do walki z prokrastynacją (głównie myślową, autor był piątką i prawdopodobnie Ni-egowcem, bo widział problem z myślami jako główny i dużo pisał o myślach na temat czasu przyszłość-przeszłość, mania myślenia to 5, a myśli związane z czasem to Ni-ego), a druga do walki z negatywnymi myślami, zniechęceniem i zastąpieniem tego motywacją do działania, czyli pozytywnymi myślami i koncentracją na nich (autorzy mogli być 4kami, bo zauważyli problem z negatywnymi emocjami, a nie skupiali się tak na problemie z myślami co wcześniejszy autor)
No i dobrze, trzeba działać teraz by mieć coś jutro. A we wcześniejszych postach pisałaś coś co zrozumiałem jako programowanie świata samym myśleniem. Od siedzenia na tyłku niczego się nie zmieni. Czym innym jest pozytywne nastawienie, bo dzięki temu mamy motywację do działania, a czym innym jest wiara w to że samą myślą wpłyniemy na świat. Bo nie wpłyniemy. Wciąż nie udowodniono telekinezy i nikt siłą woli nie wygina łyżeczek. W "sekrecie" zostało to tak przedstawione jakby myśl wpływała na rzeczywistość sama przez się. Tak nie jest, bo można myśleć o ruszeniu ręką i nią nie ruszyć, a można ją poruszyć bezwiednie np. przy odruchu bezwarunkowym, czy podczas snu. Myśli mają za zadanie ułożyć nam w głowie plan sekwencji różnych działań, by osiągnąć cel. Cel pojawia się pod wpływem pragnień - emocji. A działanie to jeszcze inna sprawa. Gdy każdy typ enneagramu odpowiednio zsynchronizuje te rzeczy, to osiąga wysokie PRO.Zielona pisze:Jeśli zechcesz coś mi odpisać to będziesz musiał zrobić to w przyszłości, ale dla Ciebie to będzie twoje aktualne teraz. Natomiast ja do tego czasu nie będę się zastanawiać nad tym co ewentualnie napiszesz – myśleć i reagować będę w moim przyszłym teraz - przy czytaniu, a fakt napisania tego postu zostawię w przeszłości i nie będę roztrząsać czy mogłam coś napisać inaczej/lepiej ani co możesz mi odpisać. Skupię się nad moim aktualnym „Tu i teraz”. Nie odpiszesz, też dobrze. Zrobię coś innego niż czytanie twojego postu. Proste.
A jak się dla urzeczywistnienia tej przyszłości działa to zupełnie inna sprawa – to tylko narzędzie – a to nie stoi nijak w sprzeczności do tego co napisałam powyżej. I jakiego bym nie wybrała to i tak mogę go użyć wyłącznie teraz.
Ma dostęp do swych emocji co pozwala na określenie pragnienia - celu. Ma odpowiednio uporządkowane myśli, by zaplanować sekwencję działań pozwalających cel osiągnąć. Ma zdolność działania, czyli funkcjonuje tu i teraz.
Filozofie wschodu nakazują wyłączyć działanie, emocje czyli wyzbyć się pragnień oraz myśli i zatracić siebie co w praktyce polega na nicnierobieniu i nawet na niemyśleniu. Niektórzy mają problemy poznawcze i obniżone IQ, małą wiedzę, ale za to działają. Inni np. Steven Hawking są całkiem sparaliżowani, ale mają sprawne umysły i przyczyniają się do rozwoju nauki. Jeszcze inni mają silne emocje i pragnienia i np. tworzą sztukę.
I to wszystko jest dobre. Dlatego filozofie wschodu są dla mnie niezrozumiałe i nie wiem co chciał osiągnąć Budda mając na myśli oświecenie. To był jakiś bogacz, który wiódł fajne życie, ale nie czuł się wolny i uciekł do świata biedoty. Zobaczył jak ludzie pracują i cierpią i postanowił, że kres cierpieniu przyniesie jedynie oświecenie, które w praktyce polega na nicnierobieniu i śmierci za życia. To jest głupie, życie trwa tylko ułamek w obliczu wieczności. Szkoda umierać za życia skoro i tak życie jest chwilą, na chwilę można mieć to swoje ja i porobić coś fajnego. Cierpienie jest efektem ubocznym.
Przynajmniej kultura chrześcijańska nie polega na ucieczce od cierpienia, tylko na zmierzeniu się z nim i nawet uznaje, że jest ono w jakiś sposób ważne.