Emocjonalny Offtop
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Ciekawych masz kumpli. Niektórzy twierdzą, że po alkoholu ludziom puszczają hamulce i robią to, na co na trzeźwo nie mieliby odwagi, ale na co mają ochotę.
dwietrzecie
sx/so
EII-Fi | DCN{H}
Until we have seen someone's darkness, we don't really know who they are.
Until we have forgiven someone's darkness, we don't really know what love is.
Marianne Williamson
sx/so
EII-Fi | DCN{H}
Until we have seen someone's darkness, we don't really know who they are.
Until we have forgiven someone's darkness, we don't really know what love is.
Marianne Williamson
- Wloczega4w5
- Posty: 90
- Rejestracja: poniedziałek, 20 lipca 2015, 11:44
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Chciałem się jakoś od nich uwolnić ale nie wiem jak, nie raz już im mówiłem żeby się ode mnie odpierdzielili a oni dalej że "kumple" i tak dalej. Nie odzywałem się przez 2 tygodnie - przyleźli i odłączyli mi prąd (korki są na korytarzu), otwieram drzwi a oni sie na chama wpierdzielają. Dodatkowo jedyne nasze wspólne zajęcie to picie a ja już mam dość! Jeszcze kurde jeden z nich to mój sąsiad... Dzisiaj siedzę zaszyty w domu i liże rany, nie mam jak zadzwonić do znajomej bo mi zalali słuchawkę od stacjonarki i nie mam nic na koncie.
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Najlepiej podjąć działania w kierunku zmiany środowiska. Zapewne długotrwałe, męczące, ale korzystne (vide przykład Duplo) w dłuższej perspektywie.
9 z PRO8, przez PRO7 na PRO6 sx/sp EII INFP
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Lepiej nie mieć takich kolegów
5w4, sp/sx/so
ILI - Ni, DCNH - CT(H)
ILI - Ni, DCNH - CT(H)
- Marcin_Zaba
- Posty: 18
- Rejestracja: czwartek, 31 grudnia 2015, 01:48
- Enneatyp: Indywidualista
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Przypomniałeś mi jak kiedyś moich znajomych denerwowała pralka u sąsiadów włączona gdzieś o 1-2 w nocy, na tyle że wyszli na korytarz i również wykręcili bezpieczniki.Wloczega4w5 pisze:odłączyli mi prąd (korki są na korytarzu)
Oni nawet na miano kolegów nie zasługują, takich ludzi trzeba unikać.Snufkin pisze:Lepiej nie mieć takich kolegów
edit
A tak w ogóle to dzisiaj jest ogólnopolski dzień walki z depresją!
Spoiler:
Green frog,
Is your body also
freshly painted?
Ryūnosuke A.
Is your body also
freshly painted?
Ryūnosuke A.
- Szyszek
- Posty: 151
- Rejestracja: czwartek, 27 sierpnia 2015, 14:46
- Enneatyp: Indywidualista
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Opis depresji Szyszka ;-)
Pochwalam inicjatywę, bo ludzie niestety kompletnie nie rozumieją, czym jest depresja.
Jak ludzie wyobrażają sobie depresję:
A co mi tam? Nagle zrobię się smutny. Mam taki kaprys. Mógłbym osiągnąć szczęście pstryknięciem palcem. Ale po co? Chcę być nieszczęśliwy! Bo mogę! Poleżę sobie w łóżku. Luuuzik.
Jak depresja wygląda naprawdę:
W dzieciństwie uwielbiałem bawić się klockami LEGO. Proste konstrukcje oczami wyobraźni zmieniały się w tętniącą życiem metropolię. Ludziki miały swoje życie.
Z czasem coś się popsuło. Dziecięca wyobraźnia zaczęła znikać, zabawa wydała się nudna i żenująca. Próbowałem do niej wracać, ale "to nie było to". Klocki poszły w odstawkę. Wyrosłem.
Z depresją jest trochę podobnie...
Tylko dotyczy wszystkiego.
Tak jakbym wyrósł z cieszenia się życiem. Nic mi się nie chciało. Zawalałem sprawy na uczelni, przestały mnie bawić książki, filmy i gry. Byłem na siebie wściekły. "Znowu nic nie zrobiłem", "jestem leniem", "nie nadaję się na studia", "potrafię tylko rozpaczać".
Rozpacz...
No właśnie. Pewnie kojarzycie moje "zjazdy". Jeśli ktoś niewtajemniczony, może się przekonać tutaj. Z czasem były coraz gorsze. To trochę tak jakbym dostał zupełnego przeciwieństwa orgazmu. Miałem wrażenie, że rozrywa mnie od środka. To było tak silne, że nie byłem w stanie podnieść się z krzesła/łózka, nawet jeśli strasznie chciało mi się pić albo do łazienki. Zero motywacji. Chciałem po prostu umrzeć. Zniknąć. Chętnie napisałbym w testamencie "kto mnie bezboleśnie zabije - zgarnia wszystko".
Strasznie mi się nasiliła zazdrość. Serio. Może to stawia mnie w złym świetle, ale gdy depresja szalała najmocniej, kompletnie straciłem umiejętność cieszenia się cudzym szczęściem. Ludzie dalej gnali na przód, osiągali kolejne sukcesy, wchodzili w związki. A czym ja miałem się pochwalić? Leżeniem w łóżku? Bezproduktywnością? Rozpaczą? Miałem wrażenie, że powinienem zupełnie odciąć się od internetu i wyprowadzić na bezludne rejony Kanady. By nie widzieć cudzego szczęścia. Ajć! Egoizm? Narcyzm? Być może. Ale nazywanie siebie w ten sposób tylko pogłębiało moją rozpacz.
Bałem się wychodzić z domu. Ciągle chciało mi się płakać. Uczelnia, autobus, centrum handlowe. Każde z tych miejsc stało się koszmarem. Napięcie było nieznośne. Nie mogłem wytrzymać. Więc zamknąłem się w pokoju. I płakałem. Sam. Nie widziałem dla siebie nadziei.
W domu: przytłaczająca samotność
Poza domem: okrutne napięcie
"Jak mam tak dalej żyć? Ile cierpienia jeszcze zniosę? Nigdzie nie czuję się dobrze!" Przy takim myśleniu nie trudno o myśli samobójcze. Więcej o nich pisałem tu. Ludzie najczęściej starają się odwieźć od tego pomysłu tłumacząc, że "życie jest piękne", "trzeba cieszyć się tym, co ma". Pamiętajcie jednak, że w depresji właśnie cieszenie się czymś jest niemożliwe albo piekielnie trudne. Dlatego taką osobę ciężko pocieszyć.
Stwierdzenia po których Szyszek chciał płakać, czyli czego nie mówić osobie w depresji:
Większość przykrych stwierdzeń w sumie sprowadza się do dziwnego przekonania, że depresja jest wyłącznie sprawą złej woli i mogę od tak z niej wyjść. Te stwierdzenia padały ze strony mojej rodziny i kolegów.
"Trzeba się cieszyć. To proste." - coś co dla innych jest proste, dla mnie jest nieosiągalne. Nienawiść do siebie +1
"Po prostu to zrób" - nie jestem w stanie nic zrobić. Nienawiść do siebie +1
"Szybciej zdrowiej, bo narobisz sobie problemów" - nie potrafię zadowalająco szybko zwalczyć depresji. Nienawiść do siebie +1.
"I tak pewnie dzisiaj nic nie zrobisz" - dzięki za motywację. Nienawiść do siebie +2.
"Przecież ty nie masz poważnych problemów. Inni mają gorzej.". Ludzie mają gorsze problemy i dają radę. Jestem do niczego. Świat mnie przerasta. Nienawiść do siebie +4
"Ty chyba nie chcesz rozwiązać swoich problemów" - a to już makabryczny cios poniżej pasa. To nie prawda, że ja nie chcę. Ja nie potrafię. Jestem beznadziejny. Nienawiść do siebie +100.
"Skoro chcesz się tak użalać nad sobą, to Twoja sprawa" - pewnie. Te wszystkie doły i przygniecenie smutkiem to mój kaprys. Nie umiem z tym walczyć. Nikt mnie nie rozumie. Nienawiść do siebie +1000.
A co Szyszka pocieszało?
Przede wszystkim zapewnianie ze strony środowiska, że jestem w jakiś sposób ważny. Często czuję się jak kompletnie niepotrzebne gówno, które jest męczące dla innych. Przez pewien czas z tego powodu nie zaglądałem na forum. Bo miałem wrażenie, że moje zjazdy tylko innych nudzą i psują atmosferę.
Cieszyło mnie, że są ludzie, którzy chcą ze mną pogadać choćby na Messengerze. Bardzo się ucieszyłem, gdy zostałem zaproszony przez kolegę na wspólne granie online. Ze zrozumiałych względów to nie był wybuch euforii, ale cierpienie choć na chwilę malało, a czasem pozwalało nawet o sobie zapomnieć. A to już coś!
Też robiło mi się miło, gdy na forum uzyskiwałem wsparcie. Miałem wtedy wrażenie, że jednak są ludzie, którzy potrafią mnie zrozumieć i choć trochę pocieszyć. Ja naprawdę to doceniam. Strasznie potrzebuję wsparcia. W różnej formie.
Wychodzenie z depresji
Depresja jest jak zapalenie płuc. Dopadła, przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Trzeba po prostu wyleczyć, a znowu stanie się na nogi. U mnie jest coraz lepiej. Nie wiem, jaka w tym zasługa leków a jaka psychoterapii. Pewnie obie rzeczy się nakładają. Chciałem się zabić. Nie widziałem żadnej nadziei. A to przecież uleczalne.
Naprawdę warto poprosić o pomoc fachowców. Wiem, że to może być trudne. Ojjj, ile ja z tym zwlekałem. Ale nie żałuję, że się przełamałem. Naprawdę mi pomogli. I w najbliższym czasie planuję opisać zgrabnie na forum, co dotychczas wyniosłem z terapii.
To na koniec może jeszcze taka uwaga. Strach przed lekami na depresję wynika z kilku faktów:
1. Pierwsze generacje leków na depresję z lat 60-tych i 70-tych miały bardzo poważne skutki uboczne. W pamięci społecznej utrwalił się negatywny obraz, ale on nie ma racji bytu. Od lat 80-tych wprowadzono nowe generacje leków, które są znacznie bezpieczniejsze. Skutki uboczne oczywiście mogą się przytrafić, ale nie ma leków idealnie bezpiecznych.
2. Czasami dany lek może okazać się nieskuteczny. Wtedy trzeba go najzwyczajniej w świecie zmienić na inny. Czasami może też konieczne okazać się zwiększenie dawki. To nie znaczy od razu, że wszystkie leki są nieskuteczne.
3. Na pierwsze efekty działania antydepresantów trzeba czekać min. 3 tygodnie regularnego brania (czasami dłużej). Niektórzy mogą już wcześniej ogłosić światu, że nie działa.
No to się nieźle rozpisałem. Mam nadzieję, że ta ściana tekstu nie była wyzwaniem większym niż moja depresja i choć trochę pokazuje, czym ta choroba właściwie jest.
Jak ludzie wyobrażają sobie depresję:
A co mi tam? Nagle zrobię się smutny. Mam taki kaprys. Mógłbym osiągnąć szczęście pstryknięciem palcem. Ale po co? Chcę być nieszczęśliwy! Bo mogę! Poleżę sobie w łóżku. Luuuzik.
Jak depresja wygląda naprawdę:
W dzieciństwie uwielbiałem bawić się klockami LEGO. Proste konstrukcje oczami wyobraźni zmieniały się w tętniącą życiem metropolię. Ludziki miały swoje życie.
Z czasem coś się popsuło. Dziecięca wyobraźnia zaczęła znikać, zabawa wydała się nudna i żenująca. Próbowałem do niej wracać, ale "to nie było to". Klocki poszły w odstawkę. Wyrosłem.
Z depresją jest trochę podobnie...
Tylko dotyczy wszystkiego.
Tak jakbym wyrósł z cieszenia się życiem. Nic mi się nie chciało. Zawalałem sprawy na uczelni, przestały mnie bawić książki, filmy i gry. Byłem na siebie wściekły. "Znowu nic nie zrobiłem", "jestem leniem", "nie nadaję się na studia", "potrafię tylko rozpaczać".
Rozpacz...
No właśnie. Pewnie kojarzycie moje "zjazdy". Jeśli ktoś niewtajemniczony, może się przekonać tutaj. Z czasem były coraz gorsze. To trochę tak jakbym dostał zupełnego przeciwieństwa orgazmu. Miałem wrażenie, że rozrywa mnie od środka. To było tak silne, że nie byłem w stanie podnieść się z krzesła/łózka, nawet jeśli strasznie chciało mi się pić albo do łazienki. Zero motywacji. Chciałem po prostu umrzeć. Zniknąć. Chętnie napisałbym w testamencie "kto mnie bezboleśnie zabije - zgarnia wszystko".
Strasznie mi się nasiliła zazdrość. Serio. Może to stawia mnie w złym świetle, ale gdy depresja szalała najmocniej, kompletnie straciłem umiejętność cieszenia się cudzym szczęściem. Ludzie dalej gnali na przód, osiągali kolejne sukcesy, wchodzili w związki. A czym ja miałem się pochwalić? Leżeniem w łóżku? Bezproduktywnością? Rozpaczą? Miałem wrażenie, że powinienem zupełnie odciąć się od internetu i wyprowadzić na bezludne rejony Kanady. By nie widzieć cudzego szczęścia. Ajć! Egoizm? Narcyzm? Być może. Ale nazywanie siebie w ten sposób tylko pogłębiało moją rozpacz.
Bałem się wychodzić z domu. Ciągle chciało mi się płakać. Uczelnia, autobus, centrum handlowe. Każde z tych miejsc stało się koszmarem. Napięcie było nieznośne. Nie mogłem wytrzymać. Więc zamknąłem się w pokoju. I płakałem. Sam. Nie widziałem dla siebie nadziei.
W domu: przytłaczająca samotność
Poza domem: okrutne napięcie
"Jak mam tak dalej żyć? Ile cierpienia jeszcze zniosę? Nigdzie nie czuję się dobrze!" Przy takim myśleniu nie trudno o myśli samobójcze. Więcej o nich pisałem tu. Ludzie najczęściej starają się odwieźć od tego pomysłu tłumacząc, że "życie jest piękne", "trzeba cieszyć się tym, co ma". Pamiętajcie jednak, że w depresji właśnie cieszenie się czymś jest niemożliwe albo piekielnie trudne. Dlatego taką osobę ciężko pocieszyć.
Stwierdzenia po których Szyszek chciał płakać, czyli czego nie mówić osobie w depresji:
Większość przykrych stwierdzeń w sumie sprowadza się do dziwnego przekonania, że depresja jest wyłącznie sprawą złej woli i mogę od tak z niej wyjść. Te stwierdzenia padały ze strony mojej rodziny i kolegów.
"Trzeba się cieszyć. To proste." - coś co dla innych jest proste, dla mnie jest nieosiągalne. Nienawiść do siebie +1
"Po prostu to zrób" - nie jestem w stanie nic zrobić. Nienawiść do siebie +1
"Szybciej zdrowiej, bo narobisz sobie problemów" - nie potrafię zadowalająco szybko zwalczyć depresji. Nienawiść do siebie +1.
"I tak pewnie dzisiaj nic nie zrobisz" - dzięki za motywację. Nienawiść do siebie +2.
"Przecież ty nie masz poważnych problemów. Inni mają gorzej.". Ludzie mają gorsze problemy i dają radę. Jestem do niczego. Świat mnie przerasta. Nienawiść do siebie +4
"Ty chyba nie chcesz rozwiązać swoich problemów" - a to już makabryczny cios poniżej pasa. To nie prawda, że ja nie chcę. Ja nie potrafię. Jestem beznadziejny. Nienawiść do siebie +100.
"Skoro chcesz się tak użalać nad sobą, to Twoja sprawa" - pewnie. Te wszystkie doły i przygniecenie smutkiem to mój kaprys. Nie umiem z tym walczyć. Nikt mnie nie rozumie. Nienawiść do siebie +1000.
A co Szyszka pocieszało?
Przede wszystkim zapewnianie ze strony środowiska, że jestem w jakiś sposób ważny. Często czuję się jak kompletnie niepotrzebne gówno, które jest męczące dla innych. Przez pewien czas z tego powodu nie zaglądałem na forum. Bo miałem wrażenie, że moje zjazdy tylko innych nudzą i psują atmosferę.
Cieszyło mnie, że są ludzie, którzy chcą ze mną pogadać choćby na Messengerze. Bardzo się ucieszyłem, gdy zostałem zaproszony przez kolegę na wspólne granie online. Ze zrozumiałych względów to nie był wybuch euforii, ale cierpienie choć na chwilę malało, a czasem pozwalało nawet o sobie zapomnieć. A to już coś!
Też robiło mi się miło, gdy na forum uzyskiwałem wsparcie. Miałem wtedy wrażenie, że jednak są ludzie, którzy potrafią mnie zrozumieć i choć trochę pocieszyć. Ja naprawdę to doceniam. Strasznie potrzebuję wsparcia. W różnej formie.
Wychodzenie z depresji
Depresja jest jak zapalenie płuc. Dopadła, przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Trzeba po prostu wyleczyć, a znowu stanie się na nogi. U mnie jest coraz lepiej. Nie wiem, jaka w tym zasługa leków a jaka psychoterapii. Pewnie obie rzeczy się nakładają. Chciałem się zabić. Nie widziałem żadnej nadziei. A to przecież uleczalne.
Naprawdę warto poprosić o pomoc fachowców. Wiem, że to może być trudne. Ojjj, ile ja z tym zwlekałem. Ale nie żałuję, że się przełamałem. Naprawdę mi pomogli. I w najbliższym czasie planuję opisać zgrabnie na forum, co dotychczas wyniosłem z terapii.
To na koniec może jeszcze taka uwaga. Strach przed lekami na depresję wynika z kilku faktów:
1. Pierwsze generacje leków na depresję z lat 60-tych i 70-tych miały bardzo poważne skutki uboczne. W pamięci społecznej utrwalił się negatywny obraz, ale on nie ma racji bytu. Od lat 80-tych wprowadzono nowe generacje leków, które są znacznie bezpieczniejsze. Skutki uboczne oczywiście mogą się przytrafić, ale nie ma leków idealnie bezpiecznych.
2. Czasami dany lek może okazać się nieskuteczny. Wtedy trzeba go najzwyczajniej w świecie zmienić na inny. Czasami może też konieczne okazać się zwiększenie dawki. To nie znaczy od razu, że wszystkie leki są nieskuteczne.
3. Na pierwsze efekty działania antydepresantów trzeba czekać min. 3 tygodnie regularnego brania (czasami dłużej). Niektórzy mogą już wcześniej ogłosić światu, że nie działa.
No to się nieźle rozpisałem. Mam nadzieję, że ta ściana tekstu nie była wyzwaniem większym niż moja depresja i choć trochę pokazuje, czym ta choroba właściwie jest.
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Kolejny raz rozochocony i pełen nadziei skoczyłem bez zabezpieczeń w coś co wydawało się być szczęściem.
Kolejny raz wpadłem łbem do emocjonalnego bagna.
Jako osoba mocno wierząca, mająca swój własny indywidualny obraz Boga stoję u podnóża diametralnej zmiany poglądów. Zawsze byłem przekonany o nieskończonej miłości Absolutu wobec nas - pyłu, jednakże wątpliwości przepoczwarzyły się w potwora, który ryczy: 'Jesteś sam! Słyszysz? Nie chcesz tego, ale jesteś sam! Musisz radzić sobie w pojedynkę!"
To dla mnie nowość, bo przeważnie żyjąc w zgodzie z innymi i opierając się o prawidłowość karmy czułem zwierzchność tej najwyższej sprawiedliwości. Każde niepowodzenie, upadek czy nieżyczliwość od strony osób trzecich bezkonfliktowo wypuszczałem w otchłań przyszłości, by któregoś dnia odebrać je jako pozytyw i "przypadkowe" szczęśliwe zrządzenie losu.
Ale teraz jest inaczej.
Ja rozumiem, że niektórzy mają gorzej... zawsze można zbilansować sobie swoje szczęście i nieszczęście i ich średnią zestawić z życiem osób dotkniętych przez los w najgorszy możliwy sposób... jest to egoistyczne, fakt, ale bądz co bądz dodaje otuchy, mówi, że "nie jest tak zle, inni mają gorzej".
Ten argument to prawda i jest silny, daje otuchy, ale w moim życiu już chyba nie, no bo ile razy można powtarzać sobie, że jest dobrze? Takie wmawianie jak mantra pustych sloganów może zaszkodzić i wykrzywić obraz samopoczucia tak, że już potem nie wiadomo co jest szczęściem, a co nie. No i ja nie wiem.
Nie jestem typem osoby, co ciągle rozpacza nad rozlanym mlekiem i żali się wszystkim jak w audytorium... Robię to teraz, bo coś we mnie pęka. Po chłodnej kalkulacji chyba wszystkich aspektów mojego życia, dochodzę do wniosku, że prócz stałego szczęścia, czyli zdrowia jako takiego, kilku osób, które mnie kochają i prócz pasji to wszelkie nowo zainicjowane potencjalne szczęścia finalnie okazują się być jego przeciwieństwem. No i dzieje się tak k*rwa co chwilę.
To wygląda tak: żyję sobie ja ----> napotyka mnie dobry materiał na szczęście ----> nawlekam, szyję, spinam ----> zostaję sam z pokłutymi palcami trzymając kawałki nici i materiał w strzępach.
Gdyby to tylko ode mnie zależało - ach, jakie życie byłoby proste. Niestety ciągle wkrada się w moje starania jakiś chochlik, którego nie widzę, nie słyszę i nie czuję. Jakiś pieprzony poltergeist, którego nie da się poskromić.
W tym wypadku wypada zacytować Bisza: "Wszystko co dobre od początku ostrzega Cię końcem, a najlepsze żyje motylim życiem - zdycha gwałtownie". Jakże prawdziwe.
Łatwiej byłoby mi nie wierzyć w Boga, bo po tych wszystkich meandrach moich myśli wysnuwam, że Bóg tak naprawdę się nami nie interesuje, a to ogromne rozczarowanie. Chciałbym i mam nadzieję, że się mylę.
Czy to znaczy, że mam stać się opryskliwym egoistą? Altruizm nie dał mi nic, więc może wypada to "odhaczyć" i próbować uzyskać szczęście w bardziej bezkompromisowy sposób?
Wiem jedno - nawet jeśli moje życie nie znaczyłoby nic i nie miałbym już nigdy doświadczyć szczęścia - będę żyć na złość wszystkim i wszystkiemu żywiąc się ochłapami satysfakcji.
Kolejny raz wpadłem łbem do emocjonalnego bagna.
Jako osoba mocno wierząca, mająca swój własny indywidualny obraz Boga stoję u podnóża diametralnej zmiany poglądów. Zawsze byłem przekonany o nieskończonej miłości Absolutu wobec nas - pyłu, jednakże wątpliwości przepoczwarzyły się w potwora, który ryczy: 'Jesteś sam! Słyszysz? Nie chcesz tego, ale jesteś sam! Musisz radzić sobie w pojedynkę!"
To dla mnie nowość, bo przeważnie żyjąc w zgodzie z innymi i opierając się o prawidłowość karmy czułem zwierzchność tej najwyższej sprawiedliwości. Każde niepowodzenie, upadek czy nieżyczliwość od strony osób trzecich bezkonfliktowo wypuszczałem w otchłań przyszłości, by któregoś dnia odebrać je jako pozytyw i "przypadkowe" szczęśliwe zrządzenie losu.
Ale teraz jest inaczej.
Ja rozumiem, że niektórzy mają gorzej... zawsze można zbilansować sobie swoje szczęście i nieszczęście i ich średnią zestawić z życiem osób dotkniętych przez los w najgorszy możliwy sposób... jest to egoistyczne, fakt, ale bądz co bądz dodaje otuchy, mówi, że "nie jest tak zle, inni mają gorzej".
Ten argument to prawda i jest silny, daje otuchy, ale w moim życiu już chyba nie, no bo ile razy można powtarzać sobie, że jest dobrze? Takie wmawianie jak mantra pustych sloganów może zaszkodzić i wykrzywić obraz samopoczucia tak, że już potem nie wiadomo co jest szczęściem, a co nie. No i ja nie wiem.
Nie jestem typem osoby, co ciągle rozpacza nad rozlanym mlekiem i żali się wszystkim jak w audytorium... Robię to teraz, bo coś we mnie pęka. Po chłodnej kalkulacji chyba wszystkich aspektów mojego życia, dochodzę do wniosku, że prócz stałego szczęścia, czyli zdrowia jako takiego, kilku osób, które mnie kochają i prócz pasji to wszelkie nowo zainicjowane potencjalne szczęścia finalnie okazują się być jego przeciwieństwem. No i dzieje się tak k*rwa co chwilę.
To wygląda tak: żyję sobie ja ----> napotyka mnie dobry materiał na szczęście ----> nawlekam, szyję, spinam ----> zostaję sam z pokłutymi palcami trzymając kawałki nici i materiał w strzępach.
Gdyby to tylko ode mnie zależało - ach, jakie życie byłoby proste. Niestety ciągle wkrada się w moje starania jakiś chochlik, którego nie widzę, nie słyszę i nie czuję. Jakiś pieprzony poltergeist, którego nie da się poskromić.
W tym wypadku wypada zacytować Bisza: "Wszystko co dobre od początku ostrzega Cię końcem, a najlepsze żyje motylim życiem - zdycha gwałtownie". Jakże prawdziwe.
Łatwiej byłoby mi nie wierzyć w Boga, bo po tych wszystkich meandrach moich myśli wysnuwam, że Bóg tak naprawdę się nami nie interesuje, a to ogromne rozczarowanie. Chciałbym i mam nadzieję, że się mylę.
Czy to znaczy, że mam stać się opryskliwym egoistą? Altruizm nie dał mi nic, więc może wypada to "odhaczyć" i próbować uzyskać szczęście w bardziej bezkompromisowy sposób?
Wiem jedno - nawet jeśli moje życie nie znaczyłoby nic i nie miałbym już nigdy doświadczyć szczęścia - będę żyć na złość wszystkim i wszystkiemu żywiąc się ochłapami satysfakcji.
Życie, życie jest nobelon
- Szyszek
- Posty: 151
- Rejestracja: czwartek, 27 sierpnia 2015, 14:46
- Enneatyp: Indywidualista
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Z dziennika depresji.
23 lutego 2016
Już się bałam, że go tracę. Powoli odzyskiwał radość życia, wracała mu energia. Bardzo chcę zostać z nim do końca życia i nie wyobrażam sobie być bez niego. Groził mi odejściem. Musiałam więc sięgnąć po drastyczne środki.
Dzisiaj przyszedł czas, że musiał wyjść z domu 2 razy. Załatwić sprawę w BONie i iść na wizytę do neurologa. Ach! Co za piękny dzień! Ten już się napalał, że da radę i ze mną wygra. Haha! Co za frajer!
Dosłownie go zmiażdżyłam.
Zdeptałam.
Gdy rozmawiał, dowaliłam mu takiego ataku paniki, że jego twarz dosłownie szalała. Prawie udało mi się doprowadzić go do płaczu. Znowu stracił nadzieję, że może żyć wśród ludzi. Znowu chce zostać sam na sam ze mną. Bardzo się cieszę. Kocham go.
23 lutego 2016
Już się bałam, że go tracę. Powoli odzyskiwał radość życia, wracała mu energia. Bardzo chcę zostać z nim do końca życia i nie wyobrażam sobie być bez niego. Groził mi odejściem. Musiałam więc sięgnąć po drastyczne środki.
Dzisiaj przyszedł czas, że musiał wyjść z domu 2 razy. Załatwić sprawę w BONie i iść na wizytę do neurologa. Ach! Co za piękny dzień! Ten już się napalał, że da radę i ze mną wygra. Haha! Co za frajer!
Dosłownie go zmiażdżyłam.
Zdeptałam.
Gdy rozmawiał, dowaliłam mu takiego ataku paniki, że jego twarz dosłownie szalała. Prawie udało mi się doprowadzić go do płaczu. Znowu stracił nadzieję, że może żyć wśród ludzi. Znowu chce zostać sam na sam ze mną. Bardzo się cieszę. Kocham go.
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Szyszek, personifikowanie choroby psychicznej pomaga Ci ją zwalczać?
-
- Posty: 206
- Rejestracja: wtorek, 6 października 2015, 16:16
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Nie wiem jak tam u Szyszka, ale ja sobie też personifikuję chorobę, z tym że u mnie to nerwica. Zaczęło się przypadkiem, ale teraz widzę już jej postać, kolor, z którym ją utożsamiam, głos, styl bycia i jej stosunek do mnie. Mnie to ...pomaga. Jakoś lepiej mi z nią walczyć, trudniej odpuścić, kiedy widzę ją jako pasożyta z zewnątrz, który jest obcy, a nie jest częścią mnie, że jest "nabyty", niedobrowolnie oczywiście, ale jednak nie jest to mój charakter, nie ten "naturalny". Jakoś łatwiej mi wtedy jej nienawidzić i dzięki temu nie nienawidzę siebie. Bardziej wystrzegam się ulegania nerwicy i powstrzymuję lęk, ponieważ nie zamierzam temu pasożytowi ulegać, nie chcę oddać mu mojej woli. Szkoda, że nie da się w ten sposób walczyć z objawami fizycznymi, ale nie można mieć wszystkiego. Jestem ciekawa jak ma z tym Szyszek albo ktokolwiek inny.
Na końcu, wiem, że to temat czwórek. Jednak postanowiłam napisać, ponieważ myślałam, że tylko ja widzę chorobę jako osobę. Mam nadzieję, że ktoś też się wypowie.
Na końcu, wiem, że to temat czwórek. Jednak postanowiłam napisać, ponieważ myślałam, że tylko ja widzę chorobę jako osobę. Mam nadzieję, że ktoś też się wypowie.
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Nationalstates.net nie działa, a ja chciałem wprowadzić parę wolnościowych ustaw.....
postkorwinista
- Marcin_Zaba
- Posty: 18
- Rejestracja: czwartek, 31 grudnia 2015, 01:48
- Enneatyp: Indywidualista
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Być może wynika to z tego, że człowiek z zasady boi się rzeczy, nieznanych, nie wiem może nawet niemierzalnych, ciężko określić, i łatwiej jest utożsamić zaburzenie/chorobę wyobrażając sobie jako coś co już poznaliśmy (pisanie pamiętników, nabyty pasożyt) i w ten sposób 'oswoić' się z problemem?Diamentowy Kruk pisze:Na końcu, wiem, że to temat czwórek. Jednak postanowiłam napisać, ponieważ myślałam, że tylko ja widzę chorobę jako osobę. Mam nadzieję, że ktoś też się wypowie. :roll:
Może to nawet podlega niejako pod projekcję znaną z psychoanalizy, cholera wie, nie studiowałem psychologii.
Platoniczna miłość raczej nie ma szans na przetrwanie :DSzyszek pisze:(...) Znowu chce zostać sam na sam ze mną. Bardzo się cieszę. Kocham go
Green frog,
Is your body also
freshly painted?
Ryūnosuke A.
Is your body also
freshly painted?
Ryūnosuke A.
- Litowojonow
- Posty: 525
- Rejestracja: piątek, 17 lutego 2012, 19:17
- Enneatyp: Obserwator
- Lokalizacja: punkt orientacyjny Lloyda
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Imago,
Potrzebujesz Wielkiego Podniebnego Szeryfa grożącego pośmiertną lawą, żeby zachowywać się w porządku? Możesz spróbować czerpać satysfakcję z samego faktu bycia altruistą i klepać się mentalnie po plecach jak zrobisz coś dobrego, zamiast oczekiwać nagród z zewnątrz. Oczekiwanie nagród z zewnątrz często się nie sprawdza, poza tym to niezbyt altruistyczne jeśli oczekujesz rewanżu, to bardziej jak transakcja handlowa.
Jak twierdzisz że bóg się nami nie interesuje to nie tak źle, można by pokusić się także o stwierdzenie, że nas nienawidzi. Tak czy inaczej nie jesteś sam, rozejrzyj się dookoła.
Jak wyobrażasz sobie zasadę karmy, skoro porównywałeś średnią szczęścia swojego życia z innymi, dotkniętymi strasznie przez los? Zakładasz, że tamci to co do jednego straszni skurwiele i im się należało?
Zdrowie, osoby które cię kochają i pasje to dla ciebie puste slogany i wmawianie sobie, że jest dobrze? Jak nie masz deprechy to pewnie jesteś w stanie sobie pomóc samą zmianą myślenia o własnej sytuacji Noo ale to dość trudne. Ale możliwe.
Potrzebujesz Wielkiego Podniebnego Szeryfa grożącego pośmiertną lawą, żeby zachowywać się w porządku? Możesz spróbować czerpać satysfakcję z samego faktu bycia altruistą i klepać się mentalnie po plecach jak zrobisz coś dobrego, zamiast oczekiwać nagród z zewnątrz. Oczekiwanie nagród z zewnątrz często się nie sprawdza, poza tym to niezbyt altruistyczne jeśli oczekujesz rewanżu, to bardziej jak transakcja handlowa.
Jak twierdzisz że bóg się nami nie interesuje to nie tak źle, można by pokusić się także o stwierdzenie, że nas nienawidzi. Tak czy inaczej nie jesteś sam, rozejrzyj się dookoła.
Jak wyobrażasz sobie zasadę karmy, skoro porównywałeś średnią szczęścia swojego życia z innymi, dotkniętymi strasznie przez los? Zakładasz, że tamci to co do jednego straszni skurwiele i im się należało?
Zdrowie, osoby które cię kochają i pasje to dla ciebie puste slogany i wmawianie sobie, że jest dobrze? Jak nie masz deprechy to pewnie jesteś w stanie sobie pomóc samą zmianą myślenia o własnej sytuacji Noo ale to dość trudne. Ale możliwe.
Dużo jest w tym prawdy, ale przeważa nieprawda.
- Szyszek
- Posty: 151
- Rejestracja: czwartek, 27 sierpnia 2015, 14:46
- Enneatyp: Indywidualista
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Tak. Gdy widzę depresję jako kogoś z zewnątrz, kto wszelkimi manipulacjami próbuje zepsuć mi nastrój, to choć odrobinę łatwiej mi jest z tym walczyć. Podchodzę do tego bardzo podobnie jak Diamentowy Kruk. Dzięki temu nie kieruję tak bardzo nienawiści na siebie.Agon pisze:Szyszek, personifikowanie choroby psychicznej pomaga Ci ją zwalczać?
Re: Emocjonalny Offtop - płaczmy na dowolny temat
Nie wiem w jakiego Boga konkretnie wierzysz ale Twoje podejście jest wyjątkowo lamerskie. Słabi ludzie którzy oczekują, że ktoś zrobi coś za nich bo go przecież tak ładnie 'kochają' wołają o pomstę do nieba. Wątpię żeby jakikolwiek Bóg miał czas i ochotę rozwiązywać nasze marne problemy. Jeśli już to stawia je przed nami żeby się z nimi właśnie samemu zmierzyć a nie biec o pomoc do Wielkiego Tatusia.Imago pisze:Jako osoba mocno wierząca, mająca swój własny indywidualny obraz Boga stoję u podnóża diametralnej zmiany poglądów. Zawsze byłem przekonany o nieskończonej miłości Absolutu wobec nas - pyłu, jednakże wątpliwości przepoczwarzyły się w potwora, który ryczy: 'Jesteś sam! Słyszysz? Nie chcesz tego, ale jesteś sam! Musisz radzić sobie w pojedynkę!" [...] Łatwiej byłoby mi nie wierzyć w Boga, bo po tych wszystkich meandrach moich myśli wysnuwam, że Bóg tak naprawdę się nami nie interesuje, a to ogromne rozczarowanie. Chciałbym i mam nadzieję, że się mylę.
5w4, sp/sx/so
ILI - Ni, DCNH - CT(H)
ILI - Ni, DCNH - CT(H)