E tam, dopalacze.
Ostatnio rzadko na forum siedzie. Pasuje coś popisać.
Zauważyliście pewnie moje starsze posty na temat jaki to jestem szczęśliwy itd?
O tak, o czy myśleliście kiedyś czwórki. Tak, rzadko nam się to zdarza. Że dochodzi do rozstania, nie z powodu kłótni, zdrady, nieporozumień itd. Tylko ze zwykłej odległości? Ktoś nagle znajdzie się pare set kilometrów od was na kilka lat. A przy tym obydwoje się kochacie. Czyż nie okrutne? To jest nawet większe gówno niż jakiekolwiek inne rozstanie(Prosze tutaj inva i innych cfaniaków
o nie wypisywanie większych gówien). Człowiek jest w takiej niemocy. Nic nie może zrobić. Tak jakby ta osoba nagle umarła? Masz żyć nadzieją? Coś tu nie tak.
W przypadku kiedy zdradzisz jakąś osobę, ktoś jest winny. Kiedy coś zrobisz przykrego, jest to kogos wina, ale jeśli nagle tracisz tą osobe bez niczyjej winy to człowieka rozpi...dala...gorycz. Nic nie może zrobić.
Jeśli bym kogoś zdradził, zawsze moge coś zrobić, przeprosić, jeśli bym moją kochaną obraził po pijaku, bym jakoś zadziałał. A kiedy człoweik jest w niemocy. Jest w jednym wielkim gównie.