Jakie są powody waszego braku asertywności?
Dlaczego nie wyrażacie śmiało własnych opinii?
Czy pracujecie nad poprawą inicjatywności, a jeśli nie, to dlaczego?
Jak walczycie z przejawianą prze siebie postawą pasywno-agresywną na rzecz asertywnej? Jak Wam to idzie? Jakie przykłady sukcesu w tej materii możecie podać?
Re: Brak asertywnosci
: piątek, 30 grudnia 2011, 12:59
autor: Zetka_13
W tej kwestii mogę się wypowiedzieć.
Wydaje mi się, że u mnie brak asertywności jest po prostu wyuczony. Mama miała depresję i żeby nie miała nawrotów starałam się jak to tylko możliwe się jej nie przeciwstawiać. Przynajmniej ja tak to widzę. Drugi powód to może mała wiara w siebie;p Brat 7w6 zawsze we wszystkim lepszy, mądrzejszy itp., więc nadrabiałam posłuszeństwem i byciem pomocną w wielu kwestiach.
Staram się pracować nad asertywnością, ale powiem Ci, że nie jest łatwo;p Najchętniej zmieniłabym otoczenie i zaczęła od nowa z innymi ludźmi stawiać granice, których nigdy nie miałam. Ze znajomymi, których znam od lat jest bardzo trudno;p Nawet ostatnio miałam okazję się o tym przekonać, kiedy to się uniosłam i powiedziałam, że mi się nie podoba to co robi moja koleżanka. Na co ona zrobiła wielkie oczy i po prostu zaczęła się śmiać, że co we mnie wstąpiło. Skończyło się na tym, że myślała, że ja żartuję, bo mnie po prostu się już nie chciało upierać przy swoim ^^
Sukcesów w tej kwestii chyba jeszcze nie widzę ^^ Może z czasem;p
Re: Brak asertywnosci
: piątek, 30 grudnia 2011, 14:19
autor: Zielony smok
Aksjomat 1. Ludzie pojawiają się i znikają, a ja ze sobą będę do końca życia. Dlatego też choć warto być generalnie ok w stosunku do ludzi, bo z tego wynikają czasem fajne rzeczy ale nie nadmiernym kosztem własnym.
Aksjomat 2. Nie odpowiadam za całość projekcji innych ludzi w związku z moją osobą. Całościowa reakcja na mnie jako bodziec, wynika z ich wewnętrznego oprogramowania z którego nawet oni sami nie zdają sobie sprawy. Podstawowy błąd, skora ja coś sobie wyobrażam i wygląda to w mojej głowie logicznie, to również powinno być logiczne dla osób trzecich.
Aksjomat 3. Czasem nadmierne zaangażowanie w sprawy bliźnich to nic innego jak ucieczka od swoich problemów. Nic dobrego z tego nie wynika.Przerabiane.
Aksjomat 4. Możesz wysłuchać historii innych ludzi, ale trzy razy się zastanów czy wejść w nie emocjonalnie. Ist your problem not mine...but i wish you luck W szczególności dotyczy to osób o chronicznym syndromie ofiary, które nie chcą, nie mają sił, czy odwagi by wziąć sprawy w swoje ręce i bardziej kreatywnie pokierować swoim życiem. Kiedy pomożesz człowiekowi który ma problem, nie zapomni ci tego....kiedy będzie miał następny problem.
Programowo nie wyrażam opinii w sprawach w wielu sprawach np. politycznych. Bicie piany i strata czasu.Przerabiane.To już nie moja piaskownica, kubełek, łopatka i grabki.
Mam talent w wyrażaniu swojej opinii o sprawach trudnych w sposób dyplomatyczny, tak ze nie jest to odbierane przez adwersarza.jako personalny atak To atut Dziewiątek.
Re: Brak asertywnosci
: piątek, 30 grudnia 2011, 18:31
autor: In3orn
yusti pisze:Jakie są powody waszego braku asertywności?
Myślę, że to skutek pokaleczonej za młodu dziewiątkowej osobowości. Brak asertywności sprzyja podporządkowaniu się i nie zwracaniu na siebie uwagi, a chora dziewiątka taką strategię obiera. Yusti, czemu zakładasz, że wszyscy jesteśmy nieasertywni?
yusti pisze:Dlaczego nie wyrażacie śmiało własnych opinii?
Żeby nie sprawić innym przykrości.
Żeby mieć święty spokój.
Żeby nie brać na siebie odpowiedzialności.
Żeby nie narobić sobie wrogów.
Żeby nie zwracać na siebie uwagi.
yusti pisze:Czy pracujecie nad poprawą inicjatywności, a jeśli nie, to dlaczego?
Tak, pracuję i zapewne będę pracował do końca życia.
yusti pisze:Jak walczycie z przejawianą prze siebie postawą pasywno-agresywną na rzecz asertywnej? Jak Wam to idzie?
Największy progres przyniosło mi to o czym napisała Zetka, czyli zmiana otoczenia. Musiałem jednak usilnie dbać o to, żeby postępy się nie rozpłynęły wraz z pierwszą lepszą porażką na tym polu. Jako człowiek mało obyty musiałem się uczyć tak jak małe dziecko czym jest asertywność i nie raz tak jak ono upadałem. Najważniejsze to się nie zrażać. Drugi problem jaki się z tym wiąże to powrót do domu. Trzeba być mocno zdeterminowanym, żeby wracając do rodziny czy starych znajomych, którzy pamiętali mnie zupełnie innego, zaprezentować im moje nowe oblicze. Mogę tylko powiedzieć, że ich zdziwienie przynosi sporą satysfakcję, do tego jest dowodem na to, że faktycznie coś się we mnie zmieniło. Problem środowiska domowego jest poruszany dość często w różnego rodzaju książkach psychologicznych. Myślę, że warto na niego zwrócić uwagę.
Co do strategii, moim zdaniem warto zaczynać od najprostszych rzeczy. Dziewiątki często mają problem z podejmowaniem decyzji, nawet tych błahych typu "jaki obejrzymy film wieczorem". Pierwszym moim krokiem do asertywności było właśnie wyrażanie swojej opinii w takich prostych sprawach. Co się z tym wiąże - trzeba być czujnym na każde wypowiedziane przez nas "nie wiem". Na początku ciężko się kontrolować i połowa wypowiedzianych "nie wiem" może zaistnieć bez naszej świadomej wiedzy. Mi pomagali znajomi, z którymi umawiałem się, że jak powiem "nie wiem", to mają mi zwrócić uwagę.
Podejmowanie trudnych decyzji to trochę co innego. W tym przypadku "nie wiem" ma swoje uzasadnienie. Uznałem jednak, że dobrze w takim momencie zadeklarować się, np. "muszę się zastanowić, jutro rano Ci powiem". Wiąże się to z problemem wiecznego odkładania, który łatwo rozwiązujemy podając deadline. Czasem zdarza się taki termin przekroczyć, ale z własnego doświadczenia wiem, że dużo lepiej zająć się takim problemem natychmiast. Odkładany co chwilę do nas wraca, a często jak już się za niego zabierzemy, okazuje się nie taki straszny. Przypomina mi to walkę z lenistwem. Jeśli zrobię sprawko w sobotę rano, to mam potem cały weekend wolny -jeśli nie, to zaprzątam sobie tym myśli i nie mogę się porządnie zabrać za nic innego.
W późniejszych etapach asertywność jest mocno związana z ogólną postawą. Swoją opinię jestem w stanie wypowiedzieć szczerze, otwarcie i pewnie, jeśli sam taki jestem i wieżę, że to co chcę powiedzieć (podobnie jak ja) jest wartościowe i godne uwagi. Jeśli uważam, że na nic nie zasługuję, to jak mogę uważać, że to co powiem kogoś w jakikolwiek sposób poruszy? Budowanie swojej wartości to skomplikowany proces, więc nie będę już przedłużał tego posta.
yusti pisze:Jakie przykłady sukcesu w tej materii możecie podać?
Sukces przez różnych ludzi jest różnie rozumiany. Nie chcę się chwalić i wymieniać osiągnięć, bo myślę, że to nikomu nie pomoże. Chcę natomiast powiedzieć, że ogólny rozwój (w tym rozwój asertywności) zrobił ze mnie osobę wartościową, której zdanie nie jest pomijane. Często jestem traktowany jako autorytet w dziedzinach, z których jestem dobry. Stałem się liderem, nie z własnej woli, tylko woli grupy. I co najważniejsze, nie boję się wcale konsekwencji. Jestem odpowiedzialny za to co robię i często podejmuję się spraw wymagających odwagi, ale wiem, że jako dziewiątka, a przede wszystkim zdrowiejąca osoba mam wystarczające kompetencje, żeby sobie poradzić.
Re: Brak asertywnosci
: piątek, 30 grudnia 2011, 18:40
autor: yusti
Brak asertywności sprzyja podporządkowaniu się i nie zwracaniu na siebie uwagi,
Dlaczego unikacie zwracania na siebie uwagi?
Dlaczego nie wyrażacie śmiało własnych opinii?
Żeby nie sprawić innym przykrości.
Żeby mieć święty spokój.
Żeby nie brać na siebie odpowiedzialności.
Żeby nie narobić sobie wrogów.
Żeby nie zwracać na siebie uwagi.
Asertywność to wyrażenie własnej opinii BEZ sprawiania komuś przykrości.
Spokój od czego?
Asertywność to nie jest czynienie sobie z innych wrogów.
Dlaczego unikacie zwracania na siebie uwagi?
Najważniejsze to się nie zrażać.
TAK> ZAWSZE> WE WSZYSTKIM>
Problem środowiska domowego jest poruszany dość często w różnego rodzaju książkach psychologicznych. Myślę, że warto na niego zwrócić uwagę.
Czy zdajesz sobie sprawę ze w tym samym środowisku MOGŁA zaistnieć jednostka asertywna? Co można by dodać dokładniej na temat wpływu domu rodzinnego na wykształcenie się postawy uległej (lub pasywno-agresywnej)?
Dziewiątki często mają problem z podejmowaniem decyzji
No właśnie. A dlaczego?
Pierwszym moim krokiem do asertywności było właśnie wyrażanie swojej opinii w takich prostych sprawach.
Co cię do tej zmiany zmotywowało? Dlaczego nagle chciałeś porzucić "niezwracanie na siebie uwagi, święty spokój, podporządkowywanie się, niewrogość otoczenia, niesprawianie przykrości innym"? Jak doszło do tego, ze zmieniłeś myślenie i w konsekwencji podejście/zachowanie?
Mi pomagali znajomi, z którymi umawiałem się, że jak powiem "nie wiem", to mają mi zwrócić uwagę.
Chciałaś zrezygnować z postawy indyferentyzmu. Dlaczego? Jak rozumiem, dotychczasowe "nie wiem" wcale nie oznaczało braku WIEDZY... a raczej wycofanie przed ww. czynnikami.
o!!!
jestem i wieżę, że to co chcę powiedzieć (podobnie jak ja) jest wartościowe i godne uwagi. Jeśli uważam, że na nic nie zasługuję,
wierzę od "jestem pełen wiaRy, mam wiaRę" wieżę też pewnie masz xD
ale ale
A DOTYCHCZAS UWAŻAŁEŚ, ŻE JESTEŚ POZBAWIONY WARTOŚCI I NIEGODNY UWAGI?! a dlaczego? skąd się wzięło przekonanie pt. "na nic nie zasługuję"?
I jak w nim tyle lat wytrwałeś, skoro trzeba walczyć o wszystko co dnia, by przetrwać? skoro śmiałość dawała widoczne wymierne efekty.
odczuwam, ze utożsamiasz asertywność z naturalną koleją rzeczy przy dorastaniu. A tak nie jest... Mamy przecież wokół siebie trzydziestoparoletnich mężczyzn, którzy są agresywni, nadal podbudowują swe Ego kosztem innych. Nie są i nie chcą być asertywni. Poczytują to jako słabość.
Nie każdy pracuje na tym polu i osiąga sukces, jak ty: umiejący już wyrazić opinię nie urażając przy tym nikogo (korzyści z obu stron relacji).
PS Bycie dziewiątką nie ma nic do rzeczy przy nabywaniu kompetencji i asertywności. Mozna nabywać kompetencje w danej dziedzinie, ale nie być asertywnym. Mozna być asertywnym i kompetencji pozbawionym. Można wypracować obie umiejętności [twardą i miękką] i tak najwięcej zyskać. Ale bycie dziewiątka to nie ma z tym byciem kompetentnym nic wspólnego... A moze odwrotnie: uważasz, ze asertywność przychodzi naturalnie z wiekiem, bo i z wiekiem nabywamy kompetencji,a ty uważałeś, ze nie masz kompetencji i dlatego nie masz prawa do własnego głosu?
Re: Brak asertywnosci
: piątek, 30 grudnia 2011, 19:24
autor: In3orn
yusti pisze:Dlaczego unikacie zwracania na siebie uwagi?
Jak pewnie wiesz, osobowość kształtuje się w młodym wieku. Dzieci starają się radzić z warunkami w jakich się rozwijają na swój sposób. Większość książek do Enneagramu opisuje motywy takiego zachowania, ale jak wiadomo, każdy ma inne. Ja z jednej strony miałem bliską więź z bratem, lubiliśmy razem się bawić, co często nie podobało się rodzicom. Komu podobałyby się spalona żarówka oblepiona plasteliną, połamane łóżko, pomazane krzesła. Wiadomo, jak rodzice przychodzili do domu, to taką zniszczoną rzecz najlepiej było schować i udawać, że mnie nie ma. Jest pewnie też wiele innych powodów, których za bardzo nie pamiętam.
yusti pisze:Asertywność to wyrażenie własnej opinii BEZ sprawiania komuś przykrości.
Asertywność to nie jest czynienie sobie z innych wrogów.
Tak, ale do tego trzeba dorosnąć. Człowiek postępuje tak od małego, a wtedy często nie wie co to asertywność.
yusti pisze:Spokój od czego?
Czasami uważam, że rozmowa nie ma sensu:
- Jak Zielony smok nie rozmawiam o polityce.
- Nie chcę się wdawać w głupią kłótnię, z której nic nie wyniknie.
- Nie chce mi się udowadniać komuś, że nie ma racji, chociaż wydaje się to oczywiste.
- Nie chcę wypominać komuś jego błędów, chociaż wiem, że na to zasłużył.
- Nie chcę komuś wypominać, że mnie krzywdzi, bo wiem, że za trochę nie będę miał z nim nic wspólnego.
Wolę nie powiedzieć nic, niż starać się wymyślać jakieś asertywności. W sumie moje rozwiązanie wydaje mi się najbardziej asertywne, aczkolwiek nie jest to typowa asertywność.
yusti pisze:Dlaczego unikacie zwracania na siebie uwagi?
W moim przypadku był to głównie strach i niska samoocena.
yusti pisze:Czy zdajesz sobie sprawę ze w tym samym środowisku MOGŁA zaistnieć jednostka asertywna? Co można by dodać dokładniej na temat wpływu domu rodzinnego na wykształcenie się postawy uległej (lub pasywno-agresywnej)?
Myślę, że nieukształtowana jeszcze dziewiąta, która dopiero uczy się życia jest zbyt zależna od innych ludzi. Nie jest w stanie sobie zaufać i czerpie wzorce z otoczenia. Jednostki asertywne w tym przypadku stanowią inne typy Enneagramu, ale to tylko moja prywatna opinia.
yusti pisze:
Dziewiątki często mają problem z podejmowaniem decyzji
No właśnie. A dlaczego?
To wynika bardzo mocno z ich cech Enneagramowych - połączenie z 3 i 6 oraz sąsiedztwo 1 i 8. Są chwiejne i ambiwalentne. Roztaczają się przed nimi różne, sprzeczne i wykluczające się nawzajem możliwości. Dziewiątki często potrafią też utożsamiać się ze stanowiskiem innej osoby - co dodaje kolejne warianty.
Re: Brak asertywnosci
: piątek, 30 grudnia 2011, 19:33
autor: yusti
yusti napisał(a):Czy zdajesz sobie sprawę ze w tym samym środowisku MOGŁA zaistnieć jednostka asertywna? Co można by dodać dokładniej na temat wpływu domu rodzinnego na wykształcenie się postawy uległej (lub pasywno-agresywnej)?
Myślę, że nieukształtowana jeszcze dziewiąta, która dopiero uczy się życia jest zbyt zależna od innych ludzi. Nie jest w stanie sobie zaufać i czerpie wzorce z otoczenia. Jednostki asertywne w tym przypadku stanowią inne typy Enneagramu, ale to tylko moja prywatna opinia.
Jesli dobrze zrozumiałam, wychodzisz z założenia że JUŻ jest się dziewiątką i dlatego tak się reaguje. JUŻ jest się niedziewiątką i dlatego jest się asertywnym.
A nie jak ja, że uczymy się wzorców, sprawdzamy wszystkie i z czasem dopiero kształtują się w nas mechanizmy obronne i główne uzależnienia [Następuje ograniczenie wolności: jedynka czuje Gniew i ZALEŻNIE od sytuacji albo jest agresywna albo wycofana, Dziewiątka jest Leniwa i na tę samą sytuację reaguje stale WYCOFANIEM]
yusti napisał(a):
Dziewiątki często mają problem z podejmowaniem decyzji
No właśnie. A dlaczego?
To wynika bardzo mocno z ich cech Enneagramowych - połączenie z 3 i 6 oraz sąsiedztwo 1 i 8. Są chwiejne i ambiwalentne. Roztaczają się przed nimi różne, sprzeczne i wykluczające się nawzajem możliwości. Dziewiątki często potrafią też utożsamiać się ze stanowiskiem innej osoby - co dodaje kolejne warianty.
KAŻDY TAK MA xD
każdy typ ma 2 połączenia i 2 oboczności. I wpływy 4 pozostałych typów. Jest wiec tak samo "ambiwalentne i chwiejne"
jak to się jednak dzieje, ze 1w9 czasem walczy, ryzykuje, a 9w1 ciągle nie? Tak blisko a jednak daleko...
Czasami uważam, że rozmowa nie ma sensu:
No i właśnie! 1,2,6 czasami uważa...
9,4,5 ciągle uważają że nie warto xD
rozumiesz różnicę?
cały czas opieram się na teorii Enneagramu dotyczącej triadowania pod względem sposobu radzenia sobie z problemami:agresywni, zależni, wycofani
zarówno 8 jak i 9 napotyka na ograniczenie danej wartości: wolności, ale 8 walczy o swoje na przekór innym, wytrwale i dzielnie samodzielnie. 9 nie. Ja, jedynka, próbowałam pół na pół xD Nie stałam się znerwicowaną czwórką, bo ... za bardzo jestem hedonistyczna i zauważyłam, ze jak zawalczę to wiele zyskuję. za wiele by siedzieć cicho xD napotkałam jak widać na jakiś spektakularny sukces raz czy drugi i wtedy wiedziałam, ze warto ku..wa warto! ale że byłam jak wskazałeś - zależna od rodziców mentalnie, to nie mogłam sobie pozwolić na zbyt wiele. => podziwiam ósemki!
Re: Brak asertywnosci
: piątek, 30 grudnia 2011, 19:49
autor: Pablo
Asertywność u dojrzałych 9 objawia się talentem do dyplomacji, czasem też naciąganiem albo przemilczaniem faktów żeby rzeczywistość zdawała się mniej problematyczna niż jest w rzeczywistości, głównie dla odbiorcy zarzutów tej 9-tki (ogromny wpływ mają tu skrzydła). Jak zda to egzamin to 9 odważnieje i coraz więcej rzeczy się jej nie podoba staje się konkretnie asertywna.
One wtedy tak poważnieją i mówią wolniej, pewniej, unikając przy tym kontaktu wzrokowego ale widac to ich ciśnienie. Cholernie podobne są tym w początkowej fazie do 8w9 z tym że u tych typów rozwija się to w zupełnie innych kierunkach - u 9 w kierunku unikania późniejszych konfliktów, u 8 w kierunku coraz większego uporu i ukierunowanej agresywności jak jej na czymś zależy. Zazwyczaj
Ogromny wpływ na asertywność 9 jest jej pozycja w danej grupie i to czy mają się przeciwstawić jakiemuś autorytetowi w niej czy nie (np. szefowi w pracy albo komuś kto w danej grupie ma więcej do powiedzenia niż ta 9-tka albo po prostu nie da sobie wejść na głowę) Największy problem z tym mają 9w1 u których bierna agresja jest czymś wręcz nawykowym.
U niektórych 9 (szczególnie u 9w8 których poznałem w życiu trochę) przyjmuje to czasem postać buraczanego walenia wprost bez taktu i pojęcia co dla określonego poziomu relacji z kimś wypada powiedzieć a co nie i w jakiej formie. Czasem są to rozsądne zarzuty a czasem totalnie szczeniackie. Ale to rzadsze przypadki 9-tek i często zwraca się to przeciwko nim samym prędzej czy później.
Osobiście nie uważam 9 za nieasertywny typ.
Re: Brak asertywnosci
: piątek, 30 grudnia 2011, 19:55
autor: yusti
Największy problem z tym mają 9w1 u których bierna agresja jest czymś wręcz nawykowym.
o taaak
O ile baby usprawiedliwiam kulturowo, rola kobiety w polskim społeczeństwie tak je predestynuje, o tyle kompletnie rzygam takimi facetami xD i powątpiewam w ich męskość...
Moze naciski były zbyt silne? Moze ósemki mają jakieś genetycznie silniejsze jaja? No dlaczego to Polka staje się 8w7 Polak zostaje 9w1??!!
Spoiler:
Moi duale są tacy... "ambiwalentni" właśnie. Bo jako często chore trójki kozaczą Seozą erotyczną jak rozbuchańce. Ale jak odpowiesz na to, to natychmiast zwija się toto w kłębek wycofany Dziewiątki (połączenie 3 wsteczne w 9). Ciezko mi tu z nimi, bo skaczą z ADHDowej trójkowe agresji do dziewiatkowego wycofania! Ja aż tak nie biegunuję jak oni... jestem jakby ciągle pośrodku... Ciągle asertywna w pewnych granicach. Oni nie mają takiego... względnie stałego wypośrodkowania. mam z nimi tu problem. Bo startują z pozycji twardziela i jak ja się zdenerwuję to pojadę ostro, a oni wtedy okazują się tylko powierzchownie kozaczący... i jest kiła i mogiła i muszę grób kopać, bo to zdycha na miejscu i czuję się winna!
Osobiście nie uważam 9 za nieasertywny typ.
Są 4 postawy: agresywna, asertywna, uległa, pasywno-agresywna
Ja uważam 9 za pasywno-agresywnych... oj, za często, za często tego doświadczam... wolę tak w ogóle typy 8, bo wiem na czym stoję xD a 9 przylezie po fakcie i klepie cię po ramieniu: "dobrze powiedziałaś! ja też tak myślałam!"
ale ku..wa TYLKO JA TO POWIEDZIAŁAM I NIE BYŁO WTEDY żadnego wsparcia i idea upadła. bo siedzą cicho jak trzeba działać, a potem cię ku.wa poklepują...
także jak yusti zauważy NIEZGODĘ głośną, wyraźną, śmiałą a asertywną to niemal kocha jej autora
xD [bo jest nim pewnie 8 albo 1, 3i7 są ekspansywne ale nie wiem...]
Re: Brak asertywnosci
: piątek, 30 grudnia 2011, 20:14
autor: In3orn
yusti pisze:Co cię do tej zmiany zmotywowało? Dlaczego nagle chciałeś porzucić "niezwracanie na siebie uwagi, święty spokój, podporządkowywanie się, niewrogość otoczenia, niesprawianie przykrości innym"? Jak doszło do tego, ze zmieniłeś myślenie i w konsekwencji podejście/zachowanie?
Dostałem mocnego kopa w d... i się zorientowałem, że jeśli nic ze sobą nie zrobię, to przyjdzie mi się tak męczyć do końca życia.
yusti pisze:Chciałaś zrezygnować z postawy indyferentyzmu. Dlaczego? Jak rozumiem, dotychczasowe "nie wiem" wcale nie oznaczało braku WIEDZY... a raczej wycofanie przed ww. czynnikami.
Pamiętam jak w gimnazjum wychowawczyni nazwała mnie aspołecznym. Poczułem się wtedy mocno urażony, ale w sumie miała rację. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, że moje zachowanie jest jakby na to nie patrzeć mocno egoistyczne. Faktycznie na brak wiedzy narzekać nie mogę. Jestem raczej zdolny. Myślę też, że powinienem to wykorzystać najlepiej jak potrafię. Stąd ta zmiana.
yusti pisze:o!!!
jestem i wieżę, że to co chcę powiedzieć (podobnie jak ja) jest wartościowe i godne uwagi. Jeśli uważam, że na nic nie zasługuję,
wierzę od "jestem pełen wiaRy, mam wiaRę" wieżę też pewnie masz xD
yusti pisze:A DOTYCHCZAS UWAŻAŁEŚ, ŻE JESTEŚ POZBAWIONY WARTOŚCI I NIEGODNY UWAGI?! a dlaczego? skąd się wzięło przekonanie pt. "na nic nie zasługuję"?
I jak w nim tyle lat wytrwałeś, skoro trzeba walczyć o wszystko co dnia, by przetrwać? skoro śmiałość dawała widoczne wymierne efekty.
To nie jest tak, że z brzydkiego kaczątka nagle stałem się przepięknym łabędziem. Moja droga nie była wcale taka zła. Często dawała mi wiele radości, dużo ciekawych przyjaźni i tego co najważniejsze - spokoju. Czasem jednak przychodzi taki moment, kiedy trzeba się zastanowić nad swoim życiem, może nawet bardzo dogłębnie. Zmiany też wprowadzałem na zasadzie prób i błędów. Mimo wszystko ciężko jest znaleźć życiowy wzorzec, który nam odpowiada i chętnie go akceptujemy, a następnie wprowadzamy w życie.
yusti pisze:odczuwam, ze utożsamiasz asertywność z naturalną koleją rzeczy przy dorastaniu. A tak nie jest... Mamy przecież wokół siebie trzydziestoparoletnich mężczyzn, którzy są agresywni, nadal podbudowują swe Ego kosztem innych. Nie są i nie chcą być asertywni. Poczytują to jako słabość.
Nie każdy pracuje na tym polu i osiąga sukces, jak ty: umiejący już wyrazić opinię nie urażając przy tym nikogo (korzyści z obu stron relacji).
Masz rację, dorastanie to nie to samo co rozwój. Może faktycznie z mojej wypowiedzi wynika, że traktuję te rzeczy tak samo, ale nie miałem takiego zamiaru. To pewnie dlatego, że chciałem skupić się na swoich doświadczeniach.
yusti pisze:PS Bycie dziewiątką nie ma nic do rzeczy przy nabywaniu kompetencji i asertywności. Mozna nabywać kompetencje w danej dziedzinie, ale nie być asertywnym. Mozna być asertywnym i kompetencji pozbawionym. Można wypracować obie umiejętności [twardą i miękką] i tak najwięcej zyskać. Ale bycie dziewiątka to nie ma z tym byciem kompetentnym nic wspólnego... A moze odwrotnie: uważasz, ze asertywność przychodzi naturalnie z wiekiem, bo i z wiekiem nabywamy kompetencji,a ty uważałeś, ze nie masz kompetencji i dlatego nie masz prawa do własnego głosu?
Tak, kompetencje i asertywność to dwa niezależne pojęcia. Można je rozwijać oddzielnie i nierównomiernie, czego jak napisałaś często można uświadczyć w życiu. Jednak z punktu widzenia samooceny obydwa są niezbędne do prawidłowego rozwoju. Człowiek niekompetentny nie będzie odpowiedzialny, a jego wypowiedzi nie będą miały poparcia w tym co robi. Człowiek mający wiedzę będzie zaś miał problemy z komunikacją z otoczeniem, która jest niezbędnym elementem do wykorzystania tej wiedzy. Tak jak napisałaś:
yusti pisze:Można wypracować obie umiejętności [twardą i miękką] i tak najwięcej zyskać.
Re: Brak asertywnosci
: piątek, 30 grudnia 2011, 20:18
autor: yusti
Jak doszło do tego, ze zmieniłeś myślenie i w konsekwencji podejście/zachowanie?
Dostałem mocnego kopa w d...
Mocny kop w dupę w odpowiednim czasie cię na tyle ośmieli, że w mig podźwigniesz się w tej
Spoiler:
tabeli
ot, tajemnica sposobu rozw. problemów odkryta.
Pamiętam jak w gimnazjum wychowawczyni nazwała mnie aspołecznym.
Mnie w podstawówce. I od tej pory co roku w gimnazjum i LO miałam obniżone za to "zachowanie" xD chu.j z nimi! Ja tam miałam zawsze swoje racje. Ksiądz w LO:--"A dlaczego nie jedziesz na czuwanie, jako jedyna?" "Bo ja proszę księdza nie jestem wierząca i nigdy nie byłam " --"Aha"
xD i poszedł xD Nie miałam problemów z wyrażaniem siebie. ja po prostu nie chciałam siebie wyrażać TAK jak oni mi nakazywali. to jest asertywność.
kompetencje i asertywność to dwa niezależne pojęcia. Można je rozwijać oddzielnie i nierównomiernie, czego jak napisałaś często można uświadczyć w życiu. Jednak z punktu widzenia samooceny obydwa są niezbędne do prawidłowego rozwoju.
To bardzo ciekawe!
bo ci agresywni np. mogą mieć właśnie zajebiste poczucie samooceny, a jednak.. Mogą wcale nie czuć, że nie są rozwinięci i zajebiści xD a jednak...
Mnie np. niełatwo było "ściociec" i co dnia w tym WYTRZYMYWAĆ xD oj niełatwo. Ale daje sobie całuska za każdym razem jak się udaje wytrzymac I JESTEM TAKA DUMNA z siebie.
i tylko zmiana środowiska na TO FORUM, a raczej kilku użytkowników na nim, pozwoliła mi zauważyć, ze faktycznie - agresja nie zawsze jest naj. Że czasem nie warto. Że wycofanie jest dobre! Ale gdyby nie to forum... ci ludzie tutaj co mnie tego nauczyli rozmowami... oj... Widze na co dzień jaka byłabym nadal i ciesze się, ze miałam możliwość zmiany środowiska, dzięki sieci, na ludzi dających feedback. W realu to ludzie nie są szczerzy, wola właśnie przyjmować postawę nieasertywną i nie jestem w stanie się dowiedzieć jak bardzo mnie obmawiają i dlaczego unikają. A tu się nauczyłam jak można inaczej, LEPIEJ i zauważyłam, ze to działa! i tak jest dobrze./ Nie jest i nie będzie idealnie, ale mam już taki wpływ na siebie, ze jest naprawdę dobrze, bo sama nie dolewam oliwy do ognia. CHOĆ TYLE MOGĘ. i przede wszystkim trwać w tym mimo burzy wokół. praca, w której moim zadaniem było "uładzanie klienta" nauczyła mnie, ze nikogo nie obchodzi mój rottweilerowy rodowód. muszę sama sobą reprezentować, bez tłumaczenia się pochodzeniem, JAKOŚĆ. sama to wypracować. i uczyniłam totalny kosmiczny postęp. Nie wolno było być agresywną. Ale też nie mogłam pozwolić sobie na uległość. Znakomita nauka 3 lat w ogólnopl call center xD i tak - kompetencje dużo dają, ale okazało się, ze nie stanowiły nawet 60% mojej pracy xD Połowa sukcesu to był bowiem osobisty charakter konsultanta.
Re: Brak asertywnosci
: sobota, 18 lutego 2012, 12:29
autor: yusti
Ha! Czytam sobie jakieś romansidło-powieścidło i jestem porażona wpierw opisem Beret - zimnej, wyniosłej, nieczułej, wyrachowanej, nieprzyjemnej, nieprzystępnej, twardej, silnej 1w9 i tego czegoś co stało się jej synem Johanem, a co ja diagnozuję jako klasycznego Pana Dziewiątka, co ważne - w odróżnieniu jednak od Piątka.
Zapodaję tekst o postaci Beret a potem o jej synu i jego pragnieniach bycia kochanym czule personalnie a nie instrumentalnie. Poraziło mnie dobitnie!
Spoiler:
Johan był jedynakiem. Gospodarze Stornes wychowali tylko jednego syna. Beret, jego matka, dała co prawda życie
pięciorgu dzieciom, ale wszystkie pozostałe zmarły, nim skończyły rok. Ludzie gadali, że to żal po utraconych dzieciach uczynił Beret taką, jaka jest, zgorzkniałą, żądną władzy kobietą, która prawie nigdy się nie uśmiecha. Choć prawda wydaje się jednak nieco bardziej skomplikowana.
Beret bowiem nigdy nie była ani prostolinijna, ani miła w obejściu. Już jako młoda dziewczyna wyróżniała się uporem i zadzierała nosa. Była jednak świetną kandydatką na żonę. Zdaje się, że to głównie z tego powodu Sivert Stornes się w swoim czasie do niej zalecał, zresztą nie bez pewnego nacisku ze strony własnych rodziców, zwłaszcza ojca, który miał na myśli przede wszystkim posag panny. Kiedy Sivert ją spotkał. Beret miała dwadzieścia lat; wysoka i zimna, budziła w nim coś w rodzaju lęku. Sam nie wiedział dlaczego. Być może to przez te jej ciemne oczy, które zdawały się wszystko widzieć i z których rzadko można było wyczytać uznanie dla czegokolwiek. Nieczęsto pojawiał się w nich błysk radości czy uśmiechu, Sivert od początku zdawał sobie z tego sprawę. Trudno było o niej powiedzieć, że jest piękna, ale zdaniem Siverta sprawiał to jej charakter, gdyby bowiem była miła i przyjazna, sprawiałaby zupełnie inne wrażenie, może nawet wydawałaby się urodziwa. Sivert pamiętał, jak bardzo fascynowała go jej niezwykle szczupła talia, którą świadomie podkreślała mocno dopasowanymi bluzkami i sukniami. A włosy miała ciemne, prawie czarne. To raczej niezwykle w tej części kraju. Ojciec Beret tłumaczył, że włosy odziedziczyła po swojej babce, jakby się obawiał, że narzeczony pomyśli o jakiejś nieczystej krwi w rodzinie.
Beret była najstarsza z czwórki rodzeństwa. Pozostali trzej to chłopcy. A jednak Sivert od początku wiedział, kto rządzi w ich domu. Jak na pannę miała niebywale ostry język i nikomu nie pozwoliła sobą kierować. Nawet jej ojciec musiał przyznać w rozmowie z ojcem Siverta, że tak właśnie jest. - Pojęcia nie mam, skąd jej się to wzięło - mówił z wymuszonym śmiechem. - Ale tam, gdzie znajdzie się Beret, tam wszystkim rządzi ona. Od maleńkości taka była. Może przez to, że jej matka dużo chorowała, leżała w łóżku i Beret musiała ją zastępować, dopóki matka nie umarła? Przedwcześnie - dodał ze smutkiem na twarzy. - Beret była gospodynią w tym domu już jako kilkunastoletnia dziewczyna. Być może z czasem stała się trochę... Umilkł i gładził rękami głowę. - Ale zręczniejszej kobiety ani bardziej robotnej żaden chłop nie znajdzie, to mogę ci obiecać, Stornes. Twój syn dostaje dobrą gospodynię, lepszej od mojej Beret nie ma! O uczuciach się nie mówiło.
Beret przyjęła oświadczyny Siverta pewnie dlatego, że był właścicielem okazałego dworu, przynajmniej on tak myślał. Innymi jego cechami specjalnie się nie interesowała, spostrzegł to dość szybko. Właściwie Beret w ogóle nie była zainteresowana mężczyznami, pojął to w miarę upływu lat. Mężczyzna był jej potrzebny jedynie po to, by płodzić dzieci. Może zresztą zdawała sobie sprawę z tego, że osoba tak wojownicza i mało sympatyczna jak ona nie będzie miała zbyt wielu możliwości wyjścia za mąż, i dlatego zgodziła się bez protestów? Tak więc pobrali się. Sivert dostał gospodynię, ale niewiele więcej. Beret nie była z tych, co wślizgują się mężowi do łóżka, pozwalała mu jedynie z wielką łaską zbliżyć się do siebie od czasu do czasu. Trzeba zapewnić przyszłość rodu. Mąż szybko się domyślił, że tylko to jest dla niej ważne. Sivert nie pamiętał, by oni oboje kiedykolwiek przeżyli chwile prawdziwych uniesień. Beret wypełniała jednak swój małżeński obowiązek i Sivert nauczył się z nią żyć. W miarę jak lata mijały, popadał w rezygnację, stał się milkliwy i ponury. Człowiek robi się taki z braku miłości, myślał. Co do jednego mimo wszystko ojciec Beret miał rację - okazała się znakomitą gospodynią. Prowadziła gospodarstwo męża żelazną ręką. Posag żony Sivert przeznaczył na zakup większej ilości ziemi i lasu, pomnożył też liczbę inwentarza. Z czasem Stornes stało się jednym z największych gospodarstw w okolicy, a jego właściciele cieszyli się szacunkiem sąsiadów, chociaż może nikt ich specjalnie nie lubił. Ludzie nie mieli Sivertowi wiele do zarzucenia, uważali raczej, że jest bezwolnym pionkiem w rękach władczej żony. Niewielu też wierzyło, że jest z nią szczęśliwy, mimo dostatku. Z Beret mało kto utrzymywał bliższe stosunki, chyba że było to już absolutnie konieczne. Większość znajomych z trudem znosiła krytyczne spojrzenie i złośliwe komentarze. Do wielkiej rzadkości należały przypadki, że Beret zamieniła z kimś parę życzliwych słów. Prawie nikt nie wyrażał się o niej ciepło, a ona sama sprawiała wrażenie, że na nikim jej nie zależy i nikogo nie potrzebuje. Johan Stornes, dziedzic majątku i oczko w głowie matki, uważany był przez ludzi ze wsi za człowieka słabego charakteru. Lata mijały, a on kręcił się po obejściu, wydawał się ociężały i niezbyt rozgarnięty. I nie ma się czemu dziwić, plotkowano w okolicy, kiedy parę osób miało okazję zebrać się nad kubkiem kawy czy piwa. Nie ma się czemu dziwić, bo przecież niełatwo być innym pod okiem takiej matki jak Beret. Niektórzy uważali, że skoro Johan nigdy nie potrafi się matce postawić, to jest pewnie bardziej gamoniowaty, niż na to wygląda. Bo to przecież on miał objąć gospodarstwo i zadbać o dalszy rozwój rodu, czas więc najwyższy, by okazał wreszcie jakąś inicjatywę. Johan jednak niezmiennie robił, co mu matka kazała, zdumiewająco bierny i pozbawiony wyrazu. Niewielu udało się nawiązać z nim kontakt, a już chyba nikt nie mógłby powiedzieć, że go zna.
31
To bardzo porządny dwór, pomyślał Johan. On sam zaś uważał się za wyjątkowo dobrą partię do małżeństwa dla
każdej panny, zresztą matka wbijała mu to do głowy od małego. W takich chwilach dumę ze swojego majątku odczuwał z ciepłym drżeniem w piersi. Bywało, że miał wtedy ochotę porozmawiać z matką, zbliżyć się do niej, ale ona zawsze go od siebie odsuwała.
- Jesteś dziedzicem Stornes - mówiła, patrząc na niego tym swoim niemal hipnotycznym wzrokiem, od czego
32
Johan dosłownie zapominał języka w gębie. - Otrzymasz
w przyszłości bardzo porządny dwór, synu, i nigdy nie wolno
ci go zmarnować. Zapamiętaj to!
Johan wcześnie zrozumiał, że dla matki znaczy wiele,
ale miał też gorzkie, dręczące wrażenie, że ona nie traktuje
go jak dziecka ani jak człowieka. Dla niej Johan jest przede
wszystkim dziedzicem, tym, który ma poprowadzić dalej
dzieło jej życia. Bo z czasem Johan odkrył, że w domu to
matka rządzi. Dyrygowała wszystkim i wszystkimi, nikt nie
miał odwagi się jej przeciwstawić. On także nie, choć wiele
razy miał na to ochotę. Czasami wprost nienawidził ojca,
który pozwalał, by matka tak wszystkim dyrygowała. Z latami
złość przeszła w niechęć i coś w rodzaju współczucia.
Kiedy był mały, trzymał się matczynej spódnicy, chory
z tęsknoty za jej dobrym słowem i za tym, żeby go kiedyś
pogłaskała po głowie. Bywało, że próbował wejść jej na kolana,
zmusić matkę do jakiejś pieszczoty, ale ona bezceremonialnie
spychała go na ziemię.
- Dziedzice nie czulą się do matek - mówiła. - A ty jesteś
dziedzicem, Johan. Mężczyźni nie czulą się do kobiet.
Powinieneś się tego nauczyć.
- Czy ty mnie nie kochasz, mamo? - pytał wielokrotnie
z buzią w podkówkę i patrzył na nią błagalnie.
Matka prychała, słysząc takie słowa, zdarzało się jednak,
że kładła mu wtedy rękę na głowie. Dokładnie tak jak
pastor robi w kościele, myślał Johan.
- Jesteś przecież moim synem - odpowiadała matka. -
I to ty masz dalej prowadzić rodowe dziedzictwo.
Nie znajdował w jej słowach odpowiedzi na to, o co pytał.
Tak sądził. Bywało, że wolałby nie być dziedzicem, tylko
całkiem zwyczajnym chłopcem. Bo może wtedy matka
brałaby go na kolana i była dla niego choć trochę lepsza?
W okresie dojrzewania czuł się czasami taki samotny
i opuszczony, że z radością sprzedałby swoje prawa pierworodnego,
gdyby mu za to dano trochę ludzkiego ciepła i bliskości. Szybko jednak odpędzał od siebie tego rodzaju
marzenia, strwożony, że matka mogłaby odczytać jego myśli.
Jako małe dziecko naprawdę wierzył w to, że ona widzi,
co ludzie myślą. W każdym razie, co myśli Johan. I w ten
sposób matka kształtowała nie tylko jego uczucia, lecz także
myśli.
W miarę jak dorasta), coraz bardziej upewniał się
w przekonaniu, że ona nie ma w sobie dobra. Po prostu jest
go pozbawiona, więc nie może go dawać. Nie tylko własnemu
dziecku, nikomu. Ale rządzić mogła. I była bardzo surowa.
Nigdy wprawdzie nie podniosła na niego ręki, pamiętał
dobrze, ale jeśli zrobił coś, co się jej nie podobało, wzrok jej
stawał się jakiś mroczny, widać było, jak bardzo jest niezadowolona,
i przestawała się odzywać, co mogło trwać całymi
dniami i było o wiele gorsze, niż gdyby mu po prostu
spuściła lanie.
Zdarzało się, że marzył o odwadze, żeby się postawić, ale
to zawsze pozostawało tylko marzeniem. Mimo to gdzieś
w głębi wiedział, że na swój dziwny sposób Beret najbardziej
lubi właśnie jego, bo to on ma zapewnić przyszłość rodu.
W takich warunkach Johan wyrastał na milczącego
i niepewnego człowieka, który prawie nic nie wiedział
o tym, jak ludzie mogą ze sobą żyć. Niewiele wiedział o miłości,
nauczył się jednak, że ten, kto ma władzę, może rządzić
innymi. Była to niebezpieczna wiedza.
Zawsze gdzieś w pobliżu znajdowała się matka ze swoim
jastrzębim spojrzeniem, która upominała i krytykowała.]
Nie tylko jego, wszystkich wokoło. Ciągle były połajanki,
a najczęściej pełen przygany i niezadowolenia wzrok.
Z upływem czasu, Johan stawał się coraz bardziej podobny
do ojca, który najchętniej schodził matce z drogi.
I tak będzie, jak ona zechce, myślał ponuro.
Bywało, że życzył jej śmierci, żeby móc nareszcie żyć j
własnym życiem. Oddychać swobodnie! Ale tego rodzaju
34
myśli przerażały go, nigdy więc nikomu o nich nie wspominał.
Kiedy go nachodziły, potem nie był w stanie spojrzeć
matce w oczy, w śmiertelnym strachu, że ona jednak mogłaby
je odczytać, tak jak za czasów dzieciństwa. Bo w jego
mniemaniu matka wciąż wiedziała wszystko, widziała
wszystko i wszystko słyszała. Johan czuł, że matka czai się
za nim nieustannie jak cień, że to ten cień kieruje jego życiem.
Nienawidził sam siebie za to, nie ma dość męskiej siły,
by się jej przeciwstawić. W starciu z matką jednak Johan
zawsze wybierał najłatwiejsze rozwiązanie. Przynajmniej
dotychczas.
_______________________________________________________________
Beret była 1w9 jak w mordę strzelił! Nawet u Palmer była wzmianka, ze Jedynki musiały się opiekować chorym rodzeństwem i szybko wydorośleć, w czym ja się kompletnie nie odnajdowałam bo sama jestem najmłodsza w domu czwórkową księżniczką i w ogóle siódemkowym flejtuchem xD Dlatego pamiętam to... I nie wiem jak pozostałe Jedynki, ale jak się jest najstarszym to trzeba dawać przykład i być odpowiedzialnym itd. i wychodzi 1.
Fragment ukazuje dogłębnie klasyczny przykład chłodnej chorej Jedynki w 9 i jej stłamszonego synusia...
Akurat jestem w trakcie m.in. tej lektury (Saga: Grzech Pierworodny Część 1 / 26 " Fatalne Spotkanie") i doznałam porażenia zarysem chorej 1w9 ESI ISTJ i uwarunkowaniem jej syna na słabego Dziewiątka, bo raczej nie Piątka. To niesamowite jak trudno wyjść z naleciałości tego typu, jeśli nie wpadliśmy pod cudze czułe skrzydła. Czy wy, drodzy Panowie Dziewiątki, mieliście równie charakterne surowe zimne wyniosłe nieczułe matki i stąd ta wasza słabość, wycofanie, zamulenie, brak odwagi i asertywności, nijakość?
Im mniej ludzi odpowie, tym lepiej. Znaczy, ze zdrowiejecie i nie czujecie „WTF?!” xD Tego Wam życzę z całego serca!
Podobał mi się fragment o tym, że władza rulezz. No faktycznie tak jest, dlatego matki wykorzystują swoją pozycję i męczą dzieciaczki potwornie. Tak jak ojciec kształtuje kobiecość córki tak matka jakoś powinna pokazać synowi dobre zdrowe ciepłe oparte na czułej bliskości Fi jak u Krzysztofa Ziemca. Żeby nie tęsknił taki zraniony i wycofany. Nie tylko kobieta obdarzona miłością rozkwita. Ja to myślę, że baby mają teraz dodatkową powinność - wielkie zadanie odpowiedniego rozkwitnięcia facetów. Naprawdę nieraz widzę i czuję, że to trzeba niejednemu przymatkować solidnie i coś tam za rodzicielkę nadrobić. Poranione to wsyztsko jakieś... A baby teraz zmężniały i role w prowadzeniu przez życie się znacząco odwróciły.
Re: Brak asertywnosci
: wtorek, 21 lutego 2012, 15:06
autor: kroplablekitu
na szybko bo właśnie o tym myślałam ostatnio. A potem pewnie przeczytam co pisali inni i być może coś jeszcze dodam.
otóż w moim przypadku pytanie powinno raczej brzmieć 'dlaczego uważam, że nie istnieje?' a także 'czemu tak ważne jest, by było miło? by inni nie cierpieli?' Dodam, że jestem taka gupia, że serce mi się kraje, jak widze, że cierpi ktoś. Więc jeśli mogę przeżyć życie jako miękka poduszka dla cudzych dołków, to bardziej niz oczywiste jest, że tak właśnie zrobię! Myślę, że błędem logicznym, który popełniam, jest zakładanie, że jak będę sobą, to czyimś kosztem. Nawet jeśli, to pewnie ten koszt nie jest na tyle wielki, bym miała wyrzekać się własnego życia. Ale weź to wytłumacz 9tce?
miałam taką matkę jak ta w opisie, przynajmniej niektóre rzeczy uderzająco podobne. Oczywiście mama mnie kocha, ale jest taką trochę zbyt energiczną, nastawioną zadaniowo osobą. Całe zycie musiałam walczyć żeby nie zalewała mnie nadopiekuńczością i o ile w drobiazgach to się udało, to w postawie zyciowej wciąż to widać, np ten brak asertywności.. Jak się kontroluje to jestem asertywna ale mnie to męczy ; > i na dłuższą metę wolę knuć w ukryciu a ludziom pokazywać gotowe rezultaty bo dyskutowanie mojej pracy na bieżąco po prostu mnie wykańcza - wiem, że jak ktoś mnie skrytykuje to ja w pierwszym odruchu się ugnę, dopiero jak zostanę sama, będę zła na siebie za uległość i jednak wrócę do mojego pomysłu. Nauczyłam się ufać własnemu zdaniu ale jak pojawiają się inni ludzie to kompletnie tracę głowę. Może to nie jest bierna agresja, ale na pewno zbliżone.
Dzięki za ten post, niby nic a jednak coś ; >
Wypowiadam się, chociaż nie jestem facetem, no trudno. Ale baaardzo dużo 9tkowych facetów spotykam, na takim sobie poziomie zdrowia (mam wrażenie, że im wyższy poziom 9tki tym łatwiej ją pomylić) I nawet więcej facetów 9tek znam niż takich kobiet. Są oni milusimi, w porząsiu, spoko kolesiami. Nóż się otwiera w kieszeni jak od takiego spoko chłoptasia czegoś konkretnego chcesz. Może ma to też związek z ukrytym matriarchatem kuchennym panującym w Polsce - nadopiekuńczością mam, babć, cióć i nieobecności ojców. To się pomału zmienia, bo więcej kobiet pracuje, więcej mężczyzn zajmuje się dziećmi ale dłuugie lata babcia/mama/ ciocia biegała za dzieciakiem maltretując go a to zupką, a to sweterkiem, syropkiem itd.
Re: Brak asertywnosci
: wtorek, 21 lutego 2012, 17:20
autor: Hypocrisy
A w czym problem? Współczucie i litość to różne sprawy.
a) zachowujesz asertywność bo widzisz, że jesteś innymi, a inni Tobą. Podnosisz ludzi na duchu, pomagasz materialnie, jesteś uprzejma oraz kulturalna, mądrze radzisz, prawisz komplementy, okazujesz zainteresowanie, uczysz innych, przestrzegasz podstaw savoir-vivre. Tym samym tworzysz swobodną przestrzeń, poczucie komfortu i pole do głębszych kontaktów oraz nauki.
b) przez swoje obawy podporządkowujesz się cudzym emocjom. Negujesz własną wartość, zaczynasz służyć - w dodatku dając rybę zamiast wędki. W gruncie rzeczy tylko utrwalasz mechanizm, który na dobrą sprawę nikogo nie uszczęśliwia. Po co? Fajnie mieć ideały, ale świata tak nie zbawisz.
Swoją drogą: http://nietzsche.kulturalna.com/a-42.html
Przy okazji myślę, że o ile warto szczerze kochać bliźnich, to trzeba też umieć czuć złość, niesmak, nienawiść. Albo chociaż ich nie unikać - coby nie doprowadzić do stłumienia, które właśnie skutkuje uległością. Dla eksperymentu posłuchaj tego http://anaalnathrakh.wrzuta.pl/audio/3L ... z_w_piekle i obserwuj swoje reakcje. :>
Re: Brak asertywnosci
: niedziela, 10 czerwca 2012, 13:02
autor: In3orn
Myślałem ostatnio trochę o asertywności i uświadomiłem sobie, że stosunek do niej może wskazywać na nasz poziom zdrowia. Zastanawiam się ile dziewiątek ten temat pominęło, a ile było nim zniesmaczonych. Z tego co pamiętam, kiedyś traktowałem ten termin bardzo negatywnie (asertywność - fuuuuj ). Był dla mnie jednoznaczny z agresją i narzucaniem się. Być może podobnie odbierałem pewne asertywne wypowiedzi - jako atak na moją osobę. Wy też tak macie/mieliście?