8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Mietła
VIP
VIP
Posty: 977
Rejestracja: wtorek, 22 września 2009, 16:23
Enneatyp: Szef

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#61 Post autor: Mietła » czwartek, 14 kwietnia 2011, 19:41

lasuch pisze:Pablo potwierdza tylko moją teorię, że nikt nie widzi sensu i celu w pomaganiu ani wspieraniu nas w czymkolwiek. Im się po prostu wydaje: "a zrobi to jak zwykle, nie wiem jak ale sam sobie z tym poradzi. Dam mu parę dni na przemyślenia i załatwienie spraw samemu."
Riso i Hudson takie myślenie podają jako jedną z głównych przyczyn "chorości" ósemek (a przynajmniej tak mi się wydaje).

Pablo, a jak się uspokoisz, to masz zamiar jej powiedzieć, co Ci na wątrobie leży? Że nie tak sobie poważny związek wyobrażasz i że też czasami masz gorsze dni i potrzebujesz wsparcia? (Chociaż to o potrzebowaniu wsparcia może ciężko przejść przez gardło)
Spoiler:



Pablo
Posty: 1892
Rejestracja: piątek, 11 stycznia 2008, 00:12
Enneatyp: Szef

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#62 Post autor: Pablo » czwartek, 14 kwietnia 2011, 19:59

Riso i Hudson takie myślenie podają jako jedną z głównych przyczyn "chorości" ósemek (a przynajmniej tak mi się wydaje).
Nie doczytałem ale cholera jak patrzę po moim życiu to dziesiątki jak nie setke przykładów bym znalazł na to że to prawda :mrgreen: bardzo dobre spostrzeżenie
Pablo, a jak się uspokoisz, to masz zamiar jej powiedzieć, co Ci na wątrobie leży? Że nie tak sobie poważny związek wyobrażasz i że też czasami masz gorsze dni i potrzebujesz wsparcia? (Chociaż to o potrzebowaniu wsparcia może ciężko przejść przez gardło)
Pewnie, powiedziałem tak zanim rypnąłem (u mnie wkurwik narasta tak stopniowo) potem wyjaśniłem spokojnie o co biega - co ona z tym zrobi to.... niestety ode mnie nie zależy. Już walić przepraszanki, moim zdaniem udane bycie z kimś to wyeliminowanie zachowań które takie jazdy powodują.

Dobra kurna to do zobaczenia na słuchawkach =D

Awatar użytkownika
boogi
Pan Admin
Pan Admin
Posty: 5875
Rejestracja: czwartek, 23 października 2008, 22:48
Enneatyp: Perfekcjonista
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#63 Post autor: boogi » sobota, 16 kwietnia 2011, 20:40

Pablo pisze:Dobra kurna to do zobaczenia na słuchawkach =D
Jak doszliście do jakichś ciekawych wniosków, to się podzielcie.
"Jeśli chcesz ze mną rozmawiać, zdefiniuj terminy których używasz."
- Voltaire

>> bardzo dziwny link <<

Affects / Hornevian / Harmonic / Trifix

Awatar użytkownika
Mietła
VIP
VIP
Posty: 977
Rejestracja: wtorek, 22 września 2009, 16:23
Enneatyp: Szef

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#64 Post autor: Mietła » niedziela, 17 kwietnia 2011, 21:12

Wniosek najważniejszy jest taki, że trzeba się spotkać i napić :twisted:

Mój wniosek po rozmowie, wniosek tyczący się (mnie) ósemki - jeśli 8 jest nastawione do kogoś pozytywnie, to jest w stanie duuużo wybaczyć i zmienić całkowicie front. I nie potrzebuje do tego silnych bodźców, wystarczy kilka zdań. Warunkiem jest jednak dość silna, pozytywna relacja. W takich relacjach stajemy się takimi tępymi ćwokami, które nie wiedzą nawet w którym momencie są krzywdzone (oczywiście nie mówię o akcjach dużego kalibru) i za bardzo nie potrafią sobie z tym poradzić. (Coś, gdzieś dzwoni, ale gdzie do cholery? To wkurza, z każdym intuicyjnym wyczuciem podobnych akcji, coraz bardziej.) Do momentu wybuchu, który i tak nie jest porządny, ze względu na to, co napisałam w pierwszym zdaniu tego akapitu.

Piszę w swoim imieniu, zainspirowana do przemyślenia swoich zachowań przez to, co się działo u Pabla. Nie daję gwarancji, że tyczy się to większości, a nawet części, ósemek ;)

Awatar użytkownika
Paweu
Posty: 297
Rejestracja: czwartek, 20 maja 2010, 00:31
Enneatyp: Perfekcjonista
Kontakt:

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#65 Post autor: Paweu » poniedziałek, 18 kwietnia 2011, 23:09

Przeglądam sobie ten wątek i (również na podstawie własnych doświadczeń) zauważyłem pewną słabość u 8 (nie wiem czy ogólnie, ale niestety u mnie się to czasami zdarza). Mianowicie 8 częściej zauważa u ludzi negatywne cechy niż pozytywne i będzie się spodziewać prędzej szpili w dupę niż czegoś pozytywnego. Ale z drugiej strony, jak ktoś będzie sprawiał wrażenie dobrego człowieka, który nigdy nikomu nic by nie zrobił, to powoli zaczynamy się otwierać. Jak naprawdę taki ktoś jest w porządku, to świetnie ale co jak to jest jakiś wstrętny cwaniaczek który się przymila bo czegoś tam chce a jak to już dostanie to nara i kopa w dupę. Do tego jeszcze dochodzi to, że 8 nie jest z natury bystre w odczytywaniu niuansów w relacjach z ludźmi. Jak ktoś jest bardziej ogarnięty w tym temacie to wykryje mendę społeczną i w porę się wybroni, a 8 to dopiero jak:
1) już jest po jabłkach gdy ten ktoś odwalił krzywą akcję
2) jak coś tam jakoś tam zaczyna przeczuwać, że jest coś nie tak. Wie, że dzwonią tylko nie wie w którym kościele. Ale zaczyna widzieć co jest nie tak, jak ten ktoś niedopatrzył jakiegoś szczególika, dzięki któremu zaczynamy widzieć cały obraz. A jeśli to nie nastąpiło, to tak się bujamy ze swoimi przeczuciami (których i tak nie słuchamy, bo 8 i kierowanie się intuicją to 2 różne rzeczy) i dopiero zdajemy sobie sprawę jak daliśmy się wykałupić, kiedy znaleźliśmy się w sytuacji nr 1.
Podobno 1w9 LIE

Awatar użytkownika
Kapar
VIP
VIP
Posty: 2333
Rejestracja: czwartek, 21 sierpnia 2008, 13:15
Enneatyp: Szef
Lokalizacja: DownUnder
Kontakt:

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#66 Post autor: Kapar » wtorek, 19 kwietnia 2011, 05:41

Polac wam Mietla, Pablo i Paweu!!
Pablo pisze:Mam pytanie do 8. W jaki sposób byście zareagowali jak wasz partner wykazuje dziwny brak jaj (właściwie to wsparcia i zrozumienia) jak macie trudny moment, albo i okres (dla niej "trudnym momentem" są na przykład 2 dni (2 spotkania znaczy się, nie całe dnie razem spędzone w ten sposób) mojego bojowego nastroju w czasie którego jestem wyłączony od emocji typu mizianie się i urocza atmosfera zabawy i dobrego humoru - zamiast tego tylko planuję swoje posunięcia i gadam głównie o tym, czasem wetnę jakąs wiązankę o obiekcie złości - wtedy odbierany jestem jako "dziwny i nieswój, trochę straszny" Dzisiaj już był luz ale nie miałem ochoty na wygłupy tylko na rozmowę co zostało odebrane jako "brak chęci widywania się") A potem nagle ni z gruchy ni z pietruchy po spotkaniu tekst "jak już rozwiążesz swoje problemy za 2 tygodnie to daj wtedy znać to się zobaczymy"
Doswiadczylem czegos takiego ostatnio. Bardzo sie zawiodlem na niej, zwlaszcza, ze poprosilem ja o wsparcie i cierpliwosc wiedzac, ze bedzie ciezko. Jak jest jakas akcja, jest to dla mnie niemal stan wojny. Nie mysle o zartach, pojsciu na piwko czy pogawedce, tylko podporzadkowuje wszystko sprawnemu zalatwieniu celu, w moim przypadku przejscie przez drobna operacje nogi, pakowanie, sprzatanie mieszkania przed przeprowadzka, wozenie mebli, pralek i tych gowien, planowanie calej akcji od zalatwienia pudel do koordynowanie pomagajacych znajomych w tym wszystkim, no i pilnowanie, zeby wszystko bylo zrobione na bum cyk cyk i na czas. Wszystko w ciagu dwoch dni. Dostalem jakas pomoc bo bez niej nie bylbym wstanie dostac samochodu ale oprocz tego nie mialem zadnego wsparcia, zrozumienia, w jakim stresie jestem. Wlasciwie, to jej obecnosc tylko wszystko utrudniala, bo jej sie cholerne humory wlaczyly i nagla zrobila sie obrazliwa o byle co. Byla wielka obrazona, ze cale pakowanie i przenoszenie zajmuje za duzo czasu i ze ona inaczej sobie planowala dzien. Jak trzeba bylo czekac, to slysze focha, ze ona moglaby robic teraz cos innego zamiast siedziec i czekac. Wygarnalem jej, ze jest nieznosna, prowokuje mnie, nie rozumie przez co przechodze, nie ma zadnej wrazliwosci i, ze jest "pain in the ass". Bylem na skraju wycienczenia po nieprzespanej nocy i nie mialem juz zadnych hamulcow, wiec zwyczajnie powiedzialem co mysle. Bez przeklinania, bo po angielsku to nie to samo, nie daje takiej ulgi choc w glowie mi krazyly kwieciste wiazanki.
Wyszlo jak zawsze, musze liczyc na samego siebie. Choc jestem swiadom tego...
Mietla pisze:
lasuch pisze:Pablo potwierdza tylko moją teorię, że nikt nie widzi sensu i celu w pomaganiu ani wspieraniu nas w czymkolwiek. Im się po prostu wydaje: "a zrobi to jak zwykle, nie wiem jak ale sam sobie z tym poradzi. Dam mu parę dni na przemyślenia i załatwienie spraw samemu."
Riso i Hudson takie myślenie podają jako jedną z głównych przyczyn "chorości" ósemek (a przynajmniej tak mi się wydaje).
Wiec staralem sie zaognieniu zapobiec, skorzystac z czyjejs pomocy i oddac innym ciut odpowiedzialnosci. Wyszla z tego dupa. Nie wiem, ktoredy droga, czy zle wszystko przemyslalem i zaplanowalem, czy zwyczajnie nie ma co polegac na innych ludziach. Mysle, ze to drugie. Jakbym mial cala wladze i kontrole nad sytuacja w reku i nie musial polegac na innych, poszlo by bardziej gladko. Przyklad przez kontynuacje historii:
Spoiler:
boogi pisze:
Pablo pisze:Dobra kurna to do zobaczenia na słuchawkach =D
Jak doszliście do jakichś ciekawych wniosków, to się podzielcie.
Mam dwa wnioski. Nie przejmowac sie problemami innych. Nie myslec za wspollokatorow jak przeniosa swoje rzeczy ani za reszta jak maja cos sprawnie zalatwic. Nie przewidywac za nich przeszkod. Myslec o sobie i dbac o swoje. Jakbym w tej calej sytuacji robil cos tylko dla siebie a nie bral burdel innych na swoje barki, to nie mialbym tyle stresu. Tylko, ze zawsze w takiej sytuacji pojawia mi sie myslenie, jak ja tego nie ograne to kto? Jak nie zaplanuje wszystkiego w jednym czasie to i ja na tym strace w pewnym sensie.
A drugi to taki, to narysowac wyrazna granice we wlasnych oczekiwaniach wobec osoby, od ktorej oczekujemy wsparcia oraz ze osemce chyba najlepiej z druga osemka, ktora wazne dla nas sprawy postrzega w podobny sposob.
Paweu pisze:Przeglądam sobie ten wątek i (również na podstawie własnych doświadczeń) zauważyłem pewną słabość u 8 (nie wiem czy ogólnie, ale niestety u mnie się to czasami zdarza). Mianowicie 8 częściej zauważa u ludzi negatywne cechy niż pozytywne i będzie się spodziewać prędzej szpili w dupę niż czegoś pozytywnego. Ale z drugiej strony, jak ktoś będzie sprawiał wrażenie dobrego człowieka, który nigdy nikomu nic by nie zrobił, to powoli zaczynamy się otwierać. ... Do tego jeszcze dochodzi to, że 8 nie jest z natury bystre w odczytywaniu niuansów w relacjach z ludźmi. Jak ktoś jest bardziej ogarnięty w tym temacie to wykryje mendę społeczną i w porę się wybroni, a 8 to dopiero jak:
1) już jest po jabłkach gdy ten ktoś odwalił krzywą akcję
2) jak coś tam jakoś tam zaczyna przeczuwać, że jest coś nie tak. Wie, że dzwonią tylko nie wie w którym kościele.
Moge sie pod tym podpisac. Staram sie wiecej dowiedziec i zaobserwowac jak zawodzenie sie na osobach uwazanych za bliskie dziala. Bo nie jest tak, ze wszyscy wokol sa zawsze BE i zli. Ciekawostka jest jaki osemka udzial w preparowaniu takich sytuacji, gdzie znowu trzeba bedzie polegac tylko na sobie? A moze czasem jest tak, ze podswiadomie do takich sytuacji doprowadzamy albo otoczami sie ciamajdami, zeby znowu miec wszystko na swoich barkach albo zostac wychujanym (taka samosprawdzajaca sie przepowiednia pozwalajaca sie utwierdzic w tym, ze jestesmy zdani na samych siebie). Czy to mozliwe?
Możemy pogadać tu https://t.me/joinchat/aHxHU7go8yQ4MmRl

Odnajdziesz mnie na rozstajach dróg. Sprawcy podobno wracają
po śladach swych, a gdy wrócisz tu, gdzie czas w zdumieniu przystanął
to nie mów nic. Już nie ty, nie ja. Inna już rzeka tam płynie.

Awatar użytkownika
Paweu
Posty: 297
Rejestracja: czwartek, 20 maja 2010, 00:31
Enneatyp: Perfekcjonista
Kontakt:

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#67 Post autor: Paweu » czwartek, 21 kwietnia 2011, 14:33

baby_kapar pisze:Polac wam Mietla, Pablo i Paweu!!
I Tobie Kapar też;)
baby_kapar pisze:Ciekawostka jest jaki osemka udzial w preparowaniu takich sytuacji, gdzie znowu trzeba bedzie polegac tylko na sobie? A moze czasem jest tak, ze podswiadomie do takich sytuacji doprowadzamy albo otoczami sie ciamajdami, zeby znowu miec wszystko na swoich barkach albo zostac wychujanym (taka samosprawdzajaca sie przepowiednia pozwalajaca sie utwierdzic w tym, ze jestesmy zdani na samych siebie). Czy to mozliwe?
Myślę, że zaczynamy dochodzić do źródła problemu. Cofnijmy się do dziecięcych i młodzieńczych lat. Czy jednym z powodów, dla których wyrośliśmy na ósemki nie jest to, że ktoś tam kiedyś nas skrzywdził, oszukał, wykorzystał nasze zaufanie czy w inny sposób wpierdolił na minę? A kiedy przestaliśmy liczyć na pomoc innych ludzi i zaczęliśmy sami robić wszystko co trzeba, aby w jak najmniejszym stopniu być uzależnionym od innych osób, to czy nie doszliśmy do wniosku że "aby wszystko było zrobione dobrze, zrób to sam". Uraz który dostaliśmy z powodu tego, że ktoś nas kiedyś wychujał gdzieś tam cały czas siedzi w podświadomości, i (przynajmniej ja tak mam) powoduje, że jest zaledwie kilka osób z którymi mogę rozmawiać na każdy temat. Wszystkich innych, mimo całego pozytywnego nastawienia ze swojej strony, trzymam na dystans. Zauważyłem, że osoby który w jakiś sposób są ode mnie "lepsze", czyli bardziej zaradne, cieszące się większym uznaniem wśród ludzi, mające większe osiągnięcia niż ja od razu z góry traktuję jako "niebezpiecznych inteligentów" których lepiej trzymać w bezpiecznej odległości, aby przypadkiem czegoś nie nawywijali.
Idąc dalej tym tropem, nasza tendencja do otaczania się flafutami jest spowodowana tym, że taki klapeć po prostu jest nieszkodliwy (naszym zdaniem oczywiście), nie wpierdoli nas na minę, przynajmniej świadomie itd. Ale gdy przychodzi co do czego, to czego niby mamy się spodziewać? Że nagle taki flafut będzie doskonale miał wiedzieć co ma robić, gdzie iść, co załatwić etc.? Niestety, ale tak fajnie to nie ma. Nie da się zrobić z krasuli konia wyścigowego :twisted:
Inna przyczyna tego, że ostatecznie wszystko musimy robić sami jest chyba to, że chcemy mieć wszystko teraz, zaraz, natychmiast. Strasznie wszystkich poganiamy, lubimy narzucać kosmiczne tempo. Ale tak się po prostu nie da, też się na tym łapię i wiem jak to może być dla innych nieprzyjemne i wręcz zniechęca do działania. Ale z drugiej strony jak się za bardzo odpuści, to zaczyna się włoski strajk, albo w ogóle wszyscy mają w dupie i nikt nic nie robi. I weź tu znajdź Ósemko złoty środek :evil:
Podobno 1w9 LIE

Awatar użytkownika
Mietła
VIP
VIP
Posty: 977
Rejestracja: wtorek, 22 września 2009, 16:23
Enneatyp: Szef

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#68 Post autor: Mietła » czwartek, 21 kwietnia 2011, 19:00

Polać, polać! Dobrze gadacie :mrgreen:
baby_kapar pisze:Nie wiem, ktoredy droga, czy zle wszystko przemyslalem i zaplanowalem, czy zwyczajnie nie ma co polegac na innych ludziach. Mysle, ze to drugie. Jakbym mial cala wladze i kontrole nad sytuacja w reku i nie musial polegac na innych, poszlo by bardziej gladko
Albo najzwyczajniej można robić swoje i nie oglądać się na innych. Problem ze średnio ogarniętymi ludźmi polega na tym, że często się stawiają i robią wszystko po swojemu. Mnie to często burzy cały "plan", a do tego wkurza, że oni działają cholernie nielogicznie. No bo jak można rozkręcać miły, wspólny obiadek, jak się jest w połowie przeprowadzki? Obiadek bardzo chętnie, ale jak pudła będą rozpakowane...

baby_kapar pisze:A moze czasem jest tak, ze podswiadomie do takich sytuacji doprowadzamy albo otoczami sie ciamajdami, zeby znowu miec wszystko na swoich barkach albo zostac wychujanym (taka samosprawdzajaca sie przepowiednia pozwalajaca sie utwierdzic w tym, ze jestesmy zdani na samych siebie). Czy to mozliwe?
Mnie się wydaje, że przede wszystkim przyciągamy takich ludzi. Oni chyba szukają kogoś silnego, kto wszystko załatwi za nich, a nam z kolei jest to na rękę, bo możemy porządzić. Z drugiej strony, jak tak sobie myślę, to większość z tych ludzi jest ogarnięta, ale chyba my robimy z nich takie ciamciaramcie, które sobie z niczym nie poradzą, a oni chętnie w te role wchodzą. Założę się, że dyby ich zostawić samych, to daliby sobie radę. Ale łatwiej im polegać na kimś. Sama wśród bliskich znajomych (pomijam relacje na odległość, chociażby te z forum) nie mam ani jednej ósemki, czy jedynki. Głównie dziewiątki, czwórki i piątki. Czyli grunt podatny na ósemkowe "rządy".

Paweu pisze:Czy jednym z powodów, dla których wyrośliśmy na ósemki nie jest to, że ktoś tam kiedyś nas skrzywdził, oszukał, wykorzystał nasze zaufanie czy w inny sposób wpierdolił na minę? A kiedy przestaliśmy liczyć na pomoc innych ludzi i zaczęliśmy sami robić wszystko co trzeba, aby w jak najmniejszym stopniu być uzależnionym od innych osób, to czy nie doszliśmy do wniosku że "aby wszystko było zrobione dobrze, zrób to sam". Uraz który dostaliśmy z powodu tego, że ktoś nas kiedyś wychujał gdzieś tam cały czas siedzi w podświadomości, i (przynajmniej ja tak mam) powoduje, że jest zaledwie kilka osób z którymi mogę rozmawiać na każdy temat. Wszystkich innych, mimo całego pozytywnego nastawienia ze swojej strony, trzymam na dystans.
Pod tym się podpisuję dwoma ręcami. ;) Ale to dawało w dupę nie tylko w dzieciństwie. Później też kilka razy oberwałam, bo zaufałam nie tym, co trzeba. To się wiąże elegancko z Twoim poprzednim postem. Niby mam nosa do ludzi, ale do niektórych, mimo złych przeczuć, potrafię się przekonać. Potem i tak okazuje się, że moje pierwsze wrażenie było słuszne. Ale na ten czas, kiedy ufam danej osobie, ni cholery nie wyłapuję tych delikatnych szpileczek, poznam dopiero porządną szpilę. Chociaż ostatnio wystarczyło mi kilka rozmów z osobą trzecią, żeby spojrzeć na relację z dystansu, zanim była wbita konkretna szpila. Teraz zapobiegawczy dystansik, chłodzik i rozmowy o pogodzie. Ale ta osoba sobie na to zasłużyło, nie mam żadnych wyrzutów sumienia w tym przypadku.
Spoiler:

Pablo
Posty: 1892
Rejestracja: piątek, 11 stycznia 2008, 00:12
Enneatyp: Szef

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#69 Post autor: Pablo » piątek, 22 kwietnia 2011, 09:17

Paweu pisze: Myślę, że zaczynamy dochodzić do źródła problemu. Cofnijmy się do dziecięcych i młodzieńczych lat. Czy jednym z powodów, dla których wyrośliśmy na ósemki nie jest to, że ktoś tam kiedyś nas skrzywdził, oszukał, wykorzystał nasze zaufanie czy w inny sposób wpierdolił na minę?
Rozmawiałem jakiś czas temu z pewną 6 właśnie na ten temat porównując mechanizmy obronne - o ile ona twierdziła że zwiększyło to tylko u niej chęć zaufania do kogoś bo grunt jej się spod nóg nagle usunął i zaczęła się jakby to ująć.... trochę w stylu 3-kowym to będzie (w końcu połączenie to u 6 jest) specjalizować w tym żeby w jakiś sposób i czasem dość niezgodnie z tym co sama uważała zachowywać się tak, by być potem przez kogoś bardziej dostrzeżonym, docenionym - o ile nie da rady w ten sposób odzyskać kontaktu i poziomu relacji z tym kto ją zawiódł stosując w stosunku do niego ta sama taktykę.

Jak ja sobie wspomnę miałem taką sytuację po raz pierwszy mając z 10 albo 11 lat. Pamiętam ten stan kurewskiego zawodu na kimś, ale poszło to potem inaczej - zdystansowałem się i nie łaziłem za tym gościem. Jakoś tak bardziej realnie do tego chyba podszedłem i zacząłem za dużo myśleć. Potem olałem na zasadzie złapania nowego kontaktu. Potrwało parę lat i ten sam schemat - wbicie szpili w dupę z tytułu zakumplowania się z moim wrogiem w klasie i obrót przeciwko staremu kumplowi. Wtedy ogarnąłem że pieprzyć to, liczyć można tylko na siebie a za ludźmi nie nadążysz. Ile wtedy miałem? 13 lat. No ale dzieciaki mają inaczej, w dorosłym życiu jest bardziej lajtowo, nie ma takich skrajności. Ale postawa mi do dzisiaj została.

Co do zadawania się z pierdołami miałem tak dawno temu jeszcze przed LO - to jest taki rodzaj filtra żeby nie zostać samemu i żeby mieć jakiś wpływ na bieg spraw bo najgorsze co może byc dla 8 to wyizolowanie społeczne ;)

kxxxx wiecie co wiem dlaczego to forum jest uzależniające - bo jak tu człowiek wlezie i zacznie gadać na jakiś temat to jak czyta wypowiedzi innych 8 to czuje się lepiej rozumiany niż w swojej grupie kumpli i nawet niektórych przyjaciół. Zajebiści jesteście - wszyscy to tu piszą 8) musimy kiedyś sobie zrobić zjazd, najebać się jak dzikie świnie i porządnie pobawić - do oporu i ile sił starczy :D Nastawie parę samogonów co by się już pędziły na tą okazję

Awatar użytkownika
Paweu
Posty: 297
Rejestracja: czwartek, 20 maja 2010, 00:31
Enneatyp: Perfekcjonista
Kontakt:

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#70 Post autor: Paweu » piątek, 22 kwietnia 2011, 13:12

Mietla pisze:Mnie się wydaje, że przede wszystkim przyciągamy takich ludzi. Oni chyba szukają kogoś silnego, kto wszystko załatwi za nich, a nam z kolei jest to na rękę, bo możemy porządzić. Z drugiej strony, jak tak sobie myślę, to większość z tych ludzi jest ogarnięta, ale chyba my robimy z nich takie ciamciaramcie, które sobie z niczym nie poradzą, a oni chętnie w te role wchodzą. Założę się, że dyby ich zostawić samych, to daliby sobie radę. Ale łatwiej im polegać na kimś. Sama wśród bliskich znajomych (pomijam relacje na odległość, chociażby te z forum) nie mam ani jednej ósemki, czy jedynki. Głównie dziewiątki, czwórki i piątki. Czyli grunt podatny na ósemkowe "rządy".
Hmm... trochę myślałem nad tym i to dość skomplikowane jest. Z jednej strony na pewno przyciągamy takie pierdoły ale nie na długo. Wiele miałem przelotnych znajomości z takimi cieciami. Na początku zawsze było fajnie, oni mnie się wydawali sympatyczni i niegroźni, a oni też we mnie coś tam musieli widzieć. Zgrzyty dopiero zaczynały się robić, kiedy zaczęła się gadka na temat naszych priorytetów, nawet nie musieliśmy razem podejmować jakichś działań. Ja jestem pragmatykiem, muszę mieć wszystkie najważniejsze rzeczy najpierw pozałatwiane a dopiero potem mogę się wyluzować. Jak mam jakiś problem i chciałbym uzyskać od innego człowieka pomoc w uporaniu się z nim, to tak jak Pablo napisał kilka postów wcześniej, nie potrzebuję żeby ktoś się nade mną użalał, pocieszał, ślintał nade mną i głaskał po skopanym dupsku. Wręcz przeciwnie, nie chcę czegoś takiego bo to tylko mnie wk...i. Ja chcę konkretnych rad, co zrobić, jak się z tym uporać, jak odkręcić to co się stało. A jak ten ktoś nie potrafi mi pomóc, to najlepiej niech mnie zostawi w spokoju i pozwoli samemu to wszystko poogarniać. Wydawałoby się normalne, prawda? No właśnie nie, bo wtedy tym osobom burzył się mit, jaki sobie gdzieś tam zbudowały na mój temat i uznały, że jestem nieczuły, okropny, zimny i wyprany z wszelkich uczuć. I wtedy powoli znajomość zaczynała się urywać, przeważnie stopniowo, choć miałem jeden taki przypadek gdzie akurat ktoś mnie wtedy ładnie wychujał i ja chciałem się koleżance wygadać z tego, bo wydawało mnie się że jej akurat mogę. I co? Posłuchała, posłuchała a potem zrobiła mi kazanie że "od 20 minut tylko gadam jak mnie jakiś debil wystawił do wiatru. Że chciałaby kiedyś tak jak dawniej pogadać o czymś pozytywnym, o podróżach etc. a ja tym czasem tylko narzekam i wysyłam złą energię". Do tej pory nie mamy kontaktu. Trochę było mi żal, ale doszedłem do wniosku że chxx z tym. Jestem jaki jestem i nie będę na siłę kogoś udawał.
Wśród tych kilka osób, które znam wiele wiele lat i wiem że oni są w porządku nie ma żadnych dupków żołędnych, enneagramowo można by ich przyporządkować jako 1, 6 kontrfobiczne i 8, wszyscy na wysokim poziomie zdrowia. Poznałem ich jeszcze za młodego, gdy potrafiłem zaufać ludziom ot tak. Teraz jednak, zanim się otworzę, to musi wiele czasu upłynąć, zanim się przekonam że mogę, a przez ten czas znajomość jest tylko i wyłącznie powierzchowna. Zresztą, nawet jak ktoś już wyda mi się ok, to i tak ta osoba powinna pierwsza zacząć "skracać dystans". Ja zdaję sobie sprawę z mojego uroku słonia w składzie porcelany i nie chcę na siłę być fajny, bo wiem że stąd już jest prosta droga to pierdzielnięcia takiej gafy, że wszyscy padną a ja będę chciał się zapaść pod ziemię :oops:
Pablo pisze:Jak ja sobie wspomnę miałem taką sytuację po raz pierwszy mając z 10 albo 11 lat. Pamiętam ten stan kurewskiego zawodu na kimś, ale poszło to potem inaczej - zdystansowałem się i nie łaziłem za tym gościem. Jakoś tak bardziej realnie do tego chyba podszedłem i zacząłem za dużo myśleć. Potem olałem na zasadzie złapania nowego kontaktu. Potrwało parę lat i ten sam schemat - wbicie szpili w dupę z tytułu zakumplowania się z moim wrogiem w klasie i obrót przeciwko staremu kumplowi. Wtedy ogarnąłem że pieprzyć to, liczyć można tylko na siebie a za ludźmi nie nadążysz. Ile wtedy miałem? 13 lat. No ale dzieciaki mają inaczej, w dorosłym życiu jest bardziej lajtowo, nie ma takich skrajności. Ale postawa mi do dzisiaj została.
Takie chore motywy chyba każda Ósemka za młodu przechodziła (i pewnie dlatego jest teraz 8). Ja pamiętam, że byłem strasznie naiwny, słaby psychicznie i podatny na manipulację. Chciałem być lubiany przez innych, zazdrościłem "szkolnej elicie" popularności i chciałem się do nich wpasować. A dostałem tylko kopa w dupę. W końcu zacząłem się wycofywać, bo uznałem że to nie dla mnie i nie zasługuję na to. I wszystko pewnie byłoby ok, gdyby nie to, że jak to u gówniarzy jest, trzeba sobie znaleźć kozła ofiarnego, a nie umiejący się obronić Pawełek świetnie się do tej roli nadawał. Dopiero w gimnazjum zacząłem hardzieć. Zobaczyłem, że nie warto być miłym, dawno przestało mi zależeć na tym, aby być lubianym, chciałem tylko świętego spokoju. Uświadomiłem sobie, że jeśli wydrze się ryja, spuści przykładny wpierdol aby inni widzieli i zaczęli się bać, to wtedy zacznie się mieć święty spokój. Zacząłem patrzeć na relacje z innymi jak na łańcuch pokarmowy, kto kogo, kto jest silniejszy a kto słabszy. Teraz jak jest się już dorosłym, takich jazd nie ma już, ale wyczucie siły u innego człowieka mi zostało, potrafię dobrze wyczuć czyjś siłowy potencjał już po krótkiej znajomości.
Pablo pisze:kxxxx wiecie co wiem dlaczego to forum jest uzależniające - bo jak tu człowiek wlezie i zacznie gadać na jakiś temat to jak czyta wypowiedzi innych 8 to czuje się lepiej rozumiany niż w swojej grupie kumpli i nawet niektórych przyjaciół. Zajebiści jesteście - wszyscy to tu piszą 8) musimy kiedyś sobie zrobić zjazd, najebać się jak dzikie świnie i porządnie pobawić - do oporu i ile sił starczy :D Nastawie parę samogonów co by się już pędziły na tą okazję
Heh, też mam takie odczucie, jak czytam Wasze wypowiedzi to widzę że nie jedynym człowiekiem który ma takie rozkminy. Fajnie by było zrobić jakiś zjazd, poznać Was, ale na początku pewnie dziwnie bym się czuł. Kiedyś tam w internecie znalazłem enneagram, poczytałem sobie, zainteresowałem się tym, potem zacząłem się udzielać na forum i w końcu poznałbym ludzi z którymi pisałem, w dodatku rozpracowując z nimi flaszeczkę. Ale co tam.
Spoiler:
Podobno 1w9 LIE

Awatar użytkownika
Pierzasta
Posty: 891
Rejestracja: niedziela, 27 marca 2011, 01:35
Enneatyp: Obserwator

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#71 Post autor: Pierzasta » sobota, 11 czerwca 2011, 16:20

Mietla pisze:
Paweu pisze:Czy jednym z powodów, dla których wyrośliśmy na ósemki nie jest to, że ktoś tam kiedyś nas skrzywdził, oszukał, wykorzystał nasze zaufanie czy w inny sposób wpierdolił na minę? A kiedy przestaliśmy liczyć na pomoc innych ludzi i zaczęliśmy sami robić wszystko co trzeba, aby w jak najmniejszym stopniu być uzależnionym od innych osób, to czy nie doszliśmy do wniosku że "aby wszystko było zrobione dobrze, zrób to sam". Uraz który dostaliśmy z powodu tego, że ktoś nas kiedyś wychujał gdzieś tam cały czas siedzi w podświadomości, i (przynajmniej ja tak mam) powoduje, że jest zaledwie kilka osób z którymi mogę rozmawiać na każdy temat. Wszystkich innych, mimo całego pozytywnego nastawienia ze swojej strony, trzymam na dystans.
Pod tym się podpisuję dwoma ręcami. ;) Ale to dawało w dupę nie tylko w dzieciństwie. Później też kilka razy oberwałam, bo zaufałam nie tym, co trzeba. To się wiąże elegancko z Twoim poprzednim postem. Niby mam nosa do ludzi, ale do niektórych, mimo złych przeczuć, potrafię się przekonać. Potem i tak okazuje się, że moje pierwsze wrażenie było słuszne. Ale na ten czas, kiedy ufam danej osobie, ni cholery nie wyłapuję tych delikatnych szpileczek, poznam dopiero porządną szpilę. Chociaż ostatnio wystarczyło mi kilka rozmów z osobą trzecią, żeby spojrzeć na relację z dystansu, zanim była wbita konkretna szpila. Teraz zapobiegawczy dystansik, chłodzik i rozmowy o pogodzie. Ale ta osoba sobie na to zasłużyło, nie mam żadnych wyrzutów sumienia w tym przypadku.
Ale to chyba nie tylko ósemki tak mają. Ciamajdy to się przyczepiają do każdego, kto jest mniej ciamajdowaty niż oni, a buców też nie trzeba szukać, zawsze jakiś się znajdzie i chętnie zawiedzie zaufanie. Może bycie ósemkami sprawia, że łatwiej sobie radzicie z takimi przeżyciami niż inne typy?
Nic nie wnosi.
Pokonała mnie w depresji wibracji.
Jestem ostoją Prawdy. Widzisz? Ty aż kipisz, a po mnie to spływa. Jakiego chcesz jeszcze dowodu na to, kto ma rację?

Awatar użytkownika
Cotta
VIP
VIP
Posty: 2409
Rejestracja: czwartek, 12 maja 2011, 16:55
Enneatyp: Obserwator
Lokalizacja: pomorskie

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#72 Post autor: Cotta » niedziela, 12 czerwca 2011, 00:48

Paweu pisze: Inna przyczyna tego, że ostatecznie wszystko musimy robić sami jest chyba to, że chcemy mieć wszystko teraz, zaraz, natychmiast. Strasznie wszystkich poganiamy, lubimy narzucać kosmiczne tempo. Ale tak się po prostu nie da, też się na tym łapię i wiem jak to może być dla innych nieprzyjemne i wręcz zniechęca do działania. Ale z drugiej strony jak się za bardzo odpuści, to zaczyna się włoski strajk, albo w ogóle wszyscy mają w dupie i nikt nic nie robi. I weź tu znajdź Ósemko złoty środek :evil:
W nawiązaniu do powyższego... Znowu napiszę coś, za co forumowe Ósemki będą chciały mnie zlinczować, dlatego na wstępnie chcę zaznaczyć, że nie mam na celu mieszania Was z błotem, chcę tylko opisać pewną sytuację współpracy z Ósemką i moje wrażenia z tejże współpracy (bo patrząc na coś tylko z punktu widzenia 8 nigdy się nie dowiecie, jak to wygląda oczami innych). Nie twierdzę, że wszystkie Ósemki tak mają (opisuję konkretną osobę w konkretnej sytuacji), ani że to zawsze Wasza wina, że jest źle (bo łajz na świecie jest multum i faktycznie mogliście trafić na takie osoby, sami będąc w porządku). Zanim posypiecie na mnie gromy, zróbcie proszę głęboki wdech i chwilę się zastanówcie, czy opisane zachowania mogą Was dotyczyć. Jeżeli nie, to olejcie mojego posta, ale jeżeli dostrzegacie pewne zbieżności, to może warto nad tym popracować.

Sytuacja dotyczy wspólnego wykonywania drobnych prac remontowych. Dodam, że nie jestem z tych, co to remontów się boją, mają dwie lewe ręce i podczas roboty tylko zawadzają - jak na kobietę mam naprawdę spore doświadczenie w tego typu pracach (sama ostatnio wyremontowałam trzypokojowe mieszkanie - skrobanie sufitów, malowanie, tapetowanie, zabawy z farbą strukturalną - wszystko samodzielnie, bez niczyjej pomocy), dużo rzeczy potrafię zrobić i nie mam w zwyczaju w takich sytuacjach tylko udawać, że coś robię, tylko zakasuję rękawy i naprawdę to robię. Współpraca z 8 wyglądała tak: od samego początku wprowadził bardzo nerwową atmosferę, jak cokolwiek zgubił/zapomniał gdzie położył miał pretensje do mnie (w tym nie szczędził obraźliwych epitetów typu "jesteś mało bystra", jak nie wiedziałam, gdzie coś odłożył), jak cokolwiek nie wyszło, to od razu się wściekał i próbował zwalić winę na mnie. Ja w tym czasie miałam swoją robotę do zrobienia, ale ciągle mnie od niej odrywał, bo ciągle chciał, żebym mu coś podawała. I to nie za chwilę (nie ważne, że teraz nie mogę przerwać swojej pracy), tylko natychmiast. Jak nie było natychmiast, od razu szły epitety. Potem oczywiście się wściekał, że moja część jeszcze nie zrobiona (a jak mogła być zrobiona, skoro co kilka minut musiałam mu coś podawać? Ja go nie zawołałam ani razu, żeby szukał czegoś, co zgubiłam albo coś mi podawał). Ogólnie im dłużej trwała praca, tym więcej było napięć i powarkiwań. Pod koniec miałam serdecznie dosyć. Bo ile można robić za "chłopca do bicia"? Szczerze? Jakbym miała znowu coś z nim robić, to bym się nie podjęła. Wszyłabym z domu i niech sam robi. Albo niech robi jakiś fachowiec na zlecenie. Dla mnie robienie czegoś razem to praca partnerska a nie na zasadzie poganiacza bydła (on) i bydła (w jego mniemaniu ja).

Kilka miesięcy później miałam podobną robotę do zrobienia, tym razem w towarzystwie Piątka. Mieliśmy do skręcenia dużą partię mebli. Pracowaliśmy przez 10 godzin, z krótką przerwą na obiad. I współpraca wyglądała zupełnie inaczej. Ani jednego zgrzytu. Bardzo szybko się zgraliśmy, każdy robił swoje, w swoim tempie, nikt się nie próbował migać, opierdzielać, nikt się nikogo nie czepiał, nikt nikogo nie poganiał. Pracowaliśmy równo, ramię w ramię. Jak się jakaś śrubka zapodziała, to nikomu nie przyszło do głowy robić awantury, tylko po prostu razem jej szukaliśmy. Jak coś któremuś nie wyszło, to się z tego śmialiśmy, z dystansem, po przyjacielsku. Potem patrzyliśmy w instrukcję i wspólnie zastanawialiśmy się, jak to dalej zrobić (nie było szukania winnego, tylko szukanie rozwiązania). Im dłużej pracowaliśmy, tym lepiej się przy tym bawiliśmy i oboje wspominamy to jako bardzo fajne doświadczenie. Facet ma tyle cierpliwości, spokoju i pogodnego dystansu, że robota z nim to czysta przyjemność.

Chodzi mi o to, że może, nie zdając sobie z tego sprawy, wprowadzacie nerwową atmosferę i przez to ludzie nie chcą czegoś z Wami robić? Niekoniecznie mówię tu o takich popychankach i epitetach jak powyższe (bo to, że "to chora Ósemka była", ustaliliśmy już w innym temacie), ale może zwracacie się w takich sytuacjach do innych zbyt szorstko? Nie pozwalacie innym pracować w ich tempie i w ich sposób? Nie zwracacie uwagi, że druga strona właśnie coś robi i nie może tego od ręki rzucić i natychmiast przyjść z pomocą? Jak coś nie wyjdzie, bardziej jesteście zainteresowani szukaniem winnego, zamiast rozwiązaniem problemu? Może warto nad tym pomyśleć?


I przypominam o głębokim wdechu przed napisaniem odpowiedzi na powyższego posta! Obrazek
5w4, sp/sx/so, INTJ
LII [Ne, DCNH - CT(H)]


http://www.poomoc.pl/

Życie bywa skomplikowane, więc lepiej się zdrzemnąć.

Awatar użytkownika
Kapar
VIP
VIP
Posty: 2333
Rejestracja: czwartek, 21 sierpnia 2008, 13:15
Enneatyp: Szef
Lokalizacja: DownUnder
Kontakt:

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#73 Post autor: Kapar » niedziela, 12 czerwca 2011, 07:59

Masz racje z tym spinaniem sie i wprowadzaniem nerwowej atmosfery.
Cotta pisze:Chodzi mi o to, że może, nie zdając sobie z tego sprawy, wprowadzacie nerwową atmosferę i przez to ludzie nie chcą czegoś z Wami robić? Niekoniecznie mówię tu o takich popychankach i epitetach jak powyższe (bo to, że "to chora Ósemka była", ustaliliśmy już w innym temacie), ale może zwracacie się w takich sytuacjach do innych zbyt szorstko? Nie pozwalacie innym pracować w ich tempie i w ich sposób? Nie zwracacie uwagi, że druga strona właśnie coś robi i nie może tego od ręki rzucić i natychmiast przyjść z pomocą? Jak coś nie wyjdzie, bardziej jesteście zainteresowani szukaniem winnego, zamiast rozwiązaniem problemu? Może warto nad tym pomyśleć?
Na rozne zadania gromadze swoja energie zeby zrobic cos jak najszybciej i efektywnej. Wiec dla mnie jest jak na wojnie, nie wazne sa osobiste uczucia, obrazanie sie, liczy sie cel, szybkosc w dzialaniu i sprawnosc. Emocje schodza na dalszy plan, wiec ja sie nie obrazam i nie przejmuje np oblega, wsciekne sie jak przyjdzie na to czas, po robocie. Ja potrafie sie tylko wyluzowac jak zadanie bedzie juz zrobione, do tego czasu nie popuszcze i trudniej bedzie mi sie zrelaksowac wiedzac, ze cos nie zostalo zrobione. Interakcje z innymi w tym procesie wychodza roznie, nie wiem od czego to zalezy. Sa tacy, co pomagaja, albo tacy co tylko przeszkadzaja w realizacji celu. Moze innymi slowy: sa tacy, ktorzy sie mnie sluchaja w wykonaniu zadania, albo tacy, co nie sluchaja, wola robic swoja droga a na koncu wychodza na tym gorzej 8) hehehe :P
Możemy pogadać tu https://t.me/joinchat/aHxHU7go8yQ4MmRl

Odnajdziesz mnie na rozstajach dróg. Sprawcy podobno wracają
po śladach swych, a gdy wrócisz tu, gdzie czas w zdumieniu przystanął
to nie mów nic. Już nie ty, nie ja. Inna już rzeka tam płynie.

Awatar użytkownika
lasuch
Moderator
Posty: 731
Rejestracja: sobota, 15 maja 2010, 10:50
Enneatyp: Szef
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#74 Post autor: lasuch » niedziela, 12 czerwca 2011, 08:30

Też myślę, że masz rację.
W moim przypadku wynika to chyba z tego, że zostaję wyznaczony do czegoś jako 'szef' przedsięwzięcia, czuję odpowiedzialność i jednocześnie wiem, że przy porażce będzie to moja wina. Tak miałem zawsze na meczach, każdy członek drużyny dostawał równy opierdol od swojego kapitana, który musi trzymać morale zespołu :lol: :roll: Często po meczu (szczególnie jak był ktoś nowy w zespole) to pytał, czy nie jestem na niego zły, a ja z wielkim uśmiechem: "ale o co miałbym być zły...owszem, trochę mnie nie słuchałeś, ale potem jak zacząłeś to od razu było lepiej" :lol: Robię to dla ich własnego dobra, myśląc sobie: "teraz mnie nie lubi/boi się mnie, ale potem mi podziękuje". I raczej nikt pretensji nie miał (kiedyś jak byliśmy młodzi, to jeden w szatni się rozpłakał, ale naprawdę nie chciałem...). Nie kontrolowałem wtedy tego za bardzo, ale myślę że można też zwalić na adrenalinę w takich chwilach.
Jeżeli jednak chodziłoby o remont, czy takie drobniejsze sprawy, to raczej byłbym o wiele bardziej wyrozumiały. Zresztą teraz jestem w ogóle bardziej wyrozumiały niż kiedyś :D

Sprawa z tego co opisałaś, to przypomina mi mojego ojca (Ósemka) - despota w domu, niedługo będzie remont...aż nie mogę się doczekać jego zachowania :lol:

No i chciałem dodać, że pomimo tego że tak się wydzieramy, to szefowanie (niektórzy tego potrzebują, lubią - niektórzy nie) często pomaga i niesie też pozytywne skutki :D Do tego jeśli my krzyczymy na kogoś - jest spoko, a jak ktoś na nas...to już jest wojna...ale szef to szef :twisted:

ps. Cotta, uspakajanie przed faktem też jest denerwujące...można wywnioskować, że lekko ironiczne :P Wal prosto z mostu, a jak 'pokrzyczymy' na forum, to się zaraz nic nie stanie :mrgreen:
8w7 SLE-Ti

Awatar użytkownika
boogi
Pan Admin
Pan Admin
Posty: 5875
Rejestracja: czwartek, 23 października 2008, 22:48
Enneatyp: Perfekcjonista
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: 8 a traktowanie i stosunek do najbliższej osoby

#75 Post autor: boogi » niedziela, 12 czerwca 2011, 13:26

Cotta, uspakajanie przed faktem też jest denerwujące
Kiedy ktoś, kto nie lubi ósemkowego krzyku, nasłuchał się już go trochę i ma tego mocno dosyć, to woli najpierw spróbować uspokoić, byleby tylko mieć spokój. Ósemki uzewnętrzniają gniew, tj. uzewnętrzniają poziom Instynktu, który jest bazowy (dwa pozostałe ośrodki są wyżej, posadowione na bazie Instynktu), stąd też Ósemki mają o wiele większy wpływ na innych, trzęsąc nimi dosłownie w posadach. Inni, gdy uzewnętrznią np. Emocje (Dwójki) czy Intelekt (Siódemki) już takiego wpływu na innych nie mają - życie nie jest fair ;)
"Jeśli chcesz ze mną rozmawiać, zdefiniuj terminy których używasz."
- Voltaire

>> bardzo dziwny link <<

Affects / Hornevian / Harmonic / Trifix

ODPOWIEDZ