Strona 13 z 15

: środa, 4 marca 2009, 13:47
autor: Gudrun
Mam lęk wysokości...może nie jakiś straszny, ale jednak. I muszę przyznać że trochę jednak utrudnia życie (np. zejście z wysokich schodów bez poręczy powoduje dyskomfort :wink: ). Czy komuś udało się pokonać lęk wysokości? Jeśli tak, to jak? Chętnie poczytam jak to przezwyciężyć :D Jak na razie znalazłam tylko rady typu "skok ze spadochronem" ale będę wdzięczna za mniej drastyczne metody :lol:

: środa, 4 marca 2009, 14:00
autor: Pędzący Bakłażan
Jedź w góry. Serio. ;)

: środa, 4 marca 2009, 14:11
autor: Gudrun
Myślisz że nie byłam? :wink:

: środa, 4 marca 2009, 14:30
autor: boogi
Ja miałem lęk wysokości. W sumie, mam go jeszcze trochę do dzisiaj (ale teraz to już może jest bardziej nieoswojenie z wysokością). Jak przezwyciężyłem? Nastawieniem. Skoro inni wchodzą, to ja też potrafię. Poza tym, zapewne brał się u mnie z powodu tego, że jak byłem mały, to spadłem kiedyś z wysokiego dachu (z którego wcześniej bez problemów skakałem na kupę piachu - to budowa była nowego domu). Wystarczyło sobie przypomnieć dobre czasy, kiedy biegałem po wysokościach nie zastanawiając się nad tym, że jestem na wysokości. Następnie, kiedy już w czasie zwalczania lęku przez wysokością byłem na wysokości, znowu wyłączałem myślenie o tym, że tam jestem, skupiałem się na czym innym (rozmowie z kimś, planowaniu następnego kroku - ale patrząc w górę, nigdy w dół, i takie tam). Teraz to mogę nawet spojrzeć w dół w górach. Zawroty głowy ciągle się pojawiają, więc zawsze wtedy czegoś się trzymam ;) ale już nie ma odruchu paniki. No i jednak jest też coś takiego, że jak dłużej po górach pochodzę, to się po prostu oswajam z wysokością, o ile tylko nie myślę ciągle i uparcie o tym, co może wydarzyć się złego. Kieruję świadomie swoje myśli na pozytywne tory. A gdy pojawia się jakaś lękliwa, no to wyrzucam ją - albo przerabiam na pozytywną ^^

Ha! Jeszcze jedną traumę miałem, ale to jest bardzo głupie już, też opowiem jak się z tego wyleczyłem (będzie beka). Otóż, jak byłem mały, miałem chyba jakieś 5 latek, to źle poczułem się w autobusie i zwymiotowałem. Od tamtego czasu bałem się jeździć autobusami (a może bardziej: wstydziłem? no, ale z tego i tak wynikało to, że bałem się jeździć autobusami). Jakoś nigdy nie miałem problemów w pociągach, ale w samochodowych środkach komunikacji - zawsze. No, i na koniec trzeciej klasy liceum był wyjazd klasowy do Czech. Oczywiście - autokarem. Pojawiła się nagła konieczność nauczenia się jazdy w autobusach/autokarach. Metoda? Wyszedłem z domu (trochę jakby nieprzytomny, ale wtedy nie miałem świadomości tego), kupiłem bilet całodzienny i jeździłem różnymi autobusami. Najpierw stojąc na samym środku i trzymając się rurki, blisko wyjścia. Potem nawet usiadłem. Łącznie przejeździłem parę godzin w autobusach, do domu wróciłem mocno skołowany. Ale zacząłem myśleć - przede wszystkim powiedziałem sobie, że żyję i w sumie nic mi się nie stało. No, i tamtego czasu nie mam już problemu z autobusami.
Ba, jak teraz patrzę na to z perspektywy czasu, to wydaje mi się to wszystko bardzo głupie. No jak kurde można bać się jazdy autobusem? :lol: A jak widać, sam na swoim przykładzie wiem, że jednak można, jakkolwiek głupie by się to nie wydawało. Ja się dokopałem do starego wspomnienia, które z małego drobiazgu przez lata urastało do rangi wszechogarniającego koszmaru, no i wyleczyłem przyczynę, a nie skutek. Przy okazji wyleczyłem się z choroby lokomocyjnej, która chyba z takich właśnie bardzo głupich lęków się brała.
Gdyby jednak wtedy ktoś mi powiedział, że taki lęk jest głupi, to bym odpowiedział, że on sam jest głupi, bo się nie zna. No, ale wtedy to ja się nie znałem ;)

@Gudrun: wiesz... przyszedł mi do głowy głupi pomysł. Usiądź na takich schodach, i po prostu zjedź z nich na tyłku. Rozwiążesz podstawowy problem z równowagą i zaczniesz uczyć organizm tego, że wcale nie musi reagować lękiem na widok schodów/wysokości. Poza tym, skojarzysz sobie pozytywnie schody - nie będą się kojarzyły z lękiem wysokości, a ze śmieszną sytuacją (spróbuj zjeżdżać ze schodów na tyłku z pełną powagą, gwarantuję że się zaśmiejesz; ja przynajmniej bym nie wytrzymał :D ). A skoro zaczną się pozytywnie kojarzyć, to i lęki (jako jedynie nawyk umysłu) po pewnym czasie osłabną, zastąpione nowym, silniejszym odczuciem - tym razem zabawy ^^
Zjeżdżanie na tyłku ze schodów to oczywiście dziecinna zabawa. Ale... zawsze przecież zabawa ^^ (i tylko poważne staruchy powiedzą, że to niepoważne :lol: )

: środa, 4 marca 2009, 15:19
autor: Gudrun
Kiedyś zjeżdżałam z takich schodów na sankach :P
Hmm...może źle to wyjaśniłam :wink: Nie mam napadów paniki ani nic w tym stylu, tylko gdy patrzę w dół przez głowę przelatuje mi myśl "jest wysoko, poślizgnę się i spadnę" :wink: W górach jest gorze. Z wchodzeniem nie mam problemów ale zejście :shock: :roll: Lekkie zawroty głowy, niepewne i ostrożne stawianie kroków, trzymanie się czego tylko się da...oj wtedy to by się dopiero chciało zjechać na tyłku :lol: To dopiero musi komicznie wyglądać hehe.

: wtorek, 10 marca 2009, 22:21
autor: Kimondo
Ma ktoś jakieś sposoby na prokrastynacje?

: środa, 11 marca 2009, 16:37
autor: boogi
Podstawowy to: musisz wiedzieć, czego chcesz. A potem dopasowujesz sobie metodę zgodnie z charakterem. Całkiem ciekawa dla wielu może być metoda "odwrotnego harmonogramu" zaproponowana przez dra Neila Fiore; >> tutaj << jest krótki pdf (po angielsku) wprowadzający w temat, jak ktoś się zainteresuje, to polecam jego książkę Nawyk samodyscypliny.
Metoda zakłada, że prokrastynujemy (odkładamy wykonanie obowiązków w czasie) bo nie mamy motywacji do nich; oczywiście kiedy przychodzi do zabawy, to motywację mamy; tak więc proponuje dr Fiore zaplanowanie w kalendarzu najpierw przyjemności, a potem pomiędzy nimi umieszczamy obowiązki; dzięki takiemu układowi będziemy mieli zagwarantowany czas na przyjemności i odpoczynek, tak więc będziemy czerpać z życia więcej radości; a kiedy radośniej się żyje, to i obowiązki wykonuje się łatwiej - tym bardziej gdy mamy świadomość, że jest mamy przeznaczony czas i na obowiązek, i na przyjemność, tak więc nic nam nie umknie.
Założenie dodatkowe jest takie, że to właśnie z braku czasu na przyjemności czy odpoczynek popadamy w rutynę i później w zmęczenie, wypalenie zawodowe etc, co powoduje prokrastynację.
Metoda moim zdaniem ciekawa, coś tam próbowałem nawet sobie wdrażać i pewne efekty były; na pewno trochę czasu zajmuje jej wdrożenie, bo wymaga pewnego przestawienia myślenia.
Całkiem inna sprawa, że książka właśnie bardzo dobrze przestawia (koryguje) myślenie nt. priorytetów.

A jak komuś nie podejdzie akurat ta metoda, no to trzeba pytać na forum Dziewiątek ;) albo przejrzeć to, co już tam napisano, np. tutaj oraz w tym temacie.

: środa, 11 marca 2009, 20:31
autor: SuperDurson
Tak.

Najprostsza metoda na przekładanie w czasie: Zrobić sobie taką motywację do, żebyś aż rwał się do tego co masz zrobić z dziką chęcią, i taką motywację od, żebyś przeżywał to co w najgorszych koszmarach na samą myśl o odłożeniu czynności w czasie.

Najprościej to uczynić sprawiając, że wszystko co robisz jest zajebistą zabawą :wink:

: środa, 11 marca 2009, 22:35
autor: waiting-for-godot
Hmm, najwyższy czas spróbować, bo przedłużenie przedłużenia sesji to nie brzmi zabawnie... ;)

: czwartek, 26 marca 2009, 21:15
autor: qubolo
A ja się pochwale:

W dziecinstwie mialem mocne zabuzenia obsesyjno-kompulsywne(nerwica natręctw)
i spowodowaną rozwodem starszych nerwicę żołądka.

Teraz wydaje mi się to nie przejawiac.

: czwartek, 26 marca 2009, 22:47
autor: Piotr
Szczerze Ci współczuję. Chociaż ta nerwica żołądka to całkiem zabawnie brzmi w tym kontekście.

: środa, 1 kwietnia 2009, 22:26
autor: fatalposition
wszelkie depresje i nerwice są niczym w porownaniu do schizofrenii,zwlaszcza ze depresja najczesciej idzie w parze z tą chorobą.mam zdiagnozowaną schizofrenie,nikomu nie zycze takiej choroby,trzeba brac ohydne leki wywolujace przejebane skutki uboczne,nie mozna pic,cpac,najgorsze jest mierzenie sie z konsekwencjami spolecznymi swoich wymyslow i urojen,to gowno calkowicie rujnuje zycie u fundamentow dlatego smiesza mnie ludzie twierdzacy ze glosy w glowie wywoluja natchnienie lub ze ogolnie ta choroba to jakis dar,nie maja pojecia ile chorzy mogli by oddac za to by byc zdrowym

: środa, 1 kwietnia 2009, 22:46
autor: Oerciak
...

: środa, 1 kwietnia 2009, 23:29
autor: Kimondo
fatalposition pisze:wszelkie depresje i nerwice są niczym w porownaniu do schizofrenii,zwlaszcza ze depresja najczesciej idzie w parze z tą chorobą.mam zdiagnozowaną schizofrenie,nikomu nie zycze takiej choroby,trzeba brac ohydne leki wywolujace przejebane skutki uboczne,nie mozna pic,cpac,najgorsze jest mierzenie sie z konsekwencjami spolecznymi swoich wymyslow i urojen,to gowno calkowicie rujnuje zycie u fundamentow dlatego smiesza mnie ludzie twierdzacy ze glosy w glowie wywoluja natchnienie lub ze ogolnie ta choroba to jakis dar,nie maja pojecia ile chorzy mogli by oddac za to by byc zdrowym
Witaj drogi forumowiczu. Rozumiem twój ból. Ale nie martw sie nie jesteś jedyny na tym forum.
- Co do niecpania i niepicia to uznaje to za zalety.

: czwartek, 2 kwietnia 2009, 10:52
autor: fatalposition
Kimondo pisze: - Co do niecpania i niepicia to uznaje to za zalety.
Frustracja zwiazana z ta choroba sprawia ze chorzy najczesciej nic sobie z tego nie robia,nie wylaczajac mnie. Nie dopatruje sie w tym schorzeniu zadnych zalet