Co do szybkości jedzenia to różnie z tym bywa. Jak bywałem z kolegami na pizzy, to z reguły kończyłem pierwszy, a jeśli pizza była pikantna, to wręcz ich dublowałem.
Jestem mało wrażliwy na pikantne, natomiast baardzo wrażliwy na gorzkie. Np. mam problemy z jedzeniem orzechów, bo są dla mnie gorzkie. Podobnie mocna herbata. Może dla tego też nie lubię piwa.
Czasem jadam wolniej. Na pewno mam wolniejsze tempo spożywania posiłków, niż mój tata, ale chyba szybsze, niż moja mama i na pewno szybsze, niż mój dziadek. Myślę, że po prostu nie wyróżniam się w tym względzie, jestem takim średniakiem.
Problemów z piciem z gwinta z butelek nie mam. Wolę nawet pić z gwinta, niż ze szklanki. Nie pamiętam jak to było, jako dziecko. Chociaż muszę przyznać, że jeszcze kilka lat temu dość często się oblewałem pijąc z gwinta, ale to wynikało raczej z tego, że wydziwiałem z techniką picia. Teraz nie mam takich problemów.
Przeważnie wolę jeść w samotności, jedzenie to dla mnie taka trochę intymna czynność. Czuję się komfortowo, kiedy mogę to zrobić gdy nikt na mnie nie patrzy. Nie przepadam też patrzeć, jak inni jedzą.
Jak coś da się zjeść samym widelcem, to z reguły nie używam noża. Jednak nie obawiam się reakcji innych ludzi na mój sposób jedzenia. Jak trzeba, to potrafię jeść w bardziej "oficjalny" sposób, a poza tym ja tam nie podpatruję innych, gdy jedzą, dla mnie to nie ma większego znaczenia co inni o tym sądzą. Jak komuś przeszkadza to jego problem, a nie mój, nie musi się patrzyć. Może nie czuję się zbyt komfortowo, jedząc wśród innych, ale czuję się jakby "rozgrzeszony" ze swojego sposobu jedzenia. Dopóki niczego nie brudzę jedzeniem, nie wydaję dziwnych odgłosów itp. to jest to moja sprawa w jaki sposób jem. Nie wiem, kto wymyślił, że powinno trzymać się nóż w prawej ręce, a widelec w lewej. Mi znacznie wygodniej jest na odwrót, mimo, że jestem praworęczny. Zresztą zegarek, dopóki nosiłem, to też na prawej ręce. Lewą mi jakoś było wygodniej zakładać.
Co do temperatury potraw, to nie potrafię jeść aż tak gorących rzeczy, jak niektórzy, nie lubię jednak, gdy całkiem ostygną. Np. potrawy na ciepło z żółtym serem tracą dla mnie niemal wszystkie swoje walory, gdy ostygną do tego poziomu, że ser przestaje być plastyczny. Zimna zupa, czy wcześniej przetworzone termicznie mięso są dla mnie zupełnie nieapetyczne. Ale np. herbata musi być na tyle zimna, żebym mógł całą szklankę wypić w 2-3 sekundy, taką lubię najbardziej. Piję szybko i dużo.
Problemów z drogami oddechowymi specjalnie nie mam. Jak mnie kiedyś kolega z ławki zobaczył zakatarzonego, to stwierdził, że co się na tym świecie dzieje, skoro nawet ja mam już katar. Generalnie to mam bardzo dobrą odporność i nie dręczą mnie specjalnie żadnego typu infekcje, a jeśli już, to mój organizm potrafi się z nimi bardzo szybko uporać. Alergii nie mam żadnych. Krwotoki z nosa sporadyczne i baardzo delikatne, takie, że krew się sama nie wydostaje poza granice nosa. Z reguły mają miejsce podczas poranków i to tych, kiedy jestem szczególnie zmęczony. Jedynie czasem mam problem z zatkanym nosem w nocy. Gdy leżę, obrzęk nosa się nasila. Z reguły jedna dziurka jest zatkana mocniej, niż druga, ale obrócenie się na nieodpowiedni bok może skutecznie przyblokować tę drugą. Dlatego bywa to problematyczne, bo kilka godzin oddychania ustami jest bardzo nieprzyjemne i bardzo wysusza organizm. Ale jedna tabletka Sudafedu załatwia problem. Jednak taki zablokowany nos to problem nie więcej, niż kilku nocy w roku. Mimo, że problemów specjalnych z nosem nie mam, węch mam mało wrażliwy.
Problemy z krtanią/gardłem praktycznie nie występują. Nie pamiętam, kiedy ostatnio bolało mnie gardło. Gdy zaś zbiera mi się na jakąś chrypkę, kaszel, czy coś, to przetrzymanie Coca-coli lub pepsi przez kilka sekund w gardle niemal rozwiązuje problem.
Balony z gum potrafię robić, ale się nauczyłem, bo we wczesnym dzieciństwie nie umiałem i nie potrafiłem zwijać języka w "rurkę", miałem też problem z wymawianiem "r", który zniknął. Gwizdanie idzie mi bardzo tak sobie, nie potrafię gwizdać głośno, aczkolwiek jakiś tam gwizd potrafię wydać.
Mieszania smaków nie lubię. Jak jem obiad, to z reguły wszystko oddzielnie, np. najpierw samą rybę, później same kluski, a na koniec samą surówkę. Nie lubię mieszać kęsów, że raz to, raz to, a już szczególnie nie lubię mieszać różnych składników, tak jak mój dziadek potrafi zmieszać kartofle z sosem, surówką, mięsem i wychodzi mu taka breja. Nie lubię robić takich rzeczy. Wyjątek stanowią potrawy z ryżem, ewentualnie makaronem. Fantazję też najczęściej jem oddzielnie, z tym, że najpierw zjadam jogurt, bo owoce smakują mi bardziej i zostawiam sobie na koniec.
Nie lubię keczupu. Sos pomidorowy jak najbardziej, ale keczup jakoś tak zniechęcająco na mnie działa, szczególnie zimny.
Im szybciej jem, tym więcej jestem w stanie zjeść, w czym nie ma nic zaskakującego, bo człowiek zdąży się opchać, zanim mózg się dowie, że już nie potrzebuje.
Gdy zjem jeden duży posiłek, to do końca dnia jestem głodny i ciągle coś przegryzam, gdy od samego rana nic nie spożywam, to potrafię nie jeść praktycznie nic przez cały dzień i nie jestem osłabiony. Jadam nieregularnie, raczej niezdrowo, aczkolwiek nie do przesay niezdrowo.