Dzieciństwo Czwórek

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Finn
Posty: 128
Rejestracja: niedziela, 13 maja 2007, 18:05
Lokalizacja: Warszawa

#151 Post autor: Finn » sobota, 9 czerwca 2007, 20:05

Miałem cudowne dzieciństwo. Kochających, normalnych rodziców, którzy nigdy nie tłumili mojej indywidualności i zawsze traktowali mnie jak pełnoprawną osobę, a nie po prostu dziecko. Byłem wyjątkowo bystry (stępiło mi się to na starość ;-)), nigdy nie miałem żadnych problemów z nauką, a wręcz przeciwnie, choć nigdy nie żyłem w luksusach i nie chodziłem w samych markowych ciuchach, pieniędzy zawsze mieliśmy dość, żeby nie martwić się o biedę. Dysfunkcje były mojej rodzinie obce.

Co było złego? Byłem naprawdę zdolnym dzieckiem. Wszyscy się zawsze mną zachwycali, więc rodzice musieli "sprowadzać mnie na ziemię", żebym nie stał się totalnym megalomanem. Może właśnie z tego powodu zawsze miałem poczucie, że nie są zadowoleni z moich osiągnięć i że nigdy nie udało mi się zapracować na to, żeby byli ze mnie naprawdę dumni. Sytuację pogarszało zawsze moje starsze (znacznie) rodzeństwo, które świetnie sobie radzi w życiu i zawsze porównywałem własne osiągnięcia z tym, co im udało się zrobić. Nigdy nie potrafiłem też jakoś normalnie dogadywać się z rówieśnikami, ale to akurat było akceptowalne, bo odnajdywałem wspólny język z ludźmi starszymi ode mnie.

Nie mam na co narzekać. Wiele osób pewnie pozazdrościłoby mi takiego dzieciństwa. Sam go sobie zazdroszczę :-)


"And if you look at your reflection, is that all you want to be?"

4w5
gg 5042588 - jak ktoś chce pogadać, zapraszam ;-)

Awatar użytkownika
Tula
Posty: 96
Rejestracja: poniedziałek, 5 marca 2007, 02:39

#152 Post autor: Tula » sobota, 9 czerwca 2007, 22:21

Nienawidziłam mojego domu. Nienawidziłam atmosfery tu panującej i wiecznego strachu o to, co się wydarzy. Potem zapomniałam. Wyjechałam i wydawało mi się, że miałam dzieciństwo całkiem normalne, rodzice w gruncie rzeczy kochali mnie i chcieli mojego dobra.

Mój brat ma teraz pięć lat. I dwa dni temu przypomniałam sobie wszystko, czego tak bardzo nienawidziłam, tego przerażenia i niepewności, gdy ktoś bliski wybucha z całą siłą. Przeciwko tobie. A ty czujesz, że jedyne miejsce, w którym chcesz się schować, nagle zaczeło przerażać.

Czasami ludzie nie rozumieją, jak bardzo mogą skrzywdzić kogoś, kogo tak naprawdę kochają. Wychowałam się w uczuciowej izolacji i samotności, uczona, że nie wolno okazywać słabości, bo to przynosi wstyd.

Nauczono mnie, że nie liczy się to, co mam w środku, tylko dobre oceny i mówienie "dzień dobry". Że lepiej nie wychodzic z domu i nie wtrącać się, nie pokazywać uczuć, nie odzywać, nie cieszyć, nie płakać.

Wiem, że dwugodzinne kazania o tym, jaka jestem beznadziejna i pozbawiona charakteru, miały na celu zmotywowanie mnie. Było wręcz odwrotnie. Im bardziej starałam się być uważna, dokładna i porządna, tym mocniej obrywałam za bycie chaotyczną i nerwową. W końcu nie wiedziałam już, co mam robić, by było dobrze. Nie potrafiłam odgadnąć, co robię źle, kiedy jestem w niełasce i za co, dlaczego dziś mnie ukarano, choć byłam taka, jak wczoraj i przedwczoraj, jak zawsze. Starałam się być wzorową i poprawną aż do bólu, a i tak słyszałam, że mi nie zalezy, nie słucham, nie przejmuję się. A ja nie motgłam odpowiedzieć, by tylko nie zacząć płakać, nie sprowokowac pytań, nie pokazać, że jestem jeszcze słabsza, niż myślą.

Kiedyś powiedziałam sobie, że o tym nie napiszę, nikomu nie opowiem, bo to żałosne. Ale dziś mam dzień opowiadania o sobie. Mam nadzieję, że nie zacznę żałować.
4w5 / INTP (...INFP?)

Pisanie jest sztuką skreślania
– Julian Przyboś

niksonia
Posty: 21
Rejestracja: poniedziałek, 18 czerwca 2007, 17:47

#153 Post autor: niksonia » środa, 20 czerwca 2007, 03:26

jeśli chodzi o dzieciństwo szczerze mówiąc prawie nic nie pamietam, mam w sobie cos takiego, że mimowolnie usuwam wspomnienia[ ogarniam tylko 2 wydarzenia z czasów przedszkolnych i bardzo wyraxnie jeden sen ;) ] Jednak ze zdjęc i z relacji rodziców wynika, że byłam bardzo zywym, bystrym, miłym i pracowitym dzieckiem. Aczkolwiek już w dzieciństwie lubiłam bawić się sama. Jako 7 latek byłam niezwykle tępym dzieckiem jeśli chodzi o matematyke.Sąsiadka uczyła mnie liczyć za pomocą cukierków. Ale już 2/3 klasa podstawówki szalony rozwój wiedzowy, w czasach gimnazjum osiągnęłam swoje apogeum. Najlepsza uczennica w szkole, najwięcej punktów za zachowanie[swoją drogą chory system] , liczne sukcesy sportowe, malarskie, recytatorskie] Jednakże w gimnazjum juz pojawiło się swego rodzaju wyalienowanie, niby większość w miarę spoko, ale za plecami jada po tobie na maksa. W sumie to miałam jedną nawet dobrą koleżankę, tylko tu był taki problem, że ona uczyła sie gorzej, chociaz więcej siedziałą z nauka, mi przychodziło samo , ona wkuwała.. poza tym była /jest niewyobrażalnie kochliwa i zawsze miała jakieś problemy sercowe, których ja nie rozumiałam, opowiadała mi swoje historie, któe w rzeczywistości mnie nudził, dla mnie było proste /albo chcesz z kimś byc albo nie, nie można igrac z uczuciami innych i tyle/ ale ona tego nie rozumiała, co więcej wymagała ode mnie jakiś osobistych zwierzeń, których w sumie nigdy jakoś szczególnie nie miałam, wychodząc z założenia, że jestem jeszcze młoda i na wszystko jest czas, teraz mam 18 lat i nigdy nie czułam sie zakochana, nawet jeśli stwierdze, że ktoś jest fajny to mówię sobie, ze to tylko zaurocznie, tu teraz i w tej chwilo, że jestem za młoda, że nie ma co podejmowac jakis zobowiązan wobec innych osób, że nie mam czasu, ze po co mi to, ze potrzebuje jeszcze wolności, albo że kogoś skrzywdzę [ten ostatni motyw właczył mi sie chyba apropo tych wszystkich wiecznie zakochanych dziewczyn, które potem w dramaturgiczny sposób próbują pokazac jak nieszczęśliwie sa zakochane i po miesiacu maja nową love story]. W między czasie pojawiło się u mnie głębokie zniechęcenie do większości rówiesników, które wynikało z głębokiego poczucia własnej wartości- może nawet swego rodzaju pycha? Zaczęłam sięgać po literature z grubej półki, nigdy nie przeczytałam ksiązki dla nastolatek, potem zainteresownaie filozofia, polityką itp, w rzeczywistości to chciałam być inna. Potem skończyło się gimnazjum , juz pod koniec przyjaźń poszła sie.. poza tym pare niepotrzebnie wypowiedzianych słów, najlepsze świadectwo, najlepiej zdane testy gim. przejście do liceum, do którego moja koleżanka nie miała szans się dostac.. obecnie kończe 2 klasę [humanistyczno-prawną] ..ze swoja koleżanką z gim. nie rozmawiałam jakieś 1,5 roku chociaz nasze spjrzenia od czasu do czasu się krzyżowały, teraz wszystko jakgdyby wraca do normy, nastąpiło między nami pewne ożywienie kontaktów. Mimo wszystko zawsze miałam problemy z wyrażaniem uczuć, na co uwagę zwraca nie tylko matka, więc coś pewnie w tym jest. Liceum, nowa klasa, nowe życie. Nikt Cię nie zna [prawie] zaczynasz wszystko od nowa... ale gdzieś w tej 1 klasie zaczęłam miec wszystko w głębokim poszanowaniu, zawiązałam nowe znajomości, jednak na poczatku nie było łatwo, bo podchodze do ludzi z duzą rezerwą, nie wiem ale chyba boję się zaufać.. wychodząc z zasady /Nie pokazuj swoich słabości, bo inni je wykorzystają. I nie bój się, bo strach zabija./ mam 5 zajebistych koleżanek, jednak podświadomie czuje, że one mnie nie rozumięją, dla tego naprawdę rewelacyjny kontakt z 2 chłopakami, a jeden to typowo w sensie intelektualno-duchowo-psychicznym moje odbicie [on jest jednak 8w7, a la 4w5], to jest fajna sprwa, że myslim to samo, często zdarza sie, ze siedząc w odległch miejscach zaczynamy mówić to samo, nie wspominając juz o rozmowach na gadu, gdzie w tym samym czasie piszem do siebie identyczne teksty, albo przesyłamy sobie ten sam link, albo idziemy gdzies ze znajomymi, jest jakas sytuacja i jest tylko jedno spojrzenie i typowo ryczymy ze śmiechu, a wszyscy na nas o co chodzi.. poza tym w drugiej klasie, towarzystwo klasowych sztywniaków nam sie rozpiło[18 nastki] , drugi dzień danego miesiąca obowiązkowo "dzień menela" i z jednej storny potrafię być -jak mówią znajomi- "gwiazda imprezy" ale z drugiej storny popadam przez to w upadły stan, boje sie, że będę taka jak inni, taki produkt mass-mody. Jednak co pozostaje moje, prawdziwe.. szalenie jestem niezadowolona z zycia, nic mi się nie podoba, najgorsza sprawa sa dla mnie urodziny, rycze jak głupia, bo staje się o rok starsza, ale zastanawiam się..czy mądrzejsza? czy lepsza/ czy coś osiagnęłam w swoim życiu? ..straszne.. ostatnio czuje, że welyschmerz biega za mną całymi stadami, często chciałabym cofnąć czas i coś zmienić, miewam takie humory maniakalno-depresyjne że ryczne na okrągło, ostatnio łapie się na tym, że powtarzam chce umrzeć, mam wszystkiego powyżej uszu, zastanawiam sie czy sie zabić, ale wtedy myślę sobię, a co zrobię im na złośc bedę żyć, śmierc nie jest rozwiązaniem , a szczerze mówiac jestem na etapie [chodzacy do kościoła z przyzwyczajenia, ale nie przyciągający zbyt wielkiej wagi do kościoła, a nawet wręcz przeciwnie rzucający hasłąmi Boga nie ma, rodzimy się wbrew własnej woli, mamy tylko jedno życie i nie wiemy kiedy umrzemy, a religia to wiara ludzi słabych, używam jednak powiedzenia w kosciele żeby sobie spokojnie pomyśleć :) ] Ostatnio mam ciągle zatargi z matką, która twierdzi, że jestem najgorszym dzieckiem w rodiznie[ oczywiscie ja nie biorę jej słó na powaznie i jeszcze jej tłumacze, że kiedyś sobie to wszystko przypomni i bedzie miec powazne wyrzuty moralne, bo niewątpliwie takie teksty moga miec zły wpływ nam oją psychikęi ze nie ma prawa w ten sposób isę do mnie zwracać itp] zarzuca mi, że nie pomagam jej, a już na pewno nie podejmuje się niczego z własnej inicjatywy,że zrobiłam się opryskliwa, chamska, że zyje w swoim świecie, że ciągle jestem niezadowolona, ze starch ise do mnie odezwac. hmmm.. u mnie jest coś takiego, że ja szybko wybaczam, ale nie zapominam i potem po jakimś czasie wyciągam takie brudy, no tak teraz mówisz, że costam..a pamiętasz jak kiedyś powiedziałaś Ogólnie matka ma do mnie tez pretensje, że nie wyrażam swoich uczuć, mało isę do niej odzywam[ona chyba chciałaby stworzyć relacje matka-córka-przyjaciółki, ale dla mnie jest to nie do przyjęcia, ogólnie ona chciałaby być taką super mamą, ale cóż ja tego nie chcę] zawsez mnie tez wyzywa że mało sie odzywam, nie odpowiadam na pytania, siedze w swoim pokoju i że mam za mały kontakt z rówieśnikami..l Ale tak poza tym to jest całkiem liberalna własnie nia ma żadnych ograniczeń typu, że chce gdzies wyjść i mówię że wróce rano, sama wręcz wypycha mnie na imprezy, nie ma nic przeciwko temu, że dosc często zmieniam kolor włosów i ze nosze "na codzien" jak to kiedyś określił mój profesor od łaciny "wyzywający makijaz" lol :D:D


ogólnie kocham noc, leżeć cały dzień w gorącym słońcu, chodzic na długie spacery ze swoim psem, lezec na łóżku i rozmyślać, rozpamiętywac, zastanawiac sie co by było gdyby, a czasem.. lubię posiedzieć w samotności, wyciszyć się, wylać kilka nie-gorzkich łez, posłuchać smutnych piosenek,uciec w marzenia.. zapomnieć się.. :)

kocham miec poczucie wolności dlatego wpadam w szał kiedy ktoś każe zrobic mi coś na siłe

na czas 2 klasy zapał do nauki opadł kompletnie, wezmę sie w 3klaise przed maturą ;] jak stwierdziła menelska część mojej klasy..spadam w dół lotem pikującym xD

...........................................................................................................
nie chcę mieć wrażenia, że ktoś czegoś ode mnie oczekuje,
nie chcę żeby kogoś interesowało co robie w każdej wolnej chwili,
nie chcę mysleć, co ktoś inny sobie pomyśli coś gdy ja pomyślę...itd
nie chcę, nie chcę.....
nie chcę czuć się ograniczona w żaden sposób

to troche egoistyczne, ale...


chcę robić tylko to na co mam ochotę,
słuchać głośno muzyki,
iść tam gdzie chcę,
tańczyć przy muzyce jaka lubię,
czytać wtedy kiedy chce
i krzyczeć wtedy kiedy mam na to ochotę

chce kogoś kto to zrozumie,
kto będzie myślał podobnie
z kim byłabym razem,
ale z wrażeniem poczucia wolności...

....................

... bo tak chcę....................
IV-w-V ENTPowate :)

Awatar użytkownika
Absynt
VIP
VIP
Posty: 3178
Rejestracja: środa, 25 kwietnia 2007, 13:53

#154 Post autor: Absynt » środa, 20 czerwca 2007, 03:31

Weszlo dziewcze przebojem! :D Pokaz sie niksonia w Hyde Parku. Zzera mnie z ciekawosci, by Cie ujrzec.
6w7 sx/so EIE

Zycie to samospelniajaca sie przepowiednia.

la_nerke
Posty: 64
Rejestracja: piątek, 25 maja 2007, 14:54
Lokalizacja: ze wsi

#155 Post autor: la_nerke » środa, 20 czerwca 2007, 13:00

Najgorsza sprawa sa dla mnie urodziny, rycze jak głupia, bo staje się o rok starsza, ale zastanawiam się..czy mądrzejsza? czy lepsza/ czy coś osiagnęłam w swoim życiu?


Oj, skad ja to znam?
Gdy przychodzi ten dzien to wpadam w rozpacz, bo jestem juz starsza, doroslejsza, tyle zycia juz za mna, a tak naprawde to wcale nie stałam się przze ten rok ani lepsza, ani mądrzejsza. I w dodatku nie czuje się wcale dorosła, chociaż niby powinnam.
I wciaz mi sie wydaje ze tyle szans w zyciu zmarnowałam i przegapiłam.

A z drugiej strony pzreciez jeszcze moge niektore rzeczy nadrobic, szzcegolnie jesli naprawdę zaluję, ze to tracę (bo taka myśl powinna mnie zmotywować)a tu co? DUPA. Wielka DUPA, z kupą GÓWNA.


I glupie jest jeszzce to, ze z jednej strony czuje sie taka niedorosła, pomimo tych 17 przeżytych lat, a z drugiej czuję się cholernie staro i niekiedy mam wrażenie, jakby najświetniejsze czasy były już za mną. Na dodatek czuję się, jakbym je nieodpowiednio wykorzystała i tylko zmarnowała, mając tyle możliwości.
Co z wszystkich rzeczy w moim życiu główną? Śmierć oraz miłość- obydwie po równo.

embers
Posty: 2
Rejestracja: niedziela, 24 czerwca 2007, 17:19
Lokalizacja: Sochaczew

Re: Dzieciństwo czwórek

#156 Post autor: embers » piątek, 29 czerwca 2007, 18:47

aliszien pisze:Ciekawam bardzo.
Wiadomo, że większość ludzkich ograniczeń, kompleksów, neuroz ma korzenie w dzieciństwie.

Czy czwórki już jako dzieci były z natury takie, czy też miały uwarunkowania psychiczne dzięki którym otoczenie uczyniło ich takimi?
Ja od dziecka jestem cicha i spokojna, małomówna...Nie miałam jako mała dziewczynka koleżanek które bym lubiła, tylko takie które mi dokuczały. Przychodziłam z płaczem do domu ale nigdy chyba nie potrafiłam powiedzieć co mi zrobiły, tylko że się pokłóciłamz koleżanką...Wstydziłam się, że byłam słabsza. I tak dla mnie wyglądał świat. Był zły a ja nie wyobrażałam sobie, że może być inaczej. Tak było od zawsze i już...
Z dzieciństwa właśnie to pamiętam.

Nigdy nie umiałam mówić co myślę. Dopiero niedawno sobie uświadomiłam, że żyłam w świecie strachu, lęku, i dlatego do dziś boję się ludzi... Z tym nie da się tak łatwo zerwać. To jest już jakby odruchowe. Wiecie o czym mówię?

A rodzina? Nie pomaga mi na pewno. Mama niby czasem chce, żebym mówiła co myslę na dany temat, ale jak już się zbiorę i powiem to wynika z tego kłótnia (bo nie powiedziałam tego co ona chciała usłyszeć...). Nie potrafię mówić o swoich uczuciach przez to poczucie, że są one nieważne.

Więc najczęściej milczę...

Rosveen
Posty: 363
Rejestracja: czwartek, 4 stycznia 2007, 14:29
Lokalizacja: ja się tu wzięłam?

#157 Post autor: Rosveen » piątek, 29 czerwca 2007, 20:17

Okresu przedszkolnego i wcześniej prawie nie pamiętam. Zresztą ja w tym przedszkolu rok z kawałkiem byłam, więc niewiele mogę powiedzieć. Z tego, co mówili moi rodzice i dziadkowie wynika, że byłam bardzo żywym i pomysłowym dzieckiem. Razem z kuzynami zawsze gdzieś biegałam, skakałam, rozbijałam sobie kolana i łokcie, psułam cąłą masę sprzętów :) Byłam też bardzo rozgadana, chociaż to było widać dopiero w domu, przy obcych bylam cicha i spokojna. Co do bawienia się w cokolwiek, zawsze wolałam przebywać z chłopakami. Może to przez kontakt z kuzynami, może z natury, w każdym razie lubilam raczej chłopięce zabawy :) To wszystko działo się na zewnątrz, poza domem, gdy zaś byłam w domu, bawiłam się zawsze sama, w swoje własne, wymyślone zabawy. Tworzyłam własne światy, wiele czasu spędzałam tylko w swojej wyobraźni. Byłam też raczej skryta, swoje myśli zachowywałam głównie dla siebie. Wcześniej, w wieku czterech lat odkryłam fascynujący świat książek, który wciągnął mnie i trzyma do dzisiaj :)

Z początku podstawówki - ogólnie z dzieciństwa - jedno wiem na pewno: byłam strasznie nieśmiała. Trudno mi było nawiązywać kontakty, odnaleźć się w grupie rówieśników. Na szczęście trafiłam do klasy, która mnie świetnie przyjęła i pomogła mi się otworzyć. Nikt nie naciskał, nie odrzucali mnie, po prostu dali mi czas. Było mi to potrzebne, bo przyszłam do szkoły w połowie roku i oni zdążyli się ze sobą zapoznać, a ja byłam nowa i nikogo nie znałam. Nieśmiałość nie przeszła, ciągle we mnie była, ale pierwsze lata podstawówki wspominam pozytywnie.

Potem przyszły klasy IV-VI. Tutaj juz było nieco gorzej, chociaż nadal nieźle. Uczyłam się świetnie, byłam coraz bardziej zamknięta w sobie, coraz bardziej w swoim wyimaginowanym świecie i coraz bardziej odsunięta. Myslę, że w tym momencie, może trochę wcześniej, zaczeło się tworzyć moje piątkowe skrzydło. Wcześniej byłam bardziej 4w3, a przynajmniej zdrową 4, potem powoli, niepostrzeżenie stawałam się 4w5. Sama nie wiem do końca, jak to się stało. Pamiętam kilka kluczowych momentów, jak na przykład chwilę, kiedy załapałam siostrę na czytaniu mojego pamiętnika. Mówiła, że znalazła go przypadkiem - rzeczywiście leżał wtedy prawie na wierzchu - ale, na litość boską, ona miała prawie 15 lat! Nie mogła wpaść na to, że nie życzę sobie, żeby to czytała? Wtedy straciłam do niej zaufanie i zaczęłam się jeszcze bardziej ukrywać. Więcej było takich mometów, które stanowiły swego rodzaju punkty zwrotne.
W podstawówce też pojawiło się to poczucie bycia bardziej dojrzałą od rówieśników. Wkurzały mnie dziewczyny, które potrafiły rozmawiać tylko o chłopakach, błyszczykach do ust i gwiazdach muzyki. Cóż, syndrom Włóczykija ;)

Gimnazjum... Hmm... Właściwie trwa ledwie od dwóch lat :P W szkole jak w szkole, czasem dobrze, czasem źle. Posypał się dom. Moja siostra - żeby było zabawniej, Jedyneczka - coraz bardziej niezdrowa, coraz bardziej czepiająca się wszystkiego, nie dawała mi żyć. Oczekiwała, że będę zachowywać się ja tresowany piesek - nie skorzystałam z jej propozycji :) Czekały nas zatem wieczne kłótnie, bo co z tego, że ją rozumiałam? Z poczatku próbowałam się podporządkować i jakoś dopasować do jej oczekiwań, ale to był układ jednostronny, więc w końcu przestałam ulegać. A to ją oczywiście wkurzyło.
Powstał też problem z rodzicami. Okres dojrzewania, prócz burzy hormonów, przynosi też potrzebę zadawania ważnych pytań, rozmów na poważne tematy. Przynosi zwątpienie w sens. Chciałam zrozumieć, poukładać sobie jakoś ten świat, szukałam potwierdzenia, że on jest jednak dobry, że wszystko ma sens, że warto mieć marzenia. Potrzebowałam - i nadal potrzebuję - ich wsparcia. Nie mam go i muszę radzić sobie sama z każdym problemem. To nie jest przyjemne i nie jest łatwe. Ale cóż, przebrnęłam przez jeden kryzys pod koniec podstawówki, przebrnęłam przez drugi, znacznie cięższy, trwający od początku drugiej klasy prawie do jej końca (oba solidnie umocniły skrzydło 5), więc gdy przyjdą kolejne, też jakoś dam radę. Szkoda tylko, że nikt z dorosłych, którzy przecież powinni być przewodnikami i doradcami, nie myśli nawet o pomocy i wsparciu... Dla moich rodziców kazdy temat, który jest ważny dla mnie, jest błahy i niepotrzebna jest rozmowa. Ehh...

Awatar użytkownika
AYA
Posty: 52
Rejestracja: niedziela, 13 maja 2007, 12:57

#158 Post autor: AYA » środa, 11 lipca 2007, 14:21

pOszukuje książki "Dramat udanego dziecka" A.Miller Czy ktoś ma namiary na tą książkę w sieci??? byłabym wdzięczna za jakieś linki
aya 4w5 czy 5w4 ?

Awatar użytkownika
Rilla
VIP
VIP
Posty: 3159
Rejestracja: czwartek, 26 kwietnia 2007, 16:34
Enneatyp: Indywidualista
Lokalizacja: wichrowe wzgórze

#159 Post autor: Rilla » niedziela, 15 lipca 2007, 22:46

Proszę:
http://www.merlin.com.pl/frontend/brows ... 10599.html
Wydaje mi się, że czytanie takiej książki może jedynie zdołować, uświadamiając nam jak kiepskie mieliśmy dzieciństwo. Choć w moim osobistym przypadku ten problem raczej nie zaistniał, na szczęście.
"Bo szczęście to przelotny gość. Szczęście to piórko na dłoni, co zjawia się, gdy samo chce i gdy się za nim nie goni."
Anna Maria Jopek "Na dłoni"

4w5

Awatar użytkownika
Little Bang
Posty: 122
Rejestracja: poniedziałek, 23 lipca 2007, 14:39

#160 Post autor: Little Bang » poniedziałek, 23 lipca 2007, 16:57

Dzieciństwa nie wspominam najlepiej. W sumie jeszcze do końca z nim nie zerwałam, ale już najchętniej pożegnałabym się ze wszystkim, co mi o nim przypomina. Nigdy jakoś specjalnie nie ciągnęlo mnie do innych dzieciaków, zabawy lalkami, czy rysowania uroczych dziewczynek z serduszkami w oczach. Byłam grzeczna, ale czasami, kiedy dorośli nie patrzyli, wpadałam w szał. Lubiłam siedzieć z babcią zamiast chodzić do przedszkola i piec z nią ciasteczka. Lubiłam asystować dziadkowi przy naprawie samochodu i malowaniu mieszkania. Za to nigdy nie lubiłam ojca, ani tego co sobą reprezentował. Ciągłe kłótnie o poglądy, kiedy byłam młodsza o ubranie, jedzenie i podobne głupoty. Łatwo wpadał w gniew, chyba się od niego tego nauczyłam, acz nauczyłam się też zbytnio tego nie pokazywać. Jest pełen nienawiści do każdego, kto nie jest nim.

Najgorzej w dzieciństwie wspominam dzień, kiedy uśpiono mojego psa. Był kilka miesięcy starszy ode mnie, wielki owczarek niemiecki, którego ujeżdżałam i z którym jadłam Lay'sy. Kochałam biedaka, a on nagle odszedł, poczciwy staruszek. Od tamtej pory jeszcze bardziej odizolowałam się od ojca, na matce zresztą też nie mogę polegać. Czasami zarzucam jej, że się nie rozwiodła. Wiem, że to podłe, ale widzę co się dzieje, widzę od sześciu lat.

Mówią mi, że zmienię nastawienie, że docenię co dla mnie zrobili. Prawda jest taka, że z rozgadanej, wesołej smarkuli, uczynili mnie cichą i nieśmiałą. I zawsze jestem trzymana na smyczy - nie przez troskę, a chęć kontroli.

Inną sprawą jest to, że zawsze wymagano ode mnie 110%. Przez to czuję się teraz wyczerpana i to w momencie, kiedy w sumie dopiero wchodzę w życie, i kiedy rozstrzyga się moja przyszłość. Nikt w mojej rodzinie nie osiągnął czegoś wielkiego, więc chcą móc się mną pochwalić. Czasami, na złość im, chciałam wylądować na dnie, ale potem przychodziła chwila otrzeźwienia i wiedziałam, że nie mogę zniszczyć przez kogoś swojego życia. W tej chwili po prostu czekam na chwilę, kiedy będę mogła odejść. Zwłaszcza, że robi się ze mnie niewdzięcznicę, wszyscy mają ojca za wspaniałego człowieka, dają się omamić jego słowom. Ciężko to znieść, ciągle boję się oskarżeń obcych mi ludzi.

Miałam kilkoro "przyjaciół". Dwie osoby, z którymi mogłabym szczerze rozmawiać. Nie mam pojęcia, skąd się wzięły, ale dzięki im za to, że się znalazły - bez nich dawno bym oszalała. Teraz, idąc do nowej szkoły, mam nadzieję nieco zmienić otoczenie. Nie uda się to zupełnie, nie potrafię pokazać się z innej strony osobom, które mnie "znają", a takich będzie tu wiele, zbyt wiele. Mam jednak nadzieję, że niedługo to wszystko się skończy, że bez żadncyh zdjęć, pamiętników, numerów telefonów będę mogła odjechać w siną dal. A wszystko przez jedną osobę.
Wróciłam, kompletnie nieokreślona. 4w5? A w życiu!

Awatar użytkownika
Zielony smok
VIP
VIP
Posty: 1855
Rejestracja: czwartek, 14 grudnia 2006, 19:17
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: następna stacja...

#161 Post autor: Zielony smok » poniedziałek, 23 lipca 2007, 17:34

Rilla pisze:Proszę:
http://www.merlin.com.pl/frontend/brows ... 10599.html
Wydaje mi się, że czytanie takiej książki może jedynie zdołować, uświadamiając nam jak kiepskie mieliśmy dzieciństwo. Choć w moim osobistym przypadku ten problem raczej nie zaistniał, na szczęście.
Problem z panią Miller polega na tym, że po lekturze jej książek, aż się prosi, żeby dokopać rodzicom i nabawić się syndromu ofiary tychże. Mam jedną,Niech pękną mury milczenia" po jej lekturze wyszło na to że mam dzieciństwo dość podobne do Adolfa Hitlera. Nic tylko się pohlastać, albo stworzyć nowy Whermacht i podbijać świat. Mam to gdzieś i cieszę się życiem.

Pisałem o tym na forum Dziewiątek, ale widze, że wam się to w Czwórkowym baby room przyda:
Fragment książki Nathaniela Brandena ,,6 filarów poczucia własnej wartości”

Generalnie jednak bez obawy można powiedzieć, że jeżeli ktoś żyje w zdrowym środowisku, którego członkowie uświadamiają sobie rzeczywistość i postępują spójnie, to wiele łatwiej jest mu trwać w wysiłkach, by być racjonalnym i produktywnym, niż gdy sygnały nieustannie się zmieniają, nic nie wydaje się rzeczywiste, zaprzecza się faktom, a poszerzanie świadomości jest karane. Rodziny, które stwarzają takie warunki, nazywa się dysfunkcyjnymi. Analogicznie istnieją dysfunkcyjne szkoły i firmy. Są dysfunkcyjne, ponieważ stwarzają przeszkody na drodze właściwego wykorzystania umysłu.
Badania wskazują, że najlepszym sposobem uzyskania wysokiej samooceny jest posiadanie rodziców z wysoką samooceną, którzy stanowią model. Opisał to Stanley Coopersmith w książce The Antecedents of.Self Esteem. Jeżeli w dodatku rodzice wychowują nas w atmosferze miłości i szacunku; pozwalają nam doznawać spójnej i życzliwej akceptacji; dostarczają nam wspierającej struktury rozsądnych zasad i właściwych oczekiwań; nie zasypują nas sprzecznościami; nie wyśmiewają nas, nie poniżają, nie znęcają się fizycznie, chcąc nas kontrolować; okazują, że wierzą w naszą kompetencję i dobroć - mamy spore szansę zinternalizowania ich postaw i w ten sposób stworzenia zrębów zdrowej samooceny. Ale żadne badania nie wykazały nigdy, że tak być musi, Świadczą o tym wyniki badań Coopersmitha. Zdarzają się ludzie wychowywani według wyżej wymienionych standardów, którzy są jako dorośli niepewni, wątpiący w siebie. Są też tacy, którzy pochodzą z jak najgorszych środowisk - ich rodzice robili wszystko na opak - a jednak jako dzieci dobrze radzą sobie w szkole, nawiązują trwałe i satysfakcjonujące związki, mają wielkie poczucie własnej wartości i godności, a będąc dorosłymi, spełniają każde racjonalne kryterium wysokiej samooceny. Widocznie potrafili w dzieciństwie wydobyć życiodajny pokarm ze środowiska, które inni uznaliby za całkowicie jałowe; odnajdowali wodę tam, gdzie inni widzieli wyłącznie pustynię. Zmieszani psychologowie nadali im miano ludzi „nie do zranienia".
:lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:
9w8 ENFP
Nie dyskutuj z idiotą, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i wygra przewagą doświadczenia.
Ps. ( Jestem na dłuuuugim urlopie - nie odpisuję na PW, sorry )

Laura
Posty: 16
Rejestracja: środa, 17 stycznia 2007, 11:06

#162 Post autor: Laura » poniedziałek, 23 lipca 2007, 18:23

Tula pisze:Nienawidziłam mojego domu. Nienawidziłam atmosfery tu panującej i wiecznego strachu o to, co się wydarzy. Potem zapomniałam. Wyjechałam i wydawało mi się, że miałam dzieciństwo całkiem normalne, rodzice w gruncie rzeczy kochali mnie i chcieli mojego dobra.

Mój brat ma teraz pięć lat. I dwa dni temu przypomniałam sobie wszystko, czego tak bardzo nienawidziłam, tego przerażenia i niepewności, gdy ktoś bliski wybucha z całą siłą. Przeciwko tobie. A ty czujesz, że jedyne miejsce, w którym chcesz się schować, nagle zaczeło przerażać.

Czasami ludzie nie rozumieją, jak bardzo mogą skrzywdzić kogoś, kogo tak naprawdę kochają. Wychowałam się w uczuciowej izolacji i samotności, uczona, że nie wolno okazywać słabości, bo to przynosi wstyd.

Nauczono mnie, że nie liczy się to, co mam w środku, tylko dobre oceny i mówienie "dzień dobry". Że lepiej nie wychodzic z domu i nie wtrącać się, nie pokazywać uczuć, nie odzywać, nie cieszyć, nie płakać.

Wiem, że dwugodzinne kazania o tym, jaka jestem beznadziejna i pozbawiona charakteru, miały na celu zmotywowanie mnie. Było wręcz odwrotnie. Im bardziej starałam się być uważna, dokładna i porządna, tym mocniej obrywałam za bycie chaotyczną i nerwową. W końcu nie wiedziałam już, co mam robić, by było dobrze. Nie potrafiłam odgadnąć, co robię źle, kiedy jestem w niełasce i za co, dlaczego dziś mnie ukarano, choć byłam taka, jak wczoraj i przedwczoraj, jak zawsze. Starałam się być wzorową i poprawną aż do bólu, a i tak słyszałam, że mi nie zalezy, nie słucham, nie przejmuję się. A ja nie motgłam odpowiedzieć, by tylko nie zacząć płakać, nie sprowokowac pytań, nie pokazać, że jestem jeszcze słabsza, niż myślą.

Kiedyś powiedziałam sobie, że o tym nie napiszę, nikomu nie opowiem, bo to żałosne. Ale dziś mam dzień opowiadania o sobie. Mam nadzieję, że nie zacznę żałować.
Tula, poruszyły mnie Twoje zwierzenia...
Sama nie miałabym odwagi napisać o sobie, choć to tylko anonimowe forum...
Pogrubiłam, co szczególnie rozumiem, i tym samym, co najmocniej mnie dotknęło.
Prócz tego przewlekle chorowałam w dzieciństwie, i dziś z tego wszystkiego to mam namieszane w głowie, psychologa i takie tam problemy...
Nie chce mi się żyć.
4w5

Awatar użytkownika
sarnandynka
Posty: 241
Rejestracja: niedziela, 1 lipca 2007, 00:16

#163 Post autor: sarnandynka » piątek, 30 listopada 2007, 23:19

...
Ostatnio zmieniony wtorek, 23 czerwca 2009, 02:30 przez sarnandynka, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
mith
Posty: 296
Rejestracja: wtorek, 27 listopada 2007, 21:16
Lokalizacja: z nienacka

#164 Post autor: mith » piątek, 30 listopada 2007, 23:40

Ja w dzieciństwie też zawsze byłem radosny spotykałem się z przyjaciółmi...
A potem przeprowadzilem się i przez dłógi czas nie mialem przyjaciół...
Właśnie wtedy prawdopodobnie zmienilem sie w 4w5 ;(
4w5

der Wald er steht so schwarz und leer
Weh mir, oh weh
Und die Vögel singen nicht mehr

Ohne dich kann ich nicht sein

Awatar użytkownika
Kivi
Posty: 235
Rejestracja: sobota, 2 czerwca 2007, 17:15
Lokalizacja: Warszawa

#165 Post autor: Kivi » sobota, 1 grudnia 2007, 00:18

Laura pisze:
Tula pisze:Nienawidziłam mojego domu. Nienawidziłam atmosfery tu panującej i wiecznego strachu o to, co się wydarzy. Potem zapomniałam. Wyjechałam i wydawało mi się, że miałam dzieciństwo całkiem normalne, rodzice w gruncie rzeczy kochali mnie i chcieli mojego dobra.

Mój brat ma teraz pięć lat. I dwa dni temu przypomniałam sobie wszystko, czego tak bardzo nienawidziłam, tego przerażenia i niepewności, gdy ktoś bliski wybucha z całą siłą. Przeciwko tobie. A ty czujesz, że jedyne miejsce, w którym chcesz się schować, nagle zaczeło przerażać.

Czasami ludzie nie rozumieją, jak bardzo mogą skrzywdzić kogoś, kogo tak naprawdę kochają. Wychowałam się w uczuciowej izolacji i samotności, uczona, że nie wolno okazywać słabości, bo to przynosi wstyd.

Nauczono mnie, że nie liczy się to, co mam w środku, tylko dobre oceny i mówienie "dzień dobry". Że lepiej nie wychodzic z domu i nie wtrącać się, nie pokazywać uczuć, nie odzywać, nie cieszyć, nie płakać.

Wiem, że dwugodzinne kazania o tym, jaka jestem beznadziejna i pozbawiona charakteru, miały na celu zmotywowanie mnie. Było wręcz odwrotnie. Im bardziej starałam się być uważna, dokładna i porządna, tym mocniej obrywałam za bycie chaotyczną i nerwową. W końcu nie wiedziałam już, co mam robić, by było dobrze. Nie potrafiłam odgadnąć, co robię źle, kiedy jestem w niełasce i za co, dlaczego dziś mnie ukarano, choć byłam taka, jak wczoraj i przedwczoraj, jak zawsze. Starałam się być wzorową i poprawną aż do bólu, a i tak słyszałam, że mi nie zalezy, nie słucham, nie przejmuję się. A ja nie motgłam odpowiedzieć, by tylko nie zacząć płakać, nie sprowokowac pytań, nie pokazać, że jestem jeszcze słabsza, niż myślą.

Kiedyś powiedziałam sobie, że o tym nie napiszę, nikomu nie opowiem, bo to żałosne. Ale dziś mam dzień opowiadania o sobie. Mam nadzieję, że nie zacznę żałować.
Tula, poruszyły mnie Twoje zwierzenia...
Sama nie miałabym odwagi napisać o sobie, choć to tylko anonimowe forum...
Pogrubiłam, co szczególnie rozumiem, i tym samym, co najmocniej mnie dotknęło.
Prócz tego przewlekle chorowałam w dzieciństwie, i dziś z tego wszystkiego to mam namieszane w głowie, psychologa i takie tam problemy...
Nie chce mi się żyć.
Tak, to było bardzo poruszające, Tula. Tym bardziej że identyfikuję się z tym co napisałaś.
"Myślimy, że jesteśmy tacy oryginalni, że wszystko w nas jest takie wyjątkowe i niespotykane. Ale to niesamowite, do jakiego stopnia jesteśmy tylko echem innych, własnej rodziny i tego, jaki kształt nadało nam dzieciństwo."

ODPOWIEDZ