Jako że temat stworzyłem dzięki rozpisaniu się nie na temat (^^) w inntm poście, przekopiuje jego zawartość:
zacznę od tego, jaka wypowiedź była komentowana:
moja odpowiedź:inden pisze: Wybaczcie wcięcie się w-nie-swój-temat, ale chciałam tylko powiedzieć, że to przekonywanie do siebie Dwójkom całkiem dobrze wychodzi. I wcale nie obrzydliwie.
Dwójka ma do tego wrodzony dar
Mechanizm pomagania ludziom na tym się opiera... żeby komuś pomóc, ten ktoś musi Ci zaufać, polubić Cię. Nikt nie chce pomocy od wroga, czy nawet nieznajomego. Jednak przyjaciel, lub Nieznajomy, który pojawia się nagle, szybko znajduje wspólny język i przyjemnie się z nim rozmawia, to co innego Takiemu nieznajomemu można się wygadać, co już jest dużą pomocą w trudnych sytuacjach, nieznajomy coś tam sobie powie, i tak się go nie słucha, nie?
ale jednak coś zostaje, zawsze to, co nieznajomy powie ma w sobie trochę prawdy, której my nie widzimy, lub nie chcemy widzieć... może i kontakt się urywa.. nie było niebezpieczne opowiedzieć o swoich problemach komuś, kogo się nie zna i kto nie zna nas tak naprawdę, ale ma wspólny język i nas rozumie, prawda?
Oczywiście kontakt nie musi się urwać, może się przerodzić w ogromną przyjaźń, w której obie strony sobie pomagają w trudnych chwilach, w której obie strony gotowe są stać sie na chwilę "mądrym anonimowym nieznajomym" aby wysłuchać problemów... doradzić coś, a później być znów przyjacielem, który żartuje i się śmieje, jakby w ogóle nie wiedział o tym problemie.
W moim przypadku jest tak że mam jakby dwie osobowości - pierwszą jestem ja... takie duże dziecko, które dużo żartuje i tak dalej
Drugą jest ten właśnie "nieznajomy", który słucha cierpliwie i daje rady...
mam jeszcze osobowość przejściową, która wszystko co usłyszał nieznajomy, obraca w żart
Hmm... nie wiem czy to opis dwójki, bo tak naprawdę osobiście nie znam żadnej dwójki... to raczej opis mojego pomagania jako dwójki
W dalszym poście widzimy:
otóż odpowiadam:Epona pisze: Adaras - a nie masz czasem tak, że czujesz się przytłoczony ilością przyjaciół, którzy z tych "nieznajomych" stali się bliskimi i teraz zasypują Cię problemami?
zależy. zależy od tego, jak się aktualnie czuję. Bliskimi stają się zwykle Ci, którzy naprawdę nimi są... nie oszukuję się i wiem, że niektórzy ludzie z problemami, którzy się do mnie zwracają, lub ja do nich(często jest to chat, chodź rzadko tam bywam, ale prawie zawsze z kimś rozmawiam kto ma jakiś problem... też to troche sie robi uciążliwe czasem ^^), są po prostu "nie w moim typie". Choć potrafię z nimi rozmawiać, wiem że nie chciałbym rozmawiać z nimi dłużej. Czy to jest uciążliwe, że mam wielu znajomych bliskich, choć niekoniecznie kiedyś się w ogóle widzieliśmy? Raczej nie... często zasypują problemami, ale można się zwrócić również do nich o radę. A jeżeli nie jestem bardzo zmęczony to zawsze z chęcią pomagam. No chyba że mam doła ^^
Dlatego mogę na Twoje pytanie odpowiedzieć "Tak", ponieważ mam czasem tak, choć z reguły tak nie jest.
Jest jednak osoba, która nie jest może uciążliwa, ale jest mi ciężko jej pomagać. Trzeba przyznać że nie potrafię po prostu... potrafiłem dawniej, ale już nie mam sił... czasem się nawet zastanawiam czy nie pozwolić jej odejść - w tych chwilach mobilizuję się jak najbardziej, by tego po sobie nie zdradzić... zdaję sobie sprawę że jestem w jej oczach kimś na miano autorytetu, uważa mnie za osobę mądrzejszą od siebie i respektuje moje rady. Jednak moje "pomaganie" jej opiera się bardziej na spędzaniu czasu, kontakcie... mieszka daleko, dwa razy udało mi się do niej zawitać, niedługo będzie trzeci i w końcu ją wyciągnę do siebie, żeby odpoczęła od tego wszystkiego... wierzcie mi, jest źle, ja już tylko staram się dbać o to, by miała dobry humor, by w miarę nie myślała o swoich nieszczęściach... ostatnio poważnie zastanawiam się nawet, czy ktoś na nią nie rzucił klątwy:
PS: jak u was z ezoteryką?
Wiem, znów schodzę z tematu, nawet przy zakładaniu swojego ^^