NoMatter pisze:
Jedyki nie określają się jako Siódemki, jednak Siódemki mogą uznawać iż mają żyłkę perfekcjonisty. Siódemki mają problemy z dojrzałością swoich decyzji, gdzie Jedynki są dojrzałe na wyrost. Jedynki żyją skromnie, czasem aż do bólu – Siódemki mają tendencję do rozrzutności. Jedynki mają trudności z rozluźnieniem się, i umiejętnością zabawy, - Siódemki zazwyczaj łatwo znajdują przyjemności, nawet w środku nieprzyjemnej sytuacji.
Wczoraj późnym wieczorem komputer zrobił mi psikusa, napisałem meeeega posta (którego pisałem baaardzo długo), żeby tuż przed kliknięciem w wyślij komputer się po prostu nagle wyłączył. Ot, tak. Po prostu. Bo mu się nudziło. I cały post... wiecie co poszedł robić.
Odkopuję bo temat dla mnie aktualny. Nie wiedziałem czy napisać to na forum jedynek, czy siódemek (a może czwórek albo szóstek?), ale stwierdziłem że jedynki do tematu podejdą najpoważniej. Zawsze trudno jest zacząć, więc najlepiej zacznę od początku:
Z enneagramem zetknąłem się gdy byłem jeszcze młodszy (II klasa gimnazjum, 14 lat), niż jestem teraz (II klasa liceum, w czerwcu kończę 18 lat). Szeroko pojęta rodzinka pokazała mi test ze strony enneagram.pl. Zrobiłem go i wyszło 6w7. Wtedy nie miałem jeszcze pojęcia czym jest wynik i co te numerki znaczą. No, ale skoro miałem wynik, to zapoznałem się z opisem. Przeczytałem najpierw opis szóstki w skrócie, potem jak postępować ze mną i co lubię w byciu szóstką. Okazało się, że nawet pasuje. Przeskoczyłem potem od razu do opisu 6w7 i tu już przeżyłem mały szok, bo opis zgadzał się w naprawdę dużej mierze. Ale jako że byłem młodym gimnazjalistą, w głowie miałem ważniejsze rzeczy niż testy psychologiczne, więc mimo że enneagram się spodobał, to zapomniałem o nim na jakiś czas. Po kilku zaledwie miesiącach jednak przypomniał mi się i postanowiłem poczytać o moim typie (i nie tylko) trochę więcej. Gdy czytałem o szóstce ogólnie, zaczynałem nabierać wątpliwości, czy to na pewno ja. Szczególnie wątpliwością napawało mnie ciągłe pisanie o tym, jak to szóstka ciągle się czegoś lęka i doszukuje się niebezpieczeństw, podczas gdy ja byłem pewną siebie osobą (czasem aż za bardzo). W tym samym czasie zerwałem też z dziewczyną (taaak, wieem, "wielka miłość" w wieku piętnastu lat, ale jakiś zawsze wpływ to miało). Po tym wydarzeniu spadała znacząco moja popularność, ja sam zaczynałem robić się coraz bardziej wycofany, więcej myślący niż mówiący, starający się trochę spoważnieć i wydorośleć. Zacząłem się bardziej interesować sztuką, szczególnie poezją (a najszczególniej Edwardem Stachurą, jeśli ma to znaczenie). Traciłem stopniowo energię życiową i chęć do działania, toteż zacząłem myśleć że jestem 4w5 (wtedy moja wiedza o enneagramie była już na trochę większym poziomie). Razu pewnego zrobiłem test i oczywiście, wyszło 4w5. Na ten czas bardzo utożsamiałem się z tym wynikiem i szczerze wierzyłem że jest trafny. Tego czasu też byłem nieszczęśliwie zakochany, żeby dopełnić romantycznej biografii.
W III klasie zacząłem miewać stany poddepresyjne, szczególnie w domu miewałem obniżony nastrój (kiedy jeszcze w II klasie byłem osobą której wszędzie było pełno, mówiła i śmiała się zawsze najwięcej i najgłośniej). W czasie gdy się wycofałem, ale też spoważniałem i wydoroślałem, zacząłem dostrzegać jak niedojrzałe jest moje otoczenie. Często na głos krytykowałem postępowanie innych, czasem nawet bezpośrednio zwracając się do osób "winnych". I tak sobie żyłem w III klasie, na granicy depresji, deklarujący się jako outsider, zanurzający się w poezji i w swoim bólu istnienia i niedoskonałości rzeczywistości.
Potem przyszedł czas na liceum. Tak się złożyło, że poszedłem do jednego z liceów tak zwanych "elitarnych". Wiązało to się z postawieniem sobie bardzo wysokich standardów. Problem w tym, że nigdy nie byłem zbyt obowiązkowy. Całą podstawówkę i gimnazjum nie robiłem praktycznie nic, a zdolny byłem na tyle żeby bez problemu w znakomitej większości dostawać piątki. Mimo więc tego nieróbstwa zawsze wyrabiałem się na czerwone paski (choć czasem "rzutem na taśmę", ale zawsze). Rodzice (tata 1w2, mama 6) nigdy nie przejawiali jakiejkolwiek aprobaty dla moich ocen, a tym bardziej dla mojej postawy. Widzieli, że w domu nie robię praktycznie nic, a ze szkoły wracam z bardzo dobrymi ocenami. Wiedząc, że to niemal minimum moich możliwości, nieustannie i do znudzenia powtarzali że stać mnie na dużo więcej. No ale cóż, kiedy miałem czerwone paski i prawie najlepsze oceny w klasie, nie czułem potrzeby by się ulepszać. Za to w liceum nastąpił (a raczej powinien był nastąpić) obrót o 180 stopni. Okazało się, że takich "zdolniachów" jak ja jest prawie cała szkoła, różniliśmy się tylko tym, że oni od początku byli pracowici, a ja musiałem dopiero zacząć. Więc zacząłem... próbować. O ile w pierwszej klasie jeszcze mi to jakoś wychodziło (ale miernie, naprawdę), to w drugiej nie robię znów praktycznie nic. A co z czasem, w którym nie pracuję? Robię rzeczy teoretycznie przyjemne, podczas których powinienem się relaksować, ale nawet to mi nie wychodzi. Gdy odpoczywam myślę tylko o tym, że mam coraz mniej czasu do pracy, ale do niej bardzo ciężko jest mi się zabrać. Wszystko wygląda bardzo podobnie jak w przypadku prokrastynacji, ale nie nazwałbym tego raczej chorobą, tylko jakaś zadziwiającą nieumiejętnością podjęcia działania.
A co ma do tego enneagram? Mianowicie: jak już mówiłem, po pójściu do liceum byłem zmuszony postawić sobie wysokie wymagania. Ale nie tylko to wpłynęło na moją zmianę. Do dobrej szkoły szedłem z nadzieją, że mój czwórkowy wizerunek będzie bardziej akceptowany, a może nawet podziwiany. A co spotkałem? Ludzi, którzy bardziej od rozmów o poezji czy o życiu, wolą myśleć kiedy jest następna impreza (albo następny sprawdzian). Ta sytuacja wcale nie sprawiła, że stałem się bardziej wycofany, przeciwnie - zacząłem znów wychodzić do ludzi. Stopniowo przechodziłem z powrotem z intro na ekstrawertyka. Wróciła częściowo chęć do zabawy i pogodne usposobienie. Wróciłem do enneagramu, zrobiłem test. Wyszło 1w2. Spora część się zgadzała, zarówno o samej jedynce jak i o 1w2, połączenie z czwórką wydawało mi się dobrym uzasadnieniem mojej alienacji w gimnazjum, a połączenie z 7 uzasadnieniem mojej zabawowej osobowości. I myślałem, żem 1w2, aż do niedawna, kiedy moje rozgoryczenie niemożnością zmian siebie na lepsze osiągnęło apogeum.
Dlatego nie wiem też, którym jestem typem. Przeczytałem prawie całą książkę Helen Palmer, przewertowałem mnóstwo stron w Internecie, lecz zawsze znajdę jakieś ale. Myślę: jestem jedynką - Mam swoje ściśle określone zasady, niezwykle twarde zasady moralne, jestem krytyczny wobec siebie i innych, przeżywam "słuszny gniew", mam tendencje do moralizatorstwa, ale... jestem nieobowiązkowy, a mój dzień najczęściej nie jest zaplanowany.
Myślę więc: jestem siódemką. Lubię się śmiać, lubię mieć dobry nastrój, lubię się bawić (choć imprez nie lubię, zwykle gorszy mnie zachowanie ludzi po alkoholu, poza tym nie bardzo lubię tańczyć), mam mnóstwo zainteresowań i lubię robić wiele rzeczy jednocześnie, ale... kiedy mam już zamiar się zrelaksować, zupełnie nie potrafię. Brakuje mi też pewnego rodzaju radykalności i spontaniczności, bywam wciąż lekkomyślny ale nie w tym stopniu co kiedyś.
Myślę więc: jestem szóstką. Mało obecnie na to wskazuje, ale może po prostu, nie wiedząc czemu, wszystkie cechy charakterystyczne dla szóstki skutecznie w sobie chowam.
A może: jestem czwórką. Ale w to najbardziej wątpię, daleko mi do stanu w jakim byłem w III klasie gimnazjum. Poza tym zupełnie nie potrafię wyrazić swoich uczuć.
Ostatecznie zaczynam nabierać wątpliwości co do trafności systemu, jakim jest enneagram. Gdzie leży więc problem: we mnie, czy w systemie?