yusti pisze:Ale już się opiekujesz mężem...więc całkiem sporo masz tego doświadczenia;D
Fakt. Siódemka jest jak dziecko, które robi mnóstwo zamieszania w życiu innych ludzi. Jak ktoś chce mieć partnera, to nie znajdzie tego w związku z Siódemką.
yusti pisze:A czy nie myślisz, iż brak spełnienia wynika właśnie z bycia człowiekiem, kobietą, ale nie matką?
Myślę, że jestem człowiekiem, ale nie jestem kobietą. Żyję z fracetem, który jest dzieckiem i generalnie wcale mi się to nie podoba.
Chciałam mieć dzieci, nawet bardzo chciałam mieć dzieci, ale patrz na odpowiedź powyżej. Całą moją energię zużywam na to, żeby chronić moją Siódemkę, żeby ona sobie i mnie krzywdy nie zrobiła. Powinnam go rzucić, ale to było by tak, jakby bezbronne dziecko, które ma wielką siłę przebicia i egzekwowania własnej woli, zostawić na pastę losu.
yusti pisze:A czemu ty uciekasz od chaosu. Przecież on taki podniecający jest!
Może dla Ciebie. Ja nie cierpię chaosu w moim życiu, ale godzę się na to i dopuszczam pewną dawkę chaosu, bo sama nie mogę opanować wszystkiego. A więc świadomie pozwalam sobie na to, aby pewna część mojego życia wymykała mi się spod kontroli.
Moje dzieciństwo, to był jeden wielki chaos. Więc mobilizowałam się, żeby trzymać wszysko w domu w porządku i byłam mediatorem między matką, a ojcem, bo te poalkoholowe kłótnie były bardzo nieprzyjemne. 1w9, ale w gruncie rzeczy nie czuję się jak typowy perfekcjonista. Bałagan i chaos mnie wkur..., ale wiem, że sama nie mogę posprzątać wszystkiego, bo żeby wysprzątać fizyczny bałagan i własne życie, to trzeba do tego również dobrej woli drugiego człowieka. Pomocy z zewnątrz. I to jest właśnie takie dziewiątkowe we mnie. Chcę się złączyć z kimś, akceptować i kochać kogoś i czuć, że ta druga osoba chce tego samego co ja. Ale z drugiej strony jak się to pojawia to odrzucam to, bo w gruncie rzeczy nie wierzę, że ktoś może mieć dobre intencje w stosunku do mnie. Pijaństwo rodziców, wieczny bałagan w domu, zakaz przyprowadzania koleżanek do domu, pusta lodówka, a ja głównie żywiłam się chlebem z masłem. Decyzje mojej mamuśki nie miały nic wspólnego z miłością. Każdy w domu miał robić, co ona chciała. I nie była Jedynką, ale spananikowaną i wystraszoną Szóstką.
A na temat emigracji to może napiszę w innym poście, bo emigracja to jest duży ból psychiczny i odcięcie się od wszystkiego, co jest życiu ważne, jak rodzina, kraj, przyjaciele. Biorąc pod uwagę, że (jak w moim przypadku) są tylko dwie osoby (ja i mój mąż) i ja muszę polegać na nim, a on musi polegać na mne.
Nie chcę dyskutować na temat emigracii, bo to jest bardzo bolesne dla mnie.