Dobro
Bycie frajerem nie zależy od typu, tylko od świadomości manipulacji (czy może raczej powinienem napisać 'manipulacji w zlym celu', bo ponoć wszystko jest manipulacją). To, że kogoś "ciągnie" by drugiemu pomóc nie jest oznaką frajerstwa, ale pewnej dozy altruizmu. A jak ktoś się daje wykorzystywać - cóż, jego sprawa
1w9
zgadzam się z yusti. Jeśli do tego jest w stanie wytrzymać z tymi granicami, to podziwiam. Ja bardzo bym chciała zawsze trzymac ten dystans, żeby nikt mi na głowę nie wszedł. W rzeczywistości różnie bywa i potem się złoszczę. I co? To jest dobro? Nie.
Nie reklamuję już tak jak kiedyś swoją chęć pomocy każdemu, bo potem ciężko było sprostać tak ogromnym wymaganiom, ludzie czasem żądali cudów, a ja ponieważ wyraźnie nie zaznaczyłam na co jestem w stanie pójść, starałam się wyrobić ze wszystkim, kosztem samej siebie.
Teraz wole obserować, pytać, rozmawiać. W ten sposób badam teren. Jak widze, że mogę pomóc, pomagam i odchodzę. Najczęściej dyskretnie i raczej staram się naprowadzać kogoś na dobre rozwiązanie. Sama nie cierpię mieć zobowiązań i długów wdzieczności, nie chcę też, by ktoś czuł się zobowiązany. Dlatego potem często bagatelizuję, mówię: przecież ja nic nie zrobiłam, sama dałas sobie z tym radę, nie widzisz?" Albo: "Zrobiłam to egoistycznie, nie widzisz, że sama miałam w tym interes?".
Nauczyłam się, że samo pomaganie innym, wcale nie świadczy, że jest się dobrym człowiekiem.
Ten, kto zamierza czynić dobro, nie może oczekiwać, iż ludzie będą mu usuwać kamienie z drogi, ale musi być przygotowany na to, że mu je będą rzucać na drogę.
[/b]
Nie reklamuję już tak jak kiedyś swoją chęć pomocy każdemu, bo potem ciężko było sprostać tak ogromnym wymaganiom, ludzie czasem żądali cudów, a ja ponieważ wyraźnie nie zaznaczyłam na co jestem w stanie pójść, starałam się wyrobić ze wszystkim, kosztem samej siebie.
Teraz wole obserować, pytać, rozmawiać. W ten sposób badam teren. Jak widze, że mogę pomóc, pomagam i odchodzę. Najczęściej dyskretnie i raczej staram się naprowadzać kogoś na dobre rozwiązanie. Sama nie cierpię mieć zobowiązań i długów wdzieczności, nie chcę też, by ktoś czuł się zobowiązany. Dlatego potem często bagatelizuję, mówię: przecież ja nic nie zrobiłam, sama dałas sobie z tym radę, nie widzisz?" Albo: "Zrobiłam to egoistycznie, nie widzisz, że sama miałam w tym interes?".
Nauczyłam się, że samo pomaganie innym, wcale nie świadczy, że jest się dobrym człowiekiem.
Ten, kto zamierza czynić dobro, nie może oczekiwać, iż ludzie będą mu usuwać kamienie z drogi, ale musi być przygotowany na to, że mu je będą rzucać na drogę.
[/b]
1w...6
Ja natomiast od dłuższego czasu jestem odludkiem, toteż nie mam nawet szansy nikomu pomóc, choć w przeszłości często się to zdarzało
no właśnie, daj palec a wezmą całą rękę. przykre, ale co zrobićfra pisze:potem ciężko było sprostać tak ogromnym wymaganiom, ludzie czasem żądali cudów, a ja ponieważ wyraźnie nie zaznaczyłam na co jestem w stanie pójść
1w9
- Revania
- Posty: 522
- Rejestracja: poniedziałek, 25 czerwca 2007, 18:49
- Lokalizacja: przed monitorem
- Kontakt:
No właśnie, z tym to jest problem, nawet duży... Ciężko mi zaufać ludziomivo7er pisze:Może po prostu uwierzyć, że nie wszyscy od razu odgryzą Ci ramię...???
Już widzę kwaśny uśmiech na twarzach jedynkowych sceptyków, ale nic nie poradzę na to, że jestem idealistką...
Ostatnio w teście wyszła mi czysta 1, wcześniej 1w2
Co do zaufania, to są dwie szkoły. Jedni ludzie uważają, że każdemu poznanemu człowiekowi należy dać pewien kredyt zaufania. Ot tak, po prostu, bo na to zasługuje, co nie zmienia faktu, że może on ten kredyt stracić, ale i powiększyć. Drudzy twierdzą, że na zaufanie dopiero sobie trzeba zasłużyć. Jest bowiem dobrem cennym, a obdarzenie zaufaniem niewłaściwych ludzi może nam nie wyjść na zdrowie. Ja się do nich zaliczam
1w9
No i na tym to właśnie polega, o tym pisałemRevania pisze:Ja myślę, że daję zawsze pewien kredyt zaufania, ale jak ktoś je traci, to bezpowrotnie. Chociaż nie ufam bezgranicznie i na więcej zaufania trzeba sobie u mnie zasłużyć.
Ja z kolei parokrotnie przejechałem się na ludziach, co do których sądziłem, że mogę im zaufać. To mnie nauczyło być czujnym
1w9
Re: Dobro
Naszło mnie dziś na ten wątek.
Nie wydaje mi się, żeby "dobroć", tak jak ją zdefiniowaliście, musiała koniecznie być cechą jedynki. Jedynka jest typem ze zbiorem dokładnie określonych ideałów i zasad. Mamy idee, których bronimy, bo uważamy je za najlepsze z możliwych. Jedynka chce być dobra, ale na zasadzie urzeczywistnienia swoich idei i dążenia do ideałów. Chce być "poprawna", jak najlepsza. Słowem, chce być dobra.
Ale to, jakie idee wyznajemy - jaki rodzaj etyki jest tym, którego się trzymamy - to już całkiem inna sprawa. Jedynka może być głęboko wierzącym Chrześcijaninem i w ten sposób uważać się za dobrą i na tym budować swoje poczucie łądu. W naszych realiach ten wybór jest niejako najłatwiejszy, wręcz odruchowy, ponieważ właśnie ideologia Chrzescijańska jest nam wpajana od dziecka jako to "właściwa". W ten sposób wielu ludzi stwierdzi,że bycie "dobry", to mówienie prawdy, pomaganie chorym, seks po ślubie, itd.
Inna jedynka z kolei, może być ideologicznie nakierowana na ateizm i traktować walkę z religijnością jako jedyną słuszną sprawę. Jako ateista, może być przekonana,że jest "dobra", kiedy jest racjonalna, kiedy nie pozwala sobie na wiarę w zabony i przesądy, kiedy udowadnia ludziom,że są w błedzie.
Ideały innej jedynki mogą obejmować ciężką pracę (obojętnie czy nad sobą czy w celach zarobkowych). Jest "dobra", kiedy do nich dąży.
Rzecz w tym,że to, na ile jedynka jest "dobra" i czy w ogóle taka jest, nie powinno być oceniane w oparciu o etykę Chrześcijańską. Ponieważ nasze idee mają różne źródła. Mamy wewnętrzny kodeks moralny,ale punkty tego kodeksu, to nie koniecznie obowiązujące prawa (chociaż spora większość jedynek pewnie właśnie taką moralność wybiera - jest ogólnodostępna, więc popularna). Jedynką równie dobrze może być postać Jezusa (taka, jak ją znamy z Pisma), ale może nią też być bezduszny tyran. Tu chodzi o ideę. Ponieważ jedynką równie dobrze może być osoba całkowicie przekonana np. o słuszności eliminacji słabych czy wadliwych jednostek ze społeczeństwa w celu uczynienia tego społęczeństwa silniejszym. Dla tej jedynki jest to "dobra", albo raczej "słuszna" sprawa. I to też jest jedynka. Ale to oczywiście skrajny przykład i każdy odpowie,że to po prostu przykład jedynki chorej. Ale wyobraźmy sobie jedynkę-policjanta, który, by być dobry w swoim fachu, musi czasem posłużyć się podstępem i myśleć jak przestępca... I to jest dla niego "dobre" i "słuszne".
Jedynkę cechuje nie jej wewnętrzna "dobroć", czy jakaś szczególna chęć pomagania ludziom. Po prostu bardziej niż inne typy WIEMY, jak pomóc ludziom. Wyczuwamy to. Ta wiedza czesto pcha nas do pomagania. No i, oczywiscie, jak wszyscy, łakiniemy pochwał.
Nie wydaje mi się, żeby "dobroć", tak jak ją zdefiniowaliście, musiała koniecznie być cechą jedynki. Jedynka jest typem ze zbiorem dokładnie określonych ideałów i zasad. Mamy idee, których bronimy, bo uważamy je za najlepsze z możliwych. Jedynka chce być dobra, ale na zasadzie urzeczywistnienia swoich idei i dążenia do ideałów. Chce być "poprawna", jak najlepsza. Słowem, chce być dobra.
Ale to, jakie idee wyznajemy - jaki rodzaj etyki jest tym, którego się trzymamy - to już całkiem inna sprawa. Jedynka może być głęboko wierzącym Chrześcijaninem i w ten sposób uważać się za dobrą i na tym budować swoje poczucie łądu. W naszych realiach ten wybór jest niejako najłatwiejszy, wręcz odruchowy, ponieważ właśnie ideologia Chrzescijańska jest nam wpajana od dziecka jako to "właściwa". W ten sposób wielu ludzi stwierdzi,że bycie "dobry", to mówienie prawdy, pomaganie chorym, seks po ślubie, itd.
Inna jedynka z kolei, może być ideologicznie nakierowana na ateizm i traktować walkę z religijnością jako jedyną słuszną sprawę. Jako ateista, może być przekonana,że jest "dobra", kiedy jest racjonalna, kiedy nie pozwala sobie na wiarę w zabony i przesądy, kiedy udowadnia ludziom,że są w błedzie.
Ideały innej jedynki mogą obejmować ciężką pracę (obojętnie czy nad sobą czy w celach zarobkowych). Jest "dobra", kiedy do nich dąży.
Rzecz w tym,że to, na ile jedynka jest "dobra" i czy w ogóle taka jest, nie powinno być oceniane w oparciu o etykę Chrześcijańską. Ponieważ nasze idee mają różne źródła. Mamy wewnętrzny kodeks moralny,ale punkty tego kodeksu, to nie koniecznie obowiązujące prawa (chociaż spora większość jedynek pewnie właśnie taką moralność wybiera - jest ogólnodostępna, więc popularna). Jedynką równie dobrze może być postać Jezusa (taka, jak ją znamy z Pisma), ale może nią też być bezduszny tyran. Tu chodzi o ideę. Ponieważ jedynką równie dobrze może być osoba całkowicie przekonana np. o słuszności eliminacji słabych czy wadliwych jednostek ze społeczeństwa w celu uczynienia tego społęczeństwa silniejszym. Dla tej jedynki jest to "dobra", albo raczej "słuszna" sprawa. I to też jest jedynka. Ale to oczywiście skrajny przykład i każdy odpowie,że to po prostu przykład jedynki chorej. Ale wyobraźmy sobie jedynkę-policjanta, który, by być dobry w swoim fachu, musi czasem posłużyć się podstępem i myśleć jak przestępca... I to jest dla niego "dobre" i "słuszne".
Jedynkę cechuje nie jej wewnętrzna "dobroć", czy jakaś szczególna chęć pomagania ludziom. Po prostu bardziej niż inne typy WIEMY, jak pomóc ludziom. Wyczuwamy to. Ta wiedza czesto pcha nas do pomagania. No i, oczywiscie, jak wszyscy, łakiniemy pochwał.
1w2
Re: Dobro
Dobro jest nierozerwalnie związane ze zdrowym rozsądkiem. Ten zdrowy rozsądek podpowiada mi kiedy należy wybaczyć, a kiedy nie.
Gdy ktoś nigdy nie wybacza, to znaczy, że ma spaczony obraz świata. Automatyczna chęć karania jest tak samo bezmyślna, jak naiwny altruizm. Ludzie potrafią się zmieniać dzięki sumieniu, jeśli nie damy im tej szansy, to stworzymy społeczeństwo cyborgów. Zbyt duża ilość przepisów świadczy o braku wiary urzędników w zdrowy rozsądek ludzi.
Ciągłe wybaczanie świadczy o naiwności, bo jeśli ktoś za pierwszym razem nie potrafił wyciągnąć wniosku że to co zrobił było złe, to znaczy, że albo jest głupi, albo specjalnie wykorzystuje dobre intencje osoby wobec której zawinił. Dlatego niestety za głupotę również należy karać, bo nigdy nie wiadomo, czy to rzeczywiście głupota. Zawsze jednak powinno dać się komuś szansę.
Wbrew obiegowej opinii uważam, że głupi ludzie znacznie częściej czynią zło, niż mądrzy. Mądrość to nie tylko inteligencja, ale i zdrowy rozsądek, zdolność do przewidzenia, że sposób w jaki działam wobec innych odbije się także na mnie.
Gdy ktoś nigdy nie wybacza, to znaczy, że ma spaczony obraz świata. Automatyczna chęć karania jest tak samo bezmyślna, jak naiwny altruizm. Ludzie potrafią się zmieniać dzięki sumieniu, jeśli nie damy im tej szansy, to stworzymy społeczeństwo cyborgów. Zbyt duża ilość przepisów świadczy o braku wiary urzędników w zdrowy rozsądek ludzi.
Ciągłe wybaczanie świadczy o naiwności, bo jeśli ktoś za pierwszym razem nie potrafił wyciągnąć wniosku że to co zrobił było złe, to znaczy, że albo jest głupi, albo specjalnie wykorzystuje dobre intencje osoby wobec której zawinił. Dlatego niestety za głupotę również należy karać, bo nigdy nie wiadomo, czy to rzeczywiście głupota. Zawsze jednak powinno dać się komuś szansę.
Wbrew obiegowej opinii uważam, że głupi ludzie znacznie częściej czynią zło, niż mądrzy. Mądrość to nie tylko inteligencja, ale i zdrowy rozsądek, zdolność do przewidzenia, że sposób w jaki działam wobec innych odbije się także na mnie.