Naszła mnie refleksja, iż trudno mi widzieć dodaną wartość innych ludzi w sensie znajomości czy towarzyskości. Innymi słowy, trudno mi dostrzegać pozytywy obecności innych w moim życiu. Wymaga to ode mnie wręcz świadomego wysiłku aby widzieć czyjeś pozytywy.
Z jednej strony, to może być oznaka wpływu połączenia z typem 5, wycofania się po przeżyciu 14 tygodni pod kompletnym lockdownem. Z drugiej, tak wynika z mojej natury, że nie mam potrzeby rozszerzania swoich towarzyskich sieci, utrzymywania kontaktu z ludźmi dla samego utrzymywania kontaktu.
Wręcz przeciwnie, mam ochotę zawężać towarzystwo i ograniczać ilość ludzi wokół mnie aby móc się skupić na jakościowych interakcjach.
Ludzie są w większości rozproszeniem albo zbędnym zajęciem mojej przestrzeni i czasu.
Biorąc pod uwagę jaki aktualnie jest klimat, będzie trudno się otworzyć na ludzi, zobaczyć w nich dobro lub chodziaż spojrzeć na nich nie przez pryzmat bycia trutniami lub kompletnymi papugami powtarzającymi co jest chwilowo modne, albo co nakazuje im mówić ich przynależność plemienna.
Rozmawiam sobie ostatnio z dwoma facetami kończących doktoraty, jeden z psychologii cognitywnej, drugi z lingwistyki. Obaj inteligentni a jednak tak bardzo nudni, pomimo ich elokwencji rozmowa z nimi to strata czasu, jeśli 90% treści opinii nt Trumpa, pandemii, feminizmu czy walki o wolność krasnalów ogrodowych, jest do przewidzenia zamin otworzą usta. Zero niuansu czy nawet próby rozpatrzenia czegoś krytycznym okiem. Tylko pieprzone formułki

Jak tu nie traktować innych z pogardą?
► Pokaż Spoiler
że też zachciewa mi się zadawania takiego pytania w takim a nie innym miejscu