- o to to.Niezdrowe połączenie charakteryzuje się tendencjami do paranoi i depresji. Ósemka może się izolować od innych i popadać w lenistwo. Często się to staje gdy rozpozna u siebie jej okrucieństwo wobec innych. Może doświadczyć przytłaczającego poczucia winy, uczucia, którego normalnie nie doświadcza. Może zacząć się okrutnie karać siebie, popadając w spiralę żalu i ubolewania. Intelekt jest używany wtedy w celu rozwijania nienawiści u siebie lub podwyższonej paranoi na temat bycia zdradzonym przez innych.
Jakiś czasm temu robiłem test enneagramu wielokrotnie i zawsze wychodziło mi 8w7. Byłem z tego poniekąd dumny. Często odczuwam większość ósemkowych cech, nad wyraz cenię sobie sprawiedliwość, jestem bardzo obiektywny, denerwuję się gdy ktoś podejmuje nierozsądne decyzje, które mają jakikolwiek wpływ i wtedy od razu próbuję "przejąć stery". Prawie zawsze mam rację, a gdy jej nie mam, umiem przyznać się do błędu. Czasem fantazjuję o sile/mocy (:D). Jednakże "z zewnątrz" jestem bardzo, ale to bardzo słaby. Ludzie widząc to nie doceniają mnie, co jest obłędnie irytujące. W pracy omijają mnie projekty, które mógłbym wciągnąć nosem bez większego wysiłku, ale moja postawa wskazuje na coś innego. Gdy miewam "zewnętrzne" przebłyski, to zamiast cieszyć się, że jest lepiej odczuwam żal, że to zbyt mało, stać mnie na więcej. Choć chciałbym mieć jak najwięcej przydatnych kontaktów, znajomości, to wycofuję się z jakichkolwiek relacji, unikam ludzi. To wszystko wbrew temu, co siedzi gdzieś głęboko we mnie, przez co jeszcze bardziej się denerwuję itp. itd. Nie pasuje mi nawet mój głos, który brzmi mi zbyt mało twardo.
Ostatnio temat enneagramu znów zaczął krążyć mi po głowie i z ciekawości rozwiązałem test ponownie - rezultat 8w7. Nie dając wiary że tak słaba jednostka (co prawda z zapędami na więcej, ale tylko "wewnętrznymi") pogrzebałem, pogrzebałem i znalazłem cytat z początku posta idealnie opisujący moją sytuację. Nie wiem skąd wziął się u mnie taki stan, ale celuję we wczesne dzieciństwo. Wtedy faktycznie byłem bossem na podwórku oraz wśród rodzeństwa, ale dorosłej części rodziny niezbyt podobały się moje 'cwaniackie' zapędy i byłem temperowany. Jedyna osoba, która mnie doceniała i wierzyła we mnie zmarła gdy miałem lekko ponad 11 lat. Potem zaczęło się gimbazjum, gdzie trafiłem do klasy w której nie znałem nawet jednej osoby, a oni z kolei znali się wszyscy. Nie będę się już zbytnio rozpisywać, bo to nie poradnia psychologiczna, tylko przejdę do rzeczy.
Macie może jakieś sposoby, wskazówki czy rady jak wyjść z tego bagna? Nie umiem przestać być krytyczny wobec siebie, nie umiem się otworzyć przed kimkolwiek. Od miesiąca przełamuję pielęgnowane latami lenistwo i rozwijam swoje pasje, ale efekty są póki co niewielkie. Mam 22 lata i myślę, że jeszcze jest czas żeby działać, tylko nie wiem jak. Zbyt często się boję, że komuś to się nie spodoba i podłoży mi nogę już na starcie. Gdybym mógł, to bym sobie w**erdol spuścił