Pablo pisze:kurde wiesz co jak Cię widziałem na żywo i to nie raz to nie przypuszczałbym że tak możesz siebie oceniać, poważnie...
Ostatnio mam jakieś doły, więc samoocena trochę niższa, niż w poprzednich miesiącach, choć może i dobrze, bo robiła się zbyt wysoka.
Pablo pisze:Sprawy też bardzo komplikowały takie sytuacje jak zaręczyny i śluby, wspólne mieszkanie razem z połówkami, urządzanie mieszkań - przejście na zapchaną czynnościami i zmartwieniami codzienność gdzie aktywność i priorytety się zupełnie odwracają, a na kontakty jest coraz mniej czasu i spłycają się one do ludzi którzy albo najbliżej mieszkają, albo byli kiedyś najbliższymi kumplami/przyjaciółmi - zazwyczaj oba te czynniki mają największe znaczenie.
Z tego sobie świetnie zdaję sprawę, w naszym wieku to nieuniknione, z tym że przy zdecydowanej większości osób, z którymi utrzymuję do tej pory bliższe kontakty były to wszystko sprawy przejściowe, no i wiedziałem, co się dzieje. Pomijając mojego najlepszego kumpla sprzed kilku lat, ale nie dość, że jego żonka mnie nie polubiła, to mimo wszystko nie odcięliśmy kontaktów całkowicie, przynajmniej nie poczułem się olany. Teraz znowu widujemy się częściej, jest sporo luźniej, ale ok. Choć tematów do rozmów mamy znacznie mniej.
Pablo pisze:Poza tym powiem Ci tak - nie sprawiałeś takiego wrażenia ale 3 znane mi trochę lepiej 5 z reala robiły wrażenie ludzi, których męczą na dłuższą metę spotkania, szczególnie w większych grupkach gdzie nie znają części ludzi lepiej. Czasem niektórzy jak chcieli zrobić większą bibę nie zapraszały takiej 5, ale w inny terminie organizowali spotkania ze tak powiem bardziej zacieśnione na których się pojawiały 5-tki. Z tego co zauważyłem selektywność towarzyska u tego typu jest dość znaczna
a jak wiedzą o tym to nie zmuszą Cię do siedzenia tam gdzie masz się kiepsko bawić - a oni mogą mieć akurat ochotę na coś innego.
Jeżeli jesteś w jakiś sposób pomijany to może nie dlatego że kumple mają wyjebane, ale może dlatego że wiedzą że w pewnych sytuacjach po prostu dobrze byś się nie bawił.
Tak, tu w pewien sposób jestem przez znajomych "chroniony", zdają sobie sprawę, że naprawdę duże, nieznajome lub nieodpowiadające mi towarzystwo mnie przytłoczy, więc czasem mi tego oszczędzają. Nie zawsze mi to do końca odpowiada, ale przywykłem, zresztą zdecydowanie preferuję małe grupki, przede wszystkim ludzi, których znam lub przynajmniej takich, z którymi szybko nawiązałem nić porozumienia, polubiłem ich. Bo chyba najważniejszym, co się we mnie zmieniło było uświadomienie sobie, że jednak... lubię ludzi, szczególnie jeśli są inteligentni, mają poczucie humoru, że nie trzeba przed nimi uciekać, wiecznie się chować. Zresztą uważam się (jak na Piątkowo-introwertyczne możliwości) za osobnika w miarę ogarniętego towarzysko, szczególnie jeśli jest z kim pogadać. A z ciekawymi ludźmi gadać baaardzo lubię.
Druga sprawa - moja chęć udzielania się towarzysko jest bardzo mocno powiązana z pozycją w danej grupie (przy dłużej trwających znajomościach), jeśli czuję się w niej dobrze, mam poczucie bezpieczeństwa, to na pewno łatwiej mi wyjść do obcych, niż gdybym czuł się piątym kołem u wozu lub nie miał co do kogoś pewności, mam kilku znajomych, których lubię, dobrze się z nimi bawię, ale znam ich odpały i np. na dyskotekę czy dużą imprezę w obcym miejscu nie pójdę. Bo nie dość, że nie sprawi mi to przyjemności, to i po głowie będą kołatać różne dziwne myśli...
Cotta pisze:Jeżeli ciągle się odmawia, nie powinno się oczekiwać, że druga strona ciągle będzie uparcie zapraszać. Bo jak ma się czuć ktoś, kogo propozycje są ciągle odrzucane? W końcu daje sobie spokój.
Ostatnio uczę się nie odmawiać, chociaż te łajzy i tak chyba w końcu znalazły na mnie sposób - pytają raz, jeśli odmówię, a w głosie słychać wątpliwości, to zmienią temat a potem zapytają jeszcze raz. Prawie zawsze się wtedy zgadzam.
Cotta pisze:U mnie jednak te najbliższe przyjaźnie to osoby nienarzucające się.
U mnie mniej więcej pół na pół wychodzi, połowa Siódemek, połowa pozostałych typów.
Łatwiej mi nawiązać kontakty z ekstrawertykami, z tym że tu muszę uważać, żeby znajomość zbyt szybko się nie wypaliła, z kolei z osobami spokojnymi jest bardzo cięzko na początku, ale z czasem się rozkręca.
Pierzasta pisze:Jakiś czas temu był numer chyba wysokich obcasów ekstra (tego odzielnego magazynu) o przyjaźni i jakiś psycholog chyba napisał, że to normalne i zdrowe mieć różnych przyjaciół od różnych rzeczy, np. jednych od rozrywki innych od pomocy. No jak mnie tym wkurwił. Chyba znajomych. Bo przyjaźń jednak zobowiązuje do czegoś. A nie że ktoś jest fajny do pomocy to go tylko wykorzystujemy do tego, a balujmy z innymi.
Nie wiem jak ludzie mogą w ogóle wpaść na pomysł że coś takiego jest do przyjęcia. Obawiam się, że tu jednak chodzi o co innego - np. chęć bawienia się bez tej osoby. Albo kompletne nie myślenie o tej osobie. Tak czy owak, wychodzi na to że przyjaźń raczej wuj.
To nie jest przyjaźń, a przynajmniej nie przyjaźń według mojej definicji. Pojęcia "przyjaciel" używam bardzo rzadko, przez całe życie może kilka osób się do tej kategorii załapało, znacznie więcej jest osób, które mimo tego, że je bardzo lubię, są mi bliskie i ważne, to nie są przyjaciółmi, a tylko bliskimi znajomymi. Dla mnie przy przyjaźni najważniejsze są dwie rzeczy - zaufanie i wzajemność, prawdziwa przyjaźń jest zawsze obustronna, stąd pod pewnymi względami cenię ją bardziej od miłości nawet.