Ok, skończmy z tym. Są kwadatowi, którzą robią to dla kasy, i tacy, którzy naprawdę coś w to wkładają. Czarny kwadrat na białym tle niekoniecznie mi się podoba, ale są jeszcze inne dzieła abstrakcyjne, takie, które robią na mnie wrażenie.
I jedyne, co umiem, to świetnie kopiować... Nie potrafię stworzyć nic swojego, co byłoby dobre. Jest to niesamowicie frustrujące i, przede wszystkim, bardzo bolesne.
Też mam cały czas takie uczucie, ale tak naprawdę, to nawet schizofrenicy tylko przetwarzają to, co już dostali z otaczającego świata. Nie da się chyba ot tak sobie stworzyć, coś czego jeszcze nigdy nie było.
Jednak nawet tego nie osiągnęłabym, gdyby nie ogromna determinacja, potrzeba, i mnóstwo pracy nad każdym zdaniem. I chęć, aby to, co stworzę, było perfekcyjne. I wiecie co? Gdy dziewczyna, która w wieku lat 17 jest mistrzem pióra, oceniła moje opowiadanie na 4-. Myślałam, że się popłaczę ze szczęścia, bo robię postępy. Z drugiej, BRAK PERFEKCYJNOŚCI mnie zabolał. Nienawidzę pisać, jest to trudne, ciężkie, mam huśtawki nastrojów, przelewam w to serce i duszę... Kocham to. Taki masochizm.
Najgorsza jest jednak ta bezczynność. Nie mogę się przemóc i wziąć porządnie do pracy. Czasem myślę, że to dlatego, że nie ma we mnie pasji, więc moje pisanie/rysowanie/cokolwiek i tak byłoby nieszczere. Nie mam pojęcia, co z tym zrobić. nawet, jeśli mnie weźmie na pracę, to bardzo szybko się zniechęcam i zaraz wynajduję setki powodów na "nie".
Gdyby ktoś ocenił moją pracę na 4- to pogrążyłbym się w czarnej rozpaczy i nigdy więcej nie dotknął pióra. Dla mnie to, co robię jest świetne, albo to g... i nie ma stanów pośrednich. Chyba muszę nad tym ostro popracować.
PS. Nieśmiała propozycja - może Czwórki, które coś tworzą, zamieściłyby tu od czasu od czasu jakieś swoje prace/linki do nich?