#132
Post
autor: Shavira » piątek, 12 sierpnia 2016, 22:17
Chciałam zakładać nowy temat, ale po przemyśleniu doszłam do wniosku, że do nie ma większego sensu.
Ostatnio zaczęłam mieć wątpliwości odnośnie mojej przynależności do siódemkowego grona, z jednego prostego powodu - nie widziałam w sobie ani grama entuzjazmu, tak charakterystycznego dla tego typu. Chciałabym się podzielić z innymi Siódemkami (także tymi niezarejestrowanymi) moimi wrażeniami z dołu, czyli z siódmego poziomu zdrowia (cóż, wspomniany wcześniej "stabilny poziom czwarty" to było najwidoczniej myślenie życzeniowe), może to komuś w czymś pomoże. Zawsze to lepsze, niż takie "suche" opisy.
Ku obaleniu stereotypów, że 7 = wieczna zabawa.
Spadek z poziomu 6 na 7 jest upadkiem dość bolesnym. O ile na szóstym poziomie można się było łudzić, że kolejne wyjście ze znajomymi, kolejne litry alkoholu i kolejny "super pomysł" odwiedzie nasze myśli od problemów, poprawi samopoczucie i da wrażenie, że "wszystko jest w porządku", o tyle na poziomie siódmym doznajemy nagle olśnienia, że to nie jest żadne wyjście. Mnie, jako osobie znającej enneagram dało to poczucie "zdrowienia", w końcu przestaję uciekać w mechanizmy obronne, więc chyba jest ze mną lepiej, nie?
Jednak razem z uświadomieniem sobie, że używki i zabawa nie działają przyszła stagnacja i frustracja. Nuda. Wszystko przestało mieć sens. To wcale nie było tak, że zdrowiejąc uświadomiłam sobie, że ucieczka od problemów to nie jest wyjście i zaczęłam stawiać im czoło, nie. Po prostu zdałam sobie sprawę, że moje sposoby ucieczki przestały działać. Po głośnej imprezie mocno zakrapianej alkoholem był tylko kac. Nie kac i ulga, tylko kac. Zniknęły dreszczyk emocji, adrenalina i podniecenie. To, co kiedyś sprawiało mi przyjemność zaczęło być pospolite i nieprzynoszące satysfakcji. Może ktoś inny sięgnąłby w tym momencie po twarde narkotyki, czy znalazł coś podobnie stymulującego i w ten sposób utrzymał złudzenie przyjemności, ja nie zobaczyłam w tym swojej nadziei, lądując tym samym na poziomie siódmym, gdzie świat zaczyna tracić kolory.
Nie odczuwam prawdziwej przyjemności. Nic nie jest wystarczająco stymulujące. Impreza? Nudne. Używki? Pospolite. Wszystkie zwykłe, miłe aktywności (ćwiczenia fizyczne, czytanie, spotykanie się z przyjaciółmi) - no w porządku, fajne, ale bez szału. Podróż w egzotyczne kraje na wakacje, gdzie można się bawić i poznawać nowych ludzi? Okej. Było spoko.
Zniknął zachwyt nad światem. Zniknął entuzjazm. Zniknęła pogoń za przyjemnością, bo nic jej nie daje. Gdzieś w głowie kołaczą myśli z dziedziny "skok na bungee", "skok ze spadochronem", ale zaraz pojawia się kontra, że to będzie na chwilę, a później wróci szara rzeczywistość. Czuję się jakby mi ktoś zepsuł baterię, która teraz musi być cały czas pod ładowarką, żeby nie jechać na rezerwach.
Przestałam rozładowywać złe emocje poprzez zabawę i to sprawiło, że zaczęły się one we mnie gromadzić. Nie mogę ich trzymać w sobie, bo jest to ponad moje siły, więc zaczęłam się ich pozbywać w jedyny sposób jaki potrafię - przez agresję. Wydaje mi się, że podświadomie szukam punktu zaczepienia, żebym mogła się na kimś wyżyć. Ktoś się ze mną nie zgadza i coś nie idzie po mojej myśli? Ktoś, o zgrozo, nazwał mnie lub moje zachowanie w sposób, który mógł mnie obrazić? Bach, zróbmy awanturę, z krzykiem, płaczem i obrażaniem się. Przecież oni wszyscy są źli. Są przeciwko mnie. Nie mam skrupułów, żeby jechać po czułych punktach i prać stare brudy. Nie mam skrupułów, żeby obwiniać wszystkich wokół i robić z siebie ofiarę. Dopiero jak rozładuję złość, gniew, smutek i całą resztę, przychodzi poczucie winy. A obok niego pustka. Bo kłótnia, choć obrzydliwa i przeładowana bólem i cierpieniem była namiastką stymulacji. Coś się działo. Coś czułam.
Jeśli ktoś uważał, że niezdrową Siódemką jest ta, która nie potrafi się wyrwać z zabawowego wiru, jeżeli takich Siódemek nie był w stanie znieść, to jedyne co mogę powiedzieć, to to, że później jest tylko gorzej. Gwałtowność, agresja, prowokowanie kłótni (hm, ciekawe ile do tego ma skrzydło 8?), lekkomyślność i infantylność. A to są tylko skutki tragedii, jaką Siedem przeżywa wewnątrz po uświadomieniu sobie, że świat jest szary, brutalny i nie daje przyjemności. My nie potrafimy się bronić przed depresją. Przed brakiem sensu. Stagnacją. Pustką. Nie jest to jeszcze etap myśli samobójczych, ale "jak tak ma być przez całe moje życie, to ja wolę się zabić" pojawia się całkiem często. A Entuzjasta przestaje być Entuzjastą.
A na koniec w sumie jedno pytanie. Od czego, cholera, zacząć pracę nad sobą? Zauważenie genezy problemu uważam za prywatny sukces, ale co dalej? Bo, że psycholog to wiem, ale psycholog nie zrobi niczego za mnie, a skoro mamy enneagram...
6w7 sx/sp
IEE-Fi
Do you want peace or you wanna piece of me?