i co tu poradzić... introwertycy robią nam gnój za plecami bo nas nie rozumieją i zazdroszczą.... jak też można mieć do ekstrawertyków pretencje do tego że są przebojowi....jogin pisze:Grzegorz.C pisze:To tragiczne,ale niesamowicie irytują mnie ludzie tego pokroju. Był taki jeden przebojowy u mnie w klasie...jak ja...go..nie cierpiałem
choć...zawsze mu zazdrościłem.
ja zauwazylem ze objezdzaja mnie za moimi pieknymi plecami ludzie niesmiali, ekstremalnie introwertyczni, wyglądających szczerze mowiac na zagubionych, a którzy kiedy przebywają w moim towarzystwie śmieją się razem ze mną, normalnie rozmawiają i żartują ciesząc mordki jak siedmioletnie dzieci.
Co nas denerwuje w 7?
7w8 - Jeśli żyjesz, musisz wymachiwać rękami i nogami, musisz skakać, ponieważ życie jest odwrotnością śmierci. A zatem, jeśli siedzisz cicho - nie żyjesz. Musisz hałasować, a przynajmiej twoje myśli powinny być głośne, barwne i ożywione
to by był niezły przypadekjogin pisze:zdarzaja sie intro-siódemki? :X
intro 7 można uznać za oksymoron
7w8 - Jeśli żyjesz, musisz wymachiwać rękami i nogami, musisz skakać, ponieważ życie jest odwrotnością śmierci. A zatem, jeśli siedzisz cicho - nie żyjesz. Musisz hałasować, a przynajmiej twoje myśli powinny być głośne, barwne i ożywione
Snufkin pisze:[..] Przy bliższym poznaniu wychodzi na wierzch samolubstwo, emocjonalna płytkość relacji, uciekanie od problemów, narcyzm - objawia się np. tym, że 7 wcale nas nie słuchają, olewają na gg, podczas rozmowy o nas co najwyżej udają zainteresowanie, innych mają gdzieś. Natomiast o sobia potrafią mówić godzinami, tacy są interesujący...inni już się nie liczą. Potrafią być okrutni dla najbliżych...Bardzo lubię 7 ale trochę się rozczarowałem tym wszystkim, musicie się poprawić to dam wam drugą szansę (jak zasłużycie).
muszę się w pełni zgodzić ze Snufkinem.. 7 to mój ulubiony typ, ale czasem już nie mam do niego siły i też się rozczarowałam, o
im bardziej wnikam, tym bardziej nie wiem, kim jestem
coś na kształt siódemko-dziewiątki
coś na kształt siódemko-dziewiątki
raczej mi się nie wydaje... esensją 7 jest właśnie emocja.... ekspresja i wylewanie emocji z siebie. Jak można być epikurejczykiem, entuzjastą bez okazywania tego? introwertycy są ludzmi skrytymi po których nie widać co myślą bądź czują .... mogę sie zgodzić że mogą się zdarzyć 7 które mają mocną domieszkę introwertyzmu jednak definitywnie jest to domieszka do ekstrawertyzmu a nie odwrotnie. Jeśli ktoś jest introwertyczny i z testu wychodzi mu 7 to dla mnie jest na 100% 4, jeśli w ogóle może zaistnieć taka sytuacja.Tuxic pisze:Zdarzają się...Gremster pisze:to by był niezły przypadekjogin pisze:zdarzaja sie intro-siódemki? :X
intro 7 można uznać za oksymoron
7w8 - Jeśli żyjesz, musisz wymachiwać rękami i nogami, musisz skakać, ponieważ życie jest odwrotnością śmierci. A zatem, jeśli siedzisz cicho - nie żyjesz. Musisz hałasować, a przynajmiej twoje myśli powinny być głośne, barwne i ożywione
No, nie odmawiajmy siódemkom choćby tej drobnej domieszki introwertyzmu Wystarczy tyle, żeby ukryć, że coś mnie zasmuciło albo zirytowało, o wiele bardziej lubię demonstrować swój optymizm i radość, a jeśli czuję się źle, to raczej tego po mnie nie widać i jestem ostrożna w okazywaniu tego co naprawdę czuję. Inna sprawa, że ja się zawsze czuję dobrze
Nie wyrywam ósemek.
hmm ja zupełnie inaczej odbieram introwertyzm.. dlatego nie wiem kim jestem z mojego punktu widzenia ekstrawertycy chcą za wszelką cenę być w centrum zainteresowania, robią wokół siebie dużo szumu, muszą wszystkich poznać, zagadać, zabłysnąć, a intro mogą się równie dobrze bawić nie robiąc na siłę zamieszania, ale chyba generalizuję
im bardziej wnikam, tym bardziej nie wiem, kim jestem
coś na kształt siódemko-dziewiątki
coś na kształt siódemko-dziewiątki
I odwrotnie. Masa ludków szufladkujących introwertyzm = nieśmiałość, nie zdaje sobie sprawy ile niepewnych siebie frajerów można spotkać wśród ekstrawertykówSnufkin pisze:Jest taki schemat. Już w szkole dziecko, które jest ciche uchodzi za smutasa.
Przesłanie Izraela https://www.youtube.com/watch?v=HvPWsfNZyNM
- Pędzący Bakłażan
- VIP
- Posty: 2637
- Rejestracja: sobota, 15 listopada 2008, 21:44
Ja mam tak samo, kiedy jestem wesoły i ogólni ewszystko u mnie w porządku to mogę to wykrzyczeć wszystkim i NIKT mi w tym nie przeszkodzi. A kiedy jest źle to zachowuję się tak samo jakby było dobrze, może trochę mniej mówię. A przejmuję sie tym wszystkim dopiero kiedy wracam do domuAmber pisze:No, nie odmawiajmy siódemkom choćby tej drobnej domieszki introwertyzmu Wystarczy tyle, żeby ukryć, że coś mnie zasmuciło albo zirytowało, o wiele bardziej lubię demonstrować swój optymizm i radość, a jeśli czuję się źle, to raczej tego po mnie nie widać i jestem ostrożna w okazywaniu tego co naprawdę czuję. Inna sprawa, że ja się zawsze czuję dobrze
Tak się właśnie zastanawiam nad tym niezdradzaniem się z prawdziwymi emocjami i tym, co nas boli, smuci, a także z tym, że ktoś nam się podoba... ;)
Myślę, że ja nie chcę się nikomu zwierzać ze swoich spraw, bo ludzie często przychodzą zwierzać się do mnie, chcą żeby ich wysłuchać, ale też żeby im coś poradzić albo chociaż potwierdzić, że powinni zrobić to co chcą zrobić - i ja wtedy często coś mówię, ale tak naprawdę myślę, że mało mnie to obchodzi, albo że ja wcale bym tak nie zrobiła ale ktoś właśnie to chce usłyszeć, albo że taka porada pięknie brzmi, acz tak naprawdę to jakiś wyświechtany slogan i nie wiadomo zupełnie jak to wcielić w życie. No i co, teraz ja miałabym iść do kogoś i narażać się na to samo? Doszłam nawet do etapu, w którym nie odczuwam już potrzeby mówienia o sobie - jestem w stanie przeprowadzić sobie w głowie symulację, przewidzieć, co mogłabym usłyszeć gdybym zapragnęła pocieszenia i porady i potem już spokojnie robię swoje ;) Zwłaszcza, że zazwyczaj sama najlepiej wiem, co myślę na jakiś temat, więc i tak niczyje słowa nie sprawią, że np. zmienię zdanie co do oceny czegoś (no, chyba że poznam od tej osoby nowe fakty, ale z interpretacją znanych faktów zwykle radzę sobie sama). Może to nieco cyniczne, ale jeśli się nie traktuje tego z goryczą, tylko przyjmuje jako fakt i optymistycznie idzie dalej, to naprawdę niezłe rozwiązanie :)
Oczywiście wszystko co mówię, to zasada od której przewidziane są wyjątki, czasem się po protu idzie do kogoś bliskiego i domaga pogłaskania po główce, przytulenia i pocieszenia :P Ale bez żadnych złotych porad.
Myślę, że ja nie chcę się nikomu zwierzać ze swoich spraw, bo ludzie często przychodzą zwierzać się do mnie, chcą żeby ich wysłuchać, ale też żeby im coś poradzić albo chociaż potwierdzić, że powinni zrobić to co chcą zrobić - i ja wtedy często coś mówię, ale tak naprawdę myślę, że mało mnie to obchodzi, albo że ja wcale bym tak nie zrobiła ale ktoś właśnie to chce usłyszeć, albo że taka porada pięknie brzmi, acz tak naprawdę to jakiś wyświechtany slogan i nie wiadomo zupełnie jak to wcielić w życie. No i co, teraz ja miałabym iść do kogoś i narażać się na to samo? Doszłam nawet do etapu, w którym nie odczuwam już potrzeby mówienia o sobie - jestem w stanie przeprowadzić sobie w głowie symulację, przewidzieć, co mogłabym usłyszeć gdybym zapragnęła pocieszenia i porady i potem już spokojnie robię swoje ;) Zwłaszcza, że zazwyczaj sama najlepiej wiem, co myślę na jakiś temat, więc i tak niczyje słowa nie sprawią, że np. zmienię zdanie co do oceny czegoś (no, chyba że poznam od tej osoby nowe fakty, ale z interpretacją znanych faktów zwykle radzę sobie sama). Może to nieco cyniczne, ale jeśli się nie traktuje tego z goryczą, tylko przyjmuje jako fakt i optymistycznie idzie dalej, to naprawdę niezłe rozwiązanie :)
Oczywiście wszystko co mówię, to zasada od której przewidziane są wyjątki, czasem się po protu idzie do kogoś bliskiego i domaga pogłaskania po główce, przytulenia i pocieszenia :P Ale bez żadnych złotych porad.
Nie wyrywam ósemek.