Tłumiony gniew i pasywna agresja
: sobota, 12 lipca 2014, 00:35
Wykonałam eksperyment, który opisałam w tym wątku:
http://www.enneagram.pl/forum/viewtopic ... 56#p314256
IIii odkryłam, jak wiele tłumionego gniewu mam w sobie. Przez to, że nie dopuszczam go do świadomości i nie pozwalam sobie na jego odczuwanie, to nagromadzały się lęki które w końcu doprowadzały do ostrego i przewlekłego stresu. Jako przykład opiszę jedną (z wielu) sytuacji, która przyczyniała się do kumulacji mojej codziennej frustracji:
Miałam teraz praktyki, i przydzielono mnie do grupy z dziewczyną, która od samego początku swojego bytu na tym świecie mnie irytowała. Była przemądrzała, władcza, ruda, upierdliwa, gruba, brzydka, czepialska, nad wyraz ambitna - krótko mówiąc, miała idealne zadatki na człowieka służącego do nienawidzenia. Nieoficjalnie samą siebie mianowała szefową naszej sekcji. I robiła to, czego nie lubię najbardziej z rzeczy, których nie lubię najbardziej: używała formuły ''Rób to'', zamiast "Mogłabyś?". Nie znoszę, gdy ktoś używa w stosunku do mnie tonu rozkazującego. Zwłaszcza gdy używa ich całe tony.
Prócz rozkazującego tonu wkurzała mnie cała gama innych zachowań. Jako obleśna i skrajna odmiana gatunku 3 chciała być najlepsza, najbardziej produktywna i najbardziej kompetentna. Mieliśmy tylko 1 teodolit (takie urządzenie do pomiaru terenu) na całą sekcję (ok. 10 osób). Prowadzący uznał, że przeszkoli jedną osobę z obsługi teodolitu, po czym ta osoba będzie szkolić inne osoby. Kto się zgłosił na ochotnika? No jasne, że Ruda.
Był mały problem. Ruda zamiast szkolić innych, zdecydowała że sama będzie obsługiwać urządzenie (bo to przecie najbardziej prestiżowa funkcja jest). Z reszty zrobiła sobie podwykonawców do plebsowych robót, jak zbieranie miar, pilnowanie rzeczy, trzymanie słupka. Ja prywatnie nie mam problemu, by wykonywać plebsowe robótki, ale chciałam również nauczyć się obsługiwać to cholerne urządzenie, co by móc ogarnąć materiał.
Lecz.
Nie miałam zamiaru prosić się wielmożnej pani czy mnie przeszkoli. Tzn, podjęłam jedną próbę, na co odparła ''Nie zamierzam tu siedzieć do wieczora, ja to szybciej załatwię. Zanim to załapiesz nastanie wieczór".
Zaczęło mi się kręcić w nosie. Apsik, apsik! - wpadłam w spazmatyczny kich. Mało tego powierzchnię mojej skóry na całym ciele pokryła wysypka. Zaczęłam się drapać do krwi, świąd był nie do zniesienia.
-Co mi jest? -zapytała samą siebie zaskoczona duplo.
-A, już wiem. To objawy alergii. Alergii na głupie pizdy - odparła duplowi duplo.
Ponieważ jestem pipką, która nie umie walczyć o swoje, wycofałam się w cień - cicho i pokornie wykonywałam jej rozkazy, co jakiś czas karząc Rudą nienawistnymi spojrzeniami. Dodam, że ówcześnie nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo działa mi na nerwy jej jestestwo. Czułam delikatne świerzbienie w środku, wiedziałam że coś jest nie tak, ale zwaliłam to na kolor jej włosów i uznałam, że absurdem będzie zrobić jej awanturę o posiadanie złych genów. Zresztą - jak już wyżej wspomniałam - jestem pipką i nie umiem się awanturować. Do tego dochodzą lęki typu ''Jak się do niej przyczepię, to nastawi całą grupę przeciwko mnie, będą spiskować i obgadywać mnie za plecami". To jest kolejna rzecz, którą wypieram ze swojej świadomości - zależy mi na pokojowych stosunkach z ludźmi, by czuć się bezpiecznie. Zazwyczaj tuszuję to wmawiając sobie, że mam to gdzieś, a nawet w to wierzę i zewnętrznie reaguję jakbym faktycznie miała wyjebane. A jednak lęki nadal się kłębią.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Zresztą rzadko kiedy potrafię zasypiać. Na co dzień chodzę napięta jak poślady murzyna pieszczone prądem. Wkurzyłam się, że została mi tylko jedna godzina snu. Otworzyłam laptop, uruchomiłam notatnik i zaczęłam spisywać wszystko, ale to WSZYSTKO co kłębiło się w moim środku. Wykur*owałam się na wszystkich wokół. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jestem rozgniewana na pewne osoby. A i tak najbardziej oberwało się najważniejszej osobie w moim życiu - mnie.
Byłam zaskoczona i przerażona tym, jak bardzo jestem wobec siebie samokrytyczna, jak tępię siebie i swoje zachowanie na każdym kroku, karzę siebie za wszystkie błędy i pomyłki, nawet te najmniejsze. Nawet przez moment zaczęłam się zastanawiać, czy nie jestem 1, przez nadmierny samokrytycyzm. Ale odwidziało mi się na następnym etapie świadomości.
Bo.
Jednak nic nie wygra z siłą mojej projekcji.
Nie ma takiej siły. W skrócie: wszystko co we mnie kałowe, czego [w sobie] nie lubię, projektuję na innych ludzi. Oczywiście zawsze o tym wiedziałam, zresztą nie jest to nic odkrywczego, ale pierwszy raz to ''poczułam''. Dotychczas ogarniałam to tylko intelektualnie, racjonalizowałam żeby jeszcze bardziej uchronić się od głupich pomyłek.
No i.
Nagle stało się coś dziwnego. Dopuściłam do siebie gniew. Co może być dziwnego w gniewie? A no nie wiem. Ten gniew był innego gatunku. Nie wiem jak go nazwać. Racjonalny gniew? Gniew kontrolowany?
Gdy uświadomiłam sobie na kogo i za co konkretnie jestem rozgniewana, to poczułam odwagę i siłę, której zawsze - przez lęki - mi brakowało. Przekształciłam lęk w gniew i było to uczucie które zaliczam do uczuć pięknych. Stało się: byłam gotowa wylać swój gniew na zewnątrz. Ale w mądry sposób. Nie kierunkując go na przypadkowe osoby, tylko na ''winowajców''. Bo w końcu uświadomiłam sobie kto jest ''winowajcą'' i przede wszystkim, ZA CO.
Jak się to przełożyło na praktykę?
Zewnętrznie niewiele się zmieniło. Nadal pozostałam bierno-agresywna. Ale wewnątrz zmieniło się wiele. Nie lękałam się już Rudej. Poczułam ogromną pewność siebie i kontrolę nad swoim gniewem. Coś na zasadzie ''mam narzędzie zbrodni, ale nie muszę go wykorzystywać, zrobię to dopiero gdy zajdzie taka potrzeba". Najlepsze w tym wszystkim jest to, że uwolniłam się od lęków typu ''Ruda nastawi innych przeciwko mnie". Byłam wkurwiona na NIĄ, a nie na innych, więc kierunkowałam gniew tylko na NIĄ, tym samym uwalniając się z sideł projekcji.
Na następny dzień, rzecz jasna, Ruda znowu zaczęła mnie irytować. Irytacja była związana z *racjonalnymi i nieracjonalnymi powodami
*(irracjonalne powody - jest ruda i głupia.
Racjonalne - mówi, że połowa grupy się obija -podczas gdy główną przyczyną obijania grupy jest to, że sama przejęła wszystkie funkcje, i nikogo do nich nie dopuszcza).
I tak (...) gdy miałam okazję przedstawić swe racjonalne argumenty, to ją krytykowałam (np. cały dzień narzekała na drugą grupę że są tępi, ślamazarni i to przez nich musimy czekać. Na co jej odparłam że skoro nie ma co robić to może do nich podejść, być, i pomóc, szybciej się nauczą i szybciej wykonają robotę - PROBLEM ROZWIĄZANY. A nie, że będzie siedzieć na dupsku i bezproduktywnie narzekać - tym samym marnując jej nader cenny czas).
Zaś.
W sytuacji, gdy moje argumenty były nieracjonalne (np. wkurzała mnie z samej przyczynowości swojej fasady), to robiłam jej nazłość różnymi sposobami, np. najpierw się obijałam (co zaburzało temperaturę i tempo jej krwiobiegu), po czym gdy postanowiła mi robić z tego powodu sarkastyczne uwagi, to uroczyście je zlewałam - obijałam się dalej. A gdy już była tym jawnie podirytowana, to chodziłam za nią cały czas. HAHAHAHA.
To jest najlepsza zemsta świata.
Jak Cię ktoś nie lubi to RACZ GO NAJWIĘCEJ SWOJĄ OBECNOŚCIĄ.
Tak więc chodziłam za nią krok w krok. Cały dzień. HA.
Niech cierpi.
(...)
Rzecz jasna nadal się obijałam - (gdyby mi wypomniała obijactwo, to bym miała bardzo mocne argumenty w zanadrzu).
Ta historia jest tylko jedną z wielu bieżących historii - wybrałam ją ze względu na to, że jest neutralna. Osobistych i bardziej bolesnych historii nie chciałam tu zgłębiać.
Na przykładzie Rudej chciałam dowieść, że tłumiony gniew jest marny w konsekwencjach (zapętlenie w lękach), i że zdrowo jest dopuszczać do siebie gniew. Ale
/tylko i wyłącznie/
gdy wie się, NA CO i O CO jest się wkurwionym.
Paradoksalnie, czuje się większą pewność siebie i spokój ducha, gdy uwalnia się swój Gniew.
No i wtedy ma się ''kontrolę'' nad Gniewem, w tym sensie, że nie wylewa się go na przypadkowe osoby (przez brak znajomości źródeł pochodzenia), tylko kierunkuje się go na ''winnych''. A spokój ducha pozwala robić to w racjonalnej formie.
Fuu, gratuluję tym, co dotrwali do końca xD
http://www.enneagram.pl/forum/viewtopic ... 56#p314256
IIii odkryłam, jak wiele tłumionego gniewu mam w sobie. Przez to, że nie dopuszczam go do świadomości i nie pozwalam sobie na jego odczuwanie, to nagromadzały się lęki które w końcu doprowadzały do ostrego i przewlekłego stresu. Jako przykład opiszę jedną (z wielu) sytuacji, która przyczyniała się do kumulacji mojej codziennej frustracji:
Miałam teraz praktyki, i przydzielono mnie do grupy z dziewczyną, która od samego początku swojego bytu na tym świecie mnie irytowała. Była przemądrzała, władcza, ruda, upierdliwa, gruba, brzydka, czepialska, nad wyraz ambitna - krótko mówiąc, miała idealne zadatki na człowieka służącego do nienawidzenia. Nieoficjalnie samą siebie mianowała szefową naszej sekcji. I robiła to, czego nie lubię najbardziej z rzeczy, których nie lubię najbardziej: używała formuły ''Rób to'', zamiast "Mogłabyś?". Nie znoszę, gdy ktoś używa w stosunku do mnie tonu rozkazującego. Zwłaszcza gdy używa ich całe tony.
Prócz rozkazującego tonu wkurzała mnie cała gama innych zachowań. Jako obleśna i skrajna odmiana gatunku 3 chciała być najlepsza, najbardziej produktywna i najbardziej kompetentna. Mieliśmy tylko 1 teodolit (takie urządzenie do pomiaru terenu) na całą sekcję (ok. 10 osób). Prowadzący uznał, że przeszkoli jedną osobę z obsługi teodolitu, po czym ta osoba będzie szkolić inne osoby. Kto się zgłosił na ochotnika? No jasne, że Ruda.
Był mały problem. Ruda zamiast szkolić innych, zdecydowała że sama będzie obsługiwać urządzenie (bo to przecie najbardziej prestiżowa funkcja jest). Z reszty zrobiła sobie podwykonawców do plebsowych robót, jak zbieranie miar, pilnowanie rzeczy, trzymanie słupka. Ja prywatnie nie mam problemu, by wykonywać plebsowe robótki, ale chciałam również nauczyć się obsługiwać to cholerne urządzenie, co by móc ogarnąć materiał.
Lecz.
Nie miałam zamiaru prosić się wielmożnej pani czy mnie przeszkoli. Tzn, podjęłam jedną próbę, na co odparła ''Nie zamierzam tu siedzieć do wieczora, ja to szybciej załatwię. Zanim to załapiesz nastanie wieczór".
Zaczęło mi się kręcić w nosie. Apsik, apsik! - wpadłam w spazmatyczny kich. Mało tego powierzchnię mojej skóry na całym ciele pokryła wysypka. Zaczęłam się drapać do krwi, świąd był nie do zniesienia.
-Co mi jest? -zapytała samą siebie zaskoczona duplo.
-A, już wiem. To objawy alergii. Alergii na głupie pizdy - odparła duplowi duplo.
Ponieważ jestem pipką, która nie umie walczyć o swoje, wycofałam się w cień - cicho i pokornie wykonywałam jej rozkazy, co jakiś czas karząc Rudą nienawistnymi spojrzeniami. Dodam, że ówcześnie nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo działa mi na nerwy jej jestestwo. Czułam delikatne świerzbienie w środku, wiedziałam że coś jest nie tak, ale zwaliłam to na kolor jej włosów i uznałam, że absurdem będzie zrobić jej awanturę o posiadanie złych genów. Zresztą - jak już wyżej wspomniałam - jestem pipką i nie umiem się awanturować. Do tego dochodzą lęki typu ''Jak się do niej przyczepię, to nastawi całą grupę przeciwko mnie, będą spiskować i obgadywać mnie za plecami". To jest kolejna rzecz, którą wypieram ze swojej świadomości - zależy mi na pokojowych stosunkach z ludźmi, by czuć się bezpiecznie. Zazwyczaj tuszuję to wmawiając sobie, że mam to gdzieś, a nawet w to wierzę i zewnętrznie reaguję jakbym faktycznie miała wyjebane. A jednak lęki nadal się kłębią.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Zresztą rzadko kiedy potrafię zasypiać. Na co dzień chodzę napięta jak poślady murzyna pieszczone prądem. Wkurzyłam się, że została mi tylko jedna godzina snu. Otworzyłam laptop, uruchomiłam notatnik i zaczęłam spisywać wszystko, ale to WSZYSTKO co kłębiło się w moim środku. Wykur*owałam się na wszystkich wokół. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jestem rozgniewana na pewne osoby. A i tak najbardziej oberwało się najważniejszej osobie w moim życiu - mnie.
Byłam zaskoczona i przerażona tym, jak bardzo jestem wobec siebie samokrytyczna, jak tępię siebie i swoje zachowanie na każdym kroku, karzę siebie za wszystkie błędy i pomyłki, nawet te najmniejsze. Nawet przez moment zaczęłam się zastanawiać, czy nie jestem 1, przez nadmierny samokrytycyzm. Ale odwidziało mi się na następnym etapie świadomości.
Bo.
Jednak nic nie wygra z siłą mojej projekcji.
Nie ma takiej siły. W skrócie: wszystko co we mnie kałowe, czego [w sobie] nie lubię, projektuję na innych ludzi. Oczywiście zawsze o tym wiedziałam, zresztą nie jest to nic odkrywczego, ale pierwszy raz to ''poczułam''. Dotychczas ogarniałam to tylko intelektualnie, racjonalizowałam żeby jeszcze bardziej uchronić się od głupich pomyłek.
No i.
Nagle stało się coś dziwnego. Dopuściłam do siebie gniew. Co może być dziwnego w gniewie? A no nie wiem. Ten gniew był innego gatunku. Nie wiem jak go nazwać. Racjonalny gniew? Gniew kontrolowany?
Gdy uświadomiłam sobie na kogo i za co konkretnie jestem rozgniewana, to poczułam odwagę i siłę, której zawsze - przez lęki - mi brakowało. Przekształciłam lęk w gniew i było to uczucie które zaliczam do uczuć pięknych. Stało się: byłam gotowa wylać swój gniew na zewnątrz. Ale w mądry sposób. Nie kierunkując go na przypadkowe osoby, tylko na ''winowajców''. Bo w końcu uświadomiłam sobie kto jest ''winowajcą'' i przede wszystkim, ZA CO.
Jak się to przełożyło na praktykę?
Zewnętrznie niewiele się zmieniło. Nadal pozostałam bierno-agresywna. Ale wewnątrz zmieniło się wiele. Nie lękałam się już Rudej. Poczułam ogromną pewność siebie i kontrolę nad swoim gniewem. Coś na zasadzie ''mam narzędzie zbrodni, ale nie muszę go wykorzystywać, zrobię to dopiero gdy zajdzie taka potrzeba". Najlepsze w tym wszystkim jest to, że uwolniłam się od lęków typu ''Ruda nastawi innych przeciwko mnie". Byłam wkurwiona na NIĄ, a nie na innych, więc kierunkowałam gniew tylko na NIĄ, tym samym uwalniając się z sideł projekcji.
Na następny dzień, rzecz jasna, Ruda znowu zaczęła mnie irytować. Irytacja była związana z *racjonalnymi i nieracjonalnymi powodami
*(irracjonalne powody - jest ruda i głupia.
Racjonalne - mówi, że połowa grupy się obija -podczas gdy główną przyczyną obijania grupy jest to, że sama przejęła wszystkie funkcje, i nikogo do nich nie dopuszcza).
I tak (...) gdy miałam okazję przedstawić swe racjonalne argumenty, to ją krytykowałam (np. cały dzień narzekała na drugą grupę że są tępi, ślamazarni i to przez nich musimy czekać. Na co jej odparłam że skoro nie ma co robić to może do nich podejść, być, i pomóc, szybciej się nauczą i szybciej wykonają robotę - PROBLEM ROZWIĄZANY. A nie, że będzie siedzieć na dupsku i bezproduktywnie narzekać - tym samym marnując jej nader cenny czas).
Zaś.
W sytuacji, gdy moje argumenty były nieracjonalne (np. wkurzała mnie z samej przyczynowości swojej fasady), to robiłam jej nazłość różnymi sposobami, np. najpierw się obijałam (co zaburzało temperaturę i tempo jej krwiobiegu), po czym gdy postanowiła mi robić z tego powodu sarkastyczne uwagi, to uroczyście je zlewałam - obijałam się dalej. A gdy już była tym jawnie podirytowana, to chodziłam za nią cały czas. HAHAHAHA.
To jest najlepsza zemsta świata.
Jak Cię ktoś nie lubi to RACZ GO NAJWIĘCEJ SWOJĄ OBECNOŚCIĄ.
Tak więc chodziłam za nią krok w krok. Cały dzień. HA.
Niech cierpi.
(...)
Rzecz jasna nadal się obijałam - (gdyby mi wypomniała obijactwo, to bym miała bardzo mocne argumenty w zanadrzu).
Ta historia jest tylko jedną z wielu bieżących historii - wybrałam ją ze względu na to, że jest neutralna. Osobistych i bardziej bolesnych historii nie chciałam tu zgłębiać.
Na przykładzie Rudej chciałam dowieść, że tłumiony gniew jest marny w konsekwencjach (zapętlenie w lękach), i że zdrowo jest dopuszczać do siebie gniew. Ale
/tylko i wyłącznie/
gdy wie się, NA CO i O CO jest się wkurwionym.
Paradoksalnie, czuje się większą pewność siebie i spokój ducha, gdy uwalnia się swój Gniew.
No i wtedy ma się ''kontrolę'' nad Gniewem, w tym sensie, że nie wylewa się go na przypadkowe osoby (przez brak znajomości źródeł pochodzenia), tylko kierunkuje się go na ''winnych''. A spokój ducha pozwala robić to w racjonalnej formie.
Fuu, gratuluję tym, co dotrwali do końca xD