No no widzę że mój ulubiony tutejszy kontrfobik o lazurowych oczętach nadal żyje - to dobrze
już się bałem że dałeś stąd dyla
Potrzebowałem trochę czasu żeby przyjrzeć się paru rzeczom jeszcze. Bo to wygląda tak - 6 nigdy nie jest zmęczona bliskością (nie to że ja jestem) tylko wiecie jak to jest -własna przestrzeń. Odbija jej trochę jak tego kontaktu nie ma (nie wiem czy to emocjonalna potrzeba - jak ona twierdzi - czy chęć patrzenia na wszystko własnymi oczami żeby zgasić swoje ewentualne obawy)
Niech to na przykład będzie jakiś wyjazd na kilka dni - bez kitu można wtedy być ze sobą non stop i nie ma się dosyć - wtedy wstępuje w nią ta zajebista pewność siebie i zaufanie które uwielbiam (min. dlatego bo 6 twierdzi że to mój wpływ). Z drugiej strony słabnie to przy rozstaniu jak każde z nas żyje swoim życiem i się parę razy w tygodniu tylko widujemy.
Kurde wiem jak ważne jest to żeby okazywać sygnały o których mówicie. I robię to (min. dlatego ze lubię to robić). Sam czasem tez potrzebuję tego ale w dużo mniejszej dawce i przede wszystkim jak jest wszystko w porządku miedzy nami (jak za dużo tego jest to mam ochotę uciekać, człowiek czuje się jakby zjadł torbę cukru)
Poza tym czasem nie zdaję sobie z tego nawet sprawy że sie tego potrzebuje - czuje się nagle psychiczny dystans, który u mnie się zamienia w jakąś tam aktywność, u niej z kolei w niezadowolenie i jakieś takie jakby podminowanie. Wtedy widać tez tendencje do szukania dziury w całym - wtedy z kolei ja jestem trochę dalej i łatwiej mnie wtedy wkurzyć - z tego wynikają sprzeczki. Na szczęście 6 czasem potrafi załagodzić sprawę i sobie wszystko na spokojnie wyjaśniamy, czasem zaczniemy się oboje brać za łby ale tak czy siak da się wszystko dogadać.
Ostatnio wydarzyła się pewna niefajna ale dość prosta sytuacja, która mojej kochanej 6-ce dała poważne obawy o naszą przyszłość. Wynikła z tego istna eksplozja biznes planów na następne 20 lat z gatunku "a jaka katastrofa by była gdyby" Ja też na to nie reaguję od razu złością (przyzwyczaiłem się) tym bardziej że samemu mi było głupio w tej sytuacji bo to było zaniedbanie z mojej strony, wiec miałem w tym większą cierpliwość. No ale kurde jak ktoś po 3 spotkaniach na których były mega długie rozmowy na ten temat konczy takie spotkanie nastawiony jakby wszystko było w porządku, a każdego następnego dnia zachowuje się jak sopel lodu i wraca do tego trajkotania, to jak jeszcze trwa to prawie tydzień każdego dnia to już przegięcie
Zastanawiam się tylko czy można do 6 dotrzeć przez logikę bo jakoś nie widzę tego (to nie 4-ka) Już rzucałem teksty w stylu "słuchaj myślisz co będzie za 10 lat? To źle bo schemat jest prosty -zacznij dbać o to co jest teraz. Bo z tego co jest dzisiaj wyniknie jutro, a potem następne dni/tygodnie.
W takiej sytuacji kombinowanie co będzie za X lat jest bez sensu bo ciągłym podsuwaniem katastrof rozwalasz to co jest teraz - mnie się odechciewa coraz bardziej tego słuchać i może być tak że przyszłość o która tak chcesz zadbać zniszczysz zaniedbaniem tego co jest TERAZ"
Ale nie działa to jakoś. Tu trzeba raczej się ugiąć zachować się jak królewicz po raz kolejny
Inna rzecz że jak nie widzę efektu to to demotywuje. Nie na tyle żeby się rozstać ale na tyle żeby się na trochę od tego oderwać i chcieć po jakimś czasie wrócić, ale żeby wszystko było już normalnie. Czasem się udaje czasem nie
na ogół jednak nie. Dystans 6 nie pomaga.
Kurde to działa w ten sposób - podważa to moje słowa i moją postawę. Dopatruję się w tym 2 dna, jakichś motywów których nie znam. Nawet czasem się zastanawiałem czy nie była to akcja żeby rozwalić to co miedzy nami jest. Ale jak tylko człowiek się porządnie wkurzy i pójdzie do siebie czasem w złości przypieczętuje to tekstem "no to się poważnie zastanowię czy dalej ma to sens" albo zagrozi rozstaniem to 6 wpada w apnikę i włącza sie jej taka desperacja, staje się słodka miła - to powoduje że miękniesz, wracasz, tłumaczysz temat ostatecznie i znowu jest wszystko git
Wogóle kurde to najchętniej bym z nią zamieszkał tyle że ona miała tyle powodów anty że po jakims czasie wymiękłem i dałem spokój. Nie dlatego żeby te "domysły" zgasić (bo to raczej nie zgasi tego typu akcji tylko zawęży ich krąg) Zastanawia mnie tylko jeszcze czy granie z 6 na logiczną argumentacje i przejście na wspólny grunt zminimalizowałoby jakoś tego typu jazdy czy raczej trzeba się liczyć że to jest było i będzie. Normalnie da się z tym powalczyć ale je zeli sprawy są ważniejszego kalibru to się to przeciąga strasznie czasem.
Poza tym kurde - szczerze to najbardziej zajebisty związek jaki miałem
jest tu miejsce na wszystko, na mega kłótnie zresztą też, a to tez czasem jest potrzebne. jak się 6 załączy nagle antyfobia i wpadnie w furie to taka się z niej siekiera robi że sam czasem wymiękam