Żeby poznać cudze punkty widzenia, nie muszę się w nie wcielać, na drodze teoretycznej jestem w stanie ekstrapolować, a na drodze doświadczalnej wystarczy obserwacja innych
Zarówno podejście 6 by trzymać się kurczowo autorytetów i im ufać zamiast sobie, jak i odwrotne podejście 5 by wierzyć jedynie w swoje wnioski - mogą być błędne
(oraz z odniesieniem/rozwinięciem do postu Anda)
Z tego powodu, że jeśli moje wnioski bywają błędne, to ludzi którzy biorą pod uwagę albo zbyt okrojone i niepełne dane (I nie chodzi o idealistyczne 100%. Chodzi o różnice rzędu 1-10% u innych osób w stosunku do 70-90% danych jakie trzeba zebrać, by wysnuć właściwy wniosek), albo uwzględniają dane zupełnie niepowiązane (np. wpływ polityki monetarnej reptilian na tempo anoreksji białych myszy deliryjnych, potrzebne do odmierzenia ilości mąki na pizzę), dojdą do wniosków odpowiednio - albo niekompletnych, albo nietrafionych. Jeśli inni wyciągają, błędne wnioski i ja takie wysnuwam, wystarczy ocenić, kto plecie dyrdymały. Kto ocenia? Oczywiście ja. Nikt mnie nie zmusi, by zaufać tej czy innej osobie w jakiejś kwestii ot tak. Proces wnioskowania działa automatycznie. Nikt o mnie nie wie więcej niż ja, dlatego dążę do tego, by poznawać coraz to więcej rzeczy takich, by się uniezależniać w kwestii analitycznej.
Przykłady
- wzrost wiedzy medycznej, by diagnozować choroby, defekty, bo lekarz może być niekompetentny
- nauczenie się rozpoznawania grzybów, rozumienia oznaczeń na produktach spożywczych (Exxx, kodów kreskowych), by unikać żywności szkodliwej (dodatkowo ocena, na jak dużą szkodliwość działania mogę sobie pozwolić) zamiast polegać na reklamach, opiniach znajomych
- nauczenie się podstaw meteorologii, by być przygotowanym na zmiany pogody, zamiast słuchać co chwilę zmieniających się prognoz
- nauka naprawy komputera, samochodu, motoru, żaglówki, roweru, zegarka... bo mogę się znaleźć w sytuacji, gdy nikt mi nie pomoże
Do tego nakładają się na to obawy:
- trzeba wyjść do ludzi
- trzeba poświecić czas na
załatwianie spraw
- poświęcić pieniądze
- liczyć sie z dużym ryzykiem niekompetencji
Co wszystko skutkuje wydłużeniem czasu zrobienia czegokolwiek. Wtedy pozostaje przekonać się do:
- pogodzenia z lękiem (a nuż za kilka lat złagodnieje)
- niechęcią
- skąpstwem
- odnalezieniem lepszego fachowca (jeśli mam mieć coś zrobione byle jak za pieniądze, to lepiej zrobić to po swojemu i mieć pieniądze)
Ile czasu potrzebuje 5, by tego wszystkiego się nauczyć, by wiedzieć jak sobie poradzić (również - jak sobie poradzić w społeczeństwie i z innymi ludźmi) i przetrwać.
A teraz z większymi uproszczeniami
, to nie jest jakieś tam "uwielbią wiedzę i będę ja rozwijać bo to fajne (7? 4?), mama mi każe (9), ale jej nie słucham(6? 8?)i będą mnie dzięki niej podziwiać (3)". "Muszę rozwijać się wszechstronnie, bo wszystko się może zdarzyć i mogę polegać tylko na sobie. Na początku mnóstwo teorii, a może kiedyś jakieś doświadczenia, gdy ją opanuję w 95%. Do emerytury się wyrobię...". 5 nie ma monopolu na lubienie tworzenia teorii, analizowanie, zabawianie tym swojego umysłu, swojego ego. To jak nałóg - lubisz czy nie - bez żmudnej, często długotrwałej analizy danych nie jesteś w stanie podjąć decyzji oraz masz awersję do poszukiwania danych i odpowiedzi u innych. Dopiero doświadczenie, dorastanie praca nad sobą pozwala go przygłuszyć, lub w ostateczności, teoretycznie zamienić na siłę i korzystanie gdy to stosowne, krócej, szybciej, lepiej.
(I do tego ta obawa, czy to co się napisało, w istocie nie jest fikcją, że zawiera błędy, nadmierne skróty myślowe itp. oraz sprzężona niechęć do ponownego przebrnięcia przez etap formułowania myśli w słowa po tym, jak już wiele wysiłku z własnej strony już się w coś takiego włożyło. Brrr...)