Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
- Kapar
- VIP
- Posty: 2333
- Rejestracja: czwartek, 21 sierpnia 2008, 13:15
- Enneatyp: Szef
- Lokalizacja: DownUnder
- Kontakt:
Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
Przez podforum Piątek przewija się w różnych formach i kontekstach kwestia niechęci do przeróżnych zmian. Widziałem posty odnośnie przeprowadzek, przemeblowania czy relacji z ludźmi i wyłania się obraz Piątki, która unika zmian.
Czy niechęć do zmian równa się potrzebie stabilizacji, czy wynika z goła innych przyczyn?
Czy chętnie zmieniacie coś w swoim otoczeniu? Jeśli nie, to z jakich powodów?
Czy macie problem z przystosowaniem się do nowych sytuacji jak np zamieszkanie w akademiku, czy przeprowadzenie się znajomych/przyjaciół do innego miasta?
Mnie chęć zmiany wydaje się czymś naturalnym, dlatego chciałbym coś więcej zrozumieć z drugiej strony lustra
Czy niechęć do zmian równa się potrzebie stabilizacji, czy wynika z goła innych przyczyn?
Czy chętnie zmieniacie coś w swoim otoczeniu? Jeśli nie, to z jakich powodów?
Czy macie problem z przystosowaniem się do nowych sytuacji jak np zamieszkanie w akademiku, czy przeprowadzenie się znajomych/przyjaciół do innego miasta?
Mnie chęć zmiany wydaje się czymś naturalnym, dlatego chciałbym coś więcej zrozumieć z drugiej strony lustra
Możemy pogadać tu https://t.me/joinchat/aHxHU7go8yQ4MmRl
Odnajdziesz mnie na rozstajach dróg. Sprawcy podobno wracają
po śladach swych, a gdy wrócisz tu, gdzie czas w zdumieniu przystanął
to nie mów nic. Już nie ty, nie ja. Inna już rzeka tam płynie.
Odnajdziesz mnie na rozstajach dróg. Sprawcy podobno wracają
po śladach swych, a gdy wrócisz tu, gdzie czas w zdumieniu przystanął
to nie mów nic. Już nie ty, nie ja. Inna już rzeka tam płynie.
Re: Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
Każda zmiana jest potencjalnym zagrożeniem gdyż iż nie wiadomo co z niej wyniknie.
5w4, sp/sx/so
ILI - Ni, DCNH - CT(H)
ILI - Ni, DCNH - CT(H)
- Cotta
- VIP
- Posty: 2409
- Rejestracja: czwartek, 12 maja 2011, 16:55
- Enneatyp: Obserwator
- Lokalizacja: pomorskie
Re: Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
Czy niechęć do zmian równa się potrzebie stabilizacji, czy wynika z goła innych przyczyn?
Raczej z potrzeby "bycia przygotowanym" - do niewiadomej trudno się dobrze przygotować. A jak nie jestem przygotowana na różne możliwości, to się stresuję. Czyli generalnie zmiany są ok, ale nie takie z zaskoczenia albo zostawiające niewiele czasu na przygotowanie się. Jak mam czas, żeby sobie przemyśleć, zgromadzić informacje, zaplanować, to nie mam nic przeciwko zmianom. Wręcz mnie męczy, jeżeli przez dłuższy czas nic się nie zmienia. Mam taki cykl, że jak niewiele się w życiu dzieje w ciągu 2-3 lat, to mnie korci, żeby trochę tym życiem wstrząsnąć - przeprowadzić się, zrobić remont, nauczyć się czegoś nowego, poznać nowych ludzi, zmienić coś w pracy itp.
Czy chętnie zmieniacie coś w swoim otoczeniu? Jeśli nie, to z jakich powodów?
Jak wyżej - jak mnie zaczyna uwierać, że nic się nie dzieje i czuję, że przez to przestaję się rozwijać i popadam w marazm, to się we mnie uaktywnia wewnętrzna potrzeba, żeby coś zmienić w swoim życiu.
Czy macie problem z przystosowaniem się do nowych sytuacji jak np zamieszkanie w akademiku, czy przeprowadzenie się znajomych/przyjaciół do innego miasta?
Akademik to nie jest zwykła zmiana, to jest trwałe pozbawienie prywatności. Tego bym nie zdzierżyła - MUSZĘ mieć swój kąt, gdzie nikt mi nie zawraca głowy. Oddzieliłabym takie wydarzenie od np. przeprowadzki przyjaciół, czy własnej, wejścia w związek, rozstania itp. Po samych zmianach adaptuję się łatwo, nie o to chodzi, tylko o ten stres podczas zmiany (czy wszystko będzie ok). Jak już jest po, to spoko. Jestem zorientowana na przyszłość, nie na przeszłość, więc niewiele uwagi poświęcam sentymentom związanym z tym, co było. Koncentruję uwagę na urządzeniu się w nowej sytuacji.
Mnie chęć zmiany wydaje się czymś naturalnym, dlatego chciałbym coś więcej zrozumieć z drugiej strony lustra.
Mnie też wydaje się czymś naturalnym, różnica bardziej polega na sposobie wdrażania tych zmian, na podejściu do zmian nagłych lub częstych lub wielu jednocześnie.
Raczej z potrzeby "bycia przygotowanym" - do niewiadomej trudno się dobrze przygotować. A jak nie jestem przygotowana na różne możliwości, to się stresuję. Czyli generalnie zmiany są ok, ale nie takie z zaskoczenia albo zostawiające niewiele czasu na przygotowanie się. Jak mam czas, żeby sobie przemyśleć, zgromadzić informacje, zaplanować, to nie mam nic przeciwko zmianom. Wręcz mnie męczy, jeżeli przez dłuższy czas nic się nie zmienia. Mam taki cykl, że jak niewiele się w życiu dzieje w ciągu 2-3 lat, to mnie korci, żeby trochę tym życiem wstrząsnąć - przeprowadzić się, zrobić remont, nauczyć się czegoś nowego, poznać nowych ludzi, zmienić coś w pracy itp.
Czy chętnie zmieniacie coś w swoim otoczeniu? Jeśli nie, to z jakich powodów?
Jak wyżej - jak mnie zaczyna uwierać, że nic się nie dzieje i czuję, że przez to przestaję się rozwijać i popadam w marazm, to się we mnie uaktywnia wewnętrzna potrzeba, żeby coś zmienić w swoim życiu.
Czy macie problem z przystosowaniem się do nowych sytuacji jak np zamieszkanie w akademiku, czy przeprowadzenie się znajomych/przyjaciół do innego miasta?
Akademik to nie jest zwykła zmiana, to jest trwałe pozbawienie prywatności. Tego bym nie zdzierżyła - MUSZĘ mieć swój kąt, gdzie nikt mi nie zawraca głowy. Oddzieliłabym takie wydarzenie od np. przeprowadzki przyjaciół, czy własnej, wejścia w związek, rozstania itp. Po samych zmianach adaptuję się łatwo, nie o to chodzi, tylko o ten stres podczas zmiany (czy wszystko będzie ok). Jak już jest po, to spoko. Jestem zorientowana na przyszłość, nie na przeszłość, więc niewiele uwagi poświęcam sentymentom związanym z tym, co było. Koncentruję uwagę na urządzeniu się w nowej sytuacji.
Mnie chęć zmiany wydaje się czymś naturalnym, dlatego chciałbym coś więcej zrozumieć z drugiej strony lustra.
Mnie też wydaje się czymś naturalnym, różnica bardziej polega na sposobie wdrażania tych zmian, na podejściu do zmian nagłych lub częstych lub wielu jednocześnie.
5w4, sp/sx/so, INTJ
LII [Ne, DCNH - CT(H)]
http://www.poomoc.pl/
Życie bywa skomplikowane, więc lepiej się zdrzemnąć.
LII [Ne, DCNH - CT(H)]
http://www.poomoc.pl/
Życie bywa skomplikowane, więc lepiej się zdrzemnąć.
Re: Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
Patrząc na siebie, mogę powiedzieć iż nie lubię zmian nagłych, do których się wcześniej nie przygotowałem. Pisząc "nie przygotowałem" mam na myśli że nie przemyślałem wcześniej tych zmian. Oczywiście w miarę możliwości, bo nawet gdybym myślał nad tym bardzo długo, to nie jestem w stanie przewidzieć wszystkiego oraz nie jestem w stanie wziąć pod uwagę wszystkich rzeczy. Zawsze coś umyka twojej uwadze. Czasami umykają nawet ważne rzeczy które z góry błędnie się zakwalifikowało jako "nieproblemowe". W rozwiązywaniu problemów trzeba zachować pewną elastyczność, umieć zmierzyć się z nimi "tu i teraz" ale gdy masz czas wcześniej się przygotować większość trudności przewidzisz. Świadomość że zrobiłeś co mogłeś daje pewien spokój wewnętrzny - spokój, którego nie masz kiedy zmiany następują nagle, zmuszając cię do podejmowania decyzji, poniekąd, spontanicznie. To jest strasznie stresujące, bo w takich właśnie sytuacjach najczęściej podejmuje się błędne decyzje.
Same zmiany są częścią życia i nikt nie jest w stanie tego zatrzymać ale wszystko trzeba robić z głową.
Podsumowując - zmiany tak ale przemyślane
Same zmiany są częścią życia i nikt nie jest w stanie tego zatrzymać ale wszystko trzeba robić z głową.
Podsumowując - zmiany tak ale przemyślane
5w4 so/sx INTj - LII
... tysiąc dni nie dowiedzie, że mamy rację, za to jeden dzień może dowieść, że się mylimy.
... tysiąc dni nie dowiedzie, że mamy rację, za to jeden dzień może dowieść, że się mylimy.
Re: Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
Wczoraj ściąłem włosy. Decyzję tę podjąłem po długich godzinach żmudnej analizy.
Czasami mam dni, że nienawidzę być piątką, tych setek myśli w mojej głowie. Ukojeniem jest spontanicznie coś zrobić, zmienić coś choć na chwilę.
Bo to jest tak, że marzę, by świat się zatrzymał w miejscu a ja nie będę musiał nic robić. Jednak w głębi duszy przeraża mnie to, gdybym naprawdę tego chciał, to bym po prostu się zabił, na to samo wychodzi.
Chodzi mi o to, że piątkowa niechęć do zmian, zwłaszcza nagłych, wynika z tchórzostwa. Staram się obalać w sobię tę ochydną stronę bycia piątką.
Czasami mam dni, że nienawidzę być piątką, tych setek myśli w mojej głowie. Ukojeniem jest spontanicznie coś zrobić, zmienić coś choć na chwilę.
Bo to jest tak, że marzę, by świat się zatrzymał w miejscu a ja nie będę musiał nic robić. Jednak w głębi duszy przeraża mnie to, gdybym naprawdę tego chciał, to bym po prostu się zabił, na to samo wychodzi.
Chodzi mi o to, że piątkowa niechęć do zmian, zwłaszcza nagłych, wynika z tchórzostwa. Staram się obalać w sobię tę ochydną stronę bycia piątką.
Re: Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
Czy niechęć do zmian równa się potrzebie stabilizacji - tak
jak jest dobrze to po co zmieniać. Może być lepiej, ale może też być gorzej, przecież cały czas nie może zmieniać się na lepsze.
lepiej –lepiej – lepiej – i w końcu musi nastąpić to gorzej. I tego gorzej nie lubię – w pewien sposób unikam negatywnych doznań. Z drugiej strony sama je prowokuję, bo jak nic nie będę robić, to samo zrobi się gorzej. Zazwyczaj czekam aż obudzę się z ręką w nocniku, wtedy muszę juz coś zmienić. Muszę coś zmienić. Nie lubię robić ‘bo muszę’. muszę , muszę, muszę, muszę to, muszę tamto – aż można dostać wysypki.
Zmiany następują cały czas, przez co nie można sobie odpocząć - zmiany to wysiłek – wysiłek to zło. Żeby zmiany były na lepsze, to trzeba się naharować – a to wykańczające
Dodatkowo zmiany kojarzą mi się z odchodzeniem i upływem czasu. Ludzie gdzieś się rozłażą po świecie, a czas-zmiany będą postępowały nawet jak się na nie nie zgadzam.
Czy macie problem z przystosowaniem się do nowych sytuacji jak np zamieszkanie w akademiku,
akademik – byłby dla mnie nie do przeżycia, już na samą myśl dostaję gęsiej skórki
ciężko. Wolę od razu zerwać wszelkie kontakty. Bo jak się zastanowić, to najpierw częste telefony, z czasem coraz rzadsze, w końcu od święta. Kiedyś jak znajomi przyjechali w odwiedziny do rodziny, to był czas żeby się spotkać, ale później już tego czasu nie ma. Po co przedłużać, skoro i tak stracę kontakt. Wolę przyśpieszyć nieuniknione. Przy czym, prześladuje mnie to później latami.
jak jest dobrze to po co zmieniać. Może być lepiej, ale może też być gorzej, przecież cały czas nie może zmieniać się na lepsze.
lepiej –lepiej – lepiej – i w końcu musi nastąpić to gorzej. I tego gorzej nie lubię – w pewien sposób unikam negatywnych doznań. Z drugiej strony sama je prowokuję, bo jak nic nie będę robić, to samo zrobi się gorzej. Zazwyczaj czekam aż obudzę się z ręką w nocniku, wtedy muszę juz coś zmienić. Muszę coś zmienić. Nie lubię robić ‘bo muszę’. muszę , muszę, muszę, muszę to, muszę tamto – aż można dostać wysypki.
Zmiany następują cały czas, przez co nie można sobie odpocząć - zmiany to wysiłek – wysiłek to zło. Żeby zmiany były na lepsze, to trzeba się naharować – a to wykańczające
a jak jest zbyt wiele niewiadomych, to aż mnie paraliżujeCotta pisze: z potrzeby "bycia przygotowanym" - do niewiadomej trudno się dobrze przygotować. A jak nie jestem przygotowana na różne możliwości, to się stresuję
i zmiany powinny zachodzić powoli. Do tego potrzebny mi komfort psychiczny, że mogę się w każdej chwili wycofać. Tak jakbym wyglądała zza rogu: wyjrzałam - cofnęłam się - przeanalizowałam co zobaczyłam - ok nie ma czego się bać -przejście za róg ze świadomością, że jak nagle coś wyskoczy, to mogę się cofnąćCotta pisze: Jak mam czas, żeby sobie przemyśleć, zgromadzić informacje, zaplanować, to nie mam nic przeciwko zmianom
Dodatkowo zmiany kojarzą mi się z odchodzeniem i upływem czasu. Ludzie gdzieś się rozłażą po świecie, a czas-zmiany będą postępowały nawet jak się na nie nie zgadzam.
Czy macie problem z przystosowaniem się do nowych sytuacji jak np zamieszkanie w akademiku,
akademik – byłby dla mnie nie do przeżycia, już na samą myśl dostaję gęsiej skórki
czy przeprowadzenie się znajomych/przyjaciół do innego miasta?Cotta pisze: trwałe pozbawienie prywatności. Tego bym nie zdzierżyła - MUSZĘ mieć swój kąt, gdzie nikt mi nie zawraca głowy.
ciężko. Wolę od razu zerwać wszelkie kontakty. Bo jak się zastanowić, to najpierw częste telefony, z czasem coraz rzadsze, w końcu od święta. Kiedyś jak znajomi przyjechali w odwiedziny do rodziny, to był czas żeby się spotkać, ale później już tego czasu nie ma. Po co przedłużać, skoro i tak stracę kontakt. Wolę przyśpieszyć nieuniknione. Przy czym, prześladuje mnie to później latami.
Re: Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
W moim przypadku odpowiedź jest jednoznaczna - nie lubię niespodzianek, boję się ich. A każda poważna zmiana niesie w sobie na początku niespodzianki, rzeczy nieprzewidywalne.baby_kapar pisze:Czy niechęć do zmian równa się potrzebie stabilizacji, czy wynika z goła innych przyczyn?
Mniej więcej raz na dwa-trzy lata konkretnie przemeblowuję swoje mieszkanie, głównie pokój "dzienny". Po pewnym czasie po prostu oglądanie ciągle tego samego po obudzeniu się/powrocie do domu mnie nudzi. Z podobną częstotliwością kasuję zbędne numery telefoniczne, kontakty na gg itp. - brak kontaktów z kimś przez taki okres uznaję za brak chęci do ich kontynuowania.baby_kapar pisze:Czy chętnie zmieniacie coś w swoim otoczeniu? Jeśli nie, to z jakich powodów?
Przy samej zmianie nie, szczególnie w drugim przypadku, jestem introwertykiem, który jednak lubi (czasem, raczej rzadziej, niż częściej, ale lubi) towarzystwo innych ludzi, przede wszystkim takich, którym potrafi zaufać i z którymi ma o czym pogadać, więc przez pierwsze kilka dni jest wręcz fajnie. Schody zaczynają się potem, gdy choć trochę wnika się w jednak zupełnie inną, obcą codzienność, do głosu u mnie dochodzą wtedy wszystkie paranoje, nienawiść do niespodzianek itd.baby_kapar pisze:Czy macie problem z przystosowaniem się do nowych sytuacji jak np zamieszkanie w akademiku, czy przeprowadzenie się znajomych/przyjaciół do innego miasta?
No UPS - no party.
Re: Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
Adaptuję się , ale wyłącznie do sytuacji. Jeśli jestem na równych prawach z kimś to nie będę się adaptował do jego stylu bycia.Czy macie problem z przystosowaniem się do nowych sytuacji jak np zamieszkanie w akademiku, czy przeprowadzenie się znajomych/przyjaciół do innego miasta?
Mind.
a beautiful servant,
a dangerous master.
a beautiful servant,
a dangerous master.
- Magiliana
- Posty: 173
- Rejestracja: wtorek, 2 września 2008, 13:42
- Enneatyp: Obserwator
- Lokalizacja: własny świat
Re: Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
Zmiany są konieczne i zdaję sobie z tego sprawę. Chcąc nie chcąc idąc na studia, musiałam się nauczyć tego, że w życiu czasem zmienia się miejsce zamieszkania, praca, zmienia się otoczenie - jedni ludzie odchodzą, inni przychodzą. Mimo iż gdzieś tam w środku odczuwam niechcęć, to w gruncie rzeczy, bez zmian po pewnym czasie życie stałoby się smutne i pełne rutyny.
5w4
"Szanse jedne na milion spełniają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć."
"Szanse jedne na milion spełniają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć."
- sor
- Posty: 126
- Rejestracja: poniedziałek, 31 grudnia 2012, 14:48
- Enneatyp: Obserwator
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
U mnie jest o tyle dobrze, że jestem bardzo ciekawskim człowiekiem. A zmiany budzą we mnie ciekawość. Jednak nie byłoby tak dobrze, gdybym nie miał "fundamentów" w postaci swego pokoju, niezmiennego azylu.
5w4 ISTJ
Re: Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
Może to niewłaściwe czy błędne, ale mi się zawsze wydawało, że lubię zmiany. Jako dziecko za największą frajdę uznawałabym np. coroczną zmianę szkoły.
Teraz mam zdrowsze, mniej fantastyczne podejście do życia, ale zmiany dalej uważam za istotną jego część. Raczej nie mam problemów z adaptacją w różnych środowiskach.
A taki azyl, jak wspomniał przedmówca, musi mieć każdy człowiek, by być w pełni zdrowia psychicznego
Teraz mam zdrowsze, mniej fantastyczne podejście do życia, ale zmiany dalej uważam za istotną jego część. Raczej nie mam problemów z adaptacją w różnych środowiskach.
A taki azyl, jak wspomniał przedmówca, musi mieć każdy człowiek, by być w pełni zdrowia psychicznego
ISTP
-
- Posty: 37
- Rejestracja: poniedziałek, 11 listopada 2013, 23:18
- Enneatyp: Obserwator
- Lokalizacja: Katowice
Re: Sztuka przystosowania się a niechęć do zmian
Zależy, co zmieniać. Otoczenie chcę zmienić, bo moje obecne mnie nie zadowala, więc chcę spróbować gdzieś daleko, gdzie nie będę znać za wielu osób. Ale takie zmiany typu przejście do klasy maturalnej nie są dla mnie łatwe. Ponieważ muszę zacząć przejmować się czymś, co nigdy nie było dla mnie ważne i co traktowałam jako rzecz przyziemną; a dalej nie umiem o tym myśleć. Zmian, które uznam za zło konieczne najbardziej nie chcę i się ich obawiam. Tych, których potrzebuję- chcę, bez względu na wszystko.