Ale to jest naturalna kolej rzeczy, że podczas gdy dla naszych rodziców zawsze jesteśmy w jakimś stopniu dzieckiem, tymczasem dorastamy i dla innych jesteśmy dorośli. To powoduje takie dziwne uczucie, zresztą wiadomo, że nie do końca będziemy się zachowywać przy rodzicach tak jak w kręgu rówieśników. Ale to wszystko jest zupełnie zwyczajne, chociaż są i takie rodziny, w których dzieci mają bardzo kumplowską relację z rodzicami. Mimo wszytsko, trzeba sobie jakąś metodę wypracować, bo czasami już tak bywa, że trzeba poprzebywać trochę ze znajomym w towarzystwie rodzica i lepiej już mieć już to 'opracowane".And pisze:Jestem dość młody, bo mam 19 lat. Jednakże widzę, że moje poprzednie wypowiedzi nie do końca zostały właściwie zrozumiane. Nie tyle jestem zażenowany własnymi rodzicami, co po prostu mam swoje powody, dla których nie lubię "mieszania się" relacji z różnych "szufladek". W domu jestem synem mojej mamy, w szkole jestem znajomym moich znajomych, gdy dochodzi do spotkania pomiędzy mamą a znajomym w mojej obecności, to muszę przyjmować jakby 2 role równocześnie, co nie jest zbyt komfortowe. Poza tym, standardowo-piątkowo im mniejsza grupa, tym lepsza. Zawsze lepiej będę się czuł w grupie dwuosobowej, niż trzyosobowej. Przebywając w grupie osób z tak różnych środowisk, nigdy nie można pozwolić sobie na 100% swobody i bezpośredniości.
Tak to bywa ze starszymi osobami, faktycznie czasami strasznie męczące. Może spróbuj ją trochę pozwodzić albo obrócić w żart?And pisze: Co do sondowania, to miałem na myśli babcię, która mieszka z nami, nie rodziców. Ja mogę jej powiedzieć tyle, ile będę chciał, ale ona jest natrętna, chciałaby wszystko wiedzieć i wszystko mieć pod kontrolą, a jak nie chcę odpowiedzieć wprost na jej pytanie, to ma żal, że z nią nie rozmawiam i takie tam.
W każdym razie... ja też się często dziwnie czuję, kiedy jestem w towarzystwie znajomych z różnych "szufladek" ale to mija po chwili. Gorzej mam, kiedy spotykam się ze znajomymi w towarzystwie jakichś ich znajomych, których pierwszy raz widzę... no, chyba że mi wyjątkowo przypadną do gustu. Z drugiej strony, ponieważ mi samej słabo idzie zawieranie znajomości, to licze na to, że znajomi mnie będą poznawać z innymi. Nie żeby czesto dawało to jakieś ciekawe wyniki, bo większość osób mi jednak nie przypada do gustu.
Jednak wydaje mi się nie fair takie izolowanie różnych grupek znajomych, i nie tylko ze względu na spotykanie nowych ludzi, ale też dlatego, że niektórzy dzielą przyjaciół na np. takich od zabawy i takich od pomocy, co jest według mnie bardzo nieładne. Jakiś czas temu był taki specjalny numer Wysokich Obcasów o przyjaźni i mieli takie beznadziejne artykuły... w jednym jakiś psycholog chyba pisał, jak to własnie jest zdrowe i normalne mieć różne grupki znajomych i zachowywać się wobec nich inaczej, ale kiedy powiedział, ze właśnie innych się ma od zabawy a innych od poważnych spraw to sobie pomyślałam, że musi być bucem. Parę razy miałam okazję się przekonać, jak fajnie jest być w tej grupie, która ma pomagać, chociaż nigdy nic bardzo drastycznego, bo zwykle wycofuję się, kiedy widzę że z przyjaźnią coś nie tak. Ale znam bardziej skrajne przypadki, np. mojej mamy długa przyjaźń od liceum skończyła się na tym, że "przyjaciółka" od niej pożyczała pieniądze i obrzygiwała swoimi podkoloryzowanymi mocno problemami, a z innymi ludźmi te pieniądze wydawała na przyjemności i nie narzekała im, bo postawili jej ultimatum, ze jak ona będzie opowiadać im o swoich problemach, to oni się z nią nie będą bawić. Fajne układy, co?