Walczyć do końca.
Gdy ja traciłem wiarę i nie miałem sił by brnąć w to dalej, zeklbym nawet, że to co we mnie było żarem stało się po prostu popiołem (a stało się przez moje cierpienia powodowane poczuciem odrzucenia), ona cały czas wierzyła, że to nie może być po prostu koniec
I starała się być blisko, będąc jednocześnie daleko. Ja, będąc wyjątkowo CHORĄ piątką nie odbierałem tego za ataki, a za chęć naprawy czegoś, co wcześniej wydawało się piękne. Oczywiste jest jednak to, że w momentach gdy mój kryzys psychiczny sięgał apogeum, nie miałem żadnej ochoty na rozmowę z tą drugą stroną... Jednak jej "nachalność" była kluczem do całej sprawy i powodowała, że wielkimi krokami schodziłem ze szczytów swojego zatrucia psychicznego:)
Czasami mam wrażenie, że wszystko co złe, dzieje się tylko w mojej głowie (przez pierdo***** analizy, porównania, testy). Czasami trzeba mi to po prostu wytłumaczyć i w odpowiednim momencie pacnąć mnie po głowie, abym nie zaprzątał sobie myśli tym, co jest fikcją
Warto chyba też dodać, że gdy rozwiążę z kimś jakieś mocne więzi, niczego innego nie potrzebuję, jak tylko ogromnych ilosci ciepła i bliskości....