Nie mam tego problemu, o którym mowa w filmie, czyli o babraniu się we własnym cierpieniu, by traktować np. trudne dzieciństwo jako wygodną wymówkę; czuję się uwolniona, wolna od złej, ciężkiej przeszłości, nie ma ona wpływu na moje działania tu i teraz.
Jednakże mam pytanie - jak nauczyć się doceniać to, co mamy właśnie tu i teraz?
Powiem szczerze, że nie umiem doceniać, wiecznie odczuwam brak czegoś - z jednej strony jest to motorem do mojego działania, przyszłość jawi mi się jako ta lepsza, wspanialsza, więc dążę do tego by osiągnąć swój cel, ale tak jak napisałam, nie umiem docenić tego, co mam teraz, ciągle widzę, że czegoś mi brak i to coś staje się powodem do moich narzekań. Również "podkoloryzuję" przeszłość, zdarza mi się myśleć, że "dawniej było lepiej", mimo że doskonale pamiętam, że wcale tak lepiej nie było, że wtedy również narzekałam na tamtą teraźniejszość T_T
Boję się też, a może właśnie tak być, że gdy już osiągnę to, co chciałam, to nie będę umiała się cieszyć z tego i znajdę inny powód do narzekań

Ktoś wie, w jaki sposób w końcu cieszyć się ze swojego życia i doceniać to, co się ma?