Oto ja: mam 20lat, studiuje zaocznie, obecnie nie pracuje. Już przy urodzeniu podobno lekarz powiedział, że jestem wyjątkowy. Wynikało to z tego, że byłem nadmiernie owłosiony
, niczym jak mała małpa, ale spokojnie pod względem wyglądu obecnie jest dobrze. Gorzej jest teraz z moim charakterem, a raczej 99,999% ludzi tak uważa ja powoli się oswoiłem sam ze sobą i choć mam z tego powodu coraz to większe problemy życiowe nie zamierzam się zmieniać. Jestem totalnym samotnikiem, albo jak kto woli odludkiem czy tam nawet jak mnie często nazywają poza plecami dziwakiem. Każde wyjście z domu, załatwienie nawet prostej sprawy jest dla mnie trudne nie lubię tego. Odkąd tylko pamiętam czy to w szkole czy teraz na studiach przebywanie z ludźmi wykańcza mnie psychicznie i fizycznie. Nie potrafię z nikim nawiązać kontaktu, choć był okresy w moim życiu kiedy próbowałem być „normalny” to za każdym razem dochodziłem do wniosku, że takie życie jest jakby nienaturalne dla mnie. Dajmy na to przykład moje Lo. do którego chodziłem, mimo że ukończenie jego trwało 3 lata z większością klasy poza „cześć cześć” nic mnie nie łączyło, z resztą rozmawiałem tylko wtedy gdy było to konieczne. Na studiach dokładnie tak samo, w przerwach miedzy wykładami wszyscy rozmawiają, stoją w kółko ja zawsze z boku udaje ze niby z nimi ale jednak sam. Doszedłem do wniosku, że ja tak miałem zawsze. Byłem i nadal jestem chorobliwie wstydliwy, do dzisiaj pamiętam jak byłem małym dzieckiem tuliłem się do spódnicy własnej matki na widok obcej osoby, albo raczej nie mieszkającej w moim domu. Ciotki zawsze powtarzały „jeszcze się wyrobi”, jak widać nie wyrobiłem się. Nie wiem czy stosowaliście się do techniki „wyjdź do ludzi” ja próbowałem ale jak tylko się pokazałem czułem ze wszyscy maja do mnie dystans, wyczuwają ze cos ze mną nie tak, że nie pasuje do reszty. W moim przypadku „wyjście do ludzi” kończy się jedynie pogorszeniem nastroju i samopoczucia. A życie toczy się pomału do przodu i trzeba cos w końcu ze sobą zrobić, wszyscy dookoła tylko wymagają żeby być kimś, osiągnąć sukces, a ja mimo że jestem nieprzeciętnie inteligentny nie potrafię tego wykorzystać i żyję sobie z dnia na dzień bez żadnych planów i pomysłów na przysłośc. Moim jedynym paliwem które dają mi siłę są moje marzenia i sny, jedno z najpiękniejszych jakie sobie wyobraziłem to życie jak Robinson Cruzoe, niczym jak pustelnik, możliwe że tego najbardziej pragnę, ale pewnie nigdy tego nie zrealizuje. <możliwe że nawet na tym forum jestem zbyt dziwny ale gdzie mam szukać zrozumienia i kogoś choć troszkę podobnego do mnie jeśli nie tu.
Jednej rzeczy nie wolno nigdy zapomnieć. Większość nie może nigdy zastąpić jednostki. Większość jest tylko obrońcą głupoty, i tak jak stu głupców nie może stać się jednym mądrym, tak i bohaterskiej decyzji nie może wydać stu tchórzy.