Samobójstwo

Dyskusje na temat typu 4
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
gadula
Posty: 71
Rejestracja: czwartek, 3 września 2015, 15:01
Enneatyp: Mediator

Re: Samobójstwo

#496 Post autor: gadula » piątek, 4 września 2015, 19:13

Był moment, że wszystko odkładałam na później, nawet nie chciało mi się jeść, czy włączyć komputera, gapiłam się w ścianę, myślałam tylko o tym, żeby umrzeć, ale moja mama mówiła, że samobójstwo dziecka to najgorsze, co się może wydarzyć. Wiedziałam, że ona psychicznie tego nie zniesie, byłam na nią zła, że przez nią nie mogę z sobą skończyć. Byłam bardzo sfrustrowana. Obmyślałam, co zrobić, żeby wszyscy uznali moją śmierć za nieszczęśliwy wypadek. No i nie chciałam zakończyć życia bez żadnych osiągnięć życiowych. Zastanawiałam się, co będzie po śmierci, ale nie bałam się, że spotka mnie kara... W moim życiu zaczęły się dziać dobre rzeczy, wszystko się udawało, więc odkładałam decyzję, bo byłam ciekawa co mnie jeszcze spotka. Teraz, kiedy jestem średniego zdrowia biorę pod uwagę możliwość, ale nie w najbliższym czasie.


Spoiler:

Snufkin
Posty: 5625
Rejestracja: piątek, 4 kwietnia 2008, 14:28
Enneatyp: Obserwator

Re: Samobójstwo

#497 Post autor: Snufkin » piątek, 4 września 2015, 19:38

gadula pisze: No i nie chciałam zakończyć życia bez żadnych osiągnięć życiowych.
Widać nawet po śmierci ludzie myślą o swoich sukcesach :what:
5w4, sp/sx/so
ILI - Ni, DCNH - CT(H)

Awatar użytkownika
gadula
Posty: 71
Rejestracja: czwartek, 3 września 2015, 15:01
Enneatyp: Mediator

Re: Samobójstwo

#498 Post autor: gadula » piątek, 4 września 2015, 20:01

Snufkin pisze:
gadula pisze: No i nie chciałam zakończyć życia bez żadnych osiągnięć życiowych.
Widać nawet po śmierci ludzie myślą o swoich sukcesach :what:
Mam dużo powtórzeń w zdaniach. Nieważne. Niby zostawiasz wszystko za sobą, ale powstrzymuje to, co pomyślą ludzie. Że znowu źle zrozumieją. Nie potraktują tego, jako odejścia pogodzonego ze śmiercią człowieka, który w chwili śmierci czuł się dużo starszy i nie chodzi tu o ciało. Pomyślą "taki cichy był, spokojny", źli ludzie zrobili mu krzywdę, był słaby i nie wytrzymał.
Spoiler:

Awatar użytkownika
Szyszek
Posty: 151
Rejestracja: czwartek, 27 sierpnia 2015, 14:46
Enneatyp: Indywidualista
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Samobójstwo

#499 Post autor: Szyszek » poniedziałek, 14 września 2015, 10:23

Samobójstwo zawsze jest złym pomysłem.

Ja doskonale to rozumiem. W gimnazjum myślałem, że najlepszym wyjściem będzie skończyć ze swoim życiem. Zacząłem sobie wizualizować różne scenariusze, planować. Ale decydując się na ten krok, nigdy nie dowiecie się, co będzie potem. A może w ciągu następnych kilku miesięcy wszystko się ułoży? To co wydaje się obecnie ścianą nie do przeskoczenia, w przyszłości możecie uznać za drobiazg.

Życie przypomina film. Przez pierwsze pół godziny może wydawać się kompletnym gniotem, a potem się rozkręci i okaże się fantastyczny. Po nocy nastaje świt.

Trzymajcie się i nigdy nie traćcie nadziei. :hug:

Awatar użytkownika
Wloczega4w5
Posty: 90
Rejestracja: poniedziałek, 20 lipca 2015, 11:44

Re: Samobójstwo

#500 Post autor: Wloczega4w5 » środa, 16 września 2015, 01:14

Ja tam nigdy nie myślałem o samobójstwie.
Po co? Przecież jak i tak chce umrzeć to mogę zostać bohaterem, superbohaterem typu "morderca tych złych", chodzącą bombą, szmuglerem z kuby, tyranem w jakiejś małej republice, piratem, testerem leków eksperymentalnych, kaskaderem, ćpunem, beriwikiem... trochę tego jest, a zawsze się światu przydam :)

Nie zabijajcie się, to najgorsze o czym może pomyśleć żywa istota. Już bycie warzywem jest lepsze, bo przynajmniej jesteś, a tak to cie nie ma. A nóż wpadniesz na genialny lecz prosty pomysł, jak użycie luster i szkieł powiększających do zwiększenia efektywności baterii słonecznych.
Opatentowane, zachłanne dziady

Rosalie
Nowy użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: wtorek, 9 lutego 2016, 23:03

Re: Samobójstwo

#501 Post autor: Rosalie » wtorek, 9 lutego 2016, 23:34

Chyba pierwszy raz w życiu odważyłam się zarejestrować na forum i coś napisać, ale dzisiaj trafiłam w to miejsce, przeczytałam wiadomości w tym wątku i zupełnie się rozpłakałam, bo ten temat wraca do mnie ciągle i ciągle od jakichś 7 lat.

W sumie sama załatwiłam sobie problemy, które teraz mam, najbliżej im do problemów zdrowotnych. Wszystko przez moją chorobliwą nieśmiałość i okropną niechęć do zadawania pytań. Zaczęło się dziać coś złego, ale nikomu nie mówiłam, uznałam, że poradzę sobie sama. Tak sobie poradziłam, że teraz jestem zupełnie bezradna i pozbawiona optymizmu.
Jakieś 2 lata temu mama w końcu wyciągnęła ze mnie trochę informacji, zaczęła działać, chociaż sama właściwie nie rozumiała o co chodzi, dlaczego coś takiego w ogóle ma miejsce. Ale pomogła, żyło się trochę lepiej, chociaż i tak cholernie trudno. I tak wiedziałam, że długo sobie nie poradzę, że nie będę mogła normalnie funkcjonować, że przecież prędzej czy później będę musiała po raz kolejny wziąć sprawy w swoje ręce, tylko już w sposób ostateczny.
To nie było do końca planowane, bowiem stwierdziłam, że kiedy zacznę myśleć o każdym kroku, jeszcze się wystraszę i rozmyślę. Miałam iść o wschodzie słońca na łąkę, miałam uszykowany sznur, wieczorem miałam napisać na komputerze list. Ale czułam, że muszę jeszcze porozmawiać z mamą, powiedzieć, że ją kocham i że naprawdę doceniam co dla mnie robi, chociaż ja nie robię nic... Ta rozmowa trwała chyba dwie godziny, siedziałyśmy na podwórku, ja cały czas zapłakana, bo przyznałam się, co miałam zrobić następnego dnia. Była zaskoczona i zdeterminowana, żeby wybić mi z głowy takie pomysły. I podziałało. Naprawdę po raz pierwszy w życiu poczułam wtedy nadzieję, że będzie lepiej, że dam radę! Ale pierwszym krokiem była wizyta u lekarza. Już w poczekalni zużyłam pół paczki chusteczek, kolejna godzina to była najgorsza godzina mojego życia, nie byłam w stanie się odezwać, przez cały ten czas powiedziałam jedynie dzień dobry, później już nic. Dał nam skierowanie do jakiejś kliniki, ale to było bardzo daleko i wiedziałam, że to nie wchodzi w grę. Nie mogłam iść do szpitala, w żadnym wypadku, a już na pewno nie tak daleko. Ale nic, postanowiłyśmy, że na razie nic nie zrobimy, mam brać leki i stosować się do reszty zaleceń. I wychodziło mi! Chociaż przez pierwsze dni, tygodnie to było straszne i nie ruszałam się z łóżka, to później było coraz lepiej! Później byłam w stanie na chwilę wyjść z pokoju! Po kilku miesiącach wychodziłam nawet z domu! Byłam strasznie szczęśliwa, że mi wychodzi i coraz lepiej sobie radzę. Chodziłam też cały ten czas do psychologa, było lepiej, sam optymizm, nadzieja tryskała ze mnie jak z wulkanu. Ale od jakiegoś czasu znowu zaczęły się pojawiać te myśli. Z początku takie niepozorne, że jednak się nie uda, po co próbować. Jednak przechodziło po dwóch dniach maksymalnie. Później coraz gorzej. Mama zdawała się nie widzieć postępów jakie robiłam, bo dla mnie to były kilometrowe kroki, a dla niej praktycznie nic to nie znaczyło. Nie dostrzegała tego, bo chciała żeby w sekundę wszystko się naprawiło. To dodatkowo mnie dołowało, a że pojawiało się coraz częściej - coraz częściej potrzebowałam kilku dni w samotności na poradzenie sobie z tymi niemiłymi myślami. Teraz mija tydzień od kiedy znowu się pojawiły i nie mogę się ich pozbyć. Nie rozmawiam praktycznie z nikim, siedzę w pokoju i pochłaniam seriale, bo tylko one zabijają czas w miarę szybko. I teraz już zupełnie nie potrafię się znowu pozbierać, nie mam już siły żeby walczyć, żeby choćby udawać, że będzie lepiej. I tak jak przez cały ten czas działałam według "nowego planu, który miał zakończyć się wielkim sukcesem - mną normalnie działającą w społeczeństwie" tak teraz wróciłam do "starego plany, którego celem jest bycie martwą". Nie lubię ludzi, nienawidzę faktu, że jestem jednym z nich. Jest to najgorsze, co mogło mi się przytrafić. Myślę zupełnie poważnie, że wolałabym być jakąś rośliną, drzewem. Ale z byciem człowiekiem zupełnie, ale to zupełnie sobie nie radzę. Nie potrafię najprostszych rzeczy, nie potrafię funkcjonować w tym ciele, nie cierpię go, chciałabym się wydostać albo zniknąć. Chciałabym być martwa, zasnąć i nigdy, przenigdy się nie obudzić. Nie myśleć, nie być tutaj.
Mam plan na pęknięty wyrostek: uciekać do lasu, najdalej jak się da, żeby się zgubić i nie brać ze sobą telefonu. Z bólu zwinąć się gdzieś pod krzakiem i czekać.
Nie wiem, nie potrafię po prostu wyjść i skończyć. Czekam na coś. A to na nowy film, bo wtedy i chyba tylko wtedy szaleję z radości, zapominając o całym świecie, albo na jakiś cud. Ale przecież i tak się tego nie doczekam. Więc siedzę tu 7 dzień i planuję. Nie chcę dotrwać do swoich urodzin, więc mam 5 miesięcy. Właściwie zrobiłam kiedyś listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią i jedną z nich jest napisanie książki. Nie chce jej wydawać, chcę się tylko czuć spełniona przez zrobienie czegoś, co zawsze chciałam zrobić. I dzisiaj w końcu postanowiłam wziąć się na jakieś aktywniejsze tworzenie postaci, dlatego weszłam na stronę enneagramu, żeby poczytać o różnych typach osobowości i dopasować je do bohaterów... I zajrzałam na forum. Jakoś musiałam się wygadać, bardzo przepraszam za taką rozprawkę...

Awatar użytkownika
Ael
Posty: 941
Rejestracja: sobota, 10 kwietnia 2010, 00:22
Enneatyp: Indywidualista
Lokalizacja: Kraina Czarów
Kontakt:

Re: Samobójstwo

#502 Post autor: Ael » wtorek, 9 lutego 2016, 23:49

Hmmm, myślę, że twoja mama mogłaby skorzystać bardzo z lektury tego artykułu, żeby przestała "oczekiwać cudów"
http://www.redheadbedhead.com/5-steps-t ... epression/

Co do reszty, hmmmm. Nie wiem, czy jak napiszę "nie zabijaj się, może być lepiej kiedyś a zabijanie się jest nieodwracalne i dlatego ch**owe" to to pomoże, raczej nie...chociaż serio w to wierzę. Ale może w ciągu tych 5 miesięcy znajdziesz coś, co jednak da ci trochę siły i/lub radości z życia? Trzymam za to kciuki!

Awatar użytkownika
carlos
Posty: 51
Rejestracja: czwartek, 8 stycznia 2009, 16:05
Enneatyp: Lojalista

Re: Samobójstwo

#503 Post autor: carlos » środa, 10 lutego 2016, 00:12

@Rosalie
Myślenie o samobójstwie to nic złego. Wszystko co robisz jest piękne, nawet jeśli to oglądanie seriali i chęć schowania się przed światem, jest częścią walki, drogi. W życiu piękne jest dla mnie to, że mogę zwinąć się w kłębek i płakać, kiedy czuje jakąś niesprawiedliwość i bezradność. Mogę się poddać i nic nie robić. Mam do tego prawo, prawo do płaczu i bezsilności, zapłakania nad losem swoim i innych. Opuszczenia rąk i powiedzenia - ja już nie daje rady, niech życie samo się o siebie zatroszczy. I tak właśnie robię. Lubie się czasem schować. Kiedy już nie mam siły myśleć, wtedy przychodzi załamanie; myśli odchodzą, zostaje czysty płacz, emocja. Nie robię nic i czekam. Objawia się wtedy dziwna skłonność rzeczywistości - pomimo, że ja już się poddaje i zdaje się na jej los, ona idzie dalej. Kiedy ja już nie walczę, to ona się mną opiekuje. Mimo, że nie działam to ona jakimś cudem trzyma mnie przy życiu. Zdarzają się jakieś zbiegi okoliczności, które powodują, że istnieje dalej, choć już o to nie dbam. To jest nawet pewna ulga. Już nie myślę jak się ocalić, a jednak żyję dalej. Życzę Ci, żebyś doświadczyła dużo miłości. Po pierwsze od siebie samej. Wiem, że dostrzegasz niesprawiedliwość jaka Cię dotyka i potrafisz się wzruszyć tym faktem.
6w5, ISTJ, ISxp, RLOEI

Awatar użytkownika
Wloczega4w5
Posty: 90
Rejestracja: poniedziałek, 20 lipca 2015, 11:44

Re: Samobójstwo

#504 Post autor: Wloczega4w5 » środa, 10 lutego 2016, 03:20

@Rosalie
A co jest powodem twojego braku chęci do życia? Jeżeli są to potknięcia/niepowodzenia to polecam taki system, że jak się wywalisz to leżysz i się nie ruszasz dopóki nie najdzie cię ochota żeby wstać. Może to trwać całe życie a może i tydzień, jednak psychika też potrzebuje odpoczynku. Z problemami często tak jest że jak się o nich nie myśli to po prostu znikają, zwłaszcza jak masz się czym zająć. Już nawet uzależnienie od czegoś jest lepszą opcją niż śmierć. Co takiego złego jest w byciu człowiekiem? Niby swędzi, niby boli, ale jakby nie patrzeć przynajmniej jesteś, a jakby cię nie było... to by cię nie było. Może stąd to się bierze, że ludzie nie potrafią sobie wyobrazić jakby to było nie istnieć.
Życie jest ciężkie, ale po to mamy różne przyjemności żeby jakoś przez nie przebrnąć, jak nie dla siebie to dla innych. Nikt nie mówił że będzie ładnie, ale w sumie nie jest tak tragicznie - nie muszę kończyć jakichś szkół żeby pracować w korpo! Popracuję, uzbieram kase, wydam ją, dalej popracuję, uzbieram kasę i dalej popracuję i wtedy wydam. Niby nic specjalnego, ale fajnie jest mieć coś takiego
Spoiler:
czy
Spoiler:
Właśnie dla takich rzeczy żyjemy, można też żyć dla czegoś większego, jak przedłużenie rodu, odnalezienie życia pozaziemskiego czy udowodnienie istnienia Boga - wolność Tomku w swoim domku. Ważne tylko żeby trzymać się planu - żyć.
Ps. Ja też nie lubię ludzi i uważam że jesteśmy istotami godnymi pożałowania, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę że na naszym świecie nie było jeszcze nic tak pięknego i twórczego jak człowiek.

Snufkin
Posty: 5625
Rejestracja: piątek, 4 kwietnia 2008, 14:28
Enneatyp: Obserwator

Re: Samobójstwo

#505 Post autor: Snufkin » środa, 10 lutego 2016, 07:30

I aksjomat Pana Światło: Żyj i pozwól umrzeć :what:
5w4, sp/sx/so
ILI - Ni, DCNH - CT(H)

Rosalie
Nowy użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: wtorek, 9 lutego 2016, 23:03

Re: Samobójstwo

#506 Post autor: Rosalie » środa, 10 lutego 2016, 20:07

Bałam się tutaj wejść, kiedy zobaczyłam, że ktoś odpowiedział, ale w końcu się przełamałam i chyba nie miałam się czego bać. Jesteście mili i dziękuję za to.

@Ael
Chyba właśnie dlatego to takie kuszące - raz na zawsze, zabijasz się i Cię nie ma. Wszystko znika, nie ma nic więcej. Bo nawet gdybym poddała się hibernacji, to tylko odwlekłabym w czasie wszystko, co dzieje się teraz. To na nic by się nie przydało. Przynajmniej w moim przypadku, bo to zależy od problemu.
Co do książki.. chyba najpierw powinnam porozmawiać z mamą, chociaż taka zwykła rozmowa może być cholernie trudna i sama nie wiem jak się do tego zabrać. No, zobaczymy. Dziękuję :)

@Carlos & @Wloczega4w5
"Przepraszam, że żyję" - przeczytałam to gdzieś i uznałam, że idealnie opisuje to moje myślenie, kiedy jestem właśnie w takim stanie. Z resztą, chyba zawsze tak się czuję. Bo kiedy tak się poddaję, zostawiam losowi prawo wyboru i zupełnie nie interesuje mnie nic, poza kocykiem i paczką chusteczek - jestem zupełnie bezużyteczna. Przez moje problemy jestem zupełnie wyłączona z życia, więc skoro nie wnoszę do świata nic wartościowego, nie chcę istnieć... to dlaczego miałabym trzymać się tego życia? Nie poszłam na studia - ludzie, wszędzie ludzie, załatwianie spraw, które przerażają mnie nie mniej niż inwazja obcych, zajęcia o dziwnych porach, a przez te może zdrowotne problemy moje wyjścia z domu muszą być ograniczane - a to tylko na jakiejś uczelni w moim mieście, opcja mieszkania gdzieś w Polsce, z dala od wszystkiego co znam, co wydaje się być bezpieczne... tego sobie nawet nie wyobrażam. Pójście do pracy - to samo, częste wychodzenie z domu na ileś tam godzin, załatwianie spraw, pewnie i jacyś ludzie by się trafili... Uczę się teraz w szkole policealnej - zajęcia odbywają się w weekendy - z tym daję radę. Ale po co ja to robię? Po to, żeby mieć złudzenia, że faktycznie COŚ robię.
Ale ile można udawać, co? Na świecie jest tyle ludzkich istnień, że nie czuję absolutnie żadnej potrzeby, żeby tu zostawać. Właściwie to jestem wkurzona, że jest ich tak dużo i obrażam się na cały świat, że ma miejsce taka sytuacja. To dodatkowo wzmaga moją niechęć do bycia jednym z nich.
Takie są właśnie powody... zero odwagi, śmiałości i samodzielności, problemy zdrowotne, brak optymizmu i zdolności do zmotywowania samej siebie, niechęć do bycia przedstawicielem akurat tego gatunku... Skumulowało się parę rzeczy.
Najbardziej denerwujące jest takie gdybanie, chyba wiecie o czym mówię. Co by było gdyby... gdybym była sobie zupełnie zdrowa. Lubiłam tak myśleć przez ostatnie parę miesięcy, bo tylko i wyłącznie przez ten czas to dodawało mi nadziei. A teraz znowu dołuje na potęgę. Bo gdyby tylko ta jedna rzecz była w porządku, to całą resztę dałabym radę naprawić.
Dobra, koniec publicznego użalania się nad sobą. Pierwszy i ostatni raz w życiu ; )
Znowu przepraszam za rozpisanie się i jakieś dziwne błędy, kombinacje, które z pewnością gdzieś się tutaj pojawiły... wciąż jestem trochę wystraszona tym, że naprawdę to tutaj opisuję.

Snufkin
Posty: 5625
Rejestracja: piątek, 4 kwietnia 2008, 14:28
Enneatyp: Obserwator

Re: Samobójstwo

#507 Post autor: Snufkin » środa, 10 lutego 2016, 20:41

Rosalie pisze:Najbardziej denerwujące jest takie gdybanie, chyba wiecie o czym mówię. Co by było gdyby... gdybym była sobie zupełnie zdrowa. Lubiłam tak myśleć przez ostatnie parę miesięcy, bo tylko i wyłącznie przez ten czas to dodawało mi nadziei. A teraz znowu dołuje na potęgę. Bo gdyby tylko ta jedna rzecz była w porządku, to całą resztę dałabym radę naprawić.
Też uwielbiam fantazjować i tworzyć alternatywne rzeczywistości w swojej głowie. Mam tylko świadomość, że nasze życie jest jakie jest i opcja 'drogi na skróty' (magicznego rozwiązania problemów), nie istnieje lub zdarza się bardzo rzadko, tak więc nie ma sensu rozpatrywać jej na poważnie. Generalnie życie polega na jego doświadczaniu mimo uwarunkowań na jakie nie zawsze mamy wpływ. Dlatego lepiej skupić się na tym co jest faktycznie realne, z czego możemy czerpać jakąś satysfakcję niż się całkiem poddać lub jak pisałaś 'zabijać czas'. Czas de facto nie istnieje a nasze jego postrzeganie jest iluzją, próba jego 'zabijania' rodzajem narkotycznej autohipnozy. Wszyscy jako ludzie stajemy przed dylematem: uzależnienie vs uniezależnienie. Nie ma sensu myśleć o życiu w kategoriach czysto biznesowych, kiedyś i tak wszystko się zawali, źle gdy wali się zbyt wcześnie.
5w4, sp/sx/so
ILI - Ni, DCNH - CT(H)

Awatar użytkownika
carlos
Posty: 51
Rejestracja: czwartek, 8 stycznia 2009, 16:05
Enneatyp: Lojalista

Re: Samobójstwo

#508 Post autor: carlos » czwartek, 11 lutego 2016, 12:04

Rosalie pisze: Przez moje problemy jestem zupełnie wyłączona z życia, więc skoro nie wnoszę do świata nic wartościowego, nie chcę istnieć... to dlaczego miałabym trzymać się tego życia? Nie poszłam na studia [...]
Mocno Cię rozumiem, sam miałem takie właśnie poczucie o sobie :( Wiesz, później skumałem, że miałem te myśli trochę ze względu na rodziców, którzy od zawsze podziwiali "konkretne rezultaty", harowali i traktowali z wrogością człowieka, który nie ma praktycznych umiejętności w świecie materialnym. Sami byli dyscyplinowani przez swoich rodziców. Zawdzięczam im nienawiść do siebie i do moich wszystkich naturalnych cech takich jak bycie człowiekiem przemyśleń bardziej niż działania. Moje zdolności artystyczne zdawały się przekleństwem. Na co komu artysta i filozof.
Każda osoba wnosi coś unikalnego do otoczenia, coś, czego nie zapewnią inni. Z czasem nauczyłem się to dostrzegać. Osoby, które nic nie robiły w sensie materialnym zwykle odznaczają się wrażliwoscią i opiekuńczością, która pozwala im wspierać innych. Po latach wiem też, że na miłość nie trzeba zasłużyć. Sam fakt, że obok mnie jest żywa istota napełnia mnie podziwem dla cudu życia. Radość wypływa z samej obecności i wspólnego bycia na tym świecie. Jest w tym jakaś niezwykła tajemnica, tak jakby wszyscy ludzie dzielili jedną duszę. Jesteśmy wszyscy jednym
6w5, ISTJ, ISxp, RLOEI

Awatar użytkownika
Agon
Posty: 1158
Rejestracja: wtorek, 30 grudnia 2014, 00:23
Kontakt:

Re: Samobójstwo

#509 Post autor: Agon » czwartek, 11 lutego 2016, 19:04

Obrazek

Rosalie, weź wbij na czata i pośmieszkuj z nami, zamiast płakać. Czasem konfy na skype robimy, to byśmy pogadali ;)

Jeśli ktoś ma wywalone na życie, to po co je sobie odbierać, skoro może posmakować wszystkich przyjemności, których do tej pory się obawiał?

Zabrzmiałem teraz siódemkowo, ale hedonizm wydaje mi się lepszą opcją, niż śmierć :D

Awatar użytkownika
carlos
Posty: 51
Rejestracja: czwartek, 8 stycznia 2009, 16:05
Enneatyp: Lojalista

Re: Samobójstwo

#510 Post autor: carlos » czwartek, 11 lutego 2016, 22:42

Ja jestem smutnym człowiekiem, to wkleję smutne wideo, ale pełne piękna i prawdy :)
https://www.youtube.com/watch?v=gu_pZjcwJNc
6w5, ISTJ, ISxp, RLOEI

ODPOWIEDZ