harvi11 pisze:
Nie umiem tak zrobić... W ogóle zauważyłem, że związki w których byłem i w których nic się nie działo były dla mnie nudne i je kończyłem
Weź sobie tak któregoś razu jak będziesz sam usiądź i zastanów się nad kilkoma kwestiami:
- co mi się w sobie podoba
- co bym w sobie zmienił
- co bym zmienił w swoim otoczeniu
- czym mnie ludzie drażnią a co mi się w nich podoba
- co cenię w innych
- czego mi w życiu brakuje, czego chcę/pragnę/potrzebuję.
I nieważne jakie będą te przemyślenia, po prostu się nad tym zastanów. Jeżeli chcesz sobie to na tym anonimowym dla ciebie forum albo a bloga gdzieś wrzucić to zrób to.
Nuda wynika z ciągłej potrzeby wrażeń i może jest to ucieczka przed twoją wewnętrzną pustką, może przed tym że podświadomie zdajesz sobie sprawę z tego że spokojna babka może zacząć po jakimś czasie oczekiwać od ciebie czegoś czego nie byłbyś w stanie jej dać a to by ci pojechało po samoocenie bo tak naprawdę uciekasz w aktywność od samego siebie i od jej potencjalnych oczekiwań bo tak ci wygodnie? Wogóle to słyszysz od nich jakiekolwiek słowa, które by cię w jakimś stopniu doceniały? A jak słyszysz takie słowa to jakie masz wrażenie?
Albo zdajesz sobie podświadomie sprawę że nie byłoby tak bardzo psychicznie bolesne odrzucenie czy "zranienie" przez kxxxę (Trójka) czy tamtą 4 (zwykłego nieudacznika) bo w takich relacjach nie ma głębi, ci ludzie są dla ciebie tak naprawdę nikim ale ktoś wyżej rozwinięty i bardziej "ludzki" (być może ktoś kogo byś cenił i szanował, może nawet podziwiał) jak by sam odszedł i uświadomił to jak wiele ci brakuje to wiedziałbyś że ma rację i to by było 100 razy gorsze odczucie bo dotarłoby to do ciebie o wiele bardziej? Może też częściowo wyczuwasz że ktoś taki jest kimś zupełnie innym niż ty i stąd się bierze odruch żeby od niej odejść bo przy niej zobaczysz ile ci "brakuje"?
Pytanie kim ty jesteś, wrzuciłeś na forum w kilkunastu postach jakieś tam niedoprecyzowane hasła, które nic właściwie o tobie tu nie mówią (pomijam już fakt, że w sieci można pisać na swój temat co się chce)
Przyczyn może być masa - pochodzenie z rozbitej rodziny albo z domu gdzie w domu były ciągłe awantury i walka między rodzicami a ty jako dzieciak patrzyłeś na to z boku mając wrażenie że świat jest podły, ze jesteś kompletnie sam i teraz chcąc nie chcąc sam się w takie relacje pakujesz, bo innych alternatyw po prostu nie znasz.
Może to była kwestia tego że byłeś przez większość życia gnojony przez płeć piękną, albo środowisko.... itd. itp...
Wiesz jest coś takiego jak strefa komfortu. Dziwne że facet dobiegający 30 nie ma skali porównawczej ale jeżeli przez długi czas wyrastasz w otoczeniu które ładuje ci go głowy różne (czasem nawet szkodliwe/bardzo szkodliwe dla ciebie i dla innych) wzorce to możesz nawet nie wiedzieć co jest dobre a co złe. Jak wyjdziesz z tego (co może zając ładnych parę lat nawet), to dopiero będziesz wiedział. Jest tez wtedy odczuwalny ten efekt o którym mówiłem "strefa komfortu" Polega to na tym że znasz swoją sytuację bardzo dobrze, czujesz się w tym średnio, czasem nawet źle albo bardzo źle ale sposób w jaki się zachowujesz jest dla ciebie bardzo dobrze znany, potrafisz przewidzieć wynik swoich działań, masz wypracowane mechanizmy obronne na ewentualne konsekwencje, no a sam poza tym nie znasz innych metod postępowania w praktyce, więc nie masz motywacji żeby cokolwiek zmieniać bo nie masz pojęcia jaki to da efekt - wygodnie jest siedzieć w tym co się zna bo jakieś mechanizmy obronne w psychice masz już wyrobione na ten swój stan tj. jego efekty uboczne które odczuwasz. Cholernie ciężko jest z czegoś takiego wyjść 9szczególnie jak tkwisz w tym od wielu lat) ale da się.
Recept na zmiany ode mnie tu nie oczekuj bo nawet cię nie znam, kompletnie niczego o tobie nie wiem, nie wiem jakie miałeś dzieciństwo, z jakiej rodziny pochodzisz, nie wiem nic o jakichś istotnych punktach zwrotnych w twoim życiu - kompletnie nic - a wszystkich możliwych przyczyn i skutków można by tutaj wypisać na kilka (jak nie kilkadziesiąt) książek i siedzieć nad tym pół roku bez sensu.
. Dlaczego muszę lubić się zadręczać i nie mogę się ustabilizować? W listopadzie stuknie mi trzydziestka...
Jest takie fajne powiedzonko że dojrzewa się całe życie - i to prawda. Każdy się z czasem zmienia bez względu na to czy to zaplanował i świadomie zaczął działać, czy życie nagle wystawiło go na nowe sytuacje i odwróciło wszystko do góry nogami, albo - po prostu z dnia na dzień powoli zmienia się jego codzienność, tak że sam nawet tego nie zauważa, ale zmieniają się z czasem jego poglądy, spostrzeżenia, opinie, postępowanie. To jest proces z którego możesz sobie nawet nie zdawać sprawy, najlepiej i najpełniej za to dostrzega to twoje otoczenie - i to jest niezły punkt wyjścia dla kogoś kto chce te zmian dostrzec. Czasem dotychczasowi ludzie którymi się otaczasz zaczną się od ciebie odsuwać, wręcz przestaną cię nawet tolerować, nawet mogą zacząć gnoić, a inni z kolei zaczną się cieszyć że wreszcie zacząłeś być normalny, zaczną cię coraz bardziej lubić i doceniać. Poza zwykła rozmową to pośrednia oznaka tego że zacząłeś się zmieniać.