Problem z MBTI
: piątek, 12 sierpnia 2016, 18:27
Specjaliści od zasobów ludzkich i trenerzy biznesu często korzystają z dorobku psychologii akademickiej, chociażby używając testów opracowanych przez psychologów-naukowców. Zdarza się jednak, że w korporacyjnym świecie popularność zdobywają techniki i narzędzia, które albo w ogóle nie są przedmiotem zainteresowania uniwersyteckich psychologów, albo zostały już przez nich zdyskredytowane. Dotyczy to niektórych testów pomiaru osobowości powszechnie stosowanych w biznesie, a sztandarowym przykładem jest tu popularny test MBTI. Szacuje się, że firma dystrybuująca narzędzie MBTI zarabia na nim ok. 20 milionów dolarów rocznie, każdego roku ok. 2 milionów osób korzysta z niego, żeby dowiedzieć się czegoś o swojej osobowości. Są to głównie pracownicy dużych organizacji, osoby przechodzące przez proces rekrutacyjny, ale także uczniowie i studenci korzystający z usług doradców zawodowych, a nawet pracownicy amerykańskich agend rządowych. Niewątpliwie Myers-Briggs Type Indicator zrobił dużą karierę w świecie biznesu. Tymczasem naukowcy specjalizujący się w badaniach osobowości prawie wcale nie zajmują się tym narzędziem, prawie nic nie wyskakuje, kiedy wpisujemy hasło MBTI w wyszukiwarce czasopism naukowych. Nieliczne analizy naukowe poświęcone temu narzędziu wskazują zaś, że pozostawia on wiele do życzenia i z punktu widzenia psychometrii bliżej mu do horoskopów niż do testów pomiaru osobowości. Co zatem zadecydowało o tym, że mimo licznych braków, akurat to narzędzie stało się tak popularne?
Wszystko zaczęło się od Karla Junga, który w wydanej w 1921r. książce Psychologische Typen opisał swoje obserwacje dotyczące ludzkiego funkcjonowania. Warto podkreślić, że były to osobiste obserwacje poczynione przez Junga, niepoparte szerszymi badaniami czy analizami statystycznymi. Naturalnie Jung wielkim psychologiem był, a wszystko działo się, zanim psychologia na dobre sięgnęła po metody badawcze nauk przyrodniczych. Niemniej współcześnie uważa się, że luźne obserwacje niewielkiej liczby osób mają małą wartość naukową. W każdym razie Jung zaobserwował, że spotykane przez niego osoby różnią się na czterech wymiarach. Ludzie mieliby zatem (1) obserwować albo osądzać, (2) preferować racjonalne myślenie albo odczuwanie, (3) kierować się poznaniem zmysłowym albo intuicją, (4) być intro- albo ekstrawertykami. Sam Jung miał spory dystans to tego podziału, napisał w Psychologische Typen, że te cztery kategorie odnoszą się do pewnych tendencji, mogą służyć jako wskazówki, ale nie powinny być używane do kategoryzowania ludzi. Bowiem zadaniem tego psychoanalityka „(…) nie ma czegoś takiego, jak czysty introwertyk albo czysty ekstrawertyk. Taka osoba musiałaby przebywać w szpitalu psychiatrycznym. To są tylko określenia, które mają opisywać pewną skłonność (…)” (luźne tłumaczenie mojego autorstwa). Koncepcją osobowości zaproponowaną przez Junga zainteresowały się Isabel Briggs-Myers i jej matka, Katherine Briggs – żadna z nich nie miała wykształcenia psychologicznego. W latach 40-tych ubiegłego wieku opracowały narzędzie pomiaru czterech wymiarów Junga, narzędzie to znamy pod nazwą Myers-Briggs Type Inventory (MBTI). Warto odnotować, że kolejność „teoria, a następnie tworzenie pod jej kątem narzędzia” nie jest oczywista: najlepiej przebadana koncepcja osobowości, wielka piątka, powstała, ponieważ w szeroko zakrojonych analizach empirycznych wyłoniło się pięć wymiarów osobowości. MBTI pozwala zaklasyfikować człowieka do jednej z dwóch kategorii na czterech wymiarach. Jako wynik testu uzyskuje się zatem cztery etykiety. Ponieważ autorki przypisały każdej etykiecie literę, uzyskujemy zgrabny, czteroliterowy wynik (np. ENFP: extraversion, intuition, feeling, perception). To jeszcze nie koniec, ponieważ z literek można stworzyć 16 kombinacji, które właśnie stanowią owe tytułowe 16 typów. Zatem Jungowska koncepcja luźnych tendencji została zastąpiona ideą wpasowywania ludzi do dychotomicznych kategorii, a następnie przypisywania im jednego z typów.
Washington Post w bardzo krytycznym wobec MBTI artykule zacytowano spadkobierczynię autorek – powiedziała ona w wolnym tłumaczeniu, że „psychologie niechętnie używali kwestionariusz, ponieważ uważali Junga za szalonego mistyka”. Rzeczywiście, jeżeli już wspomina się o MBTI na zajęciach z psychometrii (nauka o tworzeniu testów psychologicznych), podaje się go ja przykład na nienaukową pop-psychologię. Narzędzie to nie jest używane w badaniach naukowych, niewielu psychologów akademickich pochyliło się nad jego właściwościami psychometrycznymi. Zaś przeprowadzone w tym zakresie badania stawiają kwestionariusz w dosyć złym świetle, pokazując jego niską wartość merytoryczną. Firma CPP, która ma prawa autorskie do kwestionariusza i zajmuje się jego dystrybucją, chwali się przeprowadzaniem cyklu badań weryfikujących właściwości psychometryczne narzędzia. Niestety jednak te wyniki nie zostały opublikowane w recenzowanych pismach psychologicznych, trafiły głównie na stronę internetową firmy, do wydawanych przez nią broszur i do mniej znaczących pism lokalnych (cytowany przez Washington Post profesor Stanfordu, Carl Thoresen, twierdzi, że żadne poważne pismo nie przyjęłoby tekstu o MBTI). Taka praktyka uniemożliwia merytoryczną debatę z udziałem niezależnych ekspertów, gdyż to właśnie recenzowane czasopisma są miejscem wymiany poglądów. Postaram się tu przedstawić wyniki badań prezentowane przez CPP oraz rezultaty uzyskane w nielicznych badaniach prowadzonych przez zewnętrznych autorów.
Ważną cechą testów psychologicznych jest ich rzetelność – to miara poprawności pomiaru oznaczająca, że wynik testu nie jest dziełem przypadku i jeśli przeprowadzimy test ponownie, wynik będzie zbliżony. CPP podaje na swojej stronie, że wartość wskaźnika rzetelności dla najnowszej wersji narzędzia wynosi 0,77 – to całkiem nieźle. Niemniej ten wynik odnosi się do tzw. spójności wewnętrznej narzędzia. Kiedy w innych badaniach Howes i Carscadon sprawdzili inny aspekt rzetelność, spójność testu w czasie, wyniki nie były takie dobre. Badacze przeprowadzili pomiar za pomocą MBTI, po pięciu tygodniach przebadali te same osoby. Okazało się, że w 50% przypadków uczestnicy zostali zaklasyfikowani do innego typu. Takie odkrycie dyskredytuje test, ponieważ pokazuje, że wyniki uczestników są w dużej mierze dziełem przypadku. Niski poziom rzetelności test-retest dla MBTI wykazali też inni badacze, między innymi Capraro i Capraro. Poza rzetelnością, dobry test powinien się cechować wysoką trafnością. Trafność odnosi się do tego, na ile narzędzie mierzy to, co w zamyśle autorów miało mierzyć. W przypadku testów na inteligencję wysoka trafność oznacza, że test pozwala miarodajnie zmierzyć to, co autorzy uznali za przejawy inteligencji. W przypadku MBTI byłoby mierzenie czterech dychotomicznych kategorii opisanych przez autorki. Nie do końca tak jest. Pittenger przywołuje wyniki kilku badań, w których sprawdzano strukturę czynnikową testu. Okazywało się, że z danych wyłania się inna liczba czynników niż cztery (na przykład sześć w bardzo szeroko zakrojonym badaniu Sippsa, Alexandra i Friedta) i że te czynniki nie są nawet zbliżone do tych, które przewiduje teoria. Nie ma więc podstaw, ale wyliczać wyniki dla czterech dychotomicznych kategorii. Można powiedzieć, że wyniki testu są „na siłę” dopasowywane do wymagań teorii. To podejście diametralnie różne od złotego standardu psychometrii, czyli testu NEO mierzącego wielką piątkę – w tym zarówno test, jak i koncepcja były od zera budowane na podstawie danych empirycznych.
Niska rzetelność MBTI, a co za tym idzie, przypadkowość wyników, bierze się po części z konstrukcji narzędzia, a mianowicie z jego bimodalnej struktury. Należy tu wprowadzić rozróżnienie na cechy i typy. Cechy odnoszą się do ciągłych wymiarów, natomiast typy oznaczają dwie lub więcej kategorii, do których możemy wpasowywać ludzi. Idea cech dominuje w psychologii osobowości, ponieważ zdecydowana większość ludzkich cech ma rozkład normalny. Co to znaczy? Weźmy za przykład wzrost. Jeżeli zmierzymy wzrost Polaków, wyliczymy średni wzrost Polaka i stworzymy na tej podstawie wykres, większość ludzi znajdzie się w okolicach średniej, im dalej od średniej w jedną lub drugą stronę, tym mniej osób, tylko kilkoro Polaków będzie miało bardzo niski albo bardzo wysoki wzrost. Podobnie jest z inteligencją, cechami osobowości. W tym chociażby z introwersją i ekstrawersją. Zdecydowana większość ludzi w społeczeństwie ma średni wynik na tej skali: czasami są intro-, czasami ekstrawertykami, mają i takie, i takie cechy. Co się więc dzieje, kiedy nakładamy na to bimodalną kategorię? Osoby, które są troszeczkę powyżej średniej, są wpychane do kategorii „ekstrawertyk”, ludzie troszeczkę poniżej średniej są umieszczani w kategorii „introwertyk”. W podejściu cechowym powiedzielibyśmy, że wszystkie te osoby mieszczą się w jednym odchyleniu standardowym od średniej, więc zasadniczo nie ma między nimi różnicy. W podejściu bimodalnym dostają jedną albo drugą etykietkę. Wracamy do rozkładu normalnego (i do Junga, który twierdził, że nie ma intro- i ekstrawertyków, są ludzie o takich i takich cechach) – skoro większość osób plasuje się plasuje się blisko średniej, o naszych etykietkach decyduje czasem jedno, dwa pytania. To też wyjaśnia, dlaczego po kilku tygodniach mamy inne typy osobowości.
Według dostępnych danych własności psychometryczne narzędzia są niezadowalające, trudno powiedzieć, co ono właściwie mierzy. Jednak z punktu widzenia współczesnej wiedzy psychologicznej dychotomie uwzględnione w koncepcji Myers-Briggs są dziwne. Psycholog Adam Grant zwraca uwagę na przeciwstawienie myślenia i odczuwania. Taka opozycja pojawia się w romantycznej literaturze, być może Jung postrzegał swoich znajomych jako racjonalnych i logicznych albo empatycznych, emocjonalnych. Tylko że brak naukowych przesłanek na istnienie takiej opozycji. Badania pokazują raczej, że osoby, które sobie lepiej radzą z wnioskowaniem i myśleniem logicznym również lepiej sobie radzą z emocjami swoimi i innych osób. Nie jest tak, że albo myślimy, albo odczuwamy. Raczej im lepiej myślimy, tym lepiej sobie radzimy z odczuwaniem. Ta dychotomia jest więc w dużej mierze nieuzasadniona.
Zdaniem autorek i dystrybutorów kwestionariusza typy osobowości przekładają się na style poznawcze, a w związku z tym na preferencje zawodowe i szanse powodzenia w określonej ścieżce kariery. Dlatego MBTI bywa polecany doradcom zawodowym, rekruterom i osobom odpowiedzialnym za rozwój pracowników. Firma CPP podaje, że na przykład osoby kierujące się intuicją częściej wybierają zawody artystyczne niż osoby, które kierują się poznaniem zmysłowym. Jednakże liczni autorzy, między innymi psycholog dr David Pittenger, wskazują na brak związku między typami a preferencjami zawodowymi. Pittenger podaje następujący przykład: zwolennicy MBTI twierdzą, że wśród nauczycieli szkół podstawowych dominują osoby o typie ESTJ (ok. 12% przebadanych nauczycieli). Okazuje się jednak, że w ogólnej populacji również ok. 12% osób uzyskuje wynik pasujący do tego typu, nie ma więc podstaw, aby mówić o specyficznej zależności między typem a skłonnością do uczenia małych dzieci. Zdaniem Pittengera również w innych zawodach (np. pielęgniarki czy managera) rozkład typów jest podobny jak w ogólnej populacji. Pittenger poddał z resztą krytyce sposób analizowania danych i wyciągania wniosków w zleconych prze CPP badaniach dotyczących zależności między typami a sukcesem w pracy menedżera. Również William Gardner i Mark Martinko przyjrzeli się dotychczas przeprowadzonym badaniom dotyczącym typów osobowości managerów i pokazali, że dowody na zależności między typami a skutecznością w pracy menedżera są bardzo nikłe. Znaleźli też niedociągnięcia metodologiczne w cytowanych przez CPP badaniach. Jeszcze dalej poszli Daniel Druckman i Robert Bjork. W opracowaniu zleconym przez amerykański Army Research Institute napisali, że dostępne wyniki badań sugerują, że MBTI jest bezużyteczny w doradztwie zawodowym i planowaniu kariery i bazuje on po prostu na stereotypach.
Jeżeli MBTI jest tak niedoskonały, dlaczego wciąż jest powszechnie używany? Dlaczego specjaliści od rekrutacji i zarządzania zasobami ludzkimi nie korzystają chociażby z popularnej w świecie akademickim koncepcji wielkiej piątki? Częściowo może to wynikać z tego, że w kwestionariuszu Myers-Briggs wyniki zasadniczo zawsze są pozytywne – obydwie ewentualności każdego wymiaru opisano poprzez zalety. Zatem nie ma znaczenia, który typ nam przypadnie, bowiem w opisie każdego są pozytywne treści. Udział w badaniu z użyciem takiego narzędzia zawsze poprawi nam humor. Z kolei w skład wielkiej piątki wchodzi wymiar neurotyczność, który, mówiąc oględnie, może dawać niepożądane wyniki. Nie wiele osób oprócz Woody’ego Allena chce o sobie myśleć, że mają wysoki poziom neurotyczności, trudno więc sobie wyobrazić, że będą płacić za test, który pozwoli to wykazać empirycznie. Dla wielu osób niski poziom na skali ugodowości czy sumienności również mógłby być trudny do zaakceptowania. Można więc powiedzieć, że MBTI nie mówi nam rzeczy, których nie chcielibyśmy o sobie wiedzieć. Kolejnym atutem marketingowym narzędzia może być to, co decyduje o jego niedoskonałości merytorycznej – użycie typów, a nie wymiarów ciągłych. Z merytorycznego punktu widzenia więcej sensu ma powiedzenie, że poziom ekstrawersji danej osoby mieści się w jednym odchyleniu standardowym powyżej średniej. Okazuje się jednak, że użytkownicy wolą proste dychotomiczne kategorie: jesteś introwertykiem albo ekstrawertykiem. Takie proste podziały przemawiają dużo lepiej, nawet jeśli są nieuzasadnione. Podział na 16 typów jest zatem atrakcyjny, ponieważ dla przeciętnego użytkownika jest przejrzysty i czytelny. W tekście poświęconym MBTI opublikowanym w Washington Post pojawia się też argument, że impet marketingowy narzędzia wynika z tego, że jego dystrybucja jest prowadzona przez jedną firmę. Wielka piątką do nikogo nie należy – jest własnością społeczności akademickiej, nikomu zatem nie zależy na zwiększaniu jej potencjału rynkowego. Warto dodać, że w Polsce testy uznane przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne są dostępne tylko dla osób z wykształceniem psychologicznym. Prawo do używania MBTI zyskuje się po ukończeniu krótkiego kursu, co umożliwia osobom bez studiów psychologicznych mierzenie osobowości. To też z pewnością sprzyja popularyzacji narzędzia w środowisku biznesowym.
Czy zatem inwentarz typów powinien być stosowany w firmach? Wielu specjalistów od badania osobowości zgadza się, że to narzędzie może być używane jako ciekawostka, w formie rozrywki. Nie ma zaś większego uzasadnienia, żeby na podstawie wyników MBTI podejmować decyzje dotyczące zatrudnienia lub rozwoju pracowników. Nie jest to też użyteczne narzędzie w doradztwie zawodowym dla uczniów i studentów. Z pewnością należy mieć dystans do tego inwentarza, bo mimo dużej popularności ma on niewielką wartość merytoryczną.
Źródło: Justyna Kucharska - Problem z MBTI
Wszystko zaczęło się od Karla Junga, który w wydanej w 1921r. książce Psychologische Typen opisał swoje obserwacje dotyczące ludzkiego funkcjonowania. Warto podkreślić, że były to osobiste obserwacje poczynione przez Junga, niepoparte szerszymi badaniami czy analizami statystycznymi. Naturalnie Jung wielkim psychologiem był, a wszystko działo się, zanim psychologia na dobre sięgnęła po metody badawcze nauk przyrodniczych. Niemniej współcześnie uważa się, że luźne obserwacje niewielkiej liczby osób mają małą wartość naukową. W każdym razie Jung zaobserwował, że spotykane przez niego osoby różnią się na czterech wymiarach. Ludzie mieliby zatem (1) obserwować albo osądzać, (2) preferować racjonalne myślenie albo odczuwanie, (3) kierować się poznaniem zmysłowym albo intuicją, (4) być intro- albo ekstrawertykami. Sam Jung miał spory dystans to tego podziału, napisał w Psychologische Typen, że te cztery kategorie odnoszą się do pewnych tendencji, mogą służyć jako wskazówki, ale nie powinny być używane do kategoryzowania ludzi. Bowiem zadaniem tego psychoanalityka „(…) nie ma czegoś takiego, jak czysty introwertyk albo czysty ekstrawertyk. Taka osoba musiałaby przebywać w szpitalu psychiatrycznym. To są tylko określenia, które mają opisywać pewną skłonność (…)” (luźne tłumaczenie mojego autorstwa). Koncepcją osobowości zaproponowaną przez Junga zainteresowały się Isabel Briggs-Myers i jej matka, Katherine Briggs – żadna z nich nie miała wykształcenia psychologicznego. W latach 40-tych ubiegłego wieku opracowały narzędzie pomiaru czterech wymiarów Junga, narzędzie to znamy pod nazwą Myers-Briggs Type Inventory (MBTI). Warto odnotować, że kolejność „teoria, a następnie tworzenie pod jej kątem narzędzia” nie jest oczywista: najlepiej przebadana koncepcja osobowości, wielka piątka, powstała, ponieważ w szeroko zakrojonych analizach empirycznych wyłoniło się pięć wymiarów osobowości. MBTI pozwala zaklasyfikować człowieka do jednej z dwóch kategorii na czterech wymiarach. Jako wynik testu uzyskuje się zatem cztery etykiety. Ponieważ autorki przypisały każdej etykiecie literę, uzyskujemy zgrabny, czteroliterowy wynik (np. ENFP: extraversion, intuition, feeling, perception). To jeszcze nie koniec, ponieważ z literek można stworzyć 16 kombinacji, które właśnie stanowią owe tytułowe 16 typów. Zatem Jungowska koncepcja luźnych tendencji została zastąpiona ideą wpasowywania ludzi do dychotomicznych kategorii, a następnie przypisywania im jednego z typów.
Washington Post w bardzo krytycznym wobec MBTI artykule zacytowano spadkobierczynię autorek – powiedziała ona w wolnym tłumaczeniu, że „psychologie niechętnie używali kwestionariusz, ponieważ uważali Junga za szalonego mistyka”. Rzeczywiście, jeżeli już wspomina się o MBTI na zajęciach z psychometrii (nauka o tworzeniu testów psychologicznych), podaje się go ja przykład na nienaukową pop-psychologię. Narzędzie to nie jest używane w badaniach naukowych, niewielu psychologów akademickich pochyliło się nad jego właściwościami psychometrycznymi. Zaś przeprowadzone w tym zakresie badania stawiają kwestionariusz w dosyć złym świetle, pokazując jego niską wartość merytoryczną. Firma CPP, która ma prawa autorskie do kwestionariusza i zajmuje się jego dystrybucją, chwali się przeprowadzaniem cyklu badań weryfikujących właściwości psychometryczne narzędzia. Niestety jednak te wyniki nie zostały opublikowane w recenzowanych pismach psychologicznych, trafiły głównie na stronę internetową firmy, do wydawanych przez nią broszur i do mniej znaczących pism lokalnych (cytowany przez Washington Post profesor Stanfordu, Carl Thoresen, twierdzi, że żadne poważne pismo nie przyjęłoby tekstu o MBTI). Taka praktyka uniemożliwia merytoryczną debatę z udziałem niezależnych ekspertów, gdyż to właśnie recenzowane czasopisma są miejscem wymiany poglądów. Postaram się tu przedstawić wyniki badań prezentowane przez CPP oraz rezultaty uzyskane w nielicznych badaniach prowadzonych przez zewnętrznych autorów.
Ważną cechą testów psychologicznych jest ich rzetelność – to miara poprawności pomiaru oznaczająca, że wynik testu nie jest dziełem przypadku i jeśli przeprowadzimy test ponownie, wynik będzie zbliżony. CPP podaje na swojej stronie, że wartość wskaźnika rzetelności dla najnowszej wersji narzędzia wynosi 0,77 – to całkiem nieźle. Niemniej ten wynik odnosi się do tzw. spójności wewnętrznej narzędzia. Kiedy w innych badaniach Howes i Carscadon sprawdzili inny aspekt rzetelność, spójność testu w czasie, wyniki nie były takie dobre. Badacze przeprowadzili pomiar za pomocą MBTI, po pięciu tygodniach przebadali te same osoby. Okazało się, że w 50% przypadków uczestnicy zostali zaklasyfikowani do innego typu. Takie odkrycie dyskredytuje test, ponieważ pokazuje, że wyniki uczestników są w dużej mierze dziełem przypadku. Niski poziom rzetelności test-retest dla MBTI wykazali też inni badacze, między innymi Capraro i Capraro. Poza rzetelnością, dobry test powinien się cechować wysoką trafnością. Trafność odnosi się do tego, na ile narzędzie mierzy to, co w zamyśle autorów miało mierzyć. W przypadku testów na inteligencję wysoka trafność oznacza, że test pozwala miarodajnie zmierzyć to, co autorzy uznali za przejawy inteligencji. W przypadku MBTI byłoby mierzenie czterech dychotomicznych kategorii opisanych przez autorki. Nie do końca tak jest. Pittenger przywołuje wyniki kilku badań, w których sprawdzano strukturę czynnikową testu. Okazywało się, że z danych wyłania się inna liczba czynników niż cztery (na przykład sześć w bardzo szeroko zakrojonym badaniu Sippsa, Alexandra i Friedta) i że te czynniki nie są nawet zbliżone do tych, które przewiduje teoria. Nie ma więc podstaw, ale wyliczać wyniki dla czterech dychotomicznych kategorii. Można powiedzieć, że wyniki testu są „na siłę” dopasowywane do wymagań teorii. To podejście diametralnie różne od złotego standardu psychometrii, czyli testu NEO mierzącego wielką piątkę – w tym zarówno test, jak i koncepcja były od zera budowane na podstawie danych empirycznych.
Niska rzetelność MBTI, a co za tym idzie, przypadkowość wyników, bierze się po części z konstrukcji narzędzia, a mianowicie z jego bimodalnej struktury. Należy tu wprowadzić rozróżnienie na cechy i typy. Cechy odnoszą się do ciągłych wymiarów, natomiast typy oznaczają dwie lub więcej kategorii, do których możemy wpasowywać ludzi. Idea cech dominuje w psychologii osobowości, ponieważ zdecydowana większość ludzkich cech ma rozkład normalny. Co to znaczy? Weźmy za przykład wzrost. Jeżeli zmierzymy wzrost Polaków, wyliczymy średni wzrost Polaka i stworzymy na tej podstawie wykres, większość ludzi znajdzie się w okolicach średniej, im dalej od średniej w jedną lub drugą stronę, tym mniej osób, tylko kilkoro Polaków będzie miało bardzo niski albo bardzo wysoki wzrost. Podobnie jest z inteligencją, cechami osobowości. W tym chociażby z introwersją i ekstrawersją. Zdecydowana większość ludzi w społeczeństwie ma średni wynik na tej skali: czasami są intro-, czasami ekstrawertykami, mają i takie, i takie cechy. Co się więc dzieje, kiedy nakładamy na to bimodalną kategorię? Osoby, które są troszeczkę powyżej średniej, są wpychane do kategorii „ekstrawertyk”, ludzie troszeczkę poniżej średniej są umieszczani w kategorii „introwertyk”. W podejściu cechowym powiedzielibyśmy, że wszystkie te osoby mieszczą się w jednym odchyleniu standardowym od średniej, więc zasadniczo nie ma między nimi różnicy. W podejściu bimodalnym dostają jedną albo drugą etykietkę. Wracamy do rozkładu normalnego (i do Junga, który twierdził, że nie ma intro- i ekstrawertyków, są ludzie o takich i takich cechach) – skoro większość osób plasuje się plasuje się blisko średniej, o naszych etykietkach decyduje czasem jedno, dwa pytania. To też wyjaśnia, dlaczego po kilku tygodniach mamy inne typy osobowości.
Według dostępnych danych własności psychometryczne narzędzia są niezadowalające, trudno powiedzieć, co ono właściwie mierzy. Jednak z punktu widzenia współczesnej wiedzy psychologicznej dychotomie uwzględnione w koncepcji Myers-Briggs są dziwne. Psycholog Adam Grant zwraca uwagę na przeciwstawienie myślenia i odczuwania. Taka opozycja pojawia się w romantycznej literaturze, być może Jung postrzegał swoich znajomych jako racjonalnych i logicznych albo empatycznych, emocjonalnych. Tylko że brak naukowych przesłanek na istnienie takiej opozycji. Badania pokazują raczej, że osoby, które sobie lepiej radzą z wnioskowaniem i myśleniem logicznym również lepiej sobie radzą z emocjami swoimi i innych osób. Nie jest tak, że albo myślimy, albo odczuwamy. Raczej im lepiej myślimy, tym lepiej sobie radzimy z odczuwaniem. Ta dychotomia jest więc w dużej mierze nieuzasadniona.
Zdaniem autorek i dystrybutorów kwestionariusza typy osobowości przekładają się na style poznawcze, a w związku z tym na preferencje zawodowe i szanse powodzenia w określonej ścieżce kariery. Dlatego MBTI bywa polecany doradcom zawodowym, rekruterom i osobom odpowiedzialnym za rozwój pracowników. Firma CPP podaje, że na przykład osoby kierujące się intuicją częściej wybierają zawody artystyczne niż osoby, które kierują się poznaniem zmysłowym. Jednakże liczni autorzy, między innymi psycholog dr David Pittenger, wskazują na brak związku między typami a preferencjami zawodowymi. Pittenger podaje następujący przykład: zwolennicy MBTI twierdzą, że wśród nauczycieli szkół podstawowych dominują osoby o typie ESTJ (ok. 12% przebadanych nauczycieli). Okazuje się jednak, że w ogólnej populacji również ok. 12% osób uzyskuje wynik pasujący do tego typu, nie ma więc podstaw, aby mówić o specyficznej zależności między typem a skłonnością do uczenia małych dzieci. Zdaniem Pittengera również w innych zawodach (np. pielęgniarki czy managera) rozkład typów jest podobny jak w ogólnej populacji. Pittenger poddał z resztą krytyce sposób analizowania danych i wyciągania wniosków w zleconych prze CPP badaniach dotyczących zależności między typami a sukcesem w pracy menedżera. Również William Gardner i Mark Martinko przyjrzeli się dotychczas przeprowadzonym badaniom dotyczącym typów osobowości managerów i pokazali, że dowody na zależności między typami a skutecznością w pracy menedżera są bardzo nikłe. Znaleźli też niedociągnięcia metodologiczne w cytowanych przez CPP badaniach. Jeszcze dalej poszli Daniel Druckman i Robert Bjork. W opracowaniu zleconym przez amerykański Army Research Institute napisali, że dostępne wyniki badań sugerują, że MBTI jest bezużyteczny w doradztwie zawodowym i planowaniu kariery i bazuje on po prostu na stereotypach.
Jeżeli MBTI jest tak niedoskonały, dlaczego wciąż jest powszechnie używany? Dlaczego specjaliści od rekrutacji i zarządzania zasobami ludzkimi nie korzystają chociażby z popularnej w świecie akademickim koncepcji wielkiej piątki? Częściowo może to wynikać z tego, że w kwestionariuszu Myers-Briggs wyniki zasadniczo zawsze są pozytywne – obydwie ewentualności każdego wymiaru opisano poprzez zalety. Zatem nie ma znaczenia, który typ nam przypadnie, bowiem w opisie każdego są pozytywne treści. Udział w badaniu z użyciem takiego narzędzia zawsze poprawi nam humor. Z kolei w skład wielkiej piątki wchodzi wymiar neurotyczność, który, mówiąc oględnie, może dawać niepożądane wyniki. Nie wiele osób oprócz Woody’ego Allena chce o sobie myśleć, że mają wysoki poziom neurotyczności, trudno więc sobie wyobrazić, że będą płacić za test, który pozwoli to wykazać empirycznie. Dla wielu osób niski poziom na skali ugodowości czy sumienności również mógłby być trudny do zaakceptowania. Można więc powiedzieć, że MBTI nie mówi nam rzeczy, których nie chcielibyśmy o sobie wiedzieć. Kolejnym atutem marketingowym narzędzia może być to, co decyduje o jego niedoskonałości merytorycznej – użycie typów, a nie wymiarów ciągłych. Z merytorycznego punktu widzenia więcej sensu ma powiedzenie, że poziom ekstrawersji danej osoby mieści się w jednym odchyleniu standardowym powyżej średniej. Okazuje się jednak, że użytkownicy wolą proste dychotomiczne kategorie: jesteś introwertykiem albo ekstrawertykiem. Takie proste podziały przemawiają dużo lepiej, nawet jeśli są nieuzasadnione. Podział na 16 typów jest zatem atrakcyjny, ponieważ dla przeciętnego użytkownika jest przejrzysty i czytelny. W tekście poświęconym MBTI opublikowanym w Washington Post pojawia się też argument, że impet marketingowy narzędzia wynika z tego, że jego dystrybucja jest prowadzona przez jedną firmę. Wielka piątką do nikogo nie należy – jest własnością społeczności akademickiej, nikomu zatem nie zależy na zwiększaniu jej potencjału rynkowego. Warto dodać, że w Polsce testy uznane przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne są dostępne tylko dla osób z wykształceniem psychologicznym. Prawo do używania MBTI zyskuje się po ukończeniu krótkiego kursu, co umożliwia osobom bez studiów psychologicznych mierzenie osobowości. To też z pewnością sprzyja popularyzacji narzędzia w środowisku biznesowym.
Czy zatem inwentarz typów powinien być stosowany w firmach? Wielu specjalistów od badania osobowości zgadza się, że to narzędzie może być używane jako ciekawostka, w formie rozrywki. Nie ma zaś większego uzasadnienia, żeby na podstawie wyników MBTI podejmować decyzje dotyczące zatrudnienia lub rozwoju pracowników. Nie jest to też użyteczne narzędzie w doradztwie zawodowym dla uczniów i studentów. Z pewnością należy mieć dystans do tego inwentarza, bo mimo dużej popularności ma on niewielką wartość merytoryczną.
Źródło: Justyna Kucharska - Problem z MBTI