Moim zdaniem 2 opcja. Kwestia tego co robisz i jak to ostatecznie wpływa na otoczenie. Na ludzi w nim przebywających.
Z ostatnich sytuacji które wydawały mi się naprawdę konkretną paranoją i które mnie naprawdę wkurzyły to pamiętam najbardziej jak koleżka z ostatniej pracy zaczął sobie dorabiać na skręcaniu fajków. No i zaczęli mu w pracy "koledzy" z działu te fajki podpieprzać. Wkurzył się i wylecial z gębą do jednego jak go nakrył na podbieraniu - ten mu odparł że jego dzieci są w wieku tego mojego kumpla i żeby sobie szczeniak uważał bo dostanie w pysk (co już moim zdaniem wymagało określonej reakcji - ja bym w takiej sytuacji po prostu mu taką samą pogróżką pojechał albo kazał sie z takimi tekstami odpierdolić i do swoich dzieci sobie je rzucać)
Ale koleżka zamknął się, a potem ci goście (znali się w sumie z pracy 15 lat a kumpel był w miarę świeżak w dziale, pół roku tam był dopiero) zaczęli na jego temat puszczać historyjki kierownictwu - a że sie do roboty spóźnia, że przychodzi nawalony do pracy itp... ewidentne bzdury i kurewska złośliwość. Jak to mi powiedział to - znałem tych gostków trochę ale stwierdziłem że jak on nie pójdzie do kierownika i nie naprostuje mu poglądów w tej kwestii, to sam go tam za łeb zaciągnę.
I wali mnie to że pracuję w innym dziale, tak sie nie robi i koniec. Chłopak poszedł tam ze mną za moją sugestią, ale w gadce z kierownikiem usłyszeliśmy coś w stylu "no jakoś nie potrafisz się z nimi dogadać od jakiegoś czasu i są takie sytuacje teraz, ale jak bedę miał do wyboru zwolnić ciebie albo całą ekipę, która tu od 15 lat pracuje to bedę musiał zwolnić ciebie jednak" ja tam jeszcze poprotestowałem ale koleś zmiękł. Ja bym na jego miejscu (zresztą sam mu powiedziałem żeby tak zrobił) zrobił zadymę jeszcze wyżej, bo co to wogóle kxxxx za gadka, ale nie wtracąłem sie w to potem już - nie chce chłopak to nie. Nie będę od samego początku do samego końca robił awantur na siłę za kogoś załatwiając nie swoje w końcu sprawy - wesprzeć mogę ale nie będę wyręczał bo to nawet nie był mój dział i nie miałem jak sie odpowiednio całej sytuacji przyjrzeć, znałem ją tylko z jego opowieści, no ale jakby ściemniał nie byłby taki wkurwiony jak o tym opowiadał.
Generalnie uważam że sprawiedliwość to proste przełożenie - jak działasz na czyjąś szkodę to samego ciebie ona spotyka albo powinna spotkać. Jak działasz konstruktywnie to w rewanzu możesz liczyć albo spodziewac się kiedyś podobnie dobrego gestu w swoją strone (ale nie od razu wymagać go tylko po prostu mieć rodzaj takiej pewności)
Moim zdaniem też można być sprawiedliwym w stosunku do osób które niekoniecznie lubisz (albo nawet ich nie lubisz) ale szanujesz ich wkład i zaangażowanie w pewną sprawę - to moim zdaniem jest trochę wyższa szkoła jazdy ale jak najbardziej możliwa jak działasz w jakimś zespole który ma wspólny cel a po prostu z jakichś powodów akurat z tym kimś sie nie dogadujesz - o ile nie zaczyna bez powodu jakichś niefajnych akcji pod Twoim adresem.
Bywały też sytuacje kiedy ktoś mnie podpierdalał - u szefów, między pracownikami, miedzy znajomymi itp...
W takiej sytuacji (jeżeli nie robił tego oficjalnie na moich oczach czego zwykle tacy nie robią - wtedy bym sie oczywiście postawił) to jak docierała do mnie tego typu informacja któryś raz z kolei to jak nie dałem rady z nim wcześniej pogadać, albo był to ktoś z kim nie warto było rozmawiać, to grałem z nim w podobnym tonie i wszyscy dowiadywali się że żeby na takiego ciula uwazać bo on po prostu wykorzystuje cudze słabości.
Czasem jak takiego odkryjesz to fajnie jest pograć w jego gierkę i potem jak ujawnisz jego akcje podpieprzania innych to powymyślać jeszcze dodatkowo na niego rózne bzdety i rozwalić mu totalnie zaufanie i sympatię w grupie do jego osoby jego własną bronią - tak samo jak on to robił. Przy okazji i ujawniasz podpierdalacza i wyolbrzymiasz trochę w oczach innych innych jego szkodliwość, do tego stopnia że w końcu obuchem obrywa 2 razy mocniej a potem go uświadamiasz że ludzie już wiedzą kim jest i takie gierki jak widać nie są dobrym pomysłem na działanie w jakiejś grupie. Formalnie i nie lubiąc kogoś takiego bym skreślił i załatwił tak od razu, w nieformalnej grupce pewnie bym z nim w 4 oczy wyjasnił a potem jakby to nic nie dało to dopiero potem rozwalał - czasem ktoś ma o coś pretensję ale nie ma po prostu jaj albo sprawa nie jest na tyle poważna żeby Ci to powiedzieć - a takie jazdy sa często też właśnie tego przejawem.
Jak sobie wspominam to udało mi się już kilku takich plotkarzy naprostować w swoim życiu, ale musi minąć sporo czasu, ładnych parę lat bez ani jednej takiej akcji ze strony tego kogoś, zanim komuś takiemu da radę zaufać. Żeby widac po nim było, że przestał tak robić - nie w stosunku do jednej osoby, ale wogóle do wszystkich. Jeżeli znam długo i z innych dobrych stron nie wykopię na zawsze ze swojego zycia, jeżeli znam ktrótko - niech spierdala.
Ale czy jest to sprawiedliwość, nie wiem. Raczej walka z kimś jego bronią, ale dla mnie akurat ważny jest efekt końcowy. I nie ma znaczenia czy robisz rozpierduchę (pamiętasz akcję z kina Paweł - tam byłoby przydatne po prostu zastraszenie takiego ciecia, który w takim stylu sam wyleciał - chamstwo za chamstwo) czy załatwiasz sprawę bardziej subtelnie - wszystko zalezy od tego w jakiej sytuacji jestes postawiony, kto za to odpowiada, jak bardzo ona na nerwy wejdzie i jakie masz możliwości rozwiązania jej.
Raczej podchodzę do tego na zasadzie ręką rekę w podobnym stopniu myje, a przy konfliktach i róznego rodzaju przepychankach, to o ile nie można tego załatwić nieformalnie - złością - albo rozmową, to zazwyczaj stosuje takie same techniki jak 2 strona tyle że dając jej tym na tyle mocnego kopa żeby dało to jakiś efekt koncowy - albo w zmianie zachowania albo w zrozumieniu paru rzeczy.
Czy jest to sprawiedliwość nie wiem, szczerze to sie nie zastanawiałem nigdy nad tym specjalnie, ja tam bazuję na tym żeby nie czuć się niesprawedliwie traktowanym - dlatego staram się żeby moje otoczenie przezemnie czuło się sprawiedliwie traktowane (chyba że mam z kimś kosę i ten ktoś dobitnie chce dostac ode mnie kopa w dupę).
Nauczyłem się też nie ingerować w tego typu akcje u osób postronnych, bo już widziałem jaka wdzieczność za to jest prawie majac na karku sprawę sądową (a przeze mnie broniony tylko się wypiął wtedy). Zresztą nie tylko wtedy potem też było podobnie kilka razy.
A akcję jak koleżka podszedł kiedyś i położył na glebie gościa który bił jakaś panienkę na ulicy, a jak ten już wylądował na glebie to ta do niego potem wyleciała z ryłem waląc go torebką "zostaw go to mój mąż!"
uważam że jak ktoś chce coś zrobić ze swoim niefajnym położeniem to albo coś z tym sam zrobi albo da znać komuś kto mu jakoś pomoże. A są na tym świecie ciotki, które w pewnych naprawdę nienormalnych sytuacjach po prostu sie odnajdują - i nie ma co im w tym przeszkadzać, niech sobie cierpią
.
Nie potrafię się zdystansować tylko do niesprawiedliwego traktowania mnie i bliskich mi osób (tzn. nie tyle niesprawiedliwego co po prostu chamskiego jakby mieli mniejsze prawa). Ale też nie akceptuję w nich sytuacji kiedy zachowują się jak chxx a potem się dziwią i mają pretensję, że im się źle dzieje - nie życze im źle ale wciągać się w ich gierki nie dam i pomagać im w tym nie będę, chyba że wykasowaniem im ze łba tych głupich pomysłów.
Pokrótce to tyle bo sytuacji życiowych można by tu masę wpisać.