Mietla pisze:Mnie się wydaje, że przede wszystkim przyciągamy takich ludzi. Oni chyba szukają kogoś silnego, kto wszystko załatwi za nich, a nam z kolei jest to na rękę, bo możemy porządzić. Z drugiej strony, jak tak sobie myślę, to większość z tych ludzi jest ogarnięta, ale chyba my robimy z nich takie ciamciaramcie, które sobie z niczym nie poradzą, a oni chętnie w te role wchodzą. Założę się, że dyby ich zostawić samych, to daliby sobie radę. Ale łatwiej im polegać na kimś. Sama wśród bliskich znajomych (pomijam relacje na odległość, chociażby te z forum) nie mam ani jednej ósemki, czy jedynki. Głównie dziewiątki, czwórki i piątki. Czyli grunt podatny na ósemkowe "rządy".
Hmm... trochę myślałem nad tym i to dość skomplikowane jest. Z jednej strony na pewno przyciągamy takie pierdoły ale nie na długo. Wiele miałem przelotnych znajomości z takimi cieciami. Na początku zawsze było fajnie, oni mnie się wydawali sympatyczni i niegroźni, a oni też we mnie coś tam musieli widzieć. Zgrzyty dopiero zaczynały się robić, kiedy zaczęła się gadka na temat naszych priorytetów, nawet nie musieliśmy razem podejmować jakichś działań. Ja jestem pragmatykiem, muszę mieć wszystkie najważniejsze rzeczy najpierw pozałatwiane a dopiero potem mogę się wyluzować. Jak mam jakiś problem i chciałbym uzyskać od innego człowieka pomoc w uporaniu się z nim, to tak jak Pablo napisał kilka postów wcześniej, nie potrzebuję żeby ktoś się nade mną użalał, pocieszał, ślintał nade mną i głaskał po skopanym dupsku. Wręcz przeciwnie, nie chcę czegoś takiego bo to tylko mnie wk...i. Ja chcę konkretnych rad, co zrobić, jak się z tym uporać, jak odkręcić to co się stało. A jak ten ktoś nie potrafi mi pomóc, to najlepiej niech mnie zostawi w spokoju i pozwoli samemu to wszystko poogarniać. Wydawałoby się normalne, prawda? No właśnie nie, bo wtedy tym osobom burzył się mit, jaki sobie gdzieś tam zbudowały na mój temat i uznały, że jestem nieczuły, okropny, zimny i wyprany z wszelkich uczuć. I wtedy powoli znajomość zaczynała się urywać, przeważnie stopniowo, choć miałem jeden taki przypadek gdzie akurat ktoś mnie wtedy ładnie wychujał i ja chciałem się koleżance wygadać z tego, bo wydawało mnie się że jej akurat mogę. I co? Posłuchała, posłuchała a potem zrobiła mi kazanie że "od 20 minut tylko gadam jak mnie jakiś debil wystawił do wiatru. Że chciałaby kiedyś tak jak dawniej pogadać o czymś pozytywnym, o podróżach etc. a ja tym czasem tylko narzekam i wysyłam złą energię". Do tej pory nie mamy kontaktu. Trochę było mi żal, ale doszedłem do wniosku że chxx z tym. Jestem jaki jestem i nie będę na siłę kogoś udawał.
Wśród tych kilka osób, które znam wiele wiele lat i wiem że oni są w porządku nie ma żadnych dupków żołędnych, enneagramowo można by ich przyporządkować jako 1, 6 kontrfobiczne i 8, wszyscy na wysokim poziomie zdrowia. Poznałem ich jeszcze za młodego, gdy potrafiłem zaufać ludziom ot tak. Teraz jednak, zanim się otworzę, to musi wiele czasu upłynąć, zanim się przekonam że mogę, a przez ten czas znajomość jest tylko i wyłącznie powierzchowna. Zresztą, nawet jak ktoś już wyda mi się ok, to i tak ta osoba powinna pierwsza zacząć "skracać dystans". Ja zdaję sobie sprawę z mojego uroku słonia w składzie porcelany i nie chcę na siłę być fajny, bo wiem że stąd już jest prosta droga to pierdzielnięcia takiej gafy, że wszyscy padną a ja będę chciał się zapaść pod ziemię
Pablo pisze:Jak ja sobie wspomnę miałem taką sytuację po raz pierwszy mając z 10 albo 11 lat. Pamiętam ten stan kurewskiego zawodu na kimś, ale poszło to potem inaczej - zdystansowałem się i nie łaziłem za tym gościem. Jakoś tak bardziej realnie do tego chyba podszedłem i zacząłem za dużo myśleć. Potem olałem na zasadzie złapania nowego kontaktu. Potrwało parę lat i ten sam schemat - wbicie szpili w dupę z tytułu zakumplowania się z moim wrogiem w klasie i obrót przeciwko staremu kumplowi. Wtedy ogarnąłem że pieprzyć to, liczyć można tylko na siebie a za ludźmi nie nadążysz. Ile wtedy miałem? 13 lat. No ale dzieciaki mają inaczej, w dorosłym życiu jest bardziej lajtowo, nie ma takich skrajności. Ale postawa mi do dzisiaj została.
Takie chore motywy chyba każda Ósemka za młodu przechodziła (i pewnie dlatego jest teraz 8). Ja pamiętam, że byłem strasznie naiwny, słaby psychicznie i podatny na manipulację. Chciałem być lubiany przez innych, zazdrościłem "szkolnej elicie" popularności i chciałem się do nich wpasować. A dostałem tylko kopa w dupę. W końcu zacząłem się wycofywać, bo uznałem że to nie dla mnie i nie zasługuję na to. I wszystko pewnie byłoby ok, gdyby nie to, że jak to u gówniarzy jest, trzeba sobie znaleźć kozła ofiarnego, a nie umiejący się obronić Pawełek świetnie się do tej roli nadawał. Dopiero w gimnazjum zacząłem hardzieć. Zobaczyłem, że nie warto być miłym, dawno przestało mi zależeć na tym, aby być lubianym, chciałem tylko świętego spokoju. Uświadomiłem sobie, że jeśli wydrze się ryja, spuści przykładny wpierdol aby inni widzieli i zaczęli się bać, to wtedy zacznie się mieć święty spokój. Zacząłem patrzeć na relacje z innymi jak na łańcuch pokarmowy, kto kogo, kto jest silniejszy a kto słabszy. Teraz jak jest się już dorosłym, takich jazd nie ma już, ale wyczucie siły u innego człowieka mi zostało, potrafię dobrze wyczuć czyjś siłowy potencjał już po krótkiej znajomości.
Pablo pisze:kxxxx wiecie co wiem dlaczego to forum jest uzależniające - bo jak tu człowiek wlezie i zacznie gadać na jakiś temat to jak czyta wypowiedzi innych 8 to czuje się lepiej rozumiany niż w swojej grupie kumpli i nawet niektórych przyjaciół. Zajebiści jesteście - wszyscy to tu piszą 8) musimy kiedyś sobie zrobić zjazd, najebać się jak dzikie świnie i porządnie pobawić - do oporu i ile sił starczy
Nastawie parę samogonów co by się już pędziły na tą okazję
Heh, też mam takie odczucie, jak czytam Wasze wypowiedzi to widzę że nie jedynym człowiekiem który ma takie rozkminy. Fajnie by było zrobić jakiś zjazd, poznać Was, ale na początku pewnie dziwnie bym się czuł. Kiedyś tam w internecie znalazłem enneagram, poczytałem sobie, zainteresowałem się tym, potem zacząłem się udzielać na forum i w końcu poznałbym ludzi z którymi pisałem, w dodatku rozpracowując z nimi flaszeczkę. Ale co tam.