Clio, mam identyczne spostrzeżenia, co Ty, mogę się podpisać pod każdym słowem.
I jak już ktoś wspominał, też mam wrażenie, że przyciągam 'słabsze' psychicznie osoby.
Zamiast potakiwać głową ze zrozumieniem i użalać się nad kimś jak nad miękką kluchą, wolę od razu powiedzieć co myślę na dany temat i jak bym postąpiła - ale przenigdy nie doradzam w jaki sposób ktoś ma postąpić, a przynajmniej staram się tego unikać.
Co kto z tym zrobi, to jego sprawa.
ALE:
Clio pisze:Często myślę, że gdyby przyjaciele częściej się mnie słuchali, nie mieliby tylu problemów
Bo emocje wygrywają u nich z rozsądkiem i nie korzystają z moich rad, a potem jest płacz i zgrzytanie zębów
O właśnie. Historia mojego życia
Powiem tak, zbyt często na ludziach się zawiodłam, aby teraz przejmować się każdym ich problemem - dlatego odnoszą wrażenie, że niczym się nie przejmuję.
Błąd. To nie zmienia faktu, że empatię mam wysoko rozwiniętą i na wiele sytuacji potrafię spojrzeć w sposób realny, szczególnie gdy przychodzi do mnie przyjaciel.
Niemniej największej piany dostaję, gdy już ktoś wymusi na mnie błaganiem w stylu "no ale co byś na moim miejscu zrobiła? Powiedz, co mam robić?!".
Zmuszę się i powiem jak to może rozwiązać, a ten ktoś robi całkiem odwrotnie - ok, spoko, jego życie, nie moje, ma do tego prawo.
Tylko dlaczego po kilku dniach przychodzi do mnie wrak człowieka i mówi "miałaś rację", a ja znowu muszę klepać go po plecach, kiedy smarka mi w koszulkę?
Takiego egoizmu znieść nie mogę. Bierz się człowieku za siebie, wywnioskuj coś ze swojego zachowania i porad innych i przy okazji uszanuj to, że inni też mają swoje problemy, a nie muszą w kółko twoich wysłuchiwać.
Odnoszę wrażenie, że ludzie momentami nie traktują mnie poważnie: a bo ona niczym się nie przejmuje, do wszystkiego podchodzi bez zmartwień.
Nie pomyślą o tym, że inni też są po przejściach i potrafią trzeźwo podejść do tematu jako osoba trzecia.
Ale nie - "bo przecież takie są Siódemki: apatyczne i olewackie" zaraz usłyszę
By się ludzie zdziwili.
Zauważyłam też, że często jestem "ofiarą" wyżalania się ze strony obcych mi osób.
Począwszy od babci na przystanku autobusowym i sprzedawczyni w sklepie, a kończąc na pijanych jak bela, totalnie nieznanych mi osobach na imprezie przy barze