Cotta pisze:Czy zastanawiacie się nad tym, jak traktujecie innych?
Szczerze mówiąc, sam nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Możliwe, że próby rozmyślania nad tym tematem podejmowałem pod wpływem impulsu, takiego jak np. założony przez Ciebie temat, chociaż w tej chwili nie mogę sobie przypomnieć żadnej konkretnej sytuacji tego typu.
No cóż spróbujmy.
Cotta pisze:Czy traktujecie innych tak, jak sami byście chcieli być traktowani? A może traktujecie innych tak, jak Wam się wydaje, że oni chcą być traktowani? Lub wręcz odwrotnie - tak jak by nie chcieli?
Nie jestem do końca pewien, czy traktuję innych tak, jak sam chciałbym być traktowany. Myślę, że nie da się tego jednoznacznie określić. Każdy człowiek jest inny i to raczej niemożliwe, żeby traktować wszystkich jedną miarką. W kontaktach z moimi znajomymi jestem raczej otwarty, często przewodzę wspólnym inicjatywom [lecz tylko jeżeli w grupie w danym czasie nie ma jednostki silniejszej charakterologicznie, w innym przypadku zwyczajnie odpuszczam, nie lubię TEGO TYPU rywalizacji], zakłopotanie często zakrywam śmiechem, a że śmieję się wyjątkowo często, to chyba trudno wykryć zmianę. Zwykle nie ciągnę innych za język, bo sam tego nie lubię. Kiedy temat schodzi na tory, które są dla mnie niewygodne, zamieniam się w słuchacza [obserwatora?], kwitując wszelkie niedogodności uśmiechem i równoważnikami zdań [myśląc przy tym, tylko o tym, żeby drażliwy temat nie zjechał w moją stronę].
Nie jestem również typem człowieka, który naciska jakoś szczególnie na innych [chociaż to się powoli zmienia, bo po wielu latach naciskania na mnie stwierdziłem, że nie ma co odpuszczać i czasami ze zwykłej przekory wyduszam z ludzi konkretniejsze informacje "Dlaczego?", "Ale czy na pewno?", "A może jednak?"], jeżeli ktoś czegoś nie chce, staram się to uszanować, w przyszłości powinni uszanować również moje zdanie/brak chęci [nadzieja matką głupich
].
Ogólnie rzecz biorąc staram się traktować wszystkich fair, żeby móc oczekiwać tego samego w drugą stronę. Największym mankamentem, na który narzekają moi znajomi jest chyba niepunktualność, niestety jakbym się nie starał zawsze coś mi jeszcze przed wyjściem wyskoczy i...
[ale chyba się już do tego przyzwyczaili]
Możliwe, że masz rację pisząc, że traktujemy innych tak, jak nam się wydaje, że chcieliby być traktowani. Często mam poczucie, że wiem, co będzie dobre dla otaczających mnie ludzi. Co prawda mam chyba dobry instynkt, bo zwykle trafiam, ale rozczarowania i nieporozumienia również się zdarzają. Generalnie chyba moja postawa odpowiada mojemu najbliższemu towarzystwu, chyba, że obgadują mnie za plecami a ja o tym nic nie wiem.
Jestem znany z nieco ironicznego stylu bycia, często okraszając pewne wydarzenia, czy nawet zachowania bliskich mi osób uszczypliwymi komentarzami, jak na razie zdecydowanej większości to nie przeszkadza, nawet to lubią, bo często kwitują to wybuchami pozytywnego śmiechu. W swoją stronę oczekuję tego samego, lubię wojenki na słowa, ironię w granicach dobrego smaku [noo, czasem przekraczamy granice, zależy z kim]. Aczkolwiek nie lubię kiedy centrum uwagi na ZBYT DŁUGI CZAS przenosi się na mnie, szczególnie w jakimś niewygodnym temacie, czuję się wtedy zagrożony.
Zwykle nie traktuję ludzi, tak jakby tego nie chcieli. Chyba, że sobie na to zasłużą.
Cotta pisze:Czy gdyby ktoś traktował Was tak, jak Wy traktujecie innych, czulibyście się dobrze?
Dlaczego tak, dlaczego nie? Co Was motywuje? Co Was powstrzymuje? Czym się kierujecie? Co w Waszym zachowaniu byłoby nie do zaakceptowania, gdyby to inni tak Was traktowali?
Kieruję się dobrem ogółu, lubię czuć radość z działania zespołowego [jest takie pytanie w teście enneagramowym]. Dlatego czasem trzeba poświęcić dobro jednostki na korzyść całej grupy [ze szczególną łatwością, gdy jest to ktoś nielubiany].
Myślę, że właśnie motywacja, aby dookoła "dobrze i wesoło się działo" jest moją główną siłą napędową. Łatwo podlegam nastroju grupy, więc wśród markotnych - jestem markotny, wśród wesołych - duszą towarzystwa. Nie nadaję się do wyciągania atmosfery z bagna "nijakości" lub marazmu, może inne siódemki to potrafią - ja zwykle nie. Lubię trafić na przygotowany grunt [chodzi jedynie o cechy osobowości współtowarzyszy ich poczucie humoru i nastawienie, dlatego starannie dobieram znajomych] wtedy siódemkowa bomba wybucha ze zdwojoną siłą.
Można rzec, że kieruję się swoim dobrem. Lubię kiedy mi jest dobrze ----> jest mi dobrze, kiedy dookoła jest dobrze ----> robię innym dobrze, żeby było dobrze dookoła, wtedy i mnie jest dobrze. Myślę, że DOBRZE [
] to ująłem.
Na koniec może jeszcze jedna sprawa. Co mnie powstrzymuje, przed traktowaniem kogoś źle?
To, że prawdopodobnie kiedyś znów się z nim spotkam i nastanie atmosfera konfliktu. Zwykle staram się nie spotykać z ludźmi, z którymi miałem poważny zatarg [teraz wiadomo, dlaczego nie spotykam się w zasadzie z żadną byłą dziewczyną, oprócz jednego wyjątku
], bo nie lubię gęstej atmosfery.
Lecz jeżeli nie zanosi się na powtórne spotkanie, wtedy nie przebieram w środkach i zapominam o "politycznej poprawności".
Podsumowując.
Chciałbym, żeby traktowano mnie tak jak ja traktuję innych, z pewnymi wyjątkami.