: sobota, 13 września 2008, 03:14
Też kiedyś zauważyłem, że jakoś gadam mniej niż inni.
Że statystycznie rzecz biorąc spędzam w domu więcej czasu niż większość znajomych.
Że lubię Ciszę.
Uspokaja mnie i regeneruje.
Cisza.
Duża część mnie jest samotnikiem. Olbrzymia.
Pozostawiony sam sobie jestem najefektywniejszy. Mogę planować, działać i obserwować wyniki/rzeczywistość z niezmąconym spokojem i jasnością myśli. Samotność daje mi absolutną Ciszę. Cisza daje Siłę. Lubię ten stan. Przepełnia mnie wtedy wiedza i mnogość możliwości. Dostrzegam Błędy i Rozwiązania. Sam. W ciszy..
I jest fajnie.
Ale gdybym trwał w tym stanie cały czas to jestem pewny, że wszyscy których znam i wielu tych, których nie znam miałoby mnie za skrajny przypadek zidiocenia. I mieliby rację. Bo gdybym cały czas liczył w głowie naprężenia, skoki ciśnienia, opory powietrza, wyznaczał lepkość, czy momenty bezwładności, a zamiast odpowiedzi na pytania wypluwał - z wyrazem fascynacji na twarzy - obliczenia i wyniki w postaci: "Oooo, a to z naviera-stokesa. q wektor minus jeden nad ro, gradient pe równa się de v po de t minus ni laplacjan kwadrat v wektor. Rura fi czterdzieści, czterdzieści pięć stopni do podłoża, medium jest woda." to po pewnym czasie świat na zewnątrz uznałby mnie za odludka-wyrzutka i zaczął traktować jak odludka-wyrzutka. Zostałbym odludkiem-wyrzutkiem. I mógłbym mówić że jestem odludkiem i że jest mi dobrze. Ba! Mógłbym wręcz uznać że naprawdę jest mi tak fajnie i ignorować potrącenia na ulicy (Nastąpiło niekontrolowane zderzenie z niezidentyfikowaną masą kształtu humanoidalnego. Obiekt oddalił się. Trylgodyta.), dziwne miny ludzi na ławce (Czemu oni tak na mnie patrzą?), lub napady jąkania się w sytuacjach stresu. Mógłbym. Nie chcę.
Mógłbym próbować żyć jak inni. Jak większość. Jak masa. Czyli jak? Z dnia na dzień? Między pracą/szkołą, obiadem i TV? Rozpamiętując wczoraj i człapając jak robot po galerii? Gadając pod klatką o pogodzie? Nie dla mnie. Nie chcę.
Mógłbym też uznać, że nie tędy droga i żyć inaczej.
Po swojemu.
Żyć tym co sprawia przyjemność.
Ja lubię swoje Rozwiązania.
Szanuję je.
Daję je tylko tym, którzy chcą je przyjąć.
Nauczyłem się żyć wśród ludzi. Potrafię z nimi przebywać i wyrażać się tak, żeby mnie rozumieli. Dużo się uśmiecham, czasem rzucę jakąś wyważoną i celną uwagę, czasem cytat. Czasem opowiem krótką historyjkę związaną luźno z tematem. Krótko, lecz systematycznie. Ćwiczę to. Naprawdę. Ćwiczę umiejętności socjalne. Aby żyć wśród nieznajomych ludzi.
Znajomi wiedzą, że gdy nie mam nic do powiedzenia to się nie odzywam. Wiedzą, że gdy rozmawiam na jakiś temat to przemyślałem to i jestem pewny tego co mówię. Że gdy pytam to nie wiem i chcę wiedzieć. Że gdy mówię NIE to NIE i koniec gadki.
Ale nieznajomi i Ci, których spotykam sporadycznie tego nie wiedzą. A ja czuję się pewnie gdy wiem co się może zdarzyć i co zrobić żeby stało się tak a nie inaczej. Więc nauczyłem się co robić, żeby osiągać określone rezultaty. Jeżeli chcesz mieć całą ławkę dla siebie - siądź na samym środku. Jeżeli zapada niezręczna cisza, a chcesz ją przerwać wspomnij o jakimś sezonowym owocu/warzywie, którego Ci właśnie brakuje do czegośtam i dalej gadka o tym daniu i o kuchni (Lubię gotować, mogę o tym rozmawiać "niezobowiązująco"). Chcesz wchodzić do wszystkich klubów w sobotę - weź ze sobą najładniejszą koleżankę. Chcesz, aby ludzie byli do Ciebie bardziej pozytywnie nastawieni - dotykaj ich, delikatnie, krótko, w zwyczajowo uznanych miejscach. itd..
Według większości społeczeństwa to jak myślę i jak funkcjonuję jest nie do przyjęcia. Jest nienormalne. Inne.
A ludzie boją się tego co inne.
Dlatego nie wiedzą jak działam.
Widzą tylko to co im pokażę.
A pokazuję wygodną maskę.
PS.
Byłem kiedyś bardzo niezdrową piątką. Widziałem dziwne rzeczy. Fascynowała mnie kryptografia i elektronika. Leżałem często na łóżku, sam, w ciemnościach i dostrzegałem niesamowite powiązania pozornie niepowiązanych faktów. Geometryczne Znaki w chaosie piasku, nieprawdopodobne schematy ułożenia liter w książce, wszystko tworzyło jakiś Wzór.
Tworzyłem Teorię Spisku. Nie wiedząc o tym co robię.
Chłonąłem informacje jak gąbka. Matematyka, chemia, historia, sci-fi, psychologia, biologia, mechanika, chiromancja, fizyka, magia, ekonomia, ekologia, wszystko. Dane. Więcej, więcej, więcej. Chaos. Aż się zgubiłem. Za dużo danych.
Uciekłem..
W nicość.
Ćpałem.
Upadek na dno (bez komentarza) uświadomił mi przerażająco przejrzyście dokąd zmierzam.
Jako jednostka logiczna z wbudowanym silnym instynktem samozachowawczym wyciągnąłem wnioski. Zmieniłem wszystko. Przede wszystkim otoczenie. Potem siebie.
Wróciłem po niecałym roku. Inny.
Wzory wróciły , ale teraz widzę znaczącą różnicę między prawdopodobieństwem połączenia, a bezpośrednim połączeniem konkretnych faktów, czy danych. Dostrzegam olbrzymie ilości możliwości w zależności od wielu dziwnych parametrów i punktów widzenia - cieszy mnie ten dar, bo wiem że to coś wyjątkowego. Teraz segreguję możliwości wg prawdopodobieństwa wystąpienia. Rozmawiając ze mną często usłyszysz sformułowania: "najprawdopodobniej", "to możliwe", "jest taka możliwość", "pół na pół", "szanse powodzenia dążą do zera", "to graniczy z cudem", "tak, pod warunkiem, że podważysz dotychczasowe osiągnięcia fizyki. I napiszesz ją od nowa.". Nauczyłem się tego tak jak nauczyłem się czytać, czy jeździć na rowerze. Nauczyłem się kierować swoim życiem. Przemodelowałem rzeczywistość wewnątrz siebie i wokół siebie tak, że ludzie którzy znali mnie całe życie mówili mi że mnie nie poznają. Że jestem innym człowiekiem. Bo jestem.
Da się.
Wystarczy wystarczająco mocno chcieć.
Powodzenia.
Że statystycznie rzecz biorąc spędzam w domu więcej czasu niż większość znajomych.
Że lubię Ciszę.
Uspokaja mnie i regeneruje.
Cisza.
Duża część mnie jest samotnikiem. Olbrzymia.
Pozostawiony sam sobie jestem najefektywniejszy. Mogę planować, działać i obserwować wyniki/rzeczywistość z niezmąconym spokojem i jasnością myśli. Samotność daje mi absolutną Ciszę. Cisza daje Siłę. Lubię ten stan. Przepełnia mnie wtedy wiedza i mnogość możliwości. Dostrzegam Błędy i Rozwiązania. Sam. W ciszy..
I jest fajnie.
Ale gdybym trwał w tym stanie cały czas to jestem pewny, że wszyscy których znam i wielu tych, których nie znam miałoby mnie za skrajny przypadek zidiocenia. I mieliby rację. Bo gdybym cały czas liczył w głowie naprężenia, skoki ciśnienia, opory powietrza, wyznaczał lepkość, czy momenty bezwładności, a zamiast odpowiedzi na pytania wypluwał - z wyrazem fascynacji na twarzy - obliczenia i wyniki w postaci: "Oooo, a to z naviera-stokesa. q wektor minus jeden nad ro, gradient pe równa się de v po de t minus ni laplacjan kwadrat v wektor. Rura fi czterdzieści, czterdzieści pięć stopni do podłoża, medium jest woda." to po pewnym czasie świat na zewnątrz uznałby mnie za odludka-wyrzutka i zaczął traktować jak odludka-wyrzutka. Zostałbym odludkiem-wyrzutkiem. I mógłbym mówić że jestem odludkiem i że jest mi dobrze. Ba! Mógłbym wręcz uznać że naprawdę jest mi tak fajnie i ignorować potrącenia na ulicy (Nastąpiło niekontrolowane zderzenie z niezidentyfikowaną masą kształtu humanoidalnego. Obiekt oddalił się. Trylgodyta.), dziwne miny ludzi na ławce (Czemu oni tak na mnie patrzą?), lub napady jąkania się w sytuacjach stresu. Mógłbym. Nie chcę.
Mógłbym próbować żyć jak inni. Jak większość. Jak masa. Czyli jak? Z dnia na dzień? Między pracą/szkołą, obiadem i TV? Rozpamiętując wczoraj i człapając jak robot po galerii? Gadając pod klatką o pogodzie? Nie dla mnie. Nie chcę.
Mógłbym też uznać, że nie tędy droga i żyć inaczej.
Po swojemu.
Żyć tym co sprawia przyjemność.
Ja lubię swoje Rozwiązania.
Szanuję je.
Daję je tylko tym, którzy chcą je przyjąć.
Nauczyłem się żyć wśród ludzi. Potrafię z nimi przebywać i wyrażać się tak, żeby mnie rozumieli. Dużo się uśmiecham, czasem rzucę jakąś wyważoną i celną uwagę, czasem cytat. Czasem opowiem krótką historyjkę związaną luźno z tematem. Krótko, lecz systematycznie. Ćwiczę to. Naprawdę. Ćwiczę umiejętności socjalne. Aby żyć wśród nieznajomych ludzi.
Znajomi wiedzą, że gdy nie mam nic do powiedzenia to się nie odzywam. Wiedzą, że gdy rozmawiam na jakiś temat to przemyślałem to i jestem pewny tego co mówię. Że gdy pytam to nie wiem i chcę wiedzieć. Że gdy mówię NIE to NIE i koniec gadki.
Ale nieznajomi i Ci, których spotykam sporadycznie tego nie wiedzą. A ja czuję się pewnie gdy wiem co się może zdarzyć i co zrobić żeby stało się tak a nie inaczej. Więc nauczyłem się co robić, żeby osiągać określone rezultaty. Jeżeli chcesz mieć całą ławkę dla siebie - siądź na samym środku. Jeżeli zapada niezręczna cisza, a chcesz ją przerwać wspomnij o jakimś sezonowym owocu/warzywie, którego Ci właśnie brakuje do czegośtam i dalej gadka o tym daniu i o kuchni (Lubię gotować, mogę o tym rozmawiać "niezobowiązująco"). Chcesz wchodzić do wszystkich klubów w sobotę - weź ze sobą najładniejszą koleżankę. Chcesz, aby ludzie byli do Ciebie bardziej pozytywnie nastawieni - dotykaj ich, delikatnie, krótko, w zwyczajowo uznanych miejscach. itd..
Według większości społeczeństwa to jak myślę i jak funkcjonuję jest nie do przyjęcia. Jest nienormalne. Inne.
A ludzie boją się tego co inne.
Dlatego nie wiedzą jak działam.
Widzą tylko to co im pokażę.
A pokazuję wygodną maskę.
PS.
Byłem kiedyś bardzo niezdrową piątką. Widziałem dziwne rzeczy. Fascynowała mnie kryptografia i elektronika. Leżałem często na łóżku, sam, w ciemnościach i dostrzegałem niesamowite powiązania pozornie niepowiązanych faktów. Geometryczne Znaki w chaosie piasku, nieprawdopodobne schematy ułożenia liter w książce, wszystko tworzyło jakiś Wzór.
Tworzyłem Teorię Spisku. Nie wiedząc o tym co robię.
Chłonąłem informacje jak gąbka. Matematyka, chemia, historia, sci-fi, psychologia, biologia, mechanika, chiromancja, fizyka, magia, ekonomia, ekologia, wszystko. Dane. Więcej, więcej, więcej. Chaos. Aż się zgubiłem. Za dużo danych.
Uciekłem..
W nicość.
Ćpałem.
Upadek na dno (bez komentarza) uświadomił mi przerażająco przejrzyście dokąd zmierzam.
Jako jednostka logiczna z wbudowanym silnym instynktem samozachowawczym wyciągnąłem wnioski. Zmieniłem wszystko. Przede wszystkim otoczenie. Potem siebie.
Wróciłem po niecałym roku. Inny.
Wzory wróciły , ale teraz widzę znaczącą różnicę między prawdopodobieństwem połączenia, a bezpośrednim połączeniem konkretnych faktów, czy danych. Dostrzegam olbrzymie ilości możliwości w zależności od wielu dziwnych parametrów i punktów widzenia - cieszy mnie ten dar, bo wiem że to coś wyjątkowego. Teraz segreguję możliwości wg prawdopodobieństwa wystąpienia. Rozmawiając ze mną często usłyszysz sformułowania: "najprawdopodobniej", "to możliwe", "jest taka możliwość", "pół na pół", "szanse powodzenia dążą do zera", "to graniczy z cudem", "tak, pod warunkiem, że podważysz dotychczasowe osiągnięcia fizyki. I napiszesz ją od nowa.". Nauczyłem się tego tak jak nauczyłem się czytać, czy jeździć na rowerze. Nauczyłem się kierować swoim życiem. Przemodelowałem rzeczywistość wewnątrz siebie i wokół siebie tak, że ludzie którzy znali mnie całe życie mówili mi że mnie nie poznają. Że jestem innym człowiekiem. Bo jestem.
Da się.
Wystarczy wystarczająco mocno chcieć.
Powodzenia.