Eks czyli byli partnerzy i rozstania

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Mandala
VIP
VIP
Posty: 502
Rejestracja: sobota, 21 czerwca 2008, 10:25
Lokalizacja: Warszawa

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#16 Post autor: Mandala » środa, 3 marca 2010, 11:35

Wiem, że już i tak się uzewnętrzniłeś, ale czy mógłbyś jeszcze odrobinkę? Co sprawiało, że się rozstawaliście i schodziliście i co wtedy czuliście? Widziałam już coś takiego, więc tym bardziej interesuje mnie jak to się dzieje. Przerażające, że Piątki na prawdę się tak boją... (powiedziała Szóstka :mrgreen: )


......................................................................... ZŁOTY ŚRODEK!
6 z mocnym wpływem obu skrzydeł - kiedyś nauczę się latać
"Jeśli nie wiesz do jakiego portu zmierzasz, żaden wiatr nie jest ci sprzyjający"

Eradicator
Posty: 387
Rejestracja: sobota, 24 maja 2008, 13:03

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#17 Post autor: Eradicator » środa, 3 marca 2010, 12:59

Bardzo celnie to NoLeader opisał.
Wielkim lingwistą nie jestem ale myślę, że mnie zrozumiecie.
Myślę, że ona nie chciała być kompletnie sama i była z nim aż do czasu gdy zdecydowała się na poważniejszy związek z kimśtam. Trzeba spojrzeć też jej oczami - wiedziała, że z NoLeaderem nie wyjdzie to szukała dalej, w końcu chyba żadna dziewczyna nie chce być starą panną? ;)
Z piątkami jest tak, że zazwyczaj nie patrzą na życie czyimiś oczami, nie mają pewnego rodzaju dystansu do swoich emocji.
Ten fragment sporo mówi o emocjach piątki:
Z jednej strony w mojej głowie stało "zajebiście kxxxx Cię chcę!" a z drugiej "O MY FUCKIN' GOD, WRÓG SIĘ ZBLIŻA"
Kim jest ten wróg? Czy to nie miłość (tfu!:P) po prostu? Obawa, że jak się wpadnie po uszy w to uczucie to straci się głowę na karku?
Cała sztuka polega na tym by myśli i uczucia się wzajemnie zgrywały. To nie jest czasem tak, że to z powodu niskiej samooceny piątki obawiają porzucenia lub odrzucenia?
Zauważcie, że my nie lecimy na jakieś byle laski w białych kozaczkach a na poważnie traktujące się kobiety, więc zatem chcemy czegoś równie poważnego w związku a to za sobą ciągnie z kolei inne podejście. Związek z taką osobą wymaga poważnego zaangażowania uczuć a my raczej obawiamy się tego czy moc naszych uczuć jest wystarczająca by temu podołać, i tu jest chyba błąd. Ścisłe myślenie: kobieta -> wielkie uczucie. Trzeba więcej racjonalności w związku, wykazać się zwykłą zaradnością życiową itp. Choć i z tym bywa problem ale bez przesady. Myślę, że piątkę trzeba wspierać w związku, w sensie wyciskać z niej jak najwięcej tego czego jej brakuje do kompletu. Myślę, że nie jest dobrze jeśli stawia się jej jakieś oczekiwania czy wymagania bo to tworzy pewną barierę. Ja bym sobie wtedy pomyślał: "Acha, czyli mam jej zatańczyć tak jak ona zagra? Ehe, jasne" :P Ja nie lubię ograniczeń (czyż właśnie nie brak ograniczeń powoduje, że piątki tak dużo myślą o tylu różnych sprawach?), także w związku takowych bym nie chciał a można je narzucać też poprzez swoje wymagania ("bądź taki czy taki", "zrób tak a nie inaczej" itp.).
Acha, koncentracja to też jest cecha która nas wyróżnia i stąd tak duże zaangażowanie w związek, jeśli coś wypali oczywiście. Koncentrujemy się mocno na uczuciach a nie na tym jak je wzbudzać u innych. Piątki to chyba bardziej neurotyczne osobowości niż inne jeśli nie najbardziej - nie oznacza to, że są jakoś totalnie odcięte od świata znowuż ;)

Mam nadzieję, że mnie rozumiecie :P

Awatar użytkownika
Mandala
VIP
VIP
Posty: 502
Rejestracja: sobota, 21 czerwca 2008, 10:25
Lokalizacja: Warszawa

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#18 Post autor: Mandala » środa, 3 marca 2010, 14:05

Eradicator pisze: Myślę, że ona nie chciała być kompletnie sama i była z nim aż do czasu gdy zdecydowała się na poważniejszy związek z kimśtam. Trzeba spojrzeć też jej oczami - wiedziała, że z NoLeaderem nie wyjdzie to szukała dalej, w końcu chyba żadna dziewczyna nie chce być starą panną? ;)
To zabrzmiało trochę okrutnie, jakby dziewczyna była w związku byle być, dopóki nie znajdzie lepszego modelu. Związała się z kimś nowym dopiero, kiedy ten związek już tak naprawdę umarł, tylko dogorywał. Po dwóch latach trudno tak po prostu z kimś zerwać, może czekała, dopóki nie była zupełnie pewna, a przecież i tak było jej trudno. Mogła wtedy szukać poważniejszego związku, ale mogła po prostu szukać udanego, choćby niepoważnego. Jednak nie o ten etap pytałam. Ten jest dla mnie całkiem jasny - związek się posypał, dziewczyna miała dość, potrzebowała kogoś i w tym czasie kogoś znalazła. Zakończyła to, co i tak było skończone i ruszyła dalej (choć nie było to łatwe), a Piątka dalej pamiętała o niej i tak szybko się nie przestawiła na bycie bez niej, może z kimś innym.
Ciekawią mnie te wcześniejsze rozstania i powroty. Z jednej strony strach i wycofanie Piątki, z drugiej zaangażowanie i pragnienie bycia z tą osobą. Jednak do tego potrzeba "pretekstów", jakiś zapalników. One mnie interesują + to, jaki wpływ to miało na relację, a także co sprawiło, że związek się nie układał? Że w końcu doszło do agonii. Szczególnie co ze strony Piątki (NoLeadera), a także co wpływało tak negatywnie na Piątkę. Bo odejście dziewczyny do innego było dopiero konsekwencją.
Z jednej strony w mojej głowie stało "zajebiście kxxxx Cię chcę!" a z drugiej "O MY FUCKIN' GOD, WRÓG SIĘ ZBLIŻA"
Kim jest ten wróg? Czy to nie miłość (tfu!:P) po prostu? Obawa, że jak się wpadnie po uszy w to uczucie to straci się głowę na karku?
Tak bym obstawiała. Miłość - zależność od drugiej osoby, a Piątka nie chce być od nikogo zależna. To jest nieznane i niebezpieczne.
Cała sztuka polega na tym by myśli i uczucia się wzajemnie zgrywały. To nie jest czasem tak, że to z powodu niskiej samooceny piątki obawiają porzucenia lub odrzucenia?
Pytanie do Piątek. ;-) Myślę, że ma na to wpływ też racjonalizm. Ludzie się porzucają. To się zdarza. Więc taką opcję trzeba brać pod uwagę, a że Piątka więcej myśli, to i to będzie miało dla niej większe znaczenie. Spotkałam się i z tym, że Piątka bała się zawieść - brak zaufania do siebie, ale wiążący się bardziej z zaniżona samooceną (każdy może zawiść, ale większość nie myśli o tym tak dużo, często nie wierzy, że może to zrobić) niż z realną oceną siebie, jako osoby ze skłonnością do tego.
Do innych Piątek: też tak macie?
Związek z taką osobą wymaga poważnego zaangażowania uczuć a my raczej obawiamy się tego czy moc naszych uczuć jest wystarczająca by temu podołać, i tu jest chyba błąd.
Znowu za mało doświadczenia z własnymi uczuciami wychodzi, sprawiając, że Piątka potrzebuje dużo czasu, by poznać swoje uczucia - czasami za dużo.
Myślę, że nie jest dobrze jeśli stawia się jej jakieś oczekiwania czy wymagania bo to tworzy pewną barierę. Ja bym sobie wtedy pomyślał: "Acha, czyli mam jej zatańczyć tak jak ona zagra? Ehe, jasne" :P
Podstawą udanego związku jest wzajemna akceptacja. Trzeba wiązać się z osobą, z którą się chce być, a nie z osobą, która, gdyby się zmieniła, stałaby się tą osobą. ;-) Kiedy jest ta akceptacja, można mieć wymagania co do pewnych pomniejszych spraw, żeby się lepiej zgrać, ale na zasadzie wzajemności. Chyba nikt nie chce być z kimś, kto próbuje zmieniać jego osobowość. Jakieś pojedyncze zachowania, drobne sprawy - można, ale też nie na zasadzie przymusu. Jak ludziom zależy, to sami chcą wyjść na przeciw oczekiwań drugiej osoby.
Ja nie lubię ograniczeń (czyż właśnie nie brak ograniczeń powoduje, że piątki tak dużo myślą o tylu różnych sprawach?), także w związku takowych bym nie chciał a można je narzucać też poprzez swoje wymagania ("bądź taki czy taki", "zrób tak a nie inaczej" itp.).
To ma sens. Piątki ograniczane, pod naciskiem często po prostu się wycofają. Co nie znaczy, że czasem dobrze Piątce nie zrobi, jak się jej jasno pokaże swoje oczekiwania (uzasadnione) i da lekkiego kopa, żeby wyszła poza twory w swojej głowie i skupiła na tym, co ważnego się dzieje w otaczającym ją świecie i z drugim człowiekiem. ;-) Jeśli Piątce zależy, to jest to w jej interesie. :mrgreen:
Acha, koncentracja to też jest cecha która nas wyróżnia i stąd tak duże zaangażowanie w związek, jeśli coś wypali oczywiście.
Kolejne całkiem ciekawe przełożenie cechy uwidocznionej codziennie na długoterminowe działanie/reakcje/relacje międzyludzkie. ;-)
Piątki to chyba bardziej neurotyczne osobowości niż inne jeśli nie najbardziej - nie oznacza to, że są jakoś totalnie odcięte od świata znowuż ;)
Jedne z 3 najbardziej neurotycznych - to się nazywa triada lęku. ;-) Fakt, że psychologia opisuje, jak wypierane emocje wywołują symptomy - a Piątki są mistrzami wypierania emocji.
Mam nadzieję, że mnie rozumiecie :P
Pisałeś jasno. :)
......................................................................... ZŁOTY ŚRODEK!
6 z mocnym wpływem obu skrzydeł - kiedyś nauczę się latać
"Jeśli nie wiesz do jakiego portu zmierzasz, żaden wiatr nie jest ci sprzyjający"

Eradicator
Posty: 387
Rejestracja: sobota, 24 maja 2008, 13:03

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#19 Post autor: Eradicator » środa, 3 marca 2010, 14:54

Co do pierwszego akapitu - miałem na myśli ten późniejszy etap, który opisywał NoLeader, czyli spotkania z nią w klubach(?) bez późniejszych konsekwencji.
W ostatnich miesiącach nawet już ze sobą nie spaliśmy, chodziliśmy na inne imprezy itd. Aż w końcu pewnego dnia zadzwoniła i powiedziała, że odchodzi.
O ten fragment mi chodziło i zadałem sobie pytanie dlaczego mimo wszystko się z nim widywała i stwierdziłem, że po prostu nie chciała być zbyt osamotniona.

Awatar użytkownika
Mandala
VIP
VIP
Posty: 502
Rejestracja: sobota, 21 czerwca 2008, 10:25
Lokalizacja: Warszawa

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#20 Post autor: Mandala » środa, 3 marca 2010, 16:23

Nie wiem, czy najpierw się oddaliła od partnera, bo z nim się nie układało, a pojawił się ktoś nowy na horyzoncie, ale czekała z zerwaniem, aż będzie pewna, że chce być z tym drugim, bo bała się samotności. Możliwe, ale również możliwe, że zeszła się z nim dopiero, kiedy w jej związku wszystko już tak na prawdę było zakończone, tylko nie padło jeszcze ostateczne słowo. W związku, w którym się nie układa, byłaby tak samo osamotniona, jak po zakończeniu go. Oboje unikali ostatecznej rozmowy. Może nie była potrzebna, może bali się siebie ranić - to już ich sprawa. Może po prostu kiedy miała już się związać z kimś innym, żeby być uczciwa, miała potrzebę jednoznacznie wyjaśnić sytuację z byłym, mając na względzie wszystko, co razem przeszli i szacunek do niego. Nie chcę tutaj osądzać dziewczyny, nie znając całej sytuacji.

Za to interesuje mnie, jak działają Piątki. :D Jakie schematy powtarzają się u wielu osób o tym typie, jaka jest "tajemnica sukcesu", a jakie błędy powtarzane przez Piątki i przez innych względem Piątek.
......................................................................... ZŁOTY ŚRODEK!
6 z mocnym wpływem obu skrzydeł - kiedyś nauczę się latać
"Jeśli nie wiesz do jakiego portu zmierzasz, żaden wiatr nie jest ci sprzyjający"

Awatar użytkownika
bodzios
Posty: 695
Rejestracja: poniedziałek, 18 stycznia 2010, 23:06
Enneatyp: Obserwator

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#21 Post autor: bodzios » środa, 3 marca 2010, 17:11

Rinn pisze:A ja mam pytanie - to częściej Wy zrywaliście, czy z Wami zrywano?
Licząc moje jedyne poważniejsze związki z okresu "dorosłości", to raz zerwała ona (pierwszy schemat Mandali), raz ja (drugi schemat).
Przy tej pierwszej (chronologicznie drugiej, ale nieważne) prawda dochodziła do mnie falami - pierwsze kilka dni było mi tylko smutno, potem coś pękło i płakałem przez jeden wieczór, wiem, strasznie niemęskie, strasznie głupie, jak na dorosłego faceta, ale tak było. Potem znowu niby lepiej, ostatecznie wszystko strzeliło w lipcu, gdy straciłem ostatnie złudzenia, nadzieje, że coś może się zmienić...
NoLeader pisze:Rozjebało mi to wtedy mózg, ale oczywiście jako 5 mam duży kontakt ze swoimi emocjami dowiedziałem się tego dzień po dniu w praktyce. Tak, że po jednej z imprez jak się obudziłem w jakimś mieszkaniu w bloku to tak dotknałem absolutu samotności, tak zrozumiałem czego ludzie się w tej samotności obawiają, że chciałem wyjść na 10 piętro i skoczyć. I nie chodziło o smutek, ale kxxxx świadomość tej otchłani. Jakbym miał porównać to z wizją z dzieciństwa to miałem wrażenie jakbym się znalazł samotnie na tafli lodowej pośrodku oceanu, a w tle napierdalają chmury jak w Skandynawii. Teraz to może się wydać zabawne, ale to mnie przygniotło.
Tak czułem się w zasadzie przez cały lipiec i sierpień. Coś rozpierdoliło mi się doszczętnie w głowie, nie widziałem żadnego sensu w życiu, żadnego powodu, żeby ciągnąć moje bezwartościowe życie, chciałem tylko zamknąć oczy, zasnąć i się nie obudzić. Była tylko ta nicość, pustka, ciemność.
Bardzo możliwe, że zrobiłbym sobie coś naprawdę, gdyby nie... alkohol. Mówi się, że on nie jest żadnym wyjściem, ale w moim przypadku był, po prostu odcinał mnie od tego, co było najgorsze - samotnych wieczorów, chorych myśli przed położeniem się spać. Mimo, że mam na alko naprawdę dużą tolerancję, to patrząc wstecz widzę, że przeginałem, ale swoje zadanie spełnił - wracałem do domu, ścieliłem łóżko i zasypiałem. Wstawałem, robiłem co trzeba i od nowa Polska Ludowa. Jakoś udało mi się zapić ten najgorszy okres, jesienią pojawiła się większa ochota na życie, jakieś lepsze myśli, a potem było już z górki.
Tylko nie próbujcie tego w domu, dzieci. :mrgreen:
No UPS - no party. :(

Awatar użytkownika
Nina17
Posty: 9
Rejestracja: sobota, 20 lutego 2010, 18:07

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#22 Post autor: Nina17 » czwartek, 4 marca 2010, 11:47

Jeny czasami az nie moge uwierzyc ze uczucie samotnosci czy nawet myslenie o tym moze ludzi doprowadzac do takich stanów. Przez szkołe ciagly zapieprz brak czasu na co kolwiek nawet na zycie towarzyskie kotrgos razu spedzajac kolejny dzien w pokoju uderzylo mnie to tak mocno takie cholerne uczucie ze tak wlasciwie po co ja tu jestem skoro caly czas siedze z zamknieciu kiedy inny bawia sie w najlepsze . Dla mnie to jest w pewnym stopniu niesamowite jak taka jedna rzecz uczucie samotnosci pozornie nic co moglo by wywolac jakies nie przyjemne sytuacje ,okazuje sie jednak czyms co w rzeczywistosci moze wywolac masakryczne skutki na psychice czy nawet zdrowiu. Kiedy tak obserwuje ludzi, znajomych widze ze coraz wieksza czesc spolecznosci izoluje sie i pomimo tej samotnosci kotra z jednej strony ich rozklada to bez niej tez im trudno sie obejsc bo lubia ta w jakies malej czesci ta poprzebywanie w samotnosci.
Ilu z was tak naprawde szczerze nie nawidzi tego uczucia,?

Awatar użytkownika
isla7
Posty: 165
Rejestracja: wtorek, 17 marca 2009, 15:00

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#23 Post autor: isla7 » sobota, 6 marca 2010, 01:56

...a potem przychodzą wakacje, multum wolnego czasu i człowiek wpada w doła bo stwierdza z brutalnością, że nie ma nikogo wokół z kim można by chociaż pogadać od serca. Nauka to nie wszystko, im wcześniej się to zrozumie tym lepiej :|

Co do samotności to chyba zależy. W zeszłym semestrze miałam taki zapieprz na Uczelniach, że o chwili samotności i wytchnienia marzyłam dniami i nocami. Pierwsza okazja to była na święta i istnie z niej skorzystałam, tzn. nie pojechałam do domu. I można by pomyśleć, sama w święta to musiała pewnie czuć się nie fajnie ale nic mylnego! Wtedy ta samotność była zbawieniem. Czymś chcianym, ubóstwianym i delektowanym co do minuty. Ale ogólnie takie chwile radości z samotności są chyba w mniejszości. Jednak sądzę, że mimo potrzeby pobędzenia samemu z sobą potrzeba jest wymiany myśli i tu się pojawia pewien problem, a mianowicie, żeby wymieniać te myśli to dobrze jest kogoś poznać, i podtrzymać tą relację. No i ja mam problem z tym podtrzymaniem :|, bo np. rzadziej mam ochotę się spotkać niż ta osoba by chciała i tak to się kręci w kółko. Świat teraz tak goni, że nikt nie ma ochoty czekać. Najlepiej jakby wszystko było na wczoraj...

Opisany wyżej dojmujący stan samotności też zdążyłam poznać i też miałam w głowie, że jedynie co można to skończyć z sobą, bo jak życie ma być takie dalej to ja z całego serca dziękuję. Wydaje mi się, że po wielkich miłościach są wielkie osamotnienia - byleby tylko nie zamknąć się potem na miłość na zawsze.
5w4.

Awatar użytkownika
Nerthzim
Posty: 76
Rejestracja: czwartek, 28 lutego 2008, 11:49

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#24 Post autor: Nerthzim » sobota, 3 kwietnia 2010, 22:08

Przybyłem, przeczytałem i dopiero na końcu dostałem impuls żeby w ogóle coś napisać.

Nina17 pisze:Ilu z was tak naprawde szczerze nie nawidzi tego uczucia [samotności]?[
Samotność ma wiele twarzy. Myślę, że praktycznie wszystkie 5w4 odczuwają w pewnym momencie swojego życia jej "małoksiążęcą" ("Wśród ludzi jest się także samotnym.") odmianę - otacza nas masa ludzi, a jednak w naszym odczuciu pozostajemy zupełnie sami, z nikim nie potrafimy nawiązać jakichś głębszych więzi (emocjonalnych czy choćby czysto intelektualnych), o których po cichu marzymy po nocach. No bo skoro nikt nas nie rozumie (albo chociaż my to tak odczuwamy), to czy naprawdę możemy powiedzieć, że nie jesteśmy samotni?

Jakoś teraz do głowy nie przychodzą mi inne rodzaje (choć można np. też mieć spore grono przyjaciół, a samotność i tak będzie nam doskwierała z powodu braku partnera/partnerki) poza tym oczywistym - prawdziwą samotnością. Kiedy pozostajemy sami ze sobą, sami ze swoimi uczuciami, sami ze swoimi myślami. Nie na godzinę, dwie, nie na tydzień, dwa. Tak naprawdę to zaczyna się to odczuwać po znacznie dłuższym czasie. To, co stanie się później zależy już tylko od konkretnego przypadku (a raczej konkretnej osoby). Od czterech miesięcy nie rozmawiałem z nikim poza neurologami, psychiatrami, psychologami, pedagogami i członkami najbliższej rodziny. Na dobrą sprawę pozrywałem nawet kontakty ze znajomymi z sieci. Nie trudno się domyśleć, że nie jestem zbyt zdrową Piątką. Czy nienawidzę tego uczucia? Nie. Mój "moment" już minął, teraz jest mi to już obojętne.

Za off-top przepraszam i obiecuję poprawę (niestety przeważnie nie dotrzymuję danego słowa), choć sledz kiedyś stwierdził, że off-topy są esencją tego forum.

Jak tu w ogóle trafiłem (do topicu, nie na samo forum)? Samo słowo "eks" wywołuje u mnie swojego rodzaju cocktail party effect. Też mam jedną taką eks. Byliśmy ze sobą długo, ciężko określić dokładnie ile czasu, bo starałem się nie angażować w ten związek (tak właściwie ten okres naszego związku był znacznie dłuższy od "związku właściwego"). Jednak coś, co żartobliwie nazywam w myślach "przeznaczeniem" (w ogóle nie wierzę w przeznaczenie), spowodowało, że ostatecznie się zaangażowałem. Tak naprawdę to do dziś nie wiem w jakim stopniu. Nie wiem czy można by to nawet nazwać miłością, ale dla ułatwienia życia sobie i innym tak to nazywam.

Był to związek z wieloma wzlotami i upadkami... no, przynajmniej w oczach mojej partnerki, dość chwiejnej emocjonalnie 7w8. Moja chęć zatrzymania choćby odrobiny dystansu bardzo ją raniła, a ja nie wiedziałem jak sobie z tym poradzić. Bywały chwile szczęśliwe, ale chyba jednak częstsze były te smutne (ponownie, z jej perspektywy, a mi też nie było specjalnie wesoło, kiedy widziałem jak ją to rani... a raczej jak JA ją ranie). Mimo tego byłem dość pewny, że raczej ze sobą jeszcze długo wytrzymamy, a przy odrobinie szczęścia może w ogóle się nie rozstaniemy. Rozstanie było dość długie i niespodziewane. Jakoś tak wyszło w rozmowie, rzuciłem żartem "a co, chcesz ze mną zerwać?". Kiedy nie odpowiedziała najpierw pomyślałem, że się zgrywa i mnie podpuszcza. Potrzeba było kilku dodatkowych sekund milczenia, żebym zrozumiał o co chodzi. Po jakichś ~dwóch tygodniach po raz pierwszy "oficjalnie" zerwaliśmy. Płakała jakby kończył się jej świat, a ja ją pocieszałem, mówiłem, że jeżeli jest jej ze mną źle to musiało się tak skończyć. W tym momencie mój mózg jeszcze nie raczył mi nic zakomunikować. Ba, otrzymałem inną informację - wolność! Nie będę już musiał unosić tego emocjonalnego ciężaru, nareszcie będę mógł sam rozporządzać swoim czasem bez oglądania się na innych, no i posiedzę sobie sam kiedy będę miał na to ochotę. Nie rozmawialiśmy jakiś... tydzień może? Chyba ja zadzwoniłem, chciałem spytać jak się czuje. Jakoś się umówiliśmy. Nie chciałem, żeby zakończyło to się wielkim wzajemnym żalem, myślałem, że może pozostaniemy przyjaciółmi. Niestety, to spotkanie nie było chyba dobrym pomysłem. "Niechcący" znowu się zeszliśmy. Wszystko wyglądało całkiem nieźle. Później ona wyjechała na wakacje, które zaplanowała sobie dużo wcześniej. Wiedziałem, że wróci za około miesiąc. I muszę przyznać, że przez ten miesiąc udało mi się za nią cholernie stęsknić. Zadzwoniłem od razu po tym jak przyjechała, jakbym wiedział o której dokładnie wraca odebrałbym ją nawet z dworca. Uff, czasem niewiedza bywa przydatna. Powiedziała mi, że kogoś poznała. W tamtym momencie już chyba bardziej niż za pierwszym razem zorientowałem się, jakie będzie to miało konsekwencje. Ale mimo tego ukłucia w klatce zdążyłem zachować jasność umysłu i dość szybko jej pogratulowałem. I tu historia się urywa. Ja nie dzwoniłem, nie pisałem. Ona nie dzwoniła, nie pisała. Potrzeba było następnego miesiąca, żebym zrozumiał co się tak naprawdę stało. Napisałem jej, że to nie tak miało być i że żałuje wszystkiego, ale od razu dodałem, że tak być musiało i nawet jak byśmy do siebie wrócili, to skończyło by się to znowu tak samo.

Minęło osiem miesięcy, a mi dalej ciężko zapomnieć. W tym momencie już chyba nawet nie tyle o niej, co o samym związku. Pod wieloma względami. O tym jak było fajnie, jak dobrze mieć przy sobie kogoś bliskiego. Ale bardziej o tym jak to się skończyło. Przestroga na przyszłość, żeby nie pakować się w nic podobnego po raz kolejny.

Ups... Się rozpisałem. Wypada chyba tylko skończyć słowami ""Not your personal blog!" they said".

[edit] Dzisiaj owa Siódemeczka postanowiła napisać do mnie SMSa o treści: "Masz ochotę się spotkać ,tak po przyjacielsku?" A ja myślałem, że to nam, Piątkom, brak wyczucia w takich sytuacjach.
5w4, już trochę mniej niezdrowa

All the years of useless search
Have finally reached an end
Loneliness and empty days
will be my only friend

bezimienny
Posty: 159
Rejestracja: środa, 14 kwietnia 2010, 20:23
Enneatyp: Obserwator
Lokalizacja: Mazowsze

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#25 Post autor: bezimienny » środa, 14 kwietnia 2010, 22:32

Eradicator pisze:Bardzo celnie to NoLeader opisał.
Z piątkami jest tak, że zazwyczaj nie patrzą na życie czyimiś oczami, nie mają pewnego rodzaju dystansu do swoich emocji.
A ja sądziłem do tej pory, że jest właśnie zgoła inaczej...

O ex nie napiszę nic, bo i jaki ma sens pisanie o czymś, czego nie ma?

ja-5w4
Posty: 37
Rejestracja: wtorek, 16 grudnia 2008, 18:06

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#26 Post autor: ja-5w4 » piątek, 16 kwietnia 2010, 21:46

Pierwsza moja reakcja, kiedy zobaczyłam ten wątek: o, toż to mój ulubiony temat, którym wstyd już mi zadręczać znajomych, a na forum mogę się uzewnętrznić! Zresztą wiele razy tutaj już na podobne tematy się wypowiadałam.
Pierwsze primo:
Piątki uważają, że samotność ma swoją wartość. Ale w takich momentach ta wartość to jakaś śmieszna iluzja.

I to są piękne słowa na temat związku.
Drugie primo: to czysta prawda, że kiedy przychodzi czas wolny, szczególnie wakacje, człowiekowi odwala, tak zaczyna rozmyślać.
Trzecie primo: kiedy to czytam i za każdym razem mam ochotę powiedzieć 'to o mnie', z jednej strony jest mi lepiej, a z drugiej utwierdzam się w przekonaniu, że trafił nam się najgorszy typ ever. Ten strach przed bliskością i samotnością jednocześnie... We mnie najbardziej rozwala mnie to, że mimo piątkowego charakteru ogromnie potrzebuję miłości. I że mam poczucie, że gdyby do mnie wrócił / gdybym miała kogoś innego, byłabym pewna siebie, szczęśliwsza i może otwarta. Albo przynajmniej miałabym poczucie, że moje zamykanie się ma sens lub chociaż ktoś je akceptuje.
Skoro jest nas tyle (nas, czyli piątek po przejściach), dlaczego dziwnym trafem nie trafiamy jakoś na siebie w życiu codziennym, na bratnie dusze, które akceptowałyby naszą piątkowość? Oh, gdyby tak można było podejść do kogoś interesującego i 'pokrewnego' na ulicy i bez żadnych znajomości i ceregieli móc zawrzeć cudowny związek na całe życie :D Ot, lenistwo emocjonalne.
Ale do rzeczy. Mój związek był krótki, historia nie jest skomplikowana. Znaliśmy się wcześniej. Ja go nie chciałam. Potem chcieliśmy oboje, a potem chciałam już tylko ja: kiedy wreszcie się zaangażowałam, zostawił mnie. Bardzo kulturalnie i w ogóle. Tylko on do dzisiaj nie wie, ile dla mnie znaczy. Właściwie, choć on chciał zerwać, ja musiałam to za niego powiedzieć. Już wtedy wiedziałam, że powrót między takimi ludźmi jak my nie jest możliwy. Choć potem, nawet teraz kiedy to piszę, chciałabym tego. Tylko po prostu staram się już nie myśleć. Dodajmy, że było nam o tyle 'łatwiej' (a może właśnie trudniej?), że obojeśmy 5w4. Z tym że on jest chyba normalniejszy, teraz może nawet się bardziej otworzył na ludzi, w każdym razie nie boi się ich tak jak ja. Przeszłam już chyba wszystkie etapy depresji porozstaniowej i w ogóle wszystkie stany z tym związane, włącznie z nienawiścią do tego spokojnego, cudownego człowieka, który nic mi nie zrobił. Wiem jedno: w związkach wyznaję skrajności - jeśli w coś się zaangażuję, to namiętnie i całą sobą. Dlatego tak cierpię z powodu krótkiego (i pierwszego w życiu) związku. Dlatego też uznaję, że nie jest możliwa, choćby nie wiem co, przyjaźń między byłymi. Utrzymujemy kontakt, chciałabym sie z nim spotykać, ale głupio mi się wyrywać 'przed szereg'. Kontakt jest dobry, choć raczej wymuszony przez normy, poczucie kultury, ot - prawienie sobie uprzejmości, zero rozmów na temat związku. Wiem też, że nawet jeśli kiedyś 'poddam się', przejdę na taką stronę, że uznam kogoś innego w moim życiu, będzie to jakby... przegrana? Bo on, choć jest jak każdy inny człowiek, dla mnie z niewiadomych powodów urósł do rangi kogoś wielkiego, legendarnego. Czasem zastanawiam się, czy dawno wykreślił mnie ze swojego życia emocjonalnego, czy miewa na ten temat jakieś przemyślenia. A może ja, jak to zwykle bywa, wyolbrzymiam. Wiem jedno, że zawsze będzie dla mnie kimś ogromnie ważnym, kto niesamowicie wpłynął na mnie, ukształtował to, kim jestem. Bywa różnie: czasem czuję, że do końca życia się z tego nie wyzwolę, czasem - kiedy go nie widzę, nie mogę przypomnieć sobie twarzy - jest lepiej. Ale on cały czas jest gdzieś tam, ponad wszystkim, zawsze myślę, co 'on by na to powiedział', jak 'jemu bym o tym opowiadała'.
Aha, a powodem rozstania z jego strony był jakiś nieokreślony strach przed związkiem i tym, że już nie będzie tak jak kiedyś. Czyli to, co pewnie mnie też by kiedyś dopadło...
To banalna historia, wiem. I pewnie nie zechce się Wam jej czytać. Przepraszam, że tak się spisałam, ale cóż, wena.

Awatar użytkownika
bodzios
Posty: 695
Rejestracja: poniedziałek, 18 stycznia 2010, 23:06
Enneatyp: Obserwator

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#27 Post autor: bodzios » sobota, 17 kwietnia 2010, 02:22

Piękny post. Aż ciężko coś dodać, napisać, ale spróbujmy...
ja-5w4 pisze:
Piątki uważają, że samotność ma swoją wartość. Ale w takich momentach ta wartość to jakaś śmieszna iluzja.

I to są piękne słowa na temat związku.
Chyba jeśli się już z kimś było, to wie się, jak bezwartościowa jest ta nasza samotność, którą sobie narzucamy...
ja-5w4 pisze:Skoro jest nas tyle (nas, czyli piątek po przejściach), dlaczego dziwnym trafem nie trafiamy jakoś na siebie w życiu codziennym, na bratnie dusze, które akceptowałyby naszą piątkowość? Oh, gdyby tak można było podejść do kogoś interesującego i 'pokrewnego' na ulicy i bez żadnych znajomości i ceregieli móc zawrzeć cudowny związek na całe życie :D Ot, lenistwo emocjonalne.
Moja teoria - nie widzimy się. Przez całe życie nosimy tę maskę, ten kamuflaż, który odcina nas od ludzi, że przez niego nie dostrzegamy podobnych osób, a one nas także nie widzą. Przez co nasza największa obrona staje się jednocześnie największą przeszkodą w związkach międzyludzkich. Zresztą nie wiem, czy związek dwóch Piątek byłby dobry, ale to akurat nie ma znaczenia, wszystko zależy od konkretnych osób. I nie, to nie jest lenistwo, tylko jakaś ślepota, wymuszona przez nas samych głupota, coś w tym stylu...
ja-5w4 pisze:Wiem jedno: w związkach wyznaję skrajności - jeśli w coś się zaangażuję, to namiętnie i całą sobą. Dlatego tak cierpię z powodu krótkiego (i pierwszego w życiu) związku.
To samo. To chyba też jakieś piątkowe przekleństwo - całkowite zaangażowanie się w coś. Półśrodków nie ma, nie uznaję ich.
ja-5w4 pisze:Dlatego też uznaję, że nie jest możliwa, choćby nie wiem co, przyjaźń między byłymi. Utrzymujemy kontakt, chciałabym sie z nim spotykać, ale głupio mi się wyrywać 'przed szereg'. Kontakt jest dobry, choć raczej wymuszony przez normy, poczucie kultury, ot - prawienie sobie uprzejmości, zero rozmów na temat związku.
Moja była odezwała się do mnie po półrocznym milczeniu. Efekt - nie spałem, nie jadłem, wpadłem w totalny dół, mimo że nie rozmawialiśmy zbyt wiele o nas. Ale kultura wymagała, żebym odpowiedział jej, mimo, że oficjalnie skończyłem tę znajomość w listopadzie. Wiem też, że zawsze jej odpiszę na gg, odbiorę telefon itp. Mimo że to łamie mi serce, burzy wszystko, co sobie postawiłem w tzw. międzyczasie. Niech nikt się nie pyta, dlaczego, bo nie potrafię znaleźć żadnego wytłumaczenia, tak po prostu jest i będzie.
ja-5w4 pisze:Wiem też, że nawet jeśli kiedyś 'poddam się', przejdę na taką stronę, że uznam kogoś innego w moim życiu, będzie to jakby... przegrana? Bo on, choć jest jak każdy inny człowiek, dla mnie z niewiadomych powodów urósł do rangi kogoś wielkiego, legendarnego. Czasem zastanawiam się, czy dawno wykreślił mnie ze swojego życia emocjonalnego, czy miewa na ten temat jakieś przemyślenia. A może ja, jak to zwykle bywa, wyolbrzymiam. Wiem jedno, że zawsze będzie dla mnie kimś ogromnie ważnym, kto niesamowicie wpłynął na mnie, ukształtował to, kim jestem. Bywa różnie: czasem czuję, że do końca życia się z tego nie wyzwolę, czasem - kiedy go nie widzę, nie mogę przypomnieć sobie twarzy - jest lepiej. Ale on cały czas jest gdzieś tam, ponad wszystkim, zawsze myślę, co 'on by na to powiedział', jak 'jemu bym o tym opowiadała'.
Cudownie opisałaś to, co ja czuję. Cały ten strach, podszyty pseudologiką, próbą wytłumaczenia sobie tego, próbą, która rozbija się o wszystkie wątpliwości... Też boję się, że nigdy się od niej nie uwolnię, że to ona była tą jedyną, największą, wyśnioną. Ja przy niej z chłopca stałem się mężczyzną, kimś dorosłym, odpowiedzialnym, przy niej poczułem, że nie żyję tylko dla siebie, że mam kogoś, kogo nie mogę zawieść, kto jest dla mnie wszystkim, znacznie ważniejszym, niż ja sam.
Też się boję, boję się następnego związku. Bo to nie będzie ona, to będzie ktoś inny, kogo nieustannie będę do niej porównywał, z czort wie, jakim skutkiem, pewnie marnym. A ja nie chcę kochać kogoś trochę, nie chcę, żeby następna kobieta w moim życiu była ersatzem, kimś, kto jest, chcę kochać ją tak samo, jak kochałem tamtą. Tak samo, bo mocniej się nie da. I jeśli taka delikwentka się napatoczy (oby!), to mam zamiar kochać ją całym sobą, choćby zniszczyłoby mnie to tak, jak te rozstanie. Kryzysowa_narzeczona napisała "chcę i nie chcę", ja czuję dokładnie to samo, chcę, bo tak jest lepiej dla mnie, jestem wówczas sto razy lepszym człowiekiem, nie chcę, bo się cholernie boję, że nie będę kochał tak mocno, jak chciałbym, że zawiodę moją przyszłą. Boję się nie ze względu na siebie, a na tą drugą osobę...
ja-5w4 pisze:Aha, a powodem rozstania z jego strony był jakiś nieokreślony strach przed związkiem i tym, że już nie będzie tak jak kiedyś. Czyli to, co pewnie mnie też by kiedyś dopadło...
Jeśli mógłbym zmienić coś we wszystkich Piątkach, to zmieniłbym właśnie to. Ten nasz kretyński, bezpodstawny strach. Bo właśnie przez to odrzucamy wiele możliwości, kończymy coś, co ma perspektywy, albo nawet tego nie zaczynamy. A potem przychodzi prawdziwa miłość i oczy się otwierają, cała głupota wychodzi na wierzch, dostrzegamy wszystkie opcje, których nie wykorzystaliśmy, wszystkie błędy, które popełniliśmy... Na Twoim miejscu chyba spróbowałbym jeszcze raz, może on też zmądrzał, może zżera go to samo, co Ciebie. A jeśli nie, to nadal jest durniem, ale kiedyś otworzą mu się oczy...
ja-5w4 pisze:To banalna historia, wiem. I pewnie nie zechce się Wam jej czytać. Przepraszam, że tak się spisałam, ale cóż, wena.
Nie marudź no. :P
No UPS - no party. :(

Awatar użytkownika
isla7
Posty: 165
Rejestracja: wtorek, 17 marca 2009, 15:00

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#28 Post autor: isla7 » sobota, 17 kwietnia 2010, 03:44

bodzios pisze:Ten nasz kretyński, bezpodstawny strach.
Mały motywator: Don't Be Shy

"Don't be shy, just let your feelings roll on by
Don't wear fear or nobody will know you're there
Just lift your head and let your feelings out
instead
And don't be shy just let your feelings roll on
by
You know love is better than this song
Love is where all of us belong
So don't be shy just let your feelings roll on by
And don't wear fear or nobody will know you're
there
You're there
So don't be shy just let your feelings roll on by
And don't wear fear or no one will know you're
there
You know love is better than this song
Love is where all of us belong
Belong...long, ..long
Belong"

Moje "związki" były krótkie (w sumie zbyt) i "głupio" się kończyły. W sumie to też było dawno dawno temu. Z perspektywy czasu widzę, jakim dzieciuchem wtedy byłam. Ale co najistotniejsze w jednym czułam się naprawdę sobą - można by mnie nawet posądzać o ekstrawertyzm. I jak było wyżej napisane, jest wszystko albo nic - żadne półśrodki. Poza tym też mam przeświadczenie, że jakbym z kimś teraz była to byłabym zdecydowanie kimś lepszym - "bezproblemowym" (nie żeby facet miał stanowić jakieś moje guru ale jestem zdania, że miłość jak już się pojawi, to uskrzydla).

A co do tego, że jakoś trudno nam trafić na swojego by chociażby porozmawiać o rzeczach nam bliskim to szkoda. Nawet pomilczeć z kimś kto to rozumie jest miło. Mi brakuje takich pogawędek filozoficznych, na temat sensu itp.

Piszcie więcej! ;P
5w4.

ja-5w4
Posty: 37
Rejestracja: wtorek, 16 grudnia 2008, 18:06

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#29 Post autor: ja-5w4 » sobota, 17 kwietnia 2010, 23:42

Odnosząc się do słów Bodziosa:
Półśrodków nie ma, nie uznaję ich.
No właśnie, ja też w ogóle w życiu nie uznaję bycia pośrodku.
Ja z kolei odezwałam się do niego pierwsza, po jakimś czasie. Od tego momentu większość rozmów itd. analizuję, czytam po kilka razy.
Chciałabym poznać kogoś innego, ale to byłoby trudne ze względu na niego i też na mój charakter, ukrywanie się ze swoimi pozytywnymi stronami, pesymizm, trudności w kontaktach z ludźmi, etc., etc.
Pewnie, że chciałabym spróbować z nim, ale wspomniana 'piątkowość' utrudnia mi to. No i jednak nie wiem, co on tam sobie myśli, wolę zachować resztki godności... I wreszcie: przecież on jest idealny i boski, a jam niegodna i nędzna :D
A jeśli nie, to nadal jest durniem, ale kiedyś otworzą mu się oczy...
I to jest najmilsze, co usłyszałam, czy raczej przeczytałam ostatnio. Ale cóż, nie ma co nurzać się w tym bagnie i robić sobie nadziei.
Czytam tak te Wasze wypowiedzi i mam wrażenie, jakbym czytała o sobie, albo jakby mój eks tu pisał. I wyobrażam sobie, że go tu kiedyś 'dopadnę', że też mu żal... Co jest oczywiście nieuzasadnionym nonsensem i nie wiem, po co o tym w ogóle wspominam. Ale pewnie dlatego, że na forum zawsze łatwiej ;)

A co do tego, co napisała Isla7:
Tak, facet dużo daje. To smutne, żałosne i niedzisiejsze, ale bez niego trochę jestem 'niepełna'.
Oj tak, brakuje pokrewnych dusz, chociaż i takie się zdarzają... Ale są to przeważnie osobniki tej samej płci.
Dobry temat, piszcie, uzewnętrzniajmy się, bo na żywo nie umiemy ;)

Kryzysowa_narzeczona
Posty: 302
Rejestracja: niedziela, 8 marca 2009, 13:39

Re: Eks czyli byli partnerzy i rozstania

#30 Post autor: Kryzysowa_narzeczona » niedziela, 18 kwietnia 2010, 12:18

ja-5w4 pisze:Oj tak, brakuje pokrewnych dusz, chociaż i takie się zdarzają... Ale są to przeważnie osobniki tej samej płci.
Dobry temat, piszcie, uzewnętrzniajmy się, bo na żywo nie umiemy ;)
Ble, piszę odpowiedź drugi raz ;( A nie lubię się powtarzać :evil:

Mam to szczęście, że posiadam pokrewną sobie duszę. Pokrewna, bo choć różnimy się od siebie w zasadzie wszystkim, to zawsze rozumiemy się bez słów. Najpiękniejsze jest to, że możemy ze sobą porozmawiać o wszystkim [począwszy od tego, co jadłyśmy na śniadanie a skończywszy na końcu świata], a kiedy czujemy potrzebę - milczeć bez krępacji. Doceniam też to, że mogę wprost powiedzieć, co sądzę na temat tego, co zrobiła, tego z kim się spotyka i jak dzisiaj wygląda. Wie, że moja opinia nigdy nie opiera się na jakiś osobistych pobudkach. Może wziąć ją pod uwagę albo całkowicie zlekceważyć - mnie także to nie przeszkadza, bowiem wychodzę z założenia, że każdy ma prawo do własnych decyzji. A jest na tyle rozsądna, że nigdy nie musiałam odradzać jej całkowitej głupoty, bo sama zdawała sobie sprawę, że jest to głupie. Sama też cenię sobie szczerość i wiem, że jej opinie nie mijają się z prawdą, tylko dlatego, abym przypadkiem nie poczuła się zraniona. Jeżeli chodzi o uzewnętrznianie, to przed osobami zaufanymi, nie mam z tym problemów. Oczywiście zawsze pozostaje pewna doza intymności, która jest zarezerwowana tylko dla mnie, ale to jest normalne ;) Ogólnie uważam, że forum, na którym można spotkać interesujących i chętnych do rozmowy ludzi, jest bardzo pożyteczne do uzewnętrzniania się ;)

PS To nie moja wina, że odpowiedź wyskakuje podwójnie ^^

ODPOWIEDZ