Już wielokrotnie zdawałem sobie sprawę z tego że jestem niekiedy... okrutny, oschły i bezuczuciowy. Ot jedna z najlepszych przyjaciółek powiedziała że nie możemy dalej się znać... czy ja się przejąłem? Ani trochę. Mój dziadek okazał się hazardzistą i narobił nam długów... nie miałem skrupułów przed propozycją wykopania go pod most.
Tak samo brak mi współczucia do ojca pijaka który żył sępiąc od innych, nie należy już do mojej rodziny i lepiej żeby mi się na oczy nie pokazywał...
Najgorsze jest to, że osoby te znienawidziłem w dosłownie ułamek sekundy po tym jak je uwielbiałem. Niekiedy mnie samego przeraża łatwość z jaką przyszło mi porzucenie tych osób. Mam wrażenie że jedynie bawie się osobami w moim otoczeniu, a nie przyjaźnie się z nimi tak naprawdę.
Martwi mnie to, szczególnie że jestem w związku który chcę utrzymać, ale bardzo boje się czy ze względu na tą stronę mojej osobowości wogóle mi się uda. Niekiedy na siłę staram się okazywać to co czuję, albo co mi się wydaje że powinienem czuć. Cholernie się tego boje.