Taka Jedna pisze:Możecie się śmiać, ale w kryzysowym momencie (kilka lat temu), kiedy moje wszelkie usiłowania w kontaktach z ludźmi na nic się zdawały, miałam wrażenie, że jestem na tym świecie sama w morzu chaosu i obcości. Żaden człowiek nie wydawał mi się tak skonstruowany, jak ja. Dzień, w którym dowiedziałam się, że są jeszcze ludzie podobni do mnie należy chyba do moich najszczęśliwszych
Że też nas, Piątek, aż tak nie widać... ;/
Ja się śmiać nie będę, bo przeżyłem to samo. 8) Byłem zdumiony trafiając na enneagram, bo po raz pierwszy w życiu przeczytałem opis mojej osoby, w którym nie mogłem bez wysiłku wskazać zdania, które by do mnie nie pasowało. Gdy wszedłem na forum, moje zdumienie przybrało na sile, gdyż czytając posty niektórych 5 czułem się, jakbym czytał własne przemyślenia. To było coś abstrakcyjnego, ale wspaniałego zarazem. To zdumienie było jednym z nielicznych, które mnie dotknęło w ostatnim czasie, więc niech świadczy samo za siebie.
Miałem takiego pecha, że w gronie znajomych od początku życia nie miałem żadnego 5, ba, żadnej osoby z dominującym wpływem introwertyzmu! Wszyscy jakoś woleli udzielać się towarzysko, niż zajmować się czymś innym, co powodowało, że tym bardziej byłem (jestem) nierozumiany. Jedyną osobą, która mogła mnie zrozumieć, to moja mama (introwertyczna 9w1), ale ona też chyba do końca nie akceptowała mojego introwertyzmu, w głębi duszy chciała, bym był bardziej towarzyski i nie wycofywał się z życia towarzyskiego, tak, jak ona to kiedyś sama robiła. Całe szczęście, jako 9 nie była dla mnie uciążliwa w tym względzie, w przeciwieństwie do mojego ojca (niezidentyfikowany póki co przeze mnie typ w enneagramie, ale jestem przekonany, że choleryk), który dość często starał się dać mi do zrozumienia, jaki jestem poje... no wiecie, to słowo lepiej oddaje sytuację, niż wszelkie eufemizmy, bo taki właśnie był jego przekaz. W podstawówce/gimnazjum miałem dobrego przyjaciela, który wiedział, jaki jestem i akceptował to, choć czasem starał mnie przekonać się do większego otwarcia się na ludzi, ale wiedział, kiedy odpuścić. Mimo, że jest bardziej ekstrawertykiem (choć odnoszę wrażenie, że przesunął się jeszcze bardziej w stronę ekstrawertyzmu około 13-15 roku życia), byłby jedyną osobą, przed którą nie musiałbym tłumaczyć swojego izolowania się, gdyby nie to, że tak naprawdę nikogo to nie obchodziło i praktycznie nie musiałem się tłumaczyć przed nikim. No bo kto by się chciał zadawać z kujonem?
(którym nie byłem, bo edukacja szkolna nigdy mnie nie pochłaniała w dużym stopniu, po prostu dobre stopnie przychodziły z łatwością). Teraz w liceum, w mojej grupie znajomych, w której czuję się na ogół dobrze (chociaż bywają wyjątki
) i z którymi mam sporo wspólnych zapatrywań, mój introwertyzm bywa powodem żartów. Na szczęście nie są to żarty prostackie, mające na celu mnie zdyskredytować, ale jednak wskazują na niezrozumienie. Całe szczęście są to ludzie o bardziej otwartych umysłach, niż ci z gimnazjum, więc moja odmienność nie jest tak piętnowana i ludzie nie patrzą na mnie, jak na jakiegoś gorszego. Tylko niektórzy dziwią się, dlaczego potrzebuję dużo czasu spędzać sam ze sobą i nie zawsze jestem otwarty na wszelakie formy kontaktu z drugim człowiekiem.