Jakbym czytała siebie.xkairix pisze: Przy kłótniach z rodzicami też nie płakałam. Zawsze to mama była tą słabszą, a ja odczuwałam satysfakcję. Był czas, kiedy uwielbiałam znęcać się nad nią w ten sposób. Ale to głupie lata buntu. Teraz mieszkam daleko od niej i udajemy wspaniałą rodzinkę.
Ostatnimi czasy największe wzruszenia wywołuje we mnie teatr, odblokowuję się tam nawet chwilami, jeśli chodzi o płacz. Ostatnio byłam 3 dni z rzędu na tym samym spektaklu. Początkowe dwa oglądało mi się dobrze, czyli jak zwykle, z dystansem obserwatora; nie wywołały we mnie wulkanu emocji, chociaż przy pierwszym było trochę łez. Dopiero trzeci przeżywałam całą sobą, a raczej przeżywałam wtedy deja vu z pierwszego spektaklu. Pierwszy raz tak intensywnie, mimo że przedstawienie znam niemalże na pamięć. Trzy godziny w teatrze okazały się zbyt krótkim czasem i odreagowywałam potem, włócząc się we łzach i deszczu po Gdyni do blisko drugiej w nocy. Przez ponad tydzień rządził mną nastrój spektaklu, to był chyba najsilniejszy taki przypadek.'
Opóźnienie nie występuje u mnie prawie nigdy, gdy pojawiają się bardziej umiarkowane emocje. A także wtedy, gdy "przechwytuję" emocje innych.