G.I.Joe pisze:(...)Może ze mną jest coś nie tak, ale po pijaku wydaje mi się ze jestem bardziej sobą. Bardziej prawdziwy-cokolwiek to znaczy.
Tak naprawdę wcale nie mam ochoty być miłym do większości ludzi ze względu na to, że mi się to opłaca. Fakt - robię to. Zachowuję się grzecznie w stosunku do innych , ale nie zależy mi na nich. Często wybucham udawanym śmiechem. Łatwo udaję, że coś mnie zmartwiło lub poruszyło. Ogólnie rzecz biorąc udaję. To wszystko gówno nic nie znaczące kłamstwa. W głębi duszy jestem wyrachowanym kalkulującym zyski i straty człowiekiem.
Ma ktoś jeszcze tak?
EDIT:
Ten temat założyłem spontanicznie po pijaku i proszę żeby inne piątki wypowiedziały się w nim również pod wpływem procentów. Taki eksperyment :wink:
Wprawdzie nie jestem pod wpływem (za co przepraszam wszystkich urażonych, w tym mnie samego), ale się wypowiem. Dla mnie bycie 5 nie jest "społecznie" opłacalne (to ta słynna kalkulacja) - małomówny, żeby nie powiedzieć mrukliwy, nie potrafi się wyluzować, bla, bla, bla. Część ludzi często nie wie, jak się zachować w mojej (naszej?) obecności - te próby rozmowy na tematy marynistyczne, czasem zaczną mówić o swoich 'rozterkach' (co mnie to, na litość szatana, interesuje?), czasem zwrócę uwagę, że powinno się mówić "po linii najmniejszego oporu" - i już niezręczna sytuacja gotowa.Nie dziwię się innym, że starają się unikać takich atrakcji jak rozmowa ze mną.
Dlatego lepiej, wg mnie, ciągle zachowywać chłodną uprzejmość - 'dzień dobry' jak najczęściej, bo w moim przekonaniu w ten sposób wykonuję minimum, jeżeli chodzi o kontakty z danymi ludźmi i jednocześnie to nie prowokuje głębszych interakcji (a propos
http://www.peterboersma.com/blog/upload ... 779209.jpg). Tak samo z okazywaniem emocji, lepiej nie zwracać na siebie uwagi i popodniecać się czymś - koronnym przykładem była ogólnokrajowa żałoba po JPII - na zewnątrz posmutniałem, ale bliżej mi raczej było do zażenowania tym całym cyrkiem. Aha, i 'nie zwracać na siebie uwagi' nie dlatego, że się wstydzę, ale dlatego, żeby nie zrażać do siebie innych o taką drobnostkę.
Bo pomimo swojej lekkiej mizoandrii uważam, że "nikt nie jest samotną wyspą" ("you will never drink alone" w wersji dla tych, którzy kumają cha-chę :) ).