Ja wprost nienawidzę kupować ubrań. Przeważnie kupuje mi mama, pod moją nieobecność i wbrew pozorom z tego się cieszę. Poza tym, kupuję, jak jakaś koleżanka zaciągnie mnie, by sobie kupić jakąś bluzkę. Niemiłosiernie mi się nudzi, gdy ona przymierza, mówi do siebie (a może do mnie? W kazdym razie nie oczekuje odpowiedzi) "Ciekawe czy jest mniejszy rozmiar...", "Jakbym w tym wyglądała?", "A może jednak tą?". W rezultacie patrzę jak ona wygląda i stwierdzam, że może mi też by się coś przydało (pomijając jakieś 15 minut wahania i biernego towrzyszenia). Znajduję jakąś rzecz na chybcika, żeby broń Boże ona nie skończyła szybciej, bo będę musiała prosić, aby poczekała na mnie.
Przy butach jest znacznie gorzej. Wybór butów to najgorsze, co może mnie spotkać. Mam zawsze tylko - klapki i halówki (zawsze te same tylko nowe
) i 3 pary butów (tzw. zwykłe - do pokazywania się ludziom i robocze, czyli starsze zwykłe do niepokazywania się ludziom oraz tzw. eleganckie - na rozpoczęcie/zakończenie roku, apele, ślub, etc.)
Co się tyczy spożywczych - dziwne, ale tutaj te wahania lubię (tyczy się tylko w sklepach samoobsługowych). Lubię wybierać smaki jogurtów, firmy soków, porównywać ceny... i tutaj dopiero ujawnia się moja natura skąpca.