Dużo narzekacie, czwórki? Lubicie uprzykrzać życie innym, by tylko móc się wyżyć czy raczej tłumicie agresję i wszelkie złe emocje w sobie? Czujecie empatię wobec osób, które narzekają i staracie się zrozumieć?
Jak wyglądają starcia pomiędzy wami a innymi osobami - wycofujecie się, poddajecie czy walczycie o swoje racje?
Jak dużo potraficie znieść; kiedy kończy się cierpliwość?
narzekanie, kłótnie, bycie wrzodem na d...
Re: narzekanie, kłótnie, bycie wrzodem na d...
nie uważam narzekania za uprzykrzanie życia, bo nie żalę się pierwszej lepszej osobie, tylko przyjaciołom, osobom którym ufam najbardziej. Polega to raczej na mówieniu jak się czuję, dlaczego jest mi tak źle, rozbieranie problemu na części. Nie zdarzyło mi się, żeby wobec tych ludzi poniosła mnie agresja, nigdy nie wyżywam się na nich. Jeśli mnie wkurzą szybko zamienia się to w ranę i jeśli już to mówię, że mnie dotknęli do żywego, ale częściej cierpię sobie w milczeniu po czym, o ja wielka i miłosierna, przebaczam . Co nie znaczy, że nie potrafię powiedzieć wprost co mi leży na wątrobie.
Ogólnie wolę się wycofać i nie mieć nic wspólnego za konfliktem (szczególnie gdy kłócą się bliskie mi osoby i nie chcę stanowczo bronić jednej strony, najczęściej podzielam oba punkty widzenia), ale to też zależy od wagi sprawy, mojego samopoczucia itp. Na wyższych poziomach zdrowia staram się 'walczyć w imię prawdy', zgodnie z rozsądkiem, tym co uważam za sprawiedliwe itp., ale trzymam też bezpieczny dystans, żeby w razie czego zamilknąć i słuchać z boku i tlyko od czasu do czasu coś dorzucić.
PS mam wrażenie, że istnieje już podobny temat
zazwyczaj jestem w miarę opanowana, gryzę się w język i nie wypowiadam niektórych słów (czego często żałuję), jeśli już to atakuję ciętymi ripostami i ironicznymi odpowiedziami. Zależy też o co poszło, czasem potrafię być uparta jak osioł i jestem skłonna oddać życie za swoją rację .Jak wyglądają starcia pomiędzy wami a innymi osobami - wycofujecie się, poddajecie czy walczycie o swoje racje?
Ogólnie wolę się wycofać i nie mieć nic wspólnego za konfliktem (szczególnie gdy kłócą się bliskie mi osoby i nie chcę stanowczo bronić jednej strony, najczęściej podzielam oba punkty widzenia), ale to też zależy od wagi sprawy, mojego samopoczucia itp. Na wyższych poziomach zdrowia staram się 'walczyć w imię prawdy', zgodnie z rozsądkiem, tym co uważam za sprawiedliwe itp., ale trzymam też bezpieczny dystans, żeby w razie czego zamilknąć i słuchać z boku i tlyko od czasu do czasu coś dorzucić.
PS mam wrażenie, że istnieje już podobny temat
Re: narzekanie, kłótnie, bycie wrzodem na d...
nie, nie jestem taka.
kiedyś byłam bardzo nerwowa i się kłóciłam dużo, ale zeszło ze mnie. teraz za bardzo trzymam w sobie i staram się wyrzucać wszystko na bieżąco, żeby mnie nie rozsadziło.
kiedyś byłam bardzo nerwowa i się kłóciłam dużo, ale zeszło ze mnie. teraz za bardzo trzymam w sobie i staram się wyrzucać wszystko na bieżąco, żeby mnie nie rozsadziło.
- Nev
- Posty: 19
- Rejestracja: niedziela, 16 października 2011, 15:38
- Enneatyp: Indywidualista
- Lokalizacja: Warszawa
Re: narzekanie, kłótnie, bycie wrzodem na d...
Ja z kolei ciągle słyszę, że straszna ze mnie maruda. Fakt, narzekam raczej sporo, ale nie jest to uzewnętrzanianie najgorszych problemów, tylko takie "paznokieć mi się złamał, i tramwaj mi uciekł, i deszcz pada, ...". Sama za to ludzi marudnych nie cierpię. Wiem, hipokryzja, staram się to zmienić, no ale wiadomo jak to bywa. Zwłaszcza, że straszny pechowiec ze mnie. Poważniejsze problemy zazwyczaj tłumię w sobie, i mówię o nich tylko "wybrańcom".
Starcia - to zależy, z kim i o co się kłócę. Z niektórymi osobami o jakieś pierdółki mogę się kłócić przez pół godziny z zapałem godnym lepszej sprawy, przy innej osobie/temacie szybko się wycofuję (zwłaszcza przy poważniejszych tematach).
Cierpliwość kończy mi się baaardzo szybko. Irytują mnie właśnie marudy mojego pokroju, albo ludzie, którym nic nie da się wytłumaczyć. I wtedy zaczynam być nieco niemiła, i się wyżywać na Bogu ducha winnych ludziach - ale staram się nad sobą panować i kończyć dyskusję zanim się zirytuję.
Starcia - to zależy, z kim i o co się kłócę. Z niektórymi osobami o jakieś pierdółki mogę się kłócić przez pół godziny z zapałem godnym lepszej sprawy, przy innej osobie/temacie szybko się wycofuję (zwłaszcza przy poważniejszych tematach).
Cierpliwość kończy mi się baaardzo szybko. Irytują mnie właśnie marudy mojego pokroju, albo ludzie, którym nic nie da się wytłumaczyć. I wtedy zaczynam być nieco niemiła, i się wyżywać na Bogu ducha winnych ludziach - ale staram się nad sobą panować i kończyć dyskusję zanim się zirytuję.
4w5
It's not the end of the world, but you can see it from here
It's not the end of the world, but you can see it from here