seele pisze:mysle, ze jak ktos znajdzie ta tzw jedyna/jedynego to nie mysli sie juz o takich sprawach jak co bedzie w razie rozwodu, a jesli ona zabierze 50%, a jesli przestanie sie malowac, a jesli.... ble ble ble
po prostu sie kocha, chce sie byc z tym kims. Zarowno facet jak i kobieta chca czuc sie pewni, ze nikt nie odbierze im tej 'drugiej polowki', moze obraczka jest metafora bezpieczenstwa
Taaa, wszystko fajnie. Nikt nie podejmuje w życiu takich wyborów, o których jest świadom, że są złe. Myślę, że jak ktoś znajdzie zwierzaka, który mu się podoba, to nie myśli o tym, że co będzie, jak ten zwierzak dorośnie i nie będzie już taki fajny, że będzie trzeba się nim zajmować i poświęcać mu swój czas i że to wielka odpowiedzialność. A potem tyle bezpańskich zwierząt w schroniskach i na ulcy.
Po prostu się kocha, a po jakimś czasie jedna ze stron stwierdza, że jednak nie kocha. I się zaczyna problem, bo wygasa uczucie które powodowało, że ta osoba była godną zaufania osobą dla współmałżonka. Nie zawsze jednak da się rozpoznać przed ślubem, że taka osoba może godną zaufania jednak nie być, tym bardziej, że będąc pod wpływem zakochania może robić wszystko, żeby przed nami dobrze wypaść. A zakochanie przeminie prędzej czy później. Możemy brać odpowiedzialność za to, że my pozostaniemy wierni, ale 100% pewności co do innej osoby
nigdy mieć się nie da.
Według mnie trochę naiwne podejście.
Najbardziej skuteczną strategią rozrodczą dla mężczyzny jest zapłodnienie jak największej ilości kobiet. Najbardziej skuteczną strategią rozrodczą dla kobiety jest znalezienie odpowiedzialnego, najlepiej o wysokim statusie społecznym faceta, który stworzy odpowiednie warunki dla niej do wychowywania dzieci spłodzonych na boku z prawdziwymi macho, bo jeśli ojciec biologiczny jest w stanie doprowadzić do stosunków płciowych z dużą liczbą kobiet, to syn też będzie, czym rozprzestrzeni swoje geny skuteczniej, niż wspaniały, odpowiedzialny i wierny mąż jednej żony. I takie schematy ludzkich zachowań rozprzestrzeniły się na przestrzeni wieków, kto tak nie robił, tego geny ginęły w ogólnoludzkościowym wyścigu szczurów.
Więc jak widać małżeństwo nie jest czymś, co pasuje do tego schematu. Nasza kultura sprawiła, że oficjalnie takie coś istnieje i nawet część osób w poczuciu zobowiązania wobec społeczeństwa dobrze się w tym czuje. Ale nie oszukujmy się, że wszyscy. Nie da się przewidzieć momentu, w którym instynkt weźmie górę. Ludzie idący tunelem podczas niedawnej parady w Niemczech też zapewne nie zakładali przed zdarzeniem, że przyczynią się do śmierci wielu jednostek. A gdyby udało się zachować spokój, postępować tak, jak nakazuje kultura, napewno nie doszłoby do takiej tragedi. Ale jeśli chodzi w grę wchodzi życie, ludzie potrafią robić rzeczy, o które nikt by ich nie posądzał. Tak samo bywa z prokreacją.
Wiem, że to smutne, bo sam wolałbym ślub i odpowiedzialność za jedną osobę. Ale chyba jednak oprócz tego że smutne, to także niestety prawdziwe.
Dlatego, że nie będę stosował tych niby najskuteczniejszych strategii, dlatego moje geny nigdy nie rozprzestrzenią się na dużą skalę. To, że mam o nich świadomość, nie znaczy, że je stosuję. Właśnie dlatego jestem tak wycofany ze świata, bo dostrzegam tego typu zachowania u większości osób, a sam wiem, że taki być nie potrafię, więc się wycofuję. Wycofuję się z wyścigu prokreacyjnego i będę miał mało potomków, albo w ogóle i nie będzie na świecie wystarczająco dużo małych
Andów, żeby przytłoczyć pozostałych i coś zmienić. Dlatego jest jak jest i raczej się nie zmieni. Zresztą to, że ja nie przejawiam takich tendencji, nie znaczy, że moje dzieci nie będą, bo taka postawa jest głęboko zakorzeniona. Nie wykorzenią jej całkowicie 2 czy 3 pokolenia wychowywania w odpowiedzialności i poczuciu zobowiązania. Zresztą tak czy siak, prędzej czy później moi potencjalni potomkowie związaliby się z tymi, którzy ową najskuteczniejszą strategię stosują i znowu wszystko się wymiesza i przetrwają te geny, które najskuteczniej się rozmnożą, czyli tendencje powrócą.
Spójrzmy: Są kobiety A i B, mężczyźni C i D. Kobieta A i mężczyzna C żyją w małżeństwie i takie wartości przekazują swoim dzieciom. Kobieta B i mężczyzna D stosują przedstawione wcześniej najskuteczniejsze metody.
1 pokolenie: kobieta A i męzczyzna C są w małżeństwie, są sobie wierni i mają ze sobą czwórkę dzieci. Mężczyzna D dąży do "zaliczenia" jak największej ilości kobiet i płodzi 10 dzieci. Kobieta B nie ma stałego partnera lub nie jest mu wierna i płodzi 6 dzieci z mężczyznami podobnymi do D.
2 pokolenie: Każde z dzieci A i C zakłada małżeństwo, jest wierne i ma po 4 dzieci. Zakładamy, że B ma tyle samo córek, co synów. Każda córka płodzi kolejne 6 dzieci, a syn 10. To samo z D.
3 pokolenie: Schemat się powtarza. Wierni małżeństwu A i C mają po 64 potomków. B ma ich 486, a D 810.
Oczywiście schemat mocno uproszczony, ale daje do myślenia.
Sami widzicie, że tych, co nie przestrzegają wartości małżeńskich wyjdzie po jakimś czasie znacznie więcej. Więc niby przez kogo świat może być zdominowany? A chyba nie ma wątpliwości, że tacy ludzie na świecie istnieją od dawna. Można liczyć, że trafi się na kogo innego, kto wyłamie się z tego schematu, ale skąd pewność, że instynkt nie weźmie w pewnym momencie góry?
xkairix pisze:
To myślenie typowe dla dzieci w wieku 13-14 lat. Żałość tryska z Twych poglądów w każdą możliwą stronę. Dziewczyna Cię zraniła/ rzuciła ? Nie chcesz brać ślubu - ok, ale podeprzyj to jakimiś racjonalnymi argumentami, a nie gadką o intercyzie i rzekomej przemianie kobiet po ślubie, o ich nieróbstwie i uderzającej głupocie. Bo mężczyźni to anioły bez wad...
A kto pisze, że mężczyźni to anioły bez wad? A gadka o przemianie kobiet po ślubie to co, jak nie argument? To nie wymysł
phalcore'a, tylko udowodniony naukowo spadek motywacji, o czym pisałem wcześniej. Żeby nie było, że jestem szowinistą, pisałem także, że taki spadek występuje u obu płci. A
phalcore nie zawsze musi wspominać o wadach mężczyzny, bo rozważa sytuację z własnego punktu widzenia. Z mężczyzną się przecież nie zamierza żenić, przynajmniej tak to wygląda z jego postów.
Mogę mieć inne spojrzenie na sprawę, niż czwórki, bo jednak u piątek większe znaczenie odgrywa strach. Ale strach pomaga przewidzieć potencjalne niebezpieczeństwa. Potencjalne są tu ważnym wyrazem. Nie twierdzę, ze wystąpią one w każdym, czy nawet w większości związków. Ale ja ich zbagatelizować nie potrafię. Jeśli ktoś potrafi i mu się uda, faktycznie ma szansę być szczęśliwszym. Sam wolałbym, żeby to, co ja piszę teraz, było wyolbrzymieniem, a najlepiej kompletną nieprawdą. Doświadczenia faktycznie nie mam, więc mogę się mylić. Ale w tym dzisiejszym, dziwnym świecie nic nie wydaje mi się takie różowe i krystaliczne, jak niektórzy tutaj piszą.