Przejawy 4 w dzieciństwie

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Nifredou
Posty: 98
Rejestracja: niedziela, 6 marca 2011, 13:08
Enneatyp: Indywidualista

Re: Przejawy 4 w dzieciństwie

#121 Post autor: Nifredou » czwartek, 12 maja 2011, 19:53

NZS pisze:Hmm.. jak starsza? fizycznie też?
Owszem, na moje nieszczęście. To genetyka czy coś takiego. Nigdy się tym specjalnie nie interesowałam tak, jak zresztą żadną moją chorobą. Wolę trzymać się od tego z daleka. Im mniej o tym wiem, tym lepiej.


zdrowe 4w5, chociaż ostatnio się waham.

Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci - Jan Lechoń

Awatar użytkownika
NZS
Posty: 87
Rejestracja: sobota, 13 listopada 2010, 20:17

Re: Przejawy 4 w dzieciństwie

#122 Post autor: NZS » czwartek, 12 maja 2011, 20:13

Dlaczego nie poszukasz kogoś z kimś byś porozmawiała? :)
[you]

Awatar użytkownika
Nifredou
Posty: 98
Rejestracja: niedziela, 6 marca 2011, 13:08
Enneatyp: Indywidualista

Re: Przejawy 4 w dzieciństwie

#123 Post autor: Nifredou » czwartek, 12 maja 2011, 20:31

Kogo? W mojej szkole? Niemożliwe, a znowu mieszkam w zbyt małym mieście, żeby znaleźć sobie inne towarzystwo. Dlatego nie mogę się doczekać, aż pójdę do liceum. Nie żebym nie lubiła mojego miasta, uwielbiam je, ale mimo wszystko są pewne bariery, których nie potrafię złamać.
zdrowe 4w5, chociaż ostatnio się waham.

Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci - Jan Lechoń

Awatar użytkownika
Raphaell_
Posty: 28
Rejestracja: wtorek, 24 maja 2011, 17:43

Re: Przejawy 4 w dzieciństwie

#124 Post autor: Raphaell_ » niedziela, 29 maja 2011, 18:22

Ja bylem fajnym dzieciakiem :p mialem fajna wyobraznie, zawsze potrafilem sie czyms zajac - super czasy ;)

Nifredou pisze:Kogo? W mojej szkole? Niemożliwe, a znowu mieszkam w zbyt małym mieście, żeby znaleźć sobie inne towarzystwo. Dlatego nie mogę się doczekać, aż pójdę do liceum. Nie żebym nie lubiła mojego miasta, uwielbiam je, ale mimo wszystko są pewne bariery, których nie potrafię złamać.
Tez nie lubie malych miasteczek, witaj w clubie.
Nie lubie poprawnosci politycznej, dla tego pisze co chce i nie wazne, czy ladnie to brzmi.

Awatar użytkownika
faxtiour
Nowy użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: niedziela, 29 kwietnia 2012, 19:31

Re: Przejawy 4 w dzieciństwie

#125 Post autor: faxtiour » niedziela, 3 czerwca 2012, 22:22

Nie przepadam za sobą w dzieciństwie, bo nie mogłam kontrolować tych rzeczy, które kontroluje dzisiaj.

Pierwszym moim wspomnieniem jest poczucie totalnej niesprawiedliwości, gdy dostałam od mamy klapsa pod kościołem, po tym jak rozbiłam sobie kolano (biegałam, klaps był za to, ale inaczej to odebrałam). Drugie wspomnienie to pocieszanie mojej mamy. Kiedy byłam dzieckiem, mój tato był niesamowicie nerwowy, zdarzało mu się nawet mamę uderzyć, a mama często płakała, siłą rzeczy stałam się jej jedyną pocieszycielką. Pamiętam też, że gdy miałam 3-4 latka, myślałam, że tylko ja istnieję tak naprawdę, inni ludzie są po to, żebym nie była samotna. Poczucie wyjątkowości zniknęło, gdy zrozumiałam, że moi dziadkowie mnie nie lubią, wolą moich kuzynów. Przez długi czas spałam w łóżku rodziców - mój ojciec nie akceptował tego, kiedyś wkurzył się nawet tak bardzo, że zrobił wielką awanturę w środku nocy. Do teraz pamiętam szklaną kulę, którą rozbił. Była piękna. W środku była plastikowa, złota rybka. Byłam bardzo nieśmiałą dziewczynką, pamiętam, że bałam się wujka (męża cioci). Ciężko było mi wybaczyć drugiemu wujkowi, że zastąpił byłego chłopaka drugiej cioci i do teraz nie mogę się przemóc, żeby mówić do niego "wujku" (mimo, że jest z ciocią od 10 lat). Byłam zazdrosna, że koleżanka potrafi się podpisać, poprosiłam więc mamę o pomoc i tak w wieku 4 lat nauczyłam się pisać, rok później płynnie czytałam. Między 4, a 6 rokiem życia niesamowicie dużo płakałam - miałam w przedszkolu grupkę koleżanek, byłyśmy właściwie "elitą" (zajmowałyśmy osobny pokoik, rządziłyśmy chłopakami, itp o.O), które źle mnie traktowały. Było nas cztery i to zawsze mnie się obrywało. Próbowałam wkupić się w ich łaski, codziennie przynosząc słodycze - wtedy zaczęły być dla mnie wredne dopiero po południu, gdy słodycze zjadły. Chyba wtedy wykształciło się we mnie poczucie zazdrości - podporządkowałam sobie jedną z nich i terroryzowałam na swój dziecięcy sposób. Nie kontrolowałam swojej złości, zaczęłam odstawać od innych, w zerówce zrobiłam się wyjątkowo nieśmiała. Zaczęłam pogrążać się w świecie fantazji - byłam wiewiórką, a moje zabawki były moimi wiewiórczymi siostrami. Uczyłam ich pisać i czytać.

Z okresu podstawówkowego pamiętam przede wszystkim przekonanie, że jestem głupią kujonką, która swoje oceny zawdzięcza ślęczeniu przed książkami. Nienawidzę siebie z tego okresu jeszcze bardziej niż siebie w przedszkolu.

Moje dzieciństwo nie było patologiczne, mimo licznych awantur urządzanych przez tatę. Wydaje mi się, że to nie dotykało mnie tak bardzo, zawsze po prosu zamykałam się w sobie i to olewałam. Nie lubię wspomnienia siebie do 13. roku życia, wydaje mi się, że nic nie znaczyłam i dawałam sobą pomiatać. Mimo to, szczerze powiedziawszy, nie wiem, co mogło ukształtować moją czwórkowość.
4w3

Awatar użytkownika
Litka
Posty: 17
Rejestracja: sobota, 28 kwietnia 2012, 17:43
Enneatyp: Indywidualista
Lokalizacja: Vaes Dothrak

Re: Przejawy 4 w dzieciństwie

#126 Post autor: Litka » wtorek, 5 czerwca 2012, 15:55

Moje dzieciństwo to, przynajmniej w moim odczuciu, encyklopedia czwórkowości. Wszystkie czwórkowe cechy jakimi odznaczam się obecnie w dzieciństwie miały jeszcze większe natężenie. Chciałam zaznaczyć, że scenariusz mojego dzieciństwa odbiega trochę od tego typowo czwórkowego. Żadnych dramatów, patologii, strat i tym podobnych. Jestem czwórką odkąd pamiętam, od kiedy byłam bardzo mała. Być może w bardzo wczesnym dzieciństwie zdarzył się jakiś dramat który wyparłam z pamięci, ale wątpię.

Co oczywiste, byłam niesamowicie wrażliwa i uczuciowa. Moi rodzice zupełnie nie potrafili sobie z tym poradzić. Próbowali mnie nauczyć bycia twardszą, irytował ich mój ciągły płacz ( w ich mniemaniu płakałam zupełnie bez przyczyny ), chcieli na siłę wepchać mnie między ludzi. Mam o to do nich żal. Do dzisiaj. Że nie rozpoznali, że jestem wyjątkowa, że nie nauczyli się ze mną obchodzić. Prawdopodobnie zupełnie spisaliby mnie na straty, gdyby nie fakt że poszłam do szkoły i okazało się że jestem zarąbiście zdolna i najlepsza w praktycznie wszystkim za co się nie wezmę. Piszę to bez cienia wyższości, za to z odrobiną żalu. Bo od tamtej pory ludzie cenią mnie głównie za inteligencję, nie dostrzegając całej reszty. Ale równocześnie dostarczyłam rodzicom całe mnóstwo powodów do dumy i dzięki temu przymknęli oko na moją "dziwność". Przynajmniej tyle.

Gdybym miała znaleźć w sobie-dziecku jakąś dominującą cechę, byłaby to zaborczość. Wciąż pytałam rodziców/babć/itp. czy mnie kochają, wprost zamęczałam ich tymi pytaniami. Gdy dla świętego spokoju odpowiadali że tak, upewniałam się czy kochają mnie bardziej niż kogoś innego (np. brata). A propos, byłam chorobliwie zazdrosna o młodszego brata. A potem o małych kuzynów. Ich narodziny były dla mnie tragedią, do tego stopnia że myślałam o tym jak się ich pozbyć. To cud że nie zrobiłam im krzywdy. Prawda jest taka, że w dzieciństwie byłam otoczona miłością i uwagą, ale wygląda na to, że dla mnie żadna ilość miłości nie jest wystarczająca.

Kolejną rzeczą, którą pamiętam była samotność. Jedno z moich wczesnych wspomnień : wakacje u babci, babcia z dziadkiem zajęci pracą. Ja siedzę sama pod stołem z moją lalką i płaczę z samotności. Doskonale pamiętam co wtedy myślałam. Pomyślałam sobie, że już zawsze tak będzie. I że muszę się do tego przyzwyczaić.

Kolejna rzecz, moje dojrzałe przemyślenia. Zaskakujące jak na 5,6,7-latkę. Myślałam że całe moje życie jest snem i że wszyscy ludzie tak naprawdę nie istnieją. Wprawiało mnie to w rozpacz i oczywiście, nikt nie wiedział o co mi do cholery chodzi. Podobnie jak faxtiour, myślałam że tylko ja istnieję naprawdę. Ciekawe, że to wyznanie się powtarza. Obsesyjnie szukałam tez dowodów, że jestem adoptowana. Przeszukiwałam szuflady w poszukiwaniu dokumentów adopcyjnych prawdopodobnie jeszcze zanim nauczyłam się dobrze czytać. Równocześnie, podczas tych moich poszukiwań, panicznie bałam się że moje przypuszczenia okażą się prawdziwe. Zamiast ich potwierdzenia znalazłam malutką obrączkę dla noworodka potwierdzającą niezbicie, że jestem córką rodziców i moje wątpliwości zostały rozwiane. I tak jestem zbyt podobna do taty żeby to wchodziło w grę.

Uczuciowość. Zakochałam się po raz pierwszy kiedy miałam 6 lat. W około 30-letnim mężczyźnie. I kochałam go prawie jak dorosła kobieta, w dojrzały sposób, wyłączając jedynie aspekt fizyczny. Powiedziałam mu o tym, myślałam że się ze mną ożeni. Fakt że zaczął się śmiać (a także moi rodzice, którzy byli przy tym obecni) był dla mnie-małej dziewczynki prawdziwą katastrofą, nikt nawet nie przypuszczał że tak bardzo to przeżyłam.

Mimo że w opisie mojego dzieciństwa używałam głównie dość gorzkiego tonu, z perspektywy czasu mocno wyidealizowałam pewne jego aspekty. Na przykład postać mojej babci, którą kochałam ( i kocham nadal ), najbardziej na świecie. Mam wrażenie że ona jako jedyna mnie rozumiała, a przynajmniej się starała. I wiedziała jak ze mną postępować. Nakrzyczała na mnie tylko raz w życiu, wiem że zasłużyłam. Jestem jej za to wszystko wdzięczna ponad ludzkie pojęcie. Moja mama nie do końca jest w stanie zrozumieć siłę mojego przywiązania do babci i chyba jest nawet trochę zazdrosna o tę relację. Według niej w domu zachowywałam się jak diabeł wcielony a u babci jak aniołek. Może to i prawda, ale chyba jakoś nie przyszło jej do głowy zastanowić się dlaczego tak było.

Epilog : moi rodzice planowali parokrotnie posłać mnie do psychologa ale tego nie zrobili. Gdy poszłam do szkoły zrobiłam się bardziej śmiała, czasem nawet bezczelna. Zmieniłam się trochę, ale w obrębie bycia czwórką. W wieku 10-11 lat byłam już chyba na najwyższych poziomach zdrowia, obecnie jestem dość nisko i co zaskakujące, bardziej jestem w stanie zidentyfikować się ze sobą w wieku 5-6 lat niż ze sobą sprzed dwóch,trzech lat.

Jeśli przeczytaliście całość, dzięki. Czy ktoś doświadczony w psychologii mógłby mi powiedzieć czy to co opisałam to po prostu czwórkowość czy początek jakieś grubszej schizy którą pasowałoby leczyć ?

Awatar użytkownika
Amisu
Posty: 118
Rejestracja: wtorek, 21 lutego 2012, 03:33
Enneatyp: Indywidualista

Re: Przejawy 4 w dzieciństwie

#127 Post autor: Amisu » środa, 6 czerwca 2012, 05:56

Ja w dzieciństwie wszystko załatwiałam płaczem. Płacz był równy otrzymaniu tego co chciałam otrzymać. Sprawdzał się zawsze. Kiedyś nawet nauczyłam się udawać płacz poprzez zwilżenie powiek wodą i oczywiście smutny ton. :wink: No i zawsze był ktoś obok mnie, cała zgraja kuzynów/kuzynek.
Kiedyś byłam dość słaba i uległa, aż mnie mama podbuntowała i jak złapałam moją kuzynkę za kitę to wytargałam ją za wsze czasy. Byłam taka dumna z siebie, że się jej postawiłam. :wink: Lepsze relacje miałam z kuzynami, zawsze była kupa śmiechu. Jeden był moim oddanym przyjacielem. Rozumiał mnie jak nikt chociaż był młodszy, żałuję, że jest teraz za granicą bo zmienił się w osobę, której nie znam. :wink:
4w3 Arystokrata – mistrz w rzucaniu focha, miłośnik dobrego ciucha, zmanierowany jak diabli. Znienawidzony nawet przez osoby ze swojego typu. Lepiej się czuje w pracy niż 4w5 i dlatego zazwyczaj nie kończy źle.

Awatar użytkownika
Amy
Nowy użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: niedziela, 10 czerwca 2012, 14:55
Enneatyp: Indywidualista

Re: Przejawy 4 w dzieciństwie

#128 Post autor: Amy » niedziela, 10 czerwca 2012, 15:49

Hm... Chyba nieufność, nawet wobec najbliższych. Alienowanie się, robienie wszystkiego po swojemu... I to, że nigdy nie dawałam się na siłę upchnąć w ramki zachowań, zwłaszcza w szkole. W podstawówce nauczyciele mnie przez to nie lubili, ba, nienawidzili wręcz. W gimnazjum zwalali to na burzę hormonów, a teraz w liceum... Po prostu to tolerują i pozwalają mi być sobą. W granicach rozsądku oczywiście. Co doprowadza mnie do szału.
Coś jeszcze z dzieciństwa... Cóż, uciekałam w swoje baśniowe światy, czytałam książki, odcinałam się od ludzi, nie ciągnęło mnie za bardzo do innych, a gdy już z nimi byłam, stawałam się małym, okrutnym tyranem. Nikt nigdy nie był dla mnie autorytetem.

Gdyby nie moje permanentne zapominalstwo, czy też amnezja nie pozwalająca mi pamiętać o tym, co się działo w tamtych czasach było by pewnie z kilka ciekawych historii. Mama mi mówiła, że jako niemowlak i kilkuletni dzieciak, tak do czwartego roku życia, byłam cholernie spokojna. Jakby nieobecna. I wciąż uważa, że widziałam więcej niż inni. Chodzi jej o paranormalne zjawiska... Wątpię, by było to prawdą, jednakże do dziś miewam to durne uczucie, że ktoś mnie obserwuje i ciągle tu jest. Odczucia natychmiastowych spadków lub wzrostów temperatur wcale mi nie pomaga. Wracając do mojego zapominalstwa - mój mózg uznaje wszystko za nie ważne, zapominam nawet o tym, o czym mówiłam kilka minut temu. Nie pamiętam imion, miejsc, osób... Czasem kilka chwil zajmuje mi rozpoznanie kogoś, kto widziałam dzień wcześniej. To też podobno mam od czasów wczesnego dzieciństwa. Mi to nie przeszkadza, chociaż czasami bywa frustrujące.
4w5

Bo szukam w tym świecie tylko czegoś na sen, czegoś co da mi szansę żyć w mojej własnej bajce.

ODPOWIEDZ