Tęsknota za tym czego nie mam...
W moim przypadku największą bolączką jest fakt że prócz tego że wiem co straciłem to zdaje sobie sprawe że to TYLKO i WYŁĄCZNIE moja wina, to doprowadza mnie do szału, momentami zglądam tylko na otwarte w moim pokoju okno i zastanawiam się jak łatwo można b było zakończyć to wszystko. Przykład głupoty ? Prosze, nigdy nie miałem dziewczyny, ale na brak urody narzekać nie moge, po prostu żadna mi nie pasowała, żadna nie była idealna *typowy 4 tok myślenia) i teraz nie mogę sobie nikogo znaleźć. To tylko jeden z wielu przykłądów ale chyba ten najbairdziej bolący. Znacie jakieś dobre lek na depresje ?
My soul's leading by enneagram science's (Aristocratic)
- Basketcase
- Posty: 716
- Rejestracja: czwartek, 12 października 2006, 23:09
Znam ten ból, nie polecam pakowania się w związki na siłę, dopóki tak wygląda Twój sposób myślenia, efekty są zwykle nieciekawe.Prosze, nigdy nie miałem dziewczyny, ale na brak urody narzekać nie moge, po prostu żadna mi nie pasowała, żadna nie była idealna *typowy 4 tok myślenia)
Działanie i aktywna praca nad sobą i swoim sposobem postrzegania świata.Znacie jakieś dobre lek na depresje
Zwiazki chłopak-dziewczyna to dla mnie najtrudniejsza relacja. A właściwie zadna bo jej tak dobrze unikam. W zasadzie jest to dla mnie totalna abstrakcja, bo nigdy z nikim nie chodziłam. Nie wyobrazam sobie siebie w stabilnym małzenstwie. Nie cierpię tych wszystkich flirtów Mad tego podlizywania sie dziewczyn do jakis palantów, pokazowego pindrzenia się i wszystkiego co sie na to składa.. Przez to czuje sie jak alien, ale alien niepełnowartościowy socjalnie.
I to nie prawda że dziewczynom z tym łatwiej, bo taki nieco odległy, tajemniczy i małomówny facet jest na swój sposób pociagajacy i intrygujacy, a dziewczyna pretensjonalna. Bo dziewczyna ma byc rozesmiana, piekna najlepiej niebieskooka blond Razz, inteligentna ale nie za bardzo bo faceci wszak wolą głupsze od siebie <czy to dlatego jestem sama? >...
no ale zeby nie robic OT, to własnie brakuje mi zakochania sie w kims, pindrzenia sie dla kogos, zapewniania ze jestem wspaniała, madra..
I to nie prawda że dziewczynom z tym łatwiej, bo taki nieco odległy, tajemniczy i małomówny facet jest na swój sposób pociagajacy i intrygujacy, a dziewczyna pretensjonalna. Bo dziewczyna ma byc rozesmiana, piekna najlepiej niebieskooka blond Razz, inteligentna ale nie za bardzo bo faceci wszak wolą głupsze od siebie <czy to dlatego jestem sama? >...
no ale zeby nie robic OT, to własnie brakuje mi zakochania sie w kims, pindrzenia sie dla kogos, zapewniania ze jestem wspaniała, madra..
4w5&INTP
Widze, ze wiele osób wypowiadających się w tym temacie ma problemy z zawarciem związku, ja sam osobiście też taki problem mam, ale nie mowa tutaj o mnie tylko o Was
Mam takie pytanie, co musiałoby sie stać, co mogłoby Was pchnąć do tego, żeby taki związek z kimś zbudować ? Przypuścmy, ze o jest książe z bajki, czy tez dla panów królewna, wszystko ok, lubicię tę osobę, podoba się Wam, ale Wy nadal sie boicie stworzyć związek... Jak temu można zaradzić ? Chyba musi być jakiś sposób
Mam takie pytanie, co musiałoby sie stać, co mogłoby Was pchnąć do tego, żeby taki związek z kimś zbudować ? Przypuścmy, ze o jest książe z bajki, czy tez dla panów królewna, wszystko ok, lubicię tę osobę, podoba się Wam, ale Wy nadal sie boicie stworzyć związek... Jak temu można zaradzić ? Chyba musi być jakiś sposób
no mi tez wlasnie najbardziej w zyciu brak tej drugiej osoby. W dodatku wszyscy moi wspollokatorzy maja kogos, kogo poznali u siebie na studiach. (A jak niby ja mam kogos poznac, skoro u mnie na roku nie ma ani jednej dziewczyny? ). Mam niby juz 20 lat, a praktycznie nigdy jeszcze kogos nie mialem. Nie uwazam sie za osobe jakas brzydka, czy cos, po prostu w sprawach z dziewczynami jestem strasznie niesmialy. Nie mam ani podrywu, ani nie chodze do klubow, barow, itp. (czasem tylko knajpki ze znajomymi). Kiedys podobalem sie jednej dziewczynie, ale problem byl w tym, ze ona nie byla w moim typie. (nie mam na mysli wyglad, ale glownie osobowosc).
To wlasnie jest najgorsze w zyciu, czuje taka pustke, ze az mnie wewnatrz rozsadza. Nie chce mi sie wstawac, isc na zajecia uczyc sie, wole juz patrzec sie w sciane. Wspollokatorzy juz nie sa tacy jak w tamtym roku, razem siedzielismy, bawilismy sie, bylo super. ) . W tym roku kazdy lata za swoja druga "polowa" i czuje sie bardziej samotny niz kiedykolwiek w zyciu. Czy to depresja?
To wlasnie jest najgorsze w zyciu, czuje taka pustke, ze az mnie wewnatrz rozsadza. Nie chce mi sie wstawac, isc na zajecia uczyc sie, wole juz patrzec sie w sciane. Wspollokatorzy juz nie sa tacy jak w tamtym roku, razem siedzielismy, bawilismy sie, bylo super. ) . W tym roku kazdy lata za swoja druga "polowa" i czuje sie bardziej samotny niz kiedykolwiek w zyciu. Czy to depresja?
Re: Tęsknota za tym, czego nie mam...
Obawiam się, że jeśli jesteś 4w3 to tego problemu się nie pozbędziesz, albo przyjdzie Ci to z ogromną trudnością. Sentymenty żyją w czwórkach nawet wtedy, gdy już dawno wyblakły kolory, a obrazy wspomnień straciły swoją ostrość. Jedyne, co można z nimi zrobić (moje subiektywne przeczucie) to przyznać się przed sobą, że były jedynie idealizacjami i funkcjonowały w naszych główkach na zasadzie swoistego "wishful thinking".Mamba pisze:No właśnie. Dla nas Czwórek to zjawisko powszechne. Zawsze myślimy właśnie o tym, czego nie możemy mieć, lub co straciliśmy. Nigdy nie potrafimy skupić się na teraźniejszości, liczy się tylko to co było i marzenia o tym, co będzie. Ja tak właśnie mam. To okropne, bo momentami to bardzo boli, a ja nie potrafię inaczej. Nie mogę się skupić np. O obecnym związku, myślę i marzę tylko o tym, co straciłam. I tak jest zawsze. A jestem pewna, że gdybym znów to dostała pewnie by mi się znudziło. Mam już tego dość, bo ciężko jest być szczęśliwą z czymś takim. Też tak macie? A może jakoś radzicie sobie z tym?
Byłabym wdzięczna za odpowiedzi
"glory is only fleeting, already gone.."
jako czworka, to wole byc sama niz z niewlasciwym facetem, jakos tak niefortunnie dobieralam sobie chlopakow slabszych od siebie, abym mogla im pomagac, w tym sie troche spelnialam, ale nie bylo to na dluzsza mete, a moj ostatni to byla totalna porazka, nadawalismy na kompletne innych falach i sporo czasu na niego stracilam, bedac zamknieta na innych, to bylo chore, rzadko sie widywalismy, nie czulam zadnej bliskosci, cale szczescie, ze juz po wszystkim i odzyskalam swa wolnosc
no ale fajne byloby poznac kogos milego i o wspolnych pasjach, ale tez innego ode mnie... tesknie za czyms takim...
no ale fajne byloby poznac kogos milego i o wspolnych pasjach, ale tez innego ode mnie... tesknie za czyms takim...
Samotnosc pogladow innego czlowieka
i jego dziwna zawila natura
zmusza do usmiechu
gdy inny czlowiek spaceruje ulica
myslac o szczesciu
myslac o zyciu
zwraca uwage szarych ludzi
ten inny czlowiek ma inna dusze
inne widzenie i inne serce
i jego dziwna zawila natura
zmusza do usmiechu
gdy inny czlowiek spaceruje ulica
myslac o szczesciu
myslac o zyciu
zwraca uwage szarych ludzi
ten inny czlowiek ma inna dusze
inne widzenie i inne serce
Re: Tęsknota za tym, czego nie mam...
witam.. moj wynik to 4w5..Mamba pisze:No właśnie. Dla nas Czwórek to zjawisko powszechne. Zawsze myślimy właśnie o tym, czego nie możemy mieć, lub co straciliśmy. Nigdy nie potrafimy skupić się na teraźniejszości, liczy się tylko to co było i marzenia o tym, co będzie. Ja tak właśnie mam. To okropne, bo momentami to bardzo boli, a ja nie potrafię inaczej. Nie mogę się skupić np. O obecnym związku, myślę i marzę tylko o tym, co straciłam. I tak jest zawsze. A jestem pewna, że gdybym znów to dostała pewnie by mi się znudziło. Mam już tego dość, bo ciężko jest być szczęśliwą z czymś takim. Też tak macie? A może jakoś radzicie sobie z tym?
Byłabym wdzięczna za odpowiedzi
ciekawy watek.. od pewnego czasu probuje zamknac pewien rodzial w moim zyciu, wymazac z pamieci zdarzenia, sytuacje, na ktore niestety nie mialam zadnego wplywu.. z pozoru wszystko wyglada pieknie, niby nowe miejsce, nowi ludzie.. ale gdzies w glebi wiem, ze ilekroc wracam pamiecia do tego wszystkiego , rodza sie we mnie te same emocje, odczucia.. a swiat cofa sie niebezpiecznie wstecz.. wiec nie jestes sama..
Wątek ma kilka odnóg jak widzę
Tak, kiedyś nieustannie tęskniłam za tym co było, chciałam cofnąć czas. Od 13-tych urodzin piszę dziennik (teraz już miesięcznik), kurczę to już prawie 18 lat. Czytając stare zeszyty cofam się do tamtych czasów i czasami ogarnia mnie nostalgia.
Teraz uważam, że moje życie jest tu i teraz, to co było to fajnie zapisany obrazek.
Im bardziej czegoś nie mogłam mieć, tym bardziej tego chciałam. Z uporem godnym lepszej sprawy. Pokochiwałam facetów, którzy do mnie kompletnie nie pasowali i jeżyłam się do pozostałych. W efekcie lata całe była sama, płacząc dlaczego to nikt mnie nie kocha.
Nauczona smutnym doświadczeniem nie angażowałam się, trzymałam się na smyczy, dopóki nie byłam pewna na 100%, że dla mojego mężczyzny jestem tą Jedyną. Bywa różnie, ale przeżyłam swoją porcję miłości, czułości, oddania.
Jak widać warto czekać lata, choć gdyby mi ktoś sprzedał taką prawdę dekadę temu, to bym go chyba zdzieliła w twarz z irytacji. Bo czwórka ma to do siebie, że wydaje jej się, że jak jest teraz będzie już zawsze.
Dodam jeszcze, że bolało mnie, kiedy widziałam jak dookoła mnie ludzie lgną do siebie jakby złączeni elastyczną linką, a moje związki z chłopakami rwały się na cienkich nitkach. Aż w końcu sama złapałam swoj koniec linki.
Szura: połączyłam. Na przyszłość edytuj posta.
Tak, kiedyś nieustannie tęskniłam za tym co było, chciałam cofnąć czas. Od 13-tych urodzin piszę dziennik (teraz już miesięcznik), kurczę to już prawie 18 lat. Czytając stare zeszyty cofam się do tamtych czasów i czasami ogarnia mnie nostalgia.
Teraz uważam, że moje życie jest tu i teraz, to co było to fajnie zapisany obrazek.
Im bardziej czegoś nie mogłam mieć, tym bardziej tego chciałam. Z uporem godnym lepszej sprawy. Pokochiwałam facetów, którzy do mnie kompletnie nie pasowali i jeżyłam się do pozostałych. W efekcie lata całe była sama, płacząc dlaczego to nikt mnie nie kocha.
Nauczona smutnym doświadczeniem nie angażowałam się, trzymałam się na smyczy, dopóki nie byłam pewna na 100%, że dla mojego mężczyzny jestem tą Jedyną. Bywa różnie, ale przeżyłam swoją porcję miłości, czułości, oddania.
Jak widać warto czekać lata, choć gdyby mi ktoś sprzedał taką prawdę dekadę temu, to bym go chyba zdzieliła w twarz z irytacji. Bo czwórka ma to do siebie, że wydaje jej się, że jak jest teraz będzie już zawsze.
Dodam jeszcze, że bolało mnie, kiedy widziałam jak dookoła mnie ludzie lgną do siebie jakby złączeni elastyczną linką, a moje związki z chłopakami rwały się na cienkich nitkach. Aż w końcu sama złapałam swoj koniec linki.
Szura: połączyłam. Na przyszłość edytuj posta.
4w5, INFj, sp/sx
czuje jakas nostalgie za tym czego mnie pozbawiono po czym co innego dano w zamian, ze to zdeterminowalo moje wybory i uposledzilo. ale pracuje nad tym wytrwale i jestem z siebie dumna. chociaz pomijajac cierpienie co czasem wraca i koszmary ktore jak juz mnie zgasza we snie wracaja na jawie, to jestem czasem wypompowana i pelna watpliwosci, tyle sie tego zdazylo naklebic. ale coz, allways look on the bright side of life
Z tymi relacjami międzyludzkimi to widzę mam podobny problem co większość z Was.
Generalnie nie mam problemu w relacjach typowo koleżeńskich. Jednak gdy przychodzi do czegoś poważniejszego, to czuję się jak niepełnosprawny społecznie. Jeżeli już nawiązuje jakieś przyjaźnie to trwa to o wiele dłużej niż u innych osób. Przykładem może być moja klasa (chodzę do liceum). Aktualnie mam tam kilku przyjaciół, jednak nie zawsze było tak kolorowo. Podczas gdy oni zaprzyjaźnili się między sobą już podczas pierwszego roku, ja zdołałem tego dokonać dopiero w połowie drugiej klasy.
Poza tym nawet w przyjaźni sam sobie buduję mury między ludźmi. Często nie mogę przełamać strachu przed kontaktem fizycznym. Moja przyjaciółka bardzo lubi się przytulać. No i mnie czasem też najdzie taka ochota, ale... no właśnie. Paraliżuje mnie irracjonalny strach przed wygłupieniem się jeżeli to zrobię. Mimo, że doskonale wiem, że tak się nie stanie nie mogę się przełamać. W sumie to myślę, że nie chodzi tu o sam kontakt fizyczny ale pewnego rodzaju "kontakt emocjonalny", gdyż nie mam problemu np. z takim uściskiem na pożegnanie, który nie niesie ze sobą większego ładunku emocjonalnego.
Podobne przykłady mógłbym mnożyć w nieskończoność. A jeśli chodzi o wszelakie miłości (tudzież "miłości") to w sumie nie ma o czym opowiadać. Nigdy z nikim nie byłem. Nigdy nie byłem zakochany. Powody są dla mnie oczywiste: nieśmiałość i brak poczucia własnej wartości. Nawet jeśli ktoś mi się podoba to nie mam odwagi chociażby podejść i zagadać. Boję się tego okropnego wstydu gdy mnie odrzuci. Poza tym zawsze stwierdzam, że i tak nie byłaby zainteresowana takim kimś jak ja. Jest przecież tysiąc innych, lepszych ode mnie. Na dodatek wszystko można o mnie powiedzieć, ale na pewno nie to, że jestem przystojny.
Najgorsze jest to wewnętrzne rozdarcie między potrzebą bliskości i ciepła, a strachem i nieśmiałością. Tą wewnętrzną walkę niestety często przegrywam.
Ehh... beznadziejny, zakompleksiony dureń ze mnie.
Generalnie nie mam problemu w relacjach typowo koleżeńskich. Jednak gdy przychodzi do czegoś poważniejszego, to czuję się jak niepełnosprawny społecznie. Jeżeli już nawiązuje jakieś przyjaźnie to trwa to o wiele dłużej niż u innych osób. Przykładem może być moja klasa (chodzę do liceum). Aktualnie mam tam kilku przyjaciół, jednak nie zawsze było tak kolorowo. Podczas gdy oni zaprzyjaźnili się między sobą już podczas pierwszego roku, ja zdołałem tego dokonać dopiero w połowie drugiej klasy.
Poza tym nawet w przyjaźni sam sobie buduję mury między ludźmi. Często nie mogę przełamać strachu przed kontaktem fizycznym. Moja przyjaciółka bardzo lubi się przytulać. No i mnie czasem też najdzie taka ochota, ale... no właśnie. Paraliżuje mnie irracjonalny strach przed wygłupieniem się jeżeli to zrobię. Mimo, że doskonale wiem, że tak się nie stanie nie mogę się przełamać. W sumie to myślę, że nie chodzi tu o sam kontakt fizyczny ale pewnego rodzaju "kontakt emocjonalny", gdyż nie mam problemu np. z takim uściskiem na pożegnanie, który nie niesie ze sobą większego ładunku emocjonalnego.
Podobne przykłady mógłbym mnożyć w nieskończoność. A jeśli chodzi o wszelakie miłości (tudzież "miłości") to w sumie nie ma o czym opowiadać. Nigdy z nikim nie byłem. Nigdy nie byłem zakochany. Powody są dla mnie oczywiste: nieśmiałość i brak poczucia własnej wartości. Nawet jeśli ktoś mi się podoba to nie mam odwagi chociażby podejść i zagadać. Boję się tego okropnego wstydu gdy mnie odrzuci. Poza tym zawsze stwierdzam, że i tak nie byłaby zainteresowana takim kimś jak ja. Jest przecież tysiąc innych, lepszych ode mnie. Na dodatek wszystko można o mnie powiedzieć, ale na pewno nie to, że jestem przystojny.
Najgorsze jest to wewnętrzne rozdarcie między potrzebą bliskości i ciepła, a strachem i nieśmiałością. Tą wewnętrzną walkę niestety często przegrywam.
Ehh... beznadziejny, zakompleksiony dureń ze mnie.
Przede wszystkim tesknie za miłościa. Z tego sie biorą moje nieszczesliwe milosci. Choc umiem ostatnio w sobie coraz szybciej wypalic uczucia. Np. przedwczoraj zakochalem sie w kumpeli (doslownie w pare godzin), a dzis juz udalo mi sie zwalczyc to irracjonalne uczucie, ktore utrudnialo mi kontakt z nią w ogóle. Lepsze juz to. Bo kiedys potrafilem byc przez rok nieszczesliwie zakochany. To poglebialo jeszcze niesmialosc w stostunku do tej osoby. W ogole uczę się przełamywać pod każdym wzgledem. Takim kaminiem milowym chyba bylo wyznanie milosci i odrzucenie. To dziwne, ale wydaje mi sie, ze taki cios jest kazdemu potrzebny. Nie przezylem chyba nic gorszego w zyciu. Ale to mnie utwardzilo. Ilekroc mam jaies opory w kontaktach z dziewczynami, przypominam sobie o tym i wiem, ze i tak juz nic gorszego mnie nie spotka. To była jakby taka potrzebna metamorfoza. Pewnie to wpływ ksiezyca i ascendentu w baranie, ale jak czegos nie moge to po prostu nie mysle, ryzykuje, bez takich mocnych wrazen zycie nie mialoby sensu dla mnie. To juz lepsze niz wieczna biernosc. A jak bedzie bolec to trudno, w koncu jestem czworka, to przezyje. Jakby na to nie spojrzec to jest to mocniejszy bodziec do jeszcze glebszeko odczuwania, a nóż mnie natchnie i cos ciekwego wymysle?
Mikhael podobnie mam z tym nawiazywaniem przyjazni. Tym bardziej ze najlepszy przyjaciel mnie jakby wykiwal i od tego czasu mam opory by zaufac ludziom. Dopoki ktos nie pozna i nie zaakcjeptuje moich slabosci nie jest moim przyjacielem, a musze miec na prawde silny kontakt psychiczny zeby je wyjawic. Z tym przytualaniem to najlepsze jest praktyka. Ja na poczatku mialem opory i zreszta nadal mam, ale stopniowo sie przelamuje.
Heh, ciekawe jak bedzie wygladala nasza znajmosc. Dziwnie bedzie mi sie gadalo z kims, kto zna mnie z tych postow na forum bardziej niz wiekszosc znajomych w realu.
Mikhael podobnie mam z tym nawiazywaniem przyjazni. Tym bardziej ze najlepszy przyjaciel mnie jakby wykiwal i od tego czasu mam opory by zaufac ludziom. Dopoki ktos nie pozna i nie zaakcjeptuje moich slabosci nie jest moim przyjacielem, a musze miec na prawde silny kontakt psychiczny zeby je wyjawic. Z tym przytualaniem to najlepsze jest praktyka. Ja na poczatku mialem opory i zreszta nadal mam, ale stopniowo sie przelamuje.
Heh, ciekawe jak bedzie wygladala nasza znajmosc. Dziwnie bedzie mi sie gadalo z kims, kto zna mnie z tych postow na forum bardziej niz wiekszosc znajomych w realu.
Nie ma już dla mnie nadziei.ewutek pisze:Uśmiechnięty chłopiec o dziewczęcych rysach.
4w3 sp lub sx / so ENFJ