Opowiastki

Wiadomość
Autor
Tenar
Posty: 338
Rejestracja: czwartek, 1 listopada 2007, 14:13
Lokalizacja: Kraków

Opowiastki

#1 Post autor: Tenar » niedziela, 21 grudnia 2008, 22:20

Zainspirowana opowiedzianą przez Boogiego historią o Ghandim (w dziale dla 9; słyszałam ją wczesniej, tylko że tam było mówione o anonimowym mędrcu) zakładam temat do dzielenia się tego typu pokrzepiajacymi historyjkami :D na początek 2. Pierwszą usłyszałam kiedyś od znajomego katolickiego księdza (stanowi ona źródło mojej pociechy i jakiejś nadziei na przyszłosć :D), a drugą wyczytałam w jednej książeczce.
Pierwsza:
Pewien człowiek chciał stać się lepszy i odnmienić swoje życie, przybył więc do mędrca i zapytał co ma robić. Mędrzec odparł:
- Jak bedzie deszcz, wyjdź na ulicę i stań z uniesionymi rekami, i stój aż się nie skończy.
Człowiek ten więc, jak przyszła ulewa, wyszedł i stanął i stał, i stał, az sie skończyła. Potem poszedł do mędrca.
- Mędrcu, zrobiłem, jak kazałeś.
- I jak się czułeś?
- tak szczerze mówiąc to... jak idiota.
- No widzisz? cakiem nieźle jak na początek! :D

I druga:
Pewien człowiek chciał dostać się do mędrca który mieszkał na wyskiej górze. Przez 3 tygodnie uporczywie się wspinał, aż wrescie, wyczerpany i wychudzony, dotarł do groty medrca i zapytał:
- Co mam czynić aby mieć lepsze życie?
mędrzec na to:
- Przede wszystkim, następnym razem jak będziesz chciał się tu dostać, podejdź do drugiej strony podnóza tej góry i wjedź tu kolejką.
Moje ulubione ;)


"Jeżeli już mam wierzyć w coś, czego nie widać, to wolę wierzyć w cuda niż w bakterie".

Awatar użytkownika
SuperDurson
Moderator
Moderator
Posty: 2939
Rejestracja: sobota, 6 września 2008, 12:45
Enneatyp: Lojalista
Lokalizacja: Kraków

#2 Post autor: SuperDurson » niedziela, 21 grudnia 2008, 23:56

  • "Pewnego razu szereg zbiegów okoliczności zawiódł mnie do Nowego Jorku.
    Jechałem dokądś taksówką z przyjacielem. gdy dotarliśmy na miejsce, mój towarzysz, wychodząc z wozu, niespodziewanie zwrócił sie do kierowcy:
    - Dzięki za przejażdżkę. To była doskonała jazda.
    Taksówkarza zatkało na moment. Odezwał się po chwili:
    - A z pana co taki dowcipalski, co?
    - Ależ, mój panie, wcalę nie stroję sobie żartów. o prostu podziwiam pańską umiejętnośc zachowania zimnej krwi w takim korku.
    - Yhmm... - Kierowca skinął głową i odjechał.
    - Co ty wyprawiasz? - zapytałem przyjaciela.
    - Usiłuję przywrócic Nowemu Jorkowi miłośc- odparł. - Jak sądze to jedyny sposób, by uratować nasze miasto.
    - Jeden człowiek miałby uratować cały Nowy JOrk?
    - Bynajmniej nie jeden. Jak przypuszczam, ten taksówkarz będzie miał dziś doskonały humor. Załóżmy, że przypadnie mu dwadzieście kursów. Będzie miły dla 20 pasażerów, ponieważ ktoś był miły dla niego. Z kolei tych dwudziestu pasażerów będzie uprzejmych dla swych pracowników, sprzedawców sklepowych, kelnerów, i pewnie nawet dla swych najbliższych. W rezultacie życzliwośc ogarnie dziś przynajmniej z tysiąc osób. nieźle, prawda?
    - Owszem, tyle że wszystko zależy od tego, czy taksówkarz zechce być miły dla swych klientów.
    - Nie zależy - oświadczył mój przyjaciel - Jestem świadom, że mój system nie jest niezawodny, toteż zamierzam przeprowadzić swą operację na dziesięciu różnych osobach. Niech z tej dziesiątki uda mi się uszczęśliwić troje... Pośrednio wpłyne na samopoczucie trzech tysięcy ludzi.
    - Jako instrukcja prezentuje się dość efektownie - przyznałem - ale nie wydaje mi się, by to sprawdziło się w praktyce.
    - nic straconego, jeśli nie chwyci. nie kosztowało mnie wiele powiedziec facetowi, że robi kawał porządnej roboty. nie otrzymał przez to ani wyższego ani niższego napiwku. Jeżeli jest głuchy na pochwały, co z tego? Jutro znajdzie się inny taksówkarz, któremu będę mógł sprawic trochę radości.
    - Z ciebie jest niezły wariat - pokiwałem głową ze współczuciem.
    - A z ciebie zrobił się straszny cynik. Przeprowadziłem, wyobraź sobie, badania na temat poczty. Zdaje się, że oza brakiem pieniędzy problem z jej pracownikami polega na tym, że nikt im nie mówi, jak dobrze wykonują swoją pracę.
    - Ależ oni nie wykonują dobrze swojej pracy! - obruszyłem się.
    - Nie wykonują, bo są przekonani, że nikogo to nie obchodzi. Ktoś chyba mógłby powiedzieć im coś miłego?
    Przechodzilismy własnie obok jakiegoś gmachu w budowie. Obok siedziało pięciu robotników, zajadając lunch. Mój przyjaciel zatrzymał się.
    - Świetna robota. To musi być trudna i niebezpieczna praca, co?
    Robotnicy obrzucili go podejrzliwym spojrzeniem.
    - kiedy to ma byc gotowe? - spytał.
    - W czerwcu - odburknął krótyś z budowniczych.
    - Yhm. Doprawdy, imponujące. Musicie być z tego bardzo dumni.
    Poszliśmy dalej.
    - Nie widziałem czegoś podobnego od filmu Człowiek z La Manchy.
    - Gdy ci ludzie przetrwaja moje słowa, poczują się szczęśliwsi, a miasto na pewno skorzysta na ich radości.
    - Ależ niczego nie zrobisz w pojedynkę! - zaoponowałem. - A przeciez jesteś sam!
    - Najważniejsze to się nie zniechęcać. Przywracanie życzliwości temu miastu to nie lada sztuka, ale jeśli wciągnę do moeje kampanii innych...
    - ...puszczając perskie oko do takich brzydul jak ta przed chwilą...- dodałem, widząc jak mruga do kobiety, ktorą mijaliśmy.
    - Owszem, owszem - odrzekł. - Zauważ: jeśli to nauczycielka, jej klasa będzie miała dziś fantastyczne zajęcia..."

    Art Buchwald


  • Na pytanie piętnastoletniej dziewczynki, co ma uczynić, by przeżyć fascynujące życie, ktoś udzielił następującej odpowiedzi:
    Jestem sobą.
    Na całym świecie nie ma nikogo, kto byłby dokładnie taki sam jak ja. Zdarzają się ludzie, którzy częściowo są do mnie podobni, lecz w sumie nikt nie jest taki, jak ja. Dlatego też, cokolwiek robię, jest autentycznie moje, ponieważ ja sama decyduje się na to.
    Do mnie należy wszystko, co jest mną - moje ciało, włączając jego funkcje; mój umysł i wszystkie myśli i pomysły; moje oczy oraz wszystko, co widzę; moje uczucia, baz względu na to, czy to gniew, radość, zdenerwowanie, miłość, rozczarowanie czy entuzjazm; moje usta i wszystkie słowa, które z nich wychodzą - uprzejme, słodkie, ale też gburowate, właściwe i niewłaściwe; mój głos, głośny czy ściszony; wszystkie moje uczynki wreszcie, czy względem innych, czy względem siebie samej.
    Należą do mnie wszystkie moje wyobrażenia i nadzieje, marzenia i obawy.
    Należą do mnie moje osiągnięcia i sukcesy, moje niepowodzenia i błędy.
    Ponieważ należę cała do siebie, mogę się gruntownie poznać. Jeśli tak uczynię, pokocham się i zaprzyjaźnię z każdą cząstką mnie, a dzieki temu cała będę mogła działać w swym najlepszym interesie.
    Oczywiście, są we mnie rzeczy, które wprawiają mnie w zakłopotanie; są i takie, których jeszcze o sobie nie wiem. Dopóki jednak odnoszę się do siebie z przyjaźnią i miłością, mogę odważnie i z ufnością szukać dróg wyjścia z zakłopotania i sposobów, by poznać lepiej.
    Bez względu na to, jak wyglądam i brzmię, cokolwiek mówię i robię, cokolwiek myślę i czuję w danej chwili, wszystko jest mną, czymś autentycznym, co wskazuje, gdzie znajduję się w danym momencie.
    Później, gdy będę przeglądać w myśli, jak wyglądałam i brzmiałam, co mówiłam i robiłam, co myślałam i czułam, może się okazać, że niektóre fragmenty nie pasują do całości. Mogę też wymyślić coś nowego, by zastąpić to, co odrzuciłam.
    Widzę, słyszę, czuję, myślę, mówię i wiele potrafię.
    Mam wszystko, co potrzebne, by przeżyć, by być blisko z innymi, tworzyć, znajdować sens i ład w świecie ludzi i spraw obok mnie.
    Należę do siebie, a więc mogę się przeprojektowywać do woli.
    Jestem sobą. Jestem jak najbardziej w porządku."

    Virginia Satir


To dopiero jest spojrzenie na świat:
  • Rodzice maja trójke dzieci. Dwójka z nich wychowuje sie "normalnie". Jeden syn, jednak wg rodziców zachowuje sie nie do konca w porzadku. Jest zawsze szczesliwy. Niewazne co by sie nie stalo zawsze jest usmiechniety, wesoly i radosny. Rodzice stwierdzili, ze nie jest to normalne u zblizajacego sie do wieku nastoletniego dziecka. Poszli z synem do terapeuty.
    Ten polecil im aby na gwiazdke zrealizowali pewien plan. Dzieki niemu syn stanie sie bardziej "realistyczny".
    Gdy nadeszla gwiazdka pod choinka znalazlo sie mnostwo prezentow. Po kilka wspanialych wymazonych dla kazdego z dwojki dzieci. Dla synka nie bylo nic. Dwojka rozpakowywala i sie radowala, a dla synka nic nie bylo. Pomimo tego synek siedzial i cieszyl sie radoscia braci. Rodzice postanowili zrealizowac plan.

    "Synku a nie zastanawiasz sie gdzie jest prezent dla ciebie?"
    "nie wiem mamusiu. bawie sie swietnie patrzac na braciszkow"

    Zabrali wiec synka do garazu i powiedzieli ze tam jest prezent dla niego. Dziecko wbieglo do garazu i zamknelo drzwi. Rodzice szczesliwi, ze w koncu dziecko realnie spojrzy na swiat czekali chwile.

    Co bylo w garazu?

    Byla tam wielka kupa gnoju na 2 metry wysokosci i kilka metrow obwodu. Smierdziala, byla swieza i lepka. Nie mozna bylo wytrzymac patrzac na nia a co dopiero z wachaniem.
    Skoro da sie taki prezent dziecku, to na pewno sie zdenerwuje i wreszcie sie uspokoi, nieprawda? :)

    PO 10 min rodzice wchodza do garazu i wdza jak synek przebiera rekoma kupe gnoju i zanurza sie w nia coraz glebiej. Robi to z wielka radoscia i pasja.

    Rodzice niemilo zaskoczeni, pytaja dziecka:
    "dlaczego, dlaczego synku taki jestes zadowolony?"

    a synek:

    "Mamusiu, skoro tu jest taka wielka kupa, to gdzies musi sie chowac konik (kucyk) na ktorym bede mogl jezdzic"





  • "Ktoś podsłuchał kiedyś, jak mały chłopiec, przechodząc przez podwórko, przekonywał sam siebie, że jest doskonałym baseballistą. na głowie miał baseballową capeczkę, a w rękach piłkę i bijak.
    - Jestem największym baseballista na świecie! - powiedział dumnie.
    Podrzucił piłeczkę, przymierzył się, by uderzyć, lecz nie trafił. Nie zrażony, podniósł piłeczkę, rzucił ją wysoko w powietrze i zawołał:
    - Jestem najlepszym baseballistą w ogóle!
    Zamierzył się kijem ponownie i ponownie chybił.
    Przez chwilę dokładnie przyglądał się bijakowi i piłeczce. W końcu jeszcze raz posłał ją w powietrze i rzekł:
    - Jestem największym baseballistą, jaki kiedykolwiek istniał!
    Przyłożył z całej siły kijem i... znowu nie trafił w piłkę.
    - Rany! - wykrzyknął. - Co za miotacz!"
  • Stado wielkich, dobrych ptaków zbierało się do odlotu. Do ciepłych krajów. Gdy już wielkie, dobre ptaki miały wzlecieć podfrunęła maleńka ptaszyna.
    - Wy se odlatujecie, a ja tu zemrę z chłodu.... - westchnął ptaszek.
    - Leć więc z nami - zaproponowały wielkie, dobre ptaki.
    - Ale wy macie duże skrzydła, a ja maleńkie...
    - Gdy ustaniesz w locie, pomożemy ci - odpowiedziały wielkie, dobre ptaki, szykując się do wzlotu.
    - Ale wy macie duże żołądki, a mnie zabraknie pokarmu i umrę z głodu...
    - Gdy będzie potrzeba, damy ci jeść - odpowiedziały wielkie, dobre ptaki, przestępując z nóżki na nóżkę, bo czas odlotu już był przekroczony.
    - Ale wy macie...
    - A idź q...wa, w p...du! - odpowiedziały wielkie, dobre ptaki.... ...I poleciały...

Kod: Zaznacz cały

"Gdy kiedykolwiek stękasz do siebie w taki sposób, zatrzymaj się i po prostu zacznij powtarzać następującą mantrę: 'ZAMKNIJ kxxxx RYJ! ZAMKNIJ kxxxx RYJ!'" R. Bandler

A chwile po tym usłysz jak wchodzą fanfary, setki bębnów dudniących wokół Ciebie, trąbki, setki trąb, rogi bojowe, chóry i wszystko dzieje się z tak głębokim tonem, że całe środowisko wokół zaczyna drżeć. Błyskawice przecinają niebo, przeszywając gromami całe powietrze, huczą fajerwerki, rozwijasz swoje smocze skrzydła i z wysokości 10 metrów patrząc na skruszonych rozmówców mówisz do siebie:

"Buahahahaha!! YOUR ASS IS MINE!!, You will listen, you will understand and you will feel pleasure" 

R.Bandler 
..bo to czytasz ..bo Cię lubię ..bo myślisz samodzielnie!

sp/sx, 6w5 lvl 3-5
LIE Obrazek

Awatar użytkownika
SuperDurson
Moderator
Moderator
Posty: 2939
Rejestracja: sobota, 6 września 2008, 12:45
Enneatyp: Lojalista
Lokalizacja: Kraków

#3 Post autor: SuperDurson » poniedziałek, 22 grudnia 2008, 00:06

jak masz marzenia, realizuj je, jakie by nie były...

Opowiadałem kiedyś w kościele w Huntington Beach o Banku Kredytowym dla Dzieci. Wkrótce potem przyszedł do mnie pewien dzieciak, uścisnął mi mocno dłoń i powiedział:
- Nazywam się Tommy Tighe. Mam sześć lat i chciałbym pozyczyc pieniądze z waszego banku dla dzieci.
- Owszem, Tommy, jednym z zadań banku jest udzielenie pożyczek dzieciom - odrzekłem. - Jak dotąt wszyscy dłużnicy spłacili kredyt. Na co potrzebne są Ci pieniądze?
- Odkąd skończyłem cztery lata, mam dziwne przeczucie, że potrafię wprowadzić na świecie pokój. Chcę wydrukować nalepkę ze słowami: "Pokój na świecie dla wszystkich dzieci" , z podpisem: "Tommy".
- To da się zrobić- odparłem.
Potrzebował 454 dolarów na tysiąc nalepek. Moja fundacja przekazała czek drukarni, która miała się zając produkcją nalepek.
Tommy postawił sobie następujące cele"
1. Uzyskac informację o kosztach (razem z kosztami zakupu wejściówki na mecze baseballu)
2. Wydrukować nalepkę.
3. Rozplanować spłatę pożyczki.
4. Zastanowić się, jak dotrzeć do ludzi.
5. Znaleśc adresy przywódców państw.
6. Napisać do wszystkich prezydentów i premierów na całym świecie i przesłać im bezpłatna nalepkę.
7. Porozmawiać z każdym na temat pokoju.
8. Zadzwonić do gazety i przedstawić swój projekt.
9. POgadać o tym w szkole.

Jego ojciec spytał mnie kiedys po cichu:
- Jeśli Tommy nie zwróci pożyczki, odboerzecie mu rower?
- Nie sądzę, by nie zwrócił. Odpukać w niemalowane drewno, jak na razie dzieci rodzą się uczciwe, z wysokim poczuciem moralności i etyki. Reszty się uczą. Tommy spłaci swój dług.
Jeśli twoje dziecko ma dziesięc lat, pozwól mu pracowac za pieniądze dla kogoś uczciwego, zachowującego prawa moralności i etyki, ab jak najwczesniej obyło się z ich zasadami.
Podarowałem Tommy`emu wszystkie swoje kasety instruktażowe na temat sprzedaży. Przesłuchał je dwadzieścia jeden razy i wykuł lekcję "na blachę".
Na jednej z moich kaset mówię : "Zaczynaj zawsze od góry". Tommy przekonał swojego tatę, by zawiózł go do domu Ronalda Reagana. Kiedy znaleźli się na miejsci, wyszedł im na spotkanie portier. Wysłuchał dwuminutowej, porywającej przemowy Toma na temat nalepek, po czym sięgnął do kieszeni i wręczając chłopcu dolara i pięździesiąt centów, powiedział:
- Wezmę jedną. Poczekaj chwilę, zapraz przyprowadzę prezydenta.
Spytałem go później, dlaczego chciał sprzedać nalepkę Reaganowi.
- Mówiłeś przecież na kasetach, że każdego należy zachęcać do kupna...- odparł wzruszając ramionami.
- Mówiłem, mówiłem. Przyznaję, to moja wina- pokiwałem głową.
Tommy wysłał też nalepkę Michaiłowi Gorbaczowowi, załączając rachunek na 1,50$ w walucie amerykańskiej. Wkrótce otrzymał od Gorbaczowa przekaz na 1,50$ i zdjęcie z własnoręcznie wypisanymi przez radzieckiego przywódcę słowami: "Wprowadzaj pokój, Tommy. Michaił Gorbaczow, Prezydent".

Ponieważ kolekcjonuje autografy, poprosiłem Tommy`ego, by odsprzedał mi zdjęcie z podpisem Gorbaczowa za pięćset dolarów.
- Nie Mark, dziękuje - odprawił mnie z kwitkiem.
- Tommy - powiedziałem mu - wiesz, że jestem właścicielem kilku firm. Gdy dorośniesz, chciałbym cię zatrudnić.
- Chyba żartujesz? - żachnął sie malec. - Gdy dorosnę, to ja zatrudnię ciebie!
NIedzielne wydanie "Orange County Register" poświęcone było w głównej mierze Tommy`emnu, Bankowi Kredytowemu dla Dzieci i mojej skromnej osobie. Marty Show, dzeinnikarz "Registera" przeprowadził z Tommym sześciogodzinny wywiad i napisał fenomenalne sprawozdanie. Zapytał go między innymi, jaki jego zdaniem będzie miał wkład w budowę pokoju na świecie.
- Chyba jestem jeszcze za mały, żeby zrobić coś poważniejszego - odpowiedział mu Tommy. - Trzeba mieć conajmniej osiem, dziewięć lat, by zakończyć wszystkie wojny.
- Kto jest dla ciebie autorytetem? - zagadnął Marty.
- Mój tato, George Burns, Wally Joiner i Mark Victor Hansen- padła odpowiedź.

Trzeba przyznać, że Tommy ma naprawdę doskonały gust, jeśli chodzi o swoich wzorców...Trzy dni później otrzymałem telefon od Hallmark Greeting Card Company, spółki zajmującej się produkcją kartek pocztowych. Okazało się, że czytali artykuł w "Registerze", a ponieważ organizowałem właśnie zjazd w San Francisco, chcieli zaprosić do udziału także Tommy`ego. Hallmark chciał, aby moja firma, "I kto to mówi", przeprowadziła z Tommym pertraktacje. Nic z tego nie wyszło, ponieważ dwa tygodnie na przygotowanie wszystkiego nie mogły nam wystarczyć, a negocjacje między Hallmarkiem, mną i Tommym miały bardzo zabawny i pokrzepujący charakter.
Do udziału w telewizyjnym show zaprosiła Tommy`ego Joan Rivers. Ona także otrzymała przesłana przez kogoś kopię wywiadu z chłopcem.
Zatelefonowała do niego pewnego dnia.
- Tommy, tu Joan Rivers. Chciałabym cię zaprosić do mojego programu. Miałbyś wielomilionową widownię.
- Świetnie! - chłopczyk przystał natychmiast.
- Zapłace ci trzysta dolarów - zaproponowała Joan.
- Doskonale! - powtórzył maluch. A ponieważ przerobił i przyswoiuł sobie z mistrzowskim skutkiem moje instrukcję "Jak sprzedać się drogo", zaraz wprowadził parę moich rad w życie.
- Mam tylko osiem lat, więc nie mogę przyjśc sam. Byłaby pani w stanie zapłacić też mojej mamie, jeśli by mi towarzyszyła?
- Nie ma sprawy! - Joan była ubawiona.
- A przy okazji...Oglądałem niedawno program Bogaci i sławni. Podobno należy zatrzymac się przy Trump Plaza, jeśli nocuje się w Nowym Jorku. Mogłaby pani mi to załatwić?
- Jak najbardziej - odparła.
- W programie mówili też, że w Nowym Jorku trzeba koniecznie obejrzeć Empire State Building i Statuę Wolności. Nie sprawiłoby pani kłopotu zarezerwowanie dla nas biletów?
- Ależ najmniejszego...
- Wspaniale. Aha, nie mówiułem jeszcze, że moja mama nie umie prowadzić. Moglibyśmy skorzystać z pani limuzyny?
- Oczywiście...- Nie pozostało nic innego, jak przystać i na to.
Tommy wziął udział w programie Joan, wywierając ogromne wrażenie na niej, na realizatorach i publiczności zarówno w studio, jak i zgromadzonej przed telewizorami. Prezentował sie świetnie, był interesujący, autentyczny i nadzwyczaj przedsiębiorczy. Mówił tak uroczo i przekonywująco, że ludzie sięgali natychmiast do portfeli i bez zastanowienia kupowali od niego nalepki.
Pod koniec programu Joan zapytała go:
- Tommy, czy naprawdę uważasz, że twoje nalepki przyniosą światu pokój?
- Sprzedaje je dopiero od dwóch lat - odrzekł z entuzjazmem, uśmiechając się promiennie - a już padł mur berliński. Nieźle mi idzie, nie sądzi pani?"

Mark V. Hansen
..bo to czytasz ..bo Cię lubię ..bo myślisz samodzielnie!

sp/sx, 6w5 lvl 3-5
LIE Obrazek

Awatar użytkownika
le_ming
Posty: 10
Rejestracja: poniedziałek, 3 listopada 2008, 23:49

#4 Post autor: le_ming » poniedziałek, 22 grudnia 2008, 09:08

może znane

-Pewnego razu łódź przybiła do malej meksykańskiej wioski. Amerykański turysta podziwiając ryby złowione przez meksykańskiego rybaka zapytał ile czasu zajęło mu ich złapanie.
- Niezbyt długo - odpowiedział Meksykanin
- W takim razie, dlaczego nie zostałeś na morzu dłużej żeby złapać więcej takich ryb? - zapytał Amerykanin.
Meksykanin wyjaśnił, że ta mała ilość spokojnie wystarczy na potrzeby jego i całej jego rodziny.
- A co robisz z resztą wolnego czasu? - zapytał Amerykanin.
- Długo śpię, potem złowię kilka ryb, bawię sie; ze swoimi dziećmi, spędzam sjestę ze swoja żoną. Wieczorami wychodzę do wioski i spotykam się z moimi przyjaciółmi, wypijamy kilka drinków, gramy na gitarze, śpiewamy piosenki. Żyję pełnym życiem...
Amerykanin przerywa. - Ukończyłem studia MBA na Harvardzie, myślę, że mogę Ci pomóc. Powinieneś zacząć łowić ryby dłużej każdego dnia. Możesz zacząć sprzedawać ryby skoro będziesz łowić ich więcej. Mając dodatkowy przychód możesz kupić większą łódź. Za dodatkowe pieniądze, które przyniesie Ci większa łódź możesz kupić druga łódź i trzecią i tak dalej aż będziesz miał całą flotę statków. Zamiast sprzedawać swoje ryby pośrednikom będziesz mógł negocjować bezpośrednio z przetwórniami i może nawet otworzysz swoją własną fabrykę. Będziesz mógł wtedy opuścić tą małą wioskę i przeprowadzić się do Mexico City, Los Angeles albo nawet do Nowego Jorku! Stamtąd będziesz mógł kierować' swoimi interesami.
- Ile czasu mi to zajmie? - zapyta? Meksykanin.
- Dwadzieścia, może dwadzieścia pięć lat - odpowiedział Amerykanin.
- A co później?
- Później? Wtedy dopiero się zacznie - odpowiedział Amerykanin, uśmiechając się - Kiedy twój biznes będzie naprawdę duży, możesz zacząć sprzedawać akcje i robić miliony!
- Miliony? Naprawdę?... A co potem?
- Potem będziesz mógł przejść na emeryturę, mieszkać w małej wiosce na wybrzeżu, długo spać, bawić się z dziećmi, łowić czasami ryby, spędzać sjestę ze swoją żoną i spędzać wieczory bawiąc się ze swoimi przyjaciółmi...

Awatar użytkownika
NoMatter
Posty: 1156
Rejestracja: czwartek, 26 października 2006, 15:31
Lokalizacja: Polska

#5 Post autor: NoMatter » poniedziałek, 22 grudnia 2008, 10:44

OPOWIADANIE ZEN

Camden Benares, Mistrz Wyliczanki do Pięciu
Koteria Obozu Potulnych

Pewien poważny, młody człowiek nie mógł piradzić sobie z problemami, które trapiły Amerykę XX wieku. U wielu ludzi szukał rozwiązania gnebiących go konfliktów wewnętrznych, lecz nie opuszczało go zmartwienie.

Aż tu pewnej nocy, przesiadując w kawiarni spotkał samozwańczego mistrza zen, który mu powiedział: "Idź do walącej się kamienicy, znajdującej się pod adresem, który ci napisałem, lecz nie mów nic do mieszkających w niej ludzi. Musisz zachować milczenie aż do jutrzejszego wschodu księżyca. Idź do dużego pokoju po prawej stronie głównego korytarza, usiądź w pozycji lotosu na kupie gruzu w północno-wschodnim kącie, zwrócony twarzą do kąta, i medytuj".

Młodzieniec usłuchał mistrza. Niestety, medytację przerywały mu niespokojne myśli. Martwił się, czy rury z łazienki na drugim piętrze nie spadną na stertę rur i innych śmieci, na których siedział. Martwił się, w jaki sposób ma się dowiedzieć o tym, czy już wzeszedł księżyc. Martwił się, co powiedzą o nim ludzie przechodzący przez pokój. Nagle, jego zmartwienia i troski zostały niejako przerwane, jakby w próbie wiary, przez nieczystości spadające na niego z drugiego piętra. I niemal w tej samej chwili do jego pokoju weszło dwóch ludzi. Pierwszy z nich spytał drugiego, kim jest ów siedzący człowiek, na to usłyszał odpowiedź: "Niektórzy mówią, że jest świętym. Inni, że kupą gówna". Kiedy ów człowiek to usłyszał, doznał oświecenia.


:P ;)
"Ludzi g. obchodzi co chciałeś powiedzieć, obchodzi ich to, co usłyszeli."

Awatar użytkownika
le_ming
Posty: 10
Rejestracja: poniedziałek, 3 listopada 2008, 23:49

#6 Post autor: le_ming » poniedziałek, 22 grudnia 2008, 11:27

Siedziało sobie dwóch uczniów buddyjskich w ogrodzie, spierając się o to,
co zaś jest doskonalszą umiejętnością: lewitacja czy chodzenie po wodzie?

Na to przyszedł ich mistrz i zawołał: Won pętaki! Najdoskonalszym jest chodzić po ziemi!

ODPOWIEDZ