Strona 1 z 6

Kłamstwa i kłamstewka

: poniedziałek, 4 sierpnia 2008, 22:37
autor: Orest_Reinn
Każda Dwójka kłamie. To fakt potwierdzony naukowo ;)
Tylko teraz: jak kłamie. Najczęściej powtarzane kłamstewka Dwójeczek i co one oznaczają...

Ja od siebie dam: "jestem nieudacznikiem", co należy tłumaczyć jako "powiedz mi, że jestem zajebisty" ;]

: poniedziałek, 4 sierpnia 2008, 23:26
autor: Roxi
Ha ha..dobre, ale to chyba u innych typów jest podobnie? Chociażby u 4.

: poniedziałek, 4 sierpnia 2008, 23:52
autor: Orest_Reinn
Ha, ale są pewne teego granice. Do pewnego momentu jest to normalne zachowanie, potem jest to patologia, a na samym końcu 2.

: wtorek, 5 sierpnia 2008, 12:55
autor: Epona
ja bardzo często kłamie i tłumaczę sobie, że to dla dobra innych. A gdyby się temu lepiej przyjrzeć, to można powiedzieć, że kłamię po to, żeby jak najlepiej wypaść w oczach innych, żeby być osobą popularną i miłą.
Nie zawsze tak jest, ale zdarza mi się kłamać znajomych (przyjaciół z reguły nigdy nie okłamuję).
Czasem kłamię dla relaksu, żeby sprawdzić na ile spostrzegawczy jest rozmówca i zazwyczaj wtedy są to drobne kłamstwa, które łatwo wyłapać i jeszcze dodatkowo je akcentuję.
Moje ulubione (zazwyczaj robi się to gdy towarzystwo jest pijane) to bajeczka o krecie polarnym. Zawsze mówię, że jest takie zwierze jak kret polarny, który wygląda jak nasz kret, tyle tylko, ze ma białą sierść i kopie w śniegu. Staram się być przy tym bardzo przekonująca :D

I przede wszystkim uczucia - w tej kwestii często okłamuję samą siebie. Zawsze chcę udawać twardą babkę przed samą sobą.

: wtorek, 5 sierpnia 2008, 13:40
autor: Tenar
Orest_Reinn pisze:Ha, ale są pewne teego granice. Do pewnego momentu jest to normalne zachowanie, potem jest to patologia, a na samym końcu 2.
Wypraszam sobie takie tezy :P Mi się zdarza kłamać po to żeby podnieść komuś nastrój. Czasem też wyolbrzymiam pewne rzeczy po to żeby kogoś sprowokować do dziwnej reakcji a potem mieć z niego ubaw :lol: typowym przykładem czegoś takiego jest sytuacja kiedy ktoś krytykuje właśnie jakis zespól muzyczny a ja mówię, że to właśnie mój ulubiony. Uwielbiam patrzeć na miny ludzi w takich momentach.

: wtorek, 5 sierpnia 2008, 14:17
autor: Orest_Reinn
Jak już przy tym jesteśmy, to wspomne kolegę 2 - deistę (chyba, nie udało mi się go do końca rozgryźć ;)), który w każdej dyskusji argumentuje swój wywód katolickimi dogmatami ;]

: wtorek, 5 sierpnia 2008, 14:45
autor: Epona
Tenar pisze: Czasem też wyolbrzymiam pewne rzeczy po to żeby kogoś sprowokować do dziwnej reakcji a potem mieć z niego ubaw :lol: typowym przykładem czegoś takiego jest sytuacja kiedy ktoś krytykuje właśnie jakis zespól muzyczny a ja mówię, że to właśnie mój ulubiony. Uwielbiam patrzeć na miny ludzi w takich momentach.
o taaaaak! mam identycznie!
to jest takie trochę drażnienie rozmówcy, żeby było ciekawiej :D

: środa, 6 sierpnia 2008, 01:40
autor: pomiar
Moja matka jest 2 i nie wiem, czy dużo kłamie, wiem natomiast, że bardzo lubi wyolbrzymiać. Jeśli musiała czekać 15 minut, to powie, że czekała godzinę. Jeśli na podłodze pojawi się plama, to powie, że cała podłoga jest brudna. jeśli deszcz popadał czasami, to powie, że padało cały dzień bez przerwy.

: poniedziałek, 11 sierpnia 2008, 17:57
autor: Pablo
Orest_Reinn pisze:"jestem nieudacznikiem", co należy tłumaczyć jako "powiedz mi, że jestem zajebisty" ;]
He he to znam :) To znaczy właśnie tak odpowiadam jak np. mój dobry kumpel 9v1 zaczyna się nad sobą użalać ;)

: czwartek, 21 sierpnia 2008, 11:21
autor: Vadi
Chyba bym się udusiła, jakbym miała cały czas kłamać. Mówisz, że jest to zasadnicza cecha naszego typu, a nie jest tak. Jesteśmy szczerzy, dobrzy otwarci i bezinteresowni. Lepiej mówic o najwyższym poziomie zdrowia niż o najniższym. Czy znowu chodzi o odmienne stosowanie pojęć? Być może.
Nawet kiedy złagodzę swoją opinię wobec kogoś, nie powiem mu wszystkiego lub puszczę w niepamięć to, że mnie obraził, to prawda i tak w nas pozostaje. Przecież na początku nie wierzymy, że tak jest w rzeczywistości, czujemy żal, niechęć i bunt, jednak po wybaczeniu mu jakiegoś niedostatku czy braku, tak właśnie się staje. To co było, przestaje istnieć. To my słowem stwarzamy to, co ma być. Ale prawda o wszystkim w nas pozostaje. Tą prawdą jest dobro. Dla mnie wybaczenie i w ogóle wszelkie dobro na przekór złu, jest właśnie takim kłamstwem, które staje się prawdą. Dobro jest zakłamywaniem zła i stwarzaniem. Wszystko jest kwestią odbioru, jak cos wcielamy w życie, a potem umieszczamy w umyśle.

Natomiast jeżeli chodzi o to kłamstwo w Twoim znaczeniu, rzeczywiste, obiektywne, a nie „w imię dobra”, to często zdarza mi się powiedzieć coś na wyrost, że zrobię coś, podejmuję się czegoś, jestem jak typowy entuzjasta przepełniona entuzjazmem, a potem tego nie realizuję. Naprawdę mam wiele pomysłów, ale gorzej z ich wykonaniem. Wynika to z niezrozumienia okoliczności i braku przewidywania. Jednak jestem świadoma tej swojej wady, że za mało przewiduję albo zbyt optymistycznie podejdę do sprawy, bo świat i ludzie są tacy niby przyjaźni i bezproblemowi, a potem mogą wyniknąć trudności. Więc uczę się na błędach, dokładnie planuję, to jest swego rodzaju odpowiedzialność.

Poza tym czasami mam szczerą ochotę zjechać jakiegoś człowieka, ale się przełamuję, kłamię i wybaczam. Czy oby na pewno kłamię?

: czwartek, 21 sierpnia 2008, 15:38
autor: Tenar
Katastrofa pisze: Nawet kiedy złagodzę swoją opinię wobec kogoś, nie powiem mu wszystkiego lub puszczę w niepamięć to, że mnie obraził, to prawda i tak w nas pozostaje. Przecież na początku nie wierzymy, że tak jest w rzeczywistości, czujemy żal, niechęć i bunt, jednak po wybaczeniu mu jakiegoś niedostatku czy braku, tak właśnie się staje. To co było, przestaje istnieć. To my słowem stwarzamy to, co ma być. Ale prawda o wszystkim w nas pozostaje. Tą prawdą jest dobro. Dla mnie wybaczenie i w ogóle wszelkie dobro na przekór złu, jest właśnie takim kłamstwem, które staje się prawdą. Dobro jest zakłamywaniem zła i stwarzaniem. Wszystko jest kwestią odbioru, jak cos wcielamy w życie, a potem umieszczamy w umyśle.

Wybaczenie jest czymś innym niż "zapomnieniem na siłę" bo tak można ujac to co mówisz o wybaczeniu. Że to kłamstwo. Prawdziwe wybaczenie wymaga czasu i nie jest narzuconym sobie kłamstwem, tylko aktem wewnętrznym, dokonującym się w nas samoistnie. Bo inaczej nie jest to dobro tylko hipokryzja. Hipokryzja nigdy nie stworzy dobra. Czy dobrem jest kiedy w sercu nosimy wciąż uraz do osoby, mimo że na zewnątrz i sami przed soba udajemy że nic się nie stało? Może i doraźnie ma to dobre skutki-np powierzchwny spokój itd ale nie mamy tego wewnętrznego spokoju jaki daje tylko prawdziwe wybaczenie. A bez wewnętrznego spokoju ciężko jest naprawdę uczynić cos bezinteresownie dla drugiego człowieka, cvzłowiek niespokojny czyni to przede wszystkim dla siebie aby siebie zagłuszyć. Prawdziwe wybaczenie mojemu biologicznemu ojcu zajęło mi dobrych kilka lat. Przebaczenie byłemu chłopakowi-z pomocą psychologa i pedagogów-pół roku. Słowem, prawdziwe wysoki poziom zdrowia- w naszym przypadku prawdziwa bezinteresownośc i życzliwość wobec świata, spełbnianie naszego prawdziwego powołania-wymaga cięzkiej pracy, w ktorej narzucanie sobie kłamstwa jest tylko nieporozumieniem.
I jeszcze jedno. Dobro nie jest zakłamywaniem zła bo zakłamywanie to przysparzanie kolejnego zła. Dobro jest przyjęciem zła do wiadomości i czynieniem na przekór. A to co innego...

: czwartek, 21 sierpnia 2008, 23:09
autor: Snufkin
.

: czwartek, 21 sierpnia 2008, 23:50
autor: Orest_Reinn
Eee, pewno każdej tak mówisz ;)

: piątek, 22 sierpnia 2008, 19:59
autor: Vadi
Tak Tenar. Masz zupełną rację. Tylko, że użyłam tego określenia trochę jako przenośni. Po prostu jeżeli się zdarzyła pewna rzecz, każdy może to usłyszeć lub zobaczyć, i to nas zabolało, to ma to swoje istnienie rzeczywiste. I nikt nie może tego wymazać z przeszłości. Taka prawda. Normalną i uznawaną, nawet społecznie reakcją, byłoby wymierzenie kary i sprawiedliwości. To jest nasza naturalna reakcja. Ale kiedy dochodzi do momentu wybaczenia, ta rzecz, choć istniejąca obiektywnie, przestaje się w jakikolwiek sposób liczyć w naszym umyśle, nie dażymy do wyrównania rachunków, co potwierdziło by jakoś tego rzeczywistą miarę dla nas. Rzecz odbywa się w środku, subiektywnie. W sensie moralnym wybaczenie pozwala nam zapomnieć o obiektywnej mierze i gniewie. Tym samym jest jakby tego czynu zaprzeczeniem. Cała rzecz zostaje ucięta jak nożem, sam fakt mamy w pamięci, ale kontynuacją jest dobro powstałe wewnętrznie.

: piątek, 22 sierpnia 2008, 20:15
autor: Tenar
Tu nasuwa mi się filozoficzne pytanie czy coś co się zdarzyło istnieje dalej w jakiejś czasoprzestrzeni czy nie... Bo jeżeli nie istnieje, to wybaczenie nie jest "kłamstwem" (w Twoim przenośnym ujęciu) tylko po prostu wygaśnięciem negatywnych emocji związanych ze zdarzeniem, ktore już minęło, istniało kiedyś ale nie istnieje już, z którego zostało tylko wspomnienie. Wybaczenie nawet rozumiem w ten sposób, że jest to swego rodzaju "zlikwidowanie istnienia" zdarzenia w teraźniejszości. Brak wybaczenia to ciągłe podsycanie uczuć jakie daje samo wydarzenie. Wygaśnięcie uczuć związanych z wydarzeniem jest dla mnie równoznaczne z odsunięciem go w ostateczną przeszłość "Było ale już nie ma". Zamiast zła-dobro. Ale jeżeli wydarzenie istnieje w jakiejś nieokreślonej czasoprzestrzeni jako ciągłe "jest" to wg mnie chyba jest tak jak mówisz... Warunkiem przebaczenia-coś w rodzaju kłamstwa (zafałszowanie rzeczywistości). Z tym że ja raczej się przychylam do tej pierwszej wersji :wink: