Agon pisze:Czy zatem nie jest pozbawione sensu uczenie dzieci, że jak zrobią coś co jest społecznie nieakceptowalne, to czeka ich za to kara w postaci bólu? Co sądzicie?
Czy jest sens mówić o czymś takim jak moralność bez zwracania uwagi na konsekwencje? Można kogoś uderzyć, albo mówić o Piekle przez wieczność za to, że się nie zachowuje zgodnie z jakimiś normami. Szczególnie w połączeniu z biciem może to dać dobry efekt. Strach przed bólem doświadczony po uderzeniu będzie mógł odpowiednio wpłynąć na wyobraźnię gdy takiej osobie powie się o miejscu nieskończonych cierpień - Piekle.
Nie mam doświadczenia ale jak patrze na własne dzieciństwo i przez obserwację otoczenia, to wydaje mi się, że moralność dzieci przyswajają poprzez naśladowanie i branie przykładu z dorosłego. Można powtarzać ile się chce, że bicie młodszego Krzysia jest złe, że znęcanie się nad młodszą siostrą jest be, ale jak dziecko widzi powiedzmy rodzica, który jakoś gorzej traktuje ludzi od siebie zależnych, znęca się nad innymi, to dziecko będzie to naśladować.
Molik pisze:Uważam, że uderzenie dziecka w reakcji na niewłaściwe zachowanie (i to pojęcie jest szerokie i może być różnorako interpretowane) nie spowoduje, że dopiero socjalizujące się dziecko zrozumie ani dlaczego źle postąpiło, ani jak powinno postąpić, ani jakie wywołało skutki. Do tego trzeba wyjaśnień.
A ja właśnie nie przeceniałbym roli wyjaśnień, bo dzieci nie mają zawsze takiej zdolności rozumienia np szerszych konsekwencji swoich czynów jak dorośli, czyli tłumaczysz dziecku a dla niego to jakaś abstrakcja. Trzeba umieć dostosować "wyjaśnianie" czy tłumaczenie zgodnie z wiekiem dziecka.
Kimondo pisze:jedyna sytuacja w której myślę, że klaps czy inne jest uzasadniony to gdy małe dziecko robi coś co może zagrażać jego życiu i chcemy zapobiec by nie robiło tego w przyszłości. Niestety zadziałało to by na podstawie skojarzenia jak u psów pawłowa.
Właśnie w takich sytuacjach moi rodziciele stosowali kary cielesne, tzn w sytuacjach ekstremalnych. Zdarzało się, że często naginałem zasady, to i byłem odpowiednio karany. A jakby mi się jako dzieciakowi kilka razy nie zapaliła czerwona lampka strachu przed bólem klapsów, to może skończyłbym jako inwalida w najlepszym wypadku.
boogi pisze:Kary cielesne de facto oznaczają hierarchię: ja jestem rodzic (lepszy, silniejszy, mądrzejszy), ty jesteś dziecko (mniejsze, słabsze, głupsze); mogę cię uderzyć żeby cię wychować, albo kiedy tylko puszczą mi emocje. Kary są skutkiem przyjęcia takiego widzenia świata. Dziecko w ten sposób wychowywane, będzie chciało w dalszej przyszłości potwierdzić że nie jest (mniejsze, słabsze, głupsze), więc będzie starało się wprowadzić swoją hierarchię, i w jej ramach ustawić się wyżej niż inni. I negatywny cykl się zamyka.
W mojej opinii, nie ma uzasadnienia dla bicia dziecka. Kropka.
Jestem zwolennikiem równorzędnego traktowania dzieci - owszem są dziećmi i na dorosłych spoczywa odpowiedzialność za przekazywanie im wiedzy i kształcenie ich; niemniej jednak obejrzenie tego jak zachowują się i rozwijają dzieci które (w uproszczeniu) traktowane są jak dzieci, oraz takich które traktowane są jak, jakby to ująć, mali dorośli (równouprawnienie), udziela definitywnej odpowiedzi na to pytanie. Jeżeli ktoś się nad tym wcześniej nie zastanawiał i nie obserwował takich sytuacji, to proponuję by przynajmniej zrobić sobie w myślach taki eksperyment: jak te dwa różne style wychowania mogą zaowocować.
Trudno się nie zgodzić ze słowami boogiego. Choć mój własny przykład pokazuje, że stosowanie kar cielesnych powinno być dobrane do sytuacji i charakteru/temperamentu dziecka. Na mnie jako dzieciaka tłumaczenia i wyjaśnienia raczej nie działały. Jeszcze tylko skomentuje równorzędne traktowanie dzieci. Zgadzam się z ideą jako taką ale widzę w niej pułapkę i ryzyko wychowaia bahora z przerośniętym ego. Można próbować traktować dzieci jako równe ale przecież nie są one równe dorosłym. Tzn nie moga podejmować decyzji, nie wiedzą co jest dobre a co złe, jakby mogły to by jadły lody i Snickersa na śniadanie
Innymi słowy dzieci nie mają umiejętności przewidywania konsekwencji własnych czynów.
Wszystko rozbija się o to jak mieć u dziecka bezwzględny autorytet bez wymuszania go siłą? Jak wychować dziecko na posłuszne traktując je jako równe?
Zielony smok pisze:Tu troszkę bym polemizował z autorem, że przypomnę sobie teorie dr Spocka
Kilka razy wspominałem owego doktorka tu na forum. Każdy zainteresowany tematem powinien się zainteresować jego teoriami... i cóż można się uczyć na błędach.