Strona 1 z 2

Hedonizm, post i cierpienie

: czwartek, 27 sierpnia 2015, 00:34
autor: Ninque
Hedonizm (gr. ἡδονή, hedone, "przyjemność", "rozkosz") – pogląd, doktryna, uznająca przyjemność, rozkosz za najwyższe dobro i cel życia, główny motyw ludzkiego postępowania. Unikanie cierpienia i bólu jest głównym warunkiem osiągnięcia szczęścia.
Post – dobrowolne powstrzymanie się od jedzenia w ogóle, lub od spożywania pewnych rodzajów pokarmów (np. mięsa), przez określony czas. Pości się przede wszystkim z przyczyn religijnych.
chociaż właśnie post chciałabym rozszerzyć nie tylko na powstrzymywanie się od jedzenia ale również od np telewizji, internetu, specjalnych obszaru internetu itd czegoś co po prostu sprawia nam przyjemnośc czy jakoś ułatwia życie i rozsądek niekoniecznie nakazywałby ograniczenie tego.

zastanawiam sie czy to nie jest tak, że w pędzie życia, nastawionego tylko na przyjemnośc, zaspokojenie własnych potrzeb, konsumpcjonizm; zapominamy o jego wartości i sensie? i czy to nie jest tak, że gdybyśmy spróbowali postu, nie wyszlibyśmy na tym na dobre, czy post uszlachetnia? czy ma sens?

czy jednak własnie tylko to co przyjemne jest uzasadnione? Czy można odnieśc korzysci z utrudniania sobie życia?

Cały czas myślimy, że to NAM, ma być przyjemnie, MI ma być dobrze, ten drugi człowiek źle sie zachowuje wobec MNIE, to rani MOJE uczucia, musi MI się to opłacać. Trudno wyjśc z tego kręgu własnych potrzeb i przyjemnści. Ale czy warto? Czy może to naturalne że człowiek tak ma i tak powinno być?

Czy jest jakieś miejsce w dzisiejszym świecie na cierpienie dla idei, ale nie idei hedonistycznej tylko własnie duchowej (jako hedonistyczną mam na mysli cwiczenia fizyczne i diety majace na celu skłonić płeć przeciwną do chętniejszego wchodzenia w interakcje)?

Czy po częsci przyczyta tak wielu problemów psychicznych i kryzysów osobowościowych dzisiejszego społeczeństwa nie leży w tym, ze oduczylismy się cierpieć, nie akceptujemy cierpienia, bólu, starości, chorob psychiczych? nie jesteśmy w stanie zaakceptować wyrzeczeń?

Staliśmy się delikatni.

Przeszkadza nam patrzenie na śmierć i deformacje fizyczne.

Gdzie leży przyczyna tego w jakim kierunku zmierzamy?
Zdarzało wam się "pościć" od czegoś, nawet jeśli pod przymusem zewnętrznym (brak pradu, zepsuty samochod, zdrowie) i czy zauwazliscie jakieś zamiany w swojej psychice i nastawieniu do świata? jesli tak to czy na lepsze czy wręcz zrost frustracji?

Czy świadomośc tego, że jesteście w stanie bez czegoś żyć, np mięsa, pszenicy, telewizora, budzi w Was poczucie wyższości i podziw dla własnej silnej woli?

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: czwartek, 27 sierpnia 2015, 01:08
autor: Intan
Tak to tutaj podrzucę - jakaś dziewczyna doszła do podobnych wniosków - a wypowiem się później. "Staliśmy się delikatni" - pięknie powiedziane. Też ostatnio o tym myślałam. :)
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=eVJQQMMe14U[/youtube]

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: czwartek, 27 sierpnia 2015, 01:38
autor: Cotta
Wybieram drogę środka, czyli ani nie bezmyślne podążanie za zaspokajaniem zachcianek, ani zaprzeczanie potrzebom. Np. jedząc, można się obżreć jak prosię, można w ogóle nie jeść, a można też zwyczajnie zjeść tyle, żeby się najeść, ale nie przejść. To uważam za optymalne. A teraz po kolei:
Ninque pisze: zastanawiam sie czy to nie jest tak, że w pędzie życia, nastawionego tylko na przyjemnośc, zaspokojenie własnych potrzeb, konsumpcjonizm; zapominamy o jego wartości i sensie? i czy to nie jest tak, że gdybyśmy spróbowali postu, nie wyszlibyśmy na tym na dobre, czy post uszlachetnia? czy ma sens?
Jak ktoś faktycznie popadł w taki pęd konsumpcyjny, to może mieć sens.
czy jednak własnie tylko to co przyjemne jest uzasadnione? Czy można odnieśc korzysci z utrudniania sobie życia?
Nie, wg mnie nie tylko to, co przyjemne, jest uzasadnione. Czasem warto poświęcić kawałek swojego komfortu na rzecz ważnych dla nas wartości.
Nie nazwałabym jednak niegonienia za przyjemnościami utrudnianiem sobie życia. Często niegonienie za takimi rzeczami nawet życie ułatwia. Np. jak kupujesz sobie wypasioną willę, bierzesz sobie na głowę mnóstwo dodatkowych zadań związanych z utrzymaniem jej w dobrym stanie i z ochroną mienia. Podobnie, kiedy kupujesz samochód - on wiele spraw ułatwia, ale też wymaga ubezpieczania, mycia, przeglądów, napraw, odśnieżania, martwienia się o miejsca parkingowe. Posiadanie to zawsze dodatkowe obowiązki. A nadmierna konsumpcja z kolei to zawsze rujnowanie sobie zdrowia (nie tylko jedzenie, bo tv i Internet też, a nawet przesadne ćwiczenie może spowodować kontuzje - po prostu wszystko w nadmiarze szkodzi).
Cały czas myślimy, że to NAM, ma być przyjemnie, MI ma być dobrze, ten drugi człowiek źle sie zachowuje wobec MNIE, to rani MOJE uczucia, musi MI się to opłacać. Trudno wyjśc z tego kręgu własnych potrzeb i przyjemnści. Ale czy warto? Czy może to naturalne że człowiek tak ma i tak powinno być?
Znowu - uważam, że pomiędzy "mi ma być dobrze" a "innym ma być dobrze" trzeba zachować zdrową równowagę. Zresztą często te rzeczy nie stoją w opozycji i jest wiele rozwiązań, kiedy obu stronom jest dobrze. Tzw. rozwiązanie "wygrana-wygrana" (polecam książkę "7 nawyków skutecznego działania" - wbrew temu, co może sugerować tytuł, to nie marketingowe pitu pitu, ale książka o rozwoju).
Czy jest jakieś miejsce w dzisiejszym świecie na cierpienie dla idei, ale nie idei hedonistycznej tylko własnie duchowej (jako hedonistyczną mam na mysli cwiczenia fizyczne i diety majace na celu skłonić płeć przeciwną do chętniejszego wchodzenia w interakcje)?
Z tego, co się orientuję, to istnieją jakieś sekty itp., gdzie ludzie się biczują, tną, albo odgrywają drogę krzyżową, faktycznie dręcząc swoje ciała. To już dla mnie fanatyzm. Cierpienie dla idei, które nie jest konieczne, uważam za głupie. Masochizm jest w pewnym sensie tym samym co hedonizm - napawaniem się, tyle że cierpieniem. Po co? Natomiast wyrzeczenie się pewnych rzeczy lub ich ograniczenie jest dla mnie czymś innym niż zadawaniem sobie cierpienia. Można sobie zrobić np. tydzień oczyszczania organizmu i umysłu, odłączając się od cywilizacyjnych wynalazków i jedząc np. tylko owoce. Ale to nie jest zadawanie sobie cierpienia. Znam ludzi, którzy sobie robią takie "przerwy" i ich to bardzo regeneruje. Nie jest jakąś męczarnią, katuszami itp.
Czy po częsci przyczyta tak wielu problemów psychicznych i kryzysów osobowościowych dzisiejszego społeczeństwa nie leży w tym, ze oduczylismy się cierpieć, nie akceptujemy cierpienia, bólu, starości, chorob psychiczych? nie jesteśmy w stanie zaakceptować wyrzeczeń?

Staliśmy się delikatni.

Przeszkadza nam patrzenie na śmierć i deformacje fizyczne.
Możliwe. Faktycznie tak bardzo forsuje się wizerunek osoby wiecznie uśmiechniętej i o idealnym ciele, że wiele osób może z tego powodu popaść w różne kompleksy, anoreksje, bulimie i inne takie. Irytuje mnie, że jak człowiek jest smutny, to od razu sugeruje mu się depresję i wysyła do lekarza. Jeżeli smutek nie jest przewlekły, tylko jest naturalną reakcją na przykre wydarzenie, to co w tym chorobliwego?
Gdzie leży przyczyna tego w jakim kierunku zmierzamy?
Bo ludzie są gupi. :mrgreen:
To żarcik taki. :P Nie wiem, gdzie leży przyczyna. Można zwalić na media, ale to płytkie uzasadnienie, bo w końcu ludzie nie muszą tym mediom ulegać. A często ulegają.
Zdarzało wam się "pościć" od czegoś, nawet jeśli pod przymusem zewnętrznym (brak pradu, zepsuty samochod, zdrowie) i czy zauwazliscie jakieś zamiany w swojej psychice i nastawieniu do świata? jesli tak to czy na lepsze czy wręcz zrost frustracji?
Byłam np. na diecie bezcukrowej przez 7 miesięcy (nie, że nie jadłam wyłącznie słodyczy, ale w ogóle rzeczy z wysoką zawartością cukru). Przez pierwsze 2-3 tygodnie było to upierdliwe, potem w ogóle nie odczuwałam braku słodkich rzeczy i czułam się o wiele lepiej niż przed dietą, poprawiła mi się też odporność. A jak po całej kuracji wzięłam gryza tortu, to mnie zemdliło. Po prostu paskudny ulepek. :?
Przez rok byłam też wegetarianką, ale tutaj było inaczej, bo nie znikło mi zapotrzebowanie na mięso, przez cały czas czułam się "niedojedzona", a po roku zaczęły mi szwankować nerki (dlatego zrezygnowałam z wege). Inna rzecz, że kiepsko przyswajam gluten, a wege z małą ilością produktów zbożowych to trudna sprawa.
Telewizora od lat nie mam, ale nie traktuję tego jako jakieś wyrzeczenie, bo nigdy nie oglądałam dużo tv. Bez internetu bywam kilka dni, jak gdzieś jadę (nie mam smartfona, więc nie korzystam z netu podczas wyjazdów). Nie odczuwam tego jako jakiś szczególny dyskomfort. Nigdy nie miałam problemów z przebywaniem tylko ze sobą, bez zagłuszaczy ciszy, wizji, przestrzeni. Chyba na tym polega problem, że ludzie są przyzwyczajeni, że coś hałasuje, coś się porusza, coś przyciąga ich uwagę, tym samym odciągając tęże uwagę od nich samych. I kiedy nagle zostają sam na sam ze sobą, nie wiedzą, co z tym zrobić. (Niby kiedy siedzisz sama w pokoju przy kompie, to też jesteś "sam na sam ze sobą", ale w rzeczywistości tego nie czujesz, bo zagłuszasz to tym, co w necie, nie odczuwasz tego "sam na sam" świadomie, dopiero jak się to wszystko odłączy, zdajesz sobie sprawę ze swojej obecności - wtedy ludzie do tego nieprzyzwyczajeni mogą czuć się nieswojo.)
Czy świadomośc tego, że jesteście w stanie bez czegoś żyć, np mięsa, pszenicy, telewizora, budzi w Was poczucie wyższości i podziw dla własnej silnej woli?
Chyba nie. Chociaż jednocześnie nie rozumiem ludzi, którzy nie potrafią zrezygnować z czegoś, co im szkodzi.

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: czwartek, 27 sierpnia 2015, 07:40
autor: Snufkin
Przeciwieństwem hedonizmu jest chyba stoicka asceza a nie żaden post.
Natomiast chciałbym polecić post w przypadku choroby. Nasze matki i babcie z reguły wtedy wpychają w nas jedzenie - zupełnie niesłusznie. Jak przez kilka dni nic nie zjemy nic nam się nie stanie, wręcz przeciwnie, post w tym okresie działa prozdrowotnie (oczywiście pod warunkiem, że leżymy w łóżku i faktycznie nie jesteśmy głodni). Najfajniejszą rzeczą po takim poście jest ponowny powrót smaku potraw. Nawet zwykły chleb z serem i pomidorem smakują wtedy jak jakieś delicje.

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: czwartek, 27 sierpnia 2015, 08:33
autor: Agon
Najtrudniejsza jest zmiana nawyków, robienie/nie robienie czegoś na przekór temu, że wcześniej tego się nie robiło/robiło. Ktoś żyjący w ciągłym hedonizmie, kolekcjonujący nieprzydatne rzeczy, uzależniony od przyjemności typu TV, internet, seks, słodycze itp. powinien spróbować przez pewien czas się od tego odciąć i zająć czymś innym. Natomiast kompletny asceta powinien nieco wziąć się do życia, bo z kolei jego minimalistyczne podejście naraża go na brak doświadczeń i nie pozwala rozwinąć różnych przydatnych umiejętności np. obsługi komputera i internetu.

Racjonalne zmiany to rozwój i postęp. Irracjonalne zmiany to zamęt i chaos. Brak zmian to stagnacja i gnicie.

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: czwartek, 27 sierpnia 2015, 10:00
autor: Zielona
Ninque pisze:Zdarzało wam się "pościć" od czegoś, nawet jeśli pod przymusem zewnętrznym (brak pradu, zepsuty samochod, zdrowie) i czy zauwazliscie jakieś zamiany w swojej psychice i nastawieniu do świata? jesli tak to czy na lepsze czy wręcz zrost frustracji?
Czy świadomośc tego, że jesteście w stanie bez czegoś żyć, np mięsa, pszenicy, telewizora, budzi w Was poczucie wyższości i podziw dla własnej silnej woli?
Myślę podobnie jak Cotta.
O dłuższego czasu moją maksymą stało się "Żyj prosto. Konsumuj mniej. Myśl więcej…", choć zaczęłam myślenia, a dotarłam do prostego życia. Myślenie zaczęło się od pracy nad sobą, poskutkowało zdobywaniem wiedzy, zmianą przekonań - tego w co wcześniej wierzyłam/nie wierzyłam czy uznawałam za prawdę o świecie.
Obecnie mocno ograniczyłam cukier (gdy rzadko mam ochotę na słodkie jem kanapkę z miodem lub własnym, niskocukrowym dżemem), przekąski typu czipsy, paluszki, chemiczne żarcie, alkohol przestał mi smakować, nie mam tv, o jakieś 90% zmniejszyłam spożycie tego czego w Polsce nie da się uprawiać, rzadko się maluję i ograniczyłam/zamieniałam na coś innego różne kosmetyki.
Wcale nie uważam się za ascetkę i że się poświęcam. Świadomie wybieram to co dla mnie dobre - logiczny wybór. Jestem inna (mało ludzi tak robi), a nie lepsza.
Z przymusem zewnętrznym też nie mam problemu odkąd nauczyłam się akceptować/zmieniać.
Ninque pisze:Gdzie leży przyczyna tego w jakim kierunku zmierzamy?
Przede wszystkim w naszych głowach. W drugiej kolejności zmiany cywilizacyjne - bardzo długi ciąg przyczynowo - skutkowy, na który składa się gospodarka, polityka, kultura itd. Można powiedzieć, że wszystko, bo wszystko łączy się ze wszystkim. Dlatego dziś nasz świat wygląda jak skrzyżowanie orwellowskiego świata z "Roku 1984" i "Nowego wspaniałego świata" Huxley'a. Tak w dużym skrócie.

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: piątek, 28 sierpnia 2015, 06:49
autor: Snufkin
Brawo Zielna ! A jednak są na tym świecie ludzie myślący podobnie.
Jedna uwaga:
Zielona pisze:gdy rzadko mam ochotę na słodkie jem kanapkę z miodem
Mimo wszystko cukier to cukier. Miód się nadaje raczej tylko do słodzenia (a raczej doprawienia) herbaty.

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: piątek, 28 sierpnia 2015, 10:06
autor: Zielona
Miód to coś więcej niż cukier :)
Spoiler:
Mi zawsze mówiono, że miodu nie powinno się podgrzewać, bo traci swoje właściwości i z tego co czytałam tak jest.
A jednak są na tym świecie ludzie myślący podobnie.
Pewnie, że tak. Tylko wciąż są w mniejszości i nie wszyscy mówią to tym głośno, bo nie każdy ma tyle siły/odwagi by to robić.
Kiedy zaczęłam mówić, że z powodów ideologicznych porzucam ryż, pomarańcze, herbatę itd. wiele osób patrzyło na mnie jak na wariatkę :D No bo jak to tak się "wyrzec"? Ale kiedyś "przyciśnięta" koleżanka przyznała, że nie jedzą zimą szklarniowych/sprowadzanych pomidorów, bo są bez smaku. Jednak się da ;)

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: piątek, 28 sierpnia 2015, 10:55
autor: Ael
A ja teraz wstydze sie powiedziec, ze mam wrecz odwrotne podejscie do zycia...
Epikur bylby ze mnie dumny, I guess :oops:

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: piątek, 28 sierpnia 2015, 11:08
autor: R25
Zielona pisze: Kiedy zaczęłam mówić, że z powodów ideologicznych porzucam ryż, pomarańcze, herbatę itd. wiele osób patrzyło na mnie jak na wariatkę :D No bo jak to tak się "wyrzec"? Ale kiedyś "przyciśnięta" koleżanka przyznała, że nie jedzą zimą szklarniowych/sprowadzanych pomidorów, bo są bez smaku. Jednak się da ;)
To raczej powód praktyczny, a nie ideologiczny :D

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: piątek, 28 sierpnia 2015, 11:18
autor: Szyszek
Wydaje mi się, że każdy powinien wybrać optymalny dla siebie punkt równowagi w tych sprawach. Lektura Enneagramu dość dobrze pokazuje, że spojrzenie na to może być bardzo różne.

Ja jestem typową piątką i z perspektywy trzeciej osoby mało biorę od życia. Zawsze bardziej pasowała mi rola obserwatora będącego nieco na uboczu. Z drugiej strony rzadko zdarza mi się wyrzekać czegoś z przyczyn ideologicznych. Częściej decyduje o tym praktyczność i mój charakter. Kiedyś np. zrobiłem sobie dłuższą przerwę od internetu, licząc na to, że to mnie bardziej uspołeczni (nie znałem wtedy Enneagramu). Nie pomogło. :D Ale pozwoliło uwolnić się od szumu informacyjnego i poukładać parę spraw w głowie.

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: piątek, 28 sierpnia 2015, 11:40
autor: Zielona
R25 pisze:To raczej powód praktyczny, a nie ideologiczny :D
W zasadzie tak... aczkolwiek to, że pomidory szklarniowe/sprowadzane nie są tak smaczne jest skutkiem pewnej idei ;)
Ale nie o to biega. Chodziło mi o pokazanie, że jeśli mamy odpowiednią motywację to możemy bez bólu z czegoś zrezygnować.

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: piątek, 28 sierpnia 2015, 12:01
autor: Ninque
ech ale w temacie chodzi o to żeby z bólem z czegoś zrezygnować i zobaczyć w tym sens :P ;)

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: piątek, 28 sierpnia 2015, 19:37
autor: Vadi
Zielona pisze: Wcale nie uważam się za ascetkę i że się poświęcam.
Dokładnie. To uczucie poświęcania się mija, kiedy ma się jakiś wyższy cel w tym, co się robi.

Nie jem mięsa, bo szkoda mi zwierząt. Poza tym "produkcja mięsa" jest nieekonomiczna i szkodliwa dla środowiska. Ponadto człowiek nie jest przystosowany do tego, żeby trawić mięso. Szereg chorób cywilizacyjnych powstaje właśnie dlatego, że ludzie nie chcą ograniczyć spożywania mięsa.Tak więc lista zysków znacznie przekracza moją tęsknotę za smakiem schabowego.

Próbowałam też wytrwać na diecie warzywno-owocowej, która ma dobroczynny wpływ na organizm. Usuwa choroby, wydłuża życie, poprawia samopoczucie. Ostatecznie udało mi się tylko tydzień, ale i tak uważam to za swój sukces.

Telewizora niemal w ogóle nie oglądam, ale to już rzeczywiście żadne wyrzeczenie, bo mnie to pudło zwyczajnie denerwuje.

Re: Hedonizm, post i cierpienie

: piątek, 28 sierpnia 2015, 22:58
autor: Zielona
Ninque pisze:ech ale w temacie chodzi o to żeby z bólem z czegoś zrezygnować i zobaczyć w tym sens :P ;)
Proszę uprzejmie.
Ninque pisze:ze oduczylismy się cierpieć
„Dowcip” polega na tym, że wcale nie oduczyliśmy się cierpieć. Istnieją dwa rodzaje bólu – fizyczny i psychiczny i każdy z nich jest dedykowany – fizyczny dla ciała, psychiczny dla naszej samoświadomości. Jeden i drugi mają być naszym nauczycielem. Ten fizyczny uczy nas dość szybko nie wsadzać rąk do ognia albo nie chodzić po tłuczonym szkle ;) Dobrze działa na poziomie świadomości zwierząt/instynktów człowieka.
Gorzej się robi, gdy jak w przypadku człowieka, do głosu dochodzi ból fizyczny i samoświadomość.
W dzisiejszych czasach z tym pierwszym nieźle daje sobie radę medycyna i farmacja i tym samym „zwolniły” nas odpowiedzialności za swoje ciało. Ale tym samym dołożyła bólu psychicznego.
A najgorzej bólem psychicznym. Tego przysparzają nam emocje negatywne. To one informuje nas, że coś jest nie tak. Jednak jesteśmy tak wychowani/w takim świecie żyjemy, że uważamy, że są one czymś normalnym, że inaczej się nie da. W ten sposób ból stracił swoją wartość edukacyjną. Zamiast zacząć szukać co jest przyczyną cierpienia szukamy erzaców – plastrów na duszę – więcej zakupów, więcej przedmiotów, więcej seksu, więcej alkoholu, internetu itd. I cierpimy bardziej.
Cierpienie ciała nijak nie uleczy duszy. Gdyby tak było żadna kobieta nie pozwoliłaby się uderzyć po raz drugi, każde niegrzeczne dziecko stałoby się grzeczne po pierwszym laniu, żaden chojrak nie wdałby się ponownie w bójkę, a ktoś kto się tnie poprzestałby na jednym sznycie.
Cierpienie nie ma sensu jeśli niczego nas nie uczy - więc cierpimy bez sensu. Post pod przymusem (zewnętrznym lub własnowolnym) nie skłania do refleksji, a tylko dodaje bólu. Jeśli odnajdzie się utracony sens cierpienia – jego wartość edukacyjną, wtedy można odmawiać sobie bez żadnego problemu, bo wtedy to nie jest strata, a zysk.